Tragicznym wydarzeniom we Francji niestety towarzyszą również groteskowe. Oto sobotnia „gazeta wyborcza” piórem Adama Michnika, wspomaganym dodatkowo przez Jarosława Kurskiego, obwieściła światu:
Popatrzmy więc, jak ten swobodny dyskurs wyglądał w rozumieniu nadredaktora z Czerskiej.
1.
Roman Giertych podczas „swobodnego publicznego dyskursu” w krakowskim klubie „Rzeczpospolitej” nazwał Michnika „byłym partyjnym aparatczytkiem”.
Zgodnie z wyrokiem sądu musiał przeprosić nadredaktora a także wpłacić 10.000,- zł na cel społeczny.
2.
Największy żyjący poeta Rzplitej (być może już ostatni?) Jarosław Marek Rymkiewicz również poznał, co to jest „swobodny publiczny dyskurs” w rozumieniu Michnika i jego towarzyszy.
Oto w sierpniu 2010 roku JMR w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” powiedział m.in.:
Polacy, stając przy nim (chodzi o Krzyż na Krakowskim Przedmieściu – przyp. HD), mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach „Gazety Wyborczej”, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami.
Dodał również, iż redaktorzy „GW” są „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski„. Zdaniem Poety „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem „luksemburgizmu”, a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków. Tych redaktorów wychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża. Uważam, że ludzie ci są godni współczucia – polscy katolicy powinni się za nich modlić”.
Tym razem „oburzyła się” AGORA SA i zażądała przeprosin, oraz… 10.000,- zł na cel charytatywny.
Oczywiście Poeta przegrał w obu instancjach.
Znamienne są słowa pełnomocnika AGORA SA, wypowiedziane przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie: Wolność słowa nie ma charakteru nieograniczonego i nie oznacza zgody na mówienie kłamstw.
3.
Adam Michnik pozwał Rafała Ziemkiewicza do sądu za stwierdzenie, że zwykł terroryzować przeciwników pozwami sądowymi. Publicysta „Rzeczpospolitej” przegrał już podobny proces z szefem „Gazety Wyborczej”, natomiast obecną sytuację porównuje do skeczu z Monty Pythona.
– Ten pozew uczepiony jest słowa „terroryzować”, ale generalnie konstrukcja myślowa jest taka, żeby mnie skazać „za całokształt”” na czele z „kretyńską” książką „Michnikowszczyzna” – mówi w wywiadzie w „Super Expressie” Rafał Ziemkiewicz o procesie wytoczonym mu przez Adama Michnika. Zdaniem publicysty „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” pozew to „prawdziwe kuriozum”, a pytani przez niego prawnicy przyznają, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli. – To kilkanaście stron inwektyw pod adresem moim i moich czytelników, w rodzaju: „Ziemkiewicz mądrzy się”, „bredzi”, pisze „kretynizmy”, „podłe nikczemne kłamstwa”, jest „pseudopublicystą”, „leczącym swoje kompleksy wobec Michnika i innych osób”, piszący dla „czytelników z rynsztoka”. Pada nawet taka obelga, że jestem „rzekomo wykształcony” – opisuje Ziemkiewicz. Zapowiada, że jeśli nie jest to sprzeczne z prawem, zamierza ten pozew opublikować. – Ludzkość na to zasługuje, tym bardziej że charakterystyczny styl i argumentacja pozwalają domniemywać, że jego faktycznym autorem jest sam Michnik, a nie jego prawnik – uzasadnia publicysta. (…)
Ziemkiewicz w tekście zatytułowanym „Hańba sądowa” porównał Michnika do boksera, który wygrywając, wyśmiewał przeciwników, a kiedy zaczął przegrywać, pozywa ich do sądu. „Ta absurdalna historia odbywa się na naszych oczach. Rolę boksera-gwiazdora, urażonego, gdy ktoś ośmieli się odpłacić mu pięknym za nadobne, odgrywa tu Adam Michnik, a rolę zakładu usługowego, wydającego na jego życzenie wyroki przeciwko zwycięskim rywalom z ringu, działający w imieniu III RP sędziowie” – napisał publicysta. „To, jak od lat hula po polskich sądach Michnik, nie ma w sobie żadnej finezji – tyle, ot, co włamanie ‘na rympał’. To jest po prostu żenujące łamanie przez orzekających sędziów zasad zdrowego rozsądku i reguł prawa” – dodał.
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/adam-michnik-pozywa-rafala-ziemkiewicza-za-terroryzowanie-pozwami#
Pozew Michnika o dziwo został oddalony.
4.
Tak oto doszliśmy do ważnego odkrycia, dokonanego przez nadredaktora Michnika przy udziale warszawskich sądów – otóż swobodny publiczny dyskurs nie oznacza nieograniczonej wolności słowa. Ergo – sam również jest ograniczony!
Ta granica wyznaczona jest przez „dowód prawdy”, czyli wymóg przedstawienia argumentów uzasadniających wypowiedź.
Problem w tym jednak, że wypowiedzi JMR czy Rafała Ziemkiewicza mają charakter oceny. Jak można dowodzić, i to skutecznie, że np. zupa jest za słona, skoro to kwestia indywidualnego smaku?
Albo, że publicystyka uprawiana przez gie-wu po 1990-tym roku godzi w naszą dumę narodową? Przecież tak „gazeta” odbierana jest przez szereg osób, niekoniecznie powiązanych z prawicą.
Promowanie antychrześcijańskich postaw, paradowanie czołowego redaktora, którego nazwiska zwyczajnie nie chcę wymieniać, bo to zwyczajny buc, z napisem „Pierdolę, nie rodzę!” jeśli tylko zostaje napiętnowane, i to w słowach wyjątkowo taktownych, nagle staje się „naruszeniem dóbr osobistych”. Aż strach się bać, co działoby się w RP, gdyby „Charlie Hebdo” działała w Polsce.
Niewątpliwie każda jej antyklerykalna karykatura byłaby z miejsca przedrukowywana przez „fakty i mity” posła Jonasza, a „filozof z Biłgoraja” wymachiwałby nią niczym chorągwią.
Ale wystarczy, by tylko zahaczyli o „fundament” swobodnego publicznego dyskursu, aby zasiedli na ławie sądowej, pozwani o naruszenie dóbr osobistych nadredaktora czy też innej Agory.
Ba, mogłoby się zdążyć, że jakiś ciut bardziej gorliwy prokurator z urzędu sporządził by akt oskarżenia z 212 kk.
Tymczasem ta „deklaracja ideowa” nadredaktora Michnika i redaktora Kurskiego zawiera jeszcze jedno stwierdzenie, które, w świetle działań wyżej opisanych, jawi się jako szczególnie cuchnące hipokryzją. Otóż dwaj panowie z Czerskiej piszą, mając na myśli rozstrzelanie dziennikarzy z „Charlie Hebdo”:
Tymczasem prawda jest ciut inna, niż próbuje ją wykreować nadredaktor Adam.
Oto dotyczący go fragment „Raportu o zagrożeniach wolności słowa w Polsce w Latach 2010-11” przygotowanego przez Stowarzyszenie POLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZA:
Jednym bowiem z najbardziej zdumiewających zjawisk ostatnich lat są procesy o opinie, wytaczane przez dziennikarzy, i to zasłużonych w walce o wolność słowa w okresie komunistycznym, lub przez publicystów czy właścicieli mediów prywatnych. Znany z wytaczania procesów o zniesławienie w polemikach z jego artykułami jest redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik, były dysydent i obrońca praw człowieka, więzień polityczny w czasach PRL. Michnik wytoczył kilkanaście procesów osobom, wyrażającym w mediach krytyczne opinie na temat jego tekstów i zawartych w nich poglądów, szczególnie dotyczących lustracji lub odpowiedzialności funkcjonariuszy aparatu represji w PRL. Sądy przysądzały żądane, niekiedy bardzo wysokie, kwoty odszkodowań za krytykę. Przy czym trudno dopatrzyć się w inkryminowanych tekstach sformułowań wulgarnych lub powszechnie uznawanych za obraźliwe, choć bywają tam miażdżące oceny postawy powoda.
Procesy wytaczał Michnik (lub zatrudniająca go, notowana na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie spółka Agora SA) osobom bardzo znanym. Pozywani byli np. Roman Giertych; Jarosław Gowin, ponieważ przypomniał sobie, że „za poparcie idei lustracji został przez Michnika nazwany faszystą”; Jarosław Kaczyński za porównanie „Gazety Wyborczej” do „Trybuny Ludu” z 1953 roku; prof. Andrzej Nowak za słowa, że media „na czele z Michnikową Wyborczą – wmawiały innym mediom i polskiej szkole (…), że polskość to jest coś, czego trzeba się wstydzić i od czego trzeba się odciąć”; prof. Andrzej Zybertowicz za stwierdzenie, że „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”; poeta Jarosław Marek Rymkiewicz; pozwali wielu dziennikarzy, wydawców, posłowie, ministrowie. Sąd od każdego z nich zasądzał przeprosiny w mediach i od 10 do 50 tys. zł na cel społeczny. W jednym przypadku (Andrzej Nowak) do przeprosin doszło już po przesłaniu wezwania przedsądowego i powód odstąpił od rozstrzygania sprawy przed sądem. Tylko dwie osoby spoza pozwanych istotnie podały nieprawdziwe informacje na temat Michnika („b. aparatczyk” i „członek PZPR”).
Poeta Jarosław Rymkiewicz został pozwany przez Agorę za swoją opinię o redaktorach „Gazety Wyborczej”. W komentarzu dla „Gazety Polskiej” w artykule Pamięć i Krzyż z 11 sierpnia 2010 roku powiedział o nich: „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem ‘luksemburgizmu’, a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków. Tych redaktorów wychowano tak, że muszą żyć w nienawiści do polskiego krzyża.
Uważam, że ludzie ci są godni współczucia – polscy katolicy powinni się za nich modlić”. Nazwał więc redaktorów „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”, zauważył też, że „Polacy, stając przy nim [krzyżu na przed Pałacem Prezydenckim], mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach „Gazety Wyborczej”, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami”.
Na rozprawie pojednawczej w marcu 2011 roku do ugody nie doszło. W lipcu 2011 roku sąd nakazał Rymkiewiczowi zamieszczenie przeprosin na łamach „Gazety Polskiej” oraz wpłatę 5 tys. zł na cele społeczne. Zasądzono od niego także koszty sądowe.
Powyższy przykład pokazuje, że Michnik zamiast argumentów używał sądu w dyskusji publicystycznej.
http://wpolityce.pl/polityka/119598-raport-o-zagrozeniach-wolnosci-slowa-w-polsce-w-latach-2010-2011-stowarzyszenia-polska-jest-najwazniejsza
5.
Michnik do nikogo nie strzela. Bo to przecież już nie te czasy, w których „wrogów ludu” rozwalano w katowniach ubeckich, i kiedy to brat Michnika o imieniu Stefan reprezentował „sprawiedliwość ludową” mając krew patriotów na rękach.
Jednak łączy Michnika z zastrzelonymi bojówkarzami zbyt wiele, aby przyjąć jego deklarację za dobrą monetę.
Działania dżihadystów faktycznie w szerszym ujęciu mogły spowodować zastraszenie prasy i nałożenie jej knebla autocenzury.
Ale tylko w zakresie tych wartości, jakie muzułmanie uważają za święte.
Michnik, coraz bardziej nieudolny również warsztatowo, zastrasza mających odwagę skrytykować jego coraz bardziej wynaturzone (obnażone w końcu?) działania i poglądy za pośrednictwem sądów, których wyroki bywają czasem dość groteskowo uzasadniane.
Niemniej dolegliwe.
Tak więc nadredaktor z Czerskiej nie dość, że próbuje siebie samego postawić na piedestale, to jeszcze pilnie baczy, aby ktoś zanadto nie zbliżył się do „pomnika”.
Inaczej mówiąc za wszelką cenę próbuje przeszkodzić jakiejkolwiek publicznej dyspucie, w której mógłby być poddany nawet najlżejszej krytyce.
Adam M. bogom podobny, czerska go mać… 😉
6.
Ci, co mnie znają, wiedzą, że jestem zagorzałym przeciwnikiem kary śmierci nie tylko w RP, której system prawny działa ot, tak sobie, ale i na całym świecie.
Dlatego jestem z dziennikarzami rozstrzelanej redakcji, chociaż nie podzielam ich poglądów.
Ale kiedy czytam tekst Michnika mam ochotę wsiąść do pociągu, pojechać do Warszawy, i przed redakcją gie-wu stanąć z transparentem deczko przypominającym ten, z którym nie tak dawno skakał pewien podstarzały buc z tej samej ferajny:
Są bowiem granice hipokryzji, których nawet władza ludowa nie przekraczała.
11.01 2015
4 komentarz