Analfabetyzm unijnych elit
06/09/2012
471 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Strefa euro przypomina człowieka brnącego przez bagno. Jeśli tylko uda mu się wyciągnąć z niego jedną nogę, natychmiast druga pogrąża się w nim jeszcze głębiej. W rezultacie człowiek ten coraz bardziej w nie wsiąka.
Heroiczne wysiłki europejskich przywódców w walce z kryzysem ciągle nie przynoszą spodziewanych rezultatów. Strefa euro przypomina człowieka brnącego przez bagno. Jeśli tylko uda mu się wyciągnąć z niego jedną nogę, natychmiast druga pogrąża się w nim jeszcze głębiej. W rezultacie człowiek ten coraz bardziej w nie wsiąka.
Pomimo głośnych zapowiedzi o przygotowanej przez ECB interwencji na rynku państwowych obligacji
[i], większość światowych korporacji przygotowuje się już do rozpadu strefy euro, posuwając się nawet do tworzenia kont w przyszłych nowych/starych walutach
[ii]. Europejska opinia publiczna przygotowywana jest też do zbliżającego się „ratowania” Hiszpanii przez sławetną
trojkę [iii], ze wszystkimi negatywnymi tego faktu konsekwencjami dla jej obywateli.
Innymi słowy, cytując
The New York Times: „To, co jeszcze pół roku temu wydawało się nie do pomyślenia, dziś jawi się realną perspektywą”. No oczywiście, nie mieściło się to w głowach „oświeconych europejskich elit”, gdyż „niszowi oszołomi”, nie wyłączając mej skromnej osoby
[iv] od dawna przewidywali taki nieunikniony scenariusz. Na nasze nieszczęście, w głowach „elit” nie mieści się wiele oczywistych prawd. Jedną z nich jest to, że przy obecnym systemie finansowym euro landu, nie ma możliwości wyjścia poszczególnych jego państw z zadłużenia. Po to zresztą został on tak właśnie skonstruowany przez lichwiarską międzynarodówkę.
W klasycznym przypadku suwerennych państw narodowych, nawet pusta (pozbawiona parytetu złota) waluta mogła spełniać społecznie użyteczną rolę i umożliwiać normalne funkcjonowanie realnej gospodarki. Państwa posiadały bowiem kontrolę nad swymi bankami centralnymi, zachowując tym samym przywilej emisji waluty.
W obecnym systemie euro landu, przywilej emisji pieniądza przyznany został ponadnarodowemu bankowi centralnemu, jakim jest ECB. Zarówno poszczególne państwa, jak i ich gospodarki mogą uzyskać doń dostęp jedynie poprzez kredyty udzielane przez prywatne banki na odpowiedni procent. Ponieważ jedynym emitentem pieniądza jest ECB, spłacanie wspomnianych kredytów i należnych odsetek może się odbywać jedynie za pomocą zaciągania kolejnych, odpowiednio większych, pokrywających poprzednie pożyczki wraz z procentami, a więc ciągłe pomnażanie długu. Jest to prawda tak prosta i oczywista, że fakt jej niezauważania przez „elity” i znakomitą większość poddanych musi szokować każdego myślącego człowieka. Nawet gdyby wyeliminować „pośrednika” w postaci prywatnych banków i bezpośrednio przekazywać fundusze państwom i społeczeństwom (realnej gospodarce), to i tak powodowałoby to nieustanny wzrost ich zadłużenia w stosunku, do ECB, który utrzymuje obecnie stopy na minimalnym poziomie (~0,75%). By to pojąć nie potrzeba dyplomu ekonomisty z „renomowanej” uczelni (a być może właśnie nie należy go posiadać).
Również w przypadku, kiedy suweren (państwo) posiadało przywilej emisji pieniądza, gospodarka uzyskiwała potrzebne fundusze na oprocentowany kredyt. Była ona jednak w stanie spłacić go wraz z odsetkami, oferując państwu produkty i usługi, takie jak tworzenie infrastruktury czy dostarczanie dóbr materialnych tak zwanej budżetówce. Obok ściąganych podatków, państwo emitowało na te cele „dodatkowe” fundusze, które w ogólnym rozrachunku pokrywały koszty kredytów i odsetek udzielonych realnej gospodarce.
Ewentualna nierównowaga w obrotach zagranicznych była w sposób naturalny eliminowana przez obniżenie kursu danej waluty w stosunku do pozostałych, co automatycznie powodowało zmniejszanie się zagranicznego zadłużenia w przeliczeniu na obce waluty, lub gdy było ono denominowane w zagranicznej walucie, poprzez wzrost eksportu (tańsze produkty własne) i spadek importu, z powodu podrożenia produktów zagranicznych na krajowym rynku.
Opisany powyżej mechanizm nie może funkcjonować w euro landzie, ani w USA, gdzie rolę banku centralnego dzierży
Federal Reserve, będąca konsorcjum prywatnych banków. W praktyce nie funkcjonuje już on również w unijnych koloniach, gdzie banki centralne są „niezależne” od państwa, a kieruje ich polityką gang zauszników lichwiarskiej międzynarodówki, taki jak w przypadku Polski zwany
RPP.
Ten stan rzeczy powoduje zapaść gospodarczą poszczególnych państw. Jej efekty są już od wielu lat „chlebem powszednim” III RP i innych post-komunistycznych kolonii UE. Teraz załamują się gospodarki słabszych państw bogatego euro landu. W krajach takich jak Grecja czy Hiszpania sytuacja staje się lawinowo katastrofalna
[v], a więc zbliża się do poziomu „polskiej normalności”.
Beneficjentem tego stanu rzeczy są od wielu lat Niemcy, które napędzają swoją koniunkturę eksportem subsydiowanym tanimi kredytami ECB ( w walucie euro). Dzięki tej swoistej symbiozie z lichwiarską międzynarodówką, zrealizowały one swoje odwieczne mocarstwowe marzenie, tworząc jak to określa rosnąca liczba komentatorów, IV Rzeszę
[vi].
Jednak nawet IV Rzesza nie jest odporna na zadłużenie. Do tej pory unikała ona go dzięki temu, że peryferyjne kraje przejmowały go niejako na swe barki poprzez import niemieckich produktów. Niemieckie dochody z tego procederu pozwalały temu państwu spłacać kredyty w euro wraz z odsetkami i finansować swą potęgę gospodarczą i dobrobyt.
Obecnie, gdy wymagają one od państw peryferyjnych dyscypliny finansowej, ich własna gospodarka zaczyna zwalniać z powodu malejącego eksportu. Teoretycznie IV Rzesza mogłaby to negatywne zjawisko skompensować eksportem do krajów trzecich, ale i tam zauważa się spadek koniunktury.
Jakby jednak nie było, ktoś musi przejmować rosnący dług w walucie euro, gdyż jedynym jej „producentem” jest lichwiarska międzynarodówka (ECB). Jedyną alternatywą byłoby akceptowanie przez ECB w charakterze „depozytu” walut państw trzecich, oczywiście gdyby takowe wyraziły gotowość do zadłużania się w walucie euro.
W przypadku powyższego (teoretycznego) scenariusza istnieje też „odwrotna strona medalu”. Jest nią funkcjonowanie drugiej waluty rezerwowej-amerykańskiego dolara. W tym przypadku eksport kierowany był od lat z krajów trzecich (np. Chin) do USA. W wyniku czego, kraje te pozostają w posiadaniu gigantycznego długu dolarowego. Dłużnikiem jednak nie jest prywatne konsorcjum bankowe pt. Federal Reserve,ale podobnie jak w euro landzie, państwo, czyli podatnicy.
Jakie jest więc wyjście z tego ślepego zaułka? Tylko jedno: anulowanie lichwiarskiego długu i rozpędzenie na cztery wiatry lichwiarzy. Inaczej społeczeństwa nieuniknione dalej grzęznąć będą w finansowym bagnie i żadne wysiłki „elit” nic tu nie pomogą.