„Czasy unormowane, nie jest tak źle, / Mieszkanie z puli premiera, / Paszport konsularny na lata, / Stypendia, kongresy, / Pan widzi, wszystko się zmienia, / Żadna deprawacja, denuncjacja, / Żaden Orwell, to informacja”
Jak wyglądały metody pracy aparatu bezpieczeństwa po 1945 roku? W latach pięćdziesiątych pełno w nim było "chłopców o twarzach ziemniaczanych", pracowały w nim "bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach", osoby o odrażającej "parcianej retoryce" – jak opisuje ludzi "samogonnego Mefisto" Zbigniew Herbert. Stosowali oni bezwzględne, siłowe metody, a perswazja i erystyka kojarzyły im się zapewnie głównie narzędziami tortur.
Ale już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku wykonywali tam swoją robotę, w większości młodzi ludzie, najczęściej po studiach, którzy doskonale wiedzieli nie tylko czego chcą, ale również jakie metody działania są najbardziej skuteczne. Myślę, że nie każdy mający z nimi kontakt, zdawał sobie sprawę, że te energiczne, dosyć elokwentne osoby, mówiące poprawną polszczyzną, reprezentują interesy wrogiego mocarstwa. Zmieniły się też ich metody w stosunku do wcześniejszych dwóch dekad: "Dawniej nocne pukanie do drzwi, / Teraz czekamy w południe, najlepiej prywatnie, / Dawniej godzinami twarzą do ściany, / Teraz prosimy siadać, pomówmy poufnie" pisał Kazimierz Wierzyński w "Moralitecie o czystej grze".
W chwili obecnej wygląda to jeszcze inaczej. Nie ma już jakiejś konkretnej, wyodrębnionej struktury i pracujących dla niego urzędników aparatu. Pozostało jednak to co najważniejsze – budowanie bardzo mocnego poczucia zobowiązania i więzi. Werbowanie agentów wpływu nie polega już na mniej lub bardziej przekonującej perswazji, ale na wzbudzeniu poczucia lojalności (wdzięczności) u osób w ten czy inny sposób obdarowanych : "Czasy unormowane, nie jest tak źle, / Mieszkanie z puli premiera, / Paszport konsularny na lata, / Stypendia, kongresy, / Pan widzi, wszystko się zmienia, / Żadna deprawacja, denuncjacja, / Żaden Orwell, to informacja". Kiedy się czyta ten wiersz Wierzyńskiego z lat sześćdziesiątych widać wyraźnie nie tylko to, jak szybko metody pozyskiwania "materiału ludzkiego" podlegały modyfikacji, w stosunku do lat pięćdziesiątych, ale również co z tego funkcjonuje do dziś.
Dopiero co przytoczony fragment, można w całości odnieść do czasów dzisiejszych. Wystarczy spojrzeć na stypendia fundowane obecnie przez różne organizacje zagraniczne, zwłaszcza niemieckie i rosyjskie. Pozyskiwanie czyjejś życzliwości i liczenie na wdzięczność, to przecież nie jest nic innego, jak kolejna, wyższa forma kaptowania agentów wpływu. Poczucie zobowiązania za stypendium kulturalne czy naukowe to krępowanie się bardzo silnymi więzami. Tym razem już niewidzialnymi. Nie ma żadnych teczek, notatek ze spotkań, raportów. Jest kontrakt, nieformalne wiezi, zaproszenie do udziału w programie stypendialnym… Zresztą czy to ważne jak się to będzie zwało? Czy ktoś nazwie to werbunkiem czy lobbingiem, wyjdzie na jedno. Jest to kupowanie ludzi. System niewolnictwa, zakuwanie w złote kajdany. I to krępowanie nie tylko tych którzy się sprzedali, ale i tych dla któych są jakimś tam wzorem (mądrości, sukcesu, talentu) To jest to, o czym pisał Norwid w "Zagadce": "Z wszelakich kajdan, czy – te są / Powrozowe, złote czy stalne – / Przesiąkłymi najbardziej krwią i łzą / Niewidzialne!…" .