Łukaszek wraz ze swoim tatą jechali autem szosą pod miastem. Wracali do domu. Łukaszek opowiadał jak to razem z Grubym Maćkiem stłukli okularnika z trzeciej ławki (oczywiście należało mu się).
Łukaszek wraz ze swoim tatą jechali autem szosą pod miastem. Wracali do domu. Łukaszek opowiadał jak to razem z Grubym Maćkiem stłukli okularnika z trzeciej ławki (oczywiście należało mu się). Tata Łukaszka wpuszczał to jednym uchem a drugim wypuszczał. Koncentrował się na drodze, a konkretnie – na dziurach w drodze, które musiał omijać.
– To skandal! – pienił się tata Łukaszka. – Przecież po tym się nie da jechać! Same dziury!
– To specjalnie – odparł Łukaszek.
– Też tak zaczynam podejrzewać.
– Nie, ale mówili w telewizji.
– Kto mówił?
– Ministrant od dróg.
– Minister, a nie ministrant! I co mówił?
– Że specjalnie mają te dziury zostać.
– Żeby ludzie wolniej jeździli?
– Nie. Żeby żaby żyły.
– Ży… Ża… Że co? – zająknął się tata.
– Bo za dużo żab ginie na asfalcie. Więc jak są te dziury, to żaba hyc! I się schowa przed oponą. A jak w tej dziurze jest woda, to taka żaba może siedzieć nawet cały dzień. Dzięki dziurom żaby żyją!
Tata Łukaszka chciał rzucić jakimś straszliwym przekleństwem ale nie zdążył. Zza zakrętu wynił się stojący na ich pasie samochód ze strzałą z pulsujących żółtych lampek. Tata Łukaszka wbił nogę w podłogę i auto piszcząc oponami zatrzymało się metr przed strzałą.
– Pan musi tak gnać jak wariat? – spytał ponuro szef robotników trzymając się za serce i obserwując dymek idący spod opon samochodu Hiobowskich.
– A wy musicie się znienacka czaić za zakrętem jak jakaś drogówka?
– Niech pan nas nie obraża! – obraził się szef. – My tu poważną robotę mamy! Ekologiczną!
Tata Łukaszka określić dosadnie gdzie ma ekologię. Całą.
– Ekologia jest bardzo ważna. Wpływa na drogi. Wie pan ile tu zimą było wypadków?!
– Domyślam się. Ta droga jest w fatalnym stanie!
– Stan nie ma tu nic do rzeczy – wtrącił się jeden z robotników, który wyszedł zza samochodu dzierżąc w dłoni drzewko. Zielonym do dołu. – Ludzie wypadali z drogi bo zimą śniegu wywiewało.
– Bo drzew nima – szef robotników wskazał gestem pobocze z rzędem pieńków. – Kiedyś ludzie byli mądrzy i sadzili drzewa wzdłuż dróg. Chroniły przed wiatrem deszczem, przed nawiewaniem czy to śniegu czy piasku.
– Ale to były niedawno drzewa – stwierdził Łukaszek oglądając pilnie najbliższy pieniek. – Tylko ktoś je wyciął.
– Ciekawe kto – rzekł z przekąsem tata Łukaszka patrząc na szefa robotników.
– Debile jakieś! – skomentował Łukaszek.
Szef robotników poczerwieniał, opanował się z wysiłkiem i rzekł zduszonym głosem:
– Przyroda to jeden wielki cykl… Zapomnijmy o przeszłości… Nie kłóćmy się… Przyszłość i tylko przyszłość… Dlatego sadzimy te drzewka. Za kilkadziesiąt lat wyrosną z nich piękne i wielkie drzewa! Takie będą, o! A jak będą szumieć! Jak tu będzie pięknie! I bezpiecznie!
– A remont asfaltu…? – wtrącił nieśmiało tata Łukaszka.
– Proszę pana! – huknął szef robotników. – Są ważniejsze problemy! Na przykład: legalizacja marihuany! A drzewa… Są piękne…
I się rozpogodził. Za nim rozpogodził się robotnik. Za nimi rozpogodził się tata Łukaszka. Tylko Łukaszek podrapał się po głowie i zapytał:
– A co będzie, jak ktoś walnie samochodem w drzewo?
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!