W sto trzynastej minucie, dwa kwadranse po pierwszym śniadaniu
W wielkim mieście usiadłem bezczelnie
na gzymsie drapacza chmur
był mokry dzień dopiero się zaczął
zmoczyłem spodnie u zbiegu arterii
między lewą a prawą nogawką w miejscu
gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę
I dupa blada tak myślę nic z tego nie będzie
bo któż-by zechciał przysiąść koło mnie
kiedy deszcz leje się za kołnierz z chmury
w której trzymam głowę nogi zwisają swobodnie