Trzasnęły drzwi od mieszkania Hiobowskich i do pokoju zajrzał Łukaszek.
– No i jak, młody człowieku? – zapytał tata Łukaszka.
Trzasnęły drzwi od mieszkania Hiobowskich i do pokoju zajrzał Łukaszek.
– No i jak, młody człowieku? – zapytał tata Łukaszka.
– Sto pięćdziesiąt euro – odpowiedział lakonicznie Łukaszek i z ulgą zrzucił plecak w przedpokoju.
– Ja mówię o twoim wypracowaniu z historii.
– Ja też.
Zaczęło się robić nieprzyjemnie.
– Ty se jaj ze mnie nie rób! – krzyczał tata Łukaszka.
– Nie robię – bronił się Łukaszek. – To jest kara jaką mam… Ty masz zapłacić.
– Ja?! Dlaczego?!
– A kto mi napisał wypracowanie z historii?
– Ja, a co? Było złe?
– Dobre.
– To za co ta opłata?
– To jest kara.
– Za co???
– Za pogwałcenie praw autorskich.
– Jakich??? Sam to przecież napisałem!!!
– Ale wkleiłeś mapę z internetu.
– A…! – krzyknął tata Łukaszka i urwał. – Ale szkoła…? Jak…?
– Dyrektor powiedział, że podpisał ustawę o ochronie praw autorskich, żeby nie kraść z internetu…
Tata Łukaszka pokrzyczał jeszcze, powzruszał ramionami i stwierdził, że idą do szkoły. Pan dyrektor nie wpuścił ich do gabinetu, bo okazało się, że przyszło więcej rodziców, którzy też dostali takie rachunki. Wszyscy zgromadzili się w sekretariacie, w towarzystwie pani wicedyrektor, pani pedagog i nauczycieli.
– Dlaczego szkoła nalicza opłaty za prawa autorskie! – krzyczeli rodzice.
– A co, chcą państwo kraść za darmo? – spytał z godnością pan dyrektor. – Ładnych rzeczy uczycie państwo swoje dzieci!
– Na jakiej podstawie szkoła nalicza takie kary?!
– Podpisaliśmy umowę. Musieliśmy! – bronił się pan dyrektor. – Wszystkie szkoły w całym mieście ją podpisały! Jakby to wyglądało, gdyby jedna, jedyna szkoła, czyli my, nie podpisała? Bylibyśmy oazą na pustyni piractwa!!
– O takich rzeczach trzeba informować! – protestowali rodzice. – A nie tak znienacka!
– Jakie znienacka? – obruszył się pan dyrektor. – Prace nad ustawą trwały cztery lata!
– Pierwsze słyszymy!! Czemu nikt tego nie konsultował ze społeczeństwem?!!
– Były konsultacje.
– Z kim?
– Z woźnymi szkolnymi i z twórcami treści internetowych. Co, może to nie społeczeństwo?! – uniósł się pan dyrektor.
Wybuchła straszna awantura. Rodzice machając rachunkami za naruszenie prawa autorskich zaproponowali panu dyrektorowi, żeby włożył je tam, gdzie kończy się jelito grube.
– Ach tak!!! – krzyknął histerycznie pan dyrektor. – W takim razie w ramach protestu ja… Ja… Ja odrąbię sobie nogę!!!
I poszedł do swojego gabinetu.
– On tam ma siekierę – poinformowała wszystkich pani wicedyrektor.
– Po co dyrektor szkoły trzyma w gabinecie siekierę? – spytał głośno tata Łukaszka, ale nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego rozległ się w powietrzu okropny krzyk.
– Zrobił to – pani pedagog była podejrzenie spokojna. Rodzice zbledli i runęli w kierunku gabinetu. Ktoś otworzył drzwi, krzyknął:
– Krew! – i wpadł do środka.
– Lekarza! Pogotowie! – wołali przestraszenie rodzice. Grono pedagogiczne spokojnie wmaszerowało do gabinetu, wzięło pana dyrektora pod pachy i pomogło mu wyjść. Pan dyrektor jęczał, wyraźnie utykał i krwawił z przedziurawionej na czubku skarpetki.
– Nieźle idzie, jak na amputowanego – zauważył tata Łukaszka.
– No wie pan! – obruszyła się pani wicedyrektor. – Człowiek palec stracił, a pan taki małostkowy!
– Miał se obciąć nogę – przypomniał Łukaszek i rzucił się na czworaki. – Gdzie ten palec?
Ale na podłodze leżał tylko smętny, maleńki skrawek paznokcia.
– Pedicure se zrobił! – jęknął rozczarowany Łukaszek.
– Nie mówi się "se" – poprawił go tata Łukaszka. – Czego cię uczą w tej szkole?
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!