Aborcja – wiara i rozum
17/03/2011
427 Wyświetlenia
0 Komentarze
18 minut czytania
Zwolennicy aborcji uwielbiają powtarzać, że ich poglądy wywodzą się z rozumu, podczas gdy poglądy przeciwników zabijania nienarodzonych dzieci, biorą się z wiary i religijności. I w związku z tym katolicy nie mają prawa narzucać swoich przekonań całemu społeczeństwu, czyli także osobom niewierzącym. Takie opinie są tak wszechobecne w mediach, w dyskusjach na temat aborcji, że nawet wielu jej przeciwników dało sobie to wmówić. Tymczasem według mnie jest zupełnie odwrotnie. Wielokrotnie prowadziłem dyskusje ze zwolennikami aborcji i na ich podstawie doszedłem do wniosku, który pewnie dla wielu osób może się wydać rewolucyjny. To osoby ze środowiska pro-choice bazują na wierze, tak mocnej, że ignorują mnóstwo rozumowych, oczywistych faktów. Wierze w pewien, nazwijmy go „lewicowym”, światopogląd. Kluczową kwestią w dyskusji na temat […]
Zwolennicy aborcji uwielbiają powtarzać, że ich poglądy wywodzą się z rozumu, podczas gdy poglądy przeciwników zabijania nienarodzonych dzieci, biorą się z wiary i religijności. I w związku z tym katolicy nie mają prawa narzucać swoich przekonań całemu społeczeństwu, czyli także osobom niewierzącym. Takie opinie są tak wszechobecne w mediach, w dyskusjach na temat aborcji, że nawet wielu jej przeciwników dało sobie to wmówić. Tymczasem według mnie jest zupełnie odwrotnie. Wielokrotnie prowadziłem dyskusje ze zwolennikami aborcji i na ich podstawie doszedłem do wniosku, który pewnie dla wielu osób może się wydać rewolucyjny. To osoby ze środowiska pro-choice bazują na wierze, tak mocnej, że ignorują mnóstwo rozumowych, oczywistych faktów. Wierze w pewien, nazwijmy go „lewicowym”, światopogląd.
Kluczową kwestią w dyskusji na temat aborcji jest ustalenie kiedy zaczyna się życie. Chyba tylko osoby zupełnie pozbawione sumienia uznawałyby, że z jakiś można powodów zabijać ludzi. Zwolennicy aborcji w większości także tak nie uważają. Co więc robią, to negują człowieczeństwo dzieci znajdujących się w brzuchu matki. Problem jest jednak taki, że w zamian nie potrafią podać żadnego, dającego się obronić, dokładnego momentu w którym ktoś staje się człowiekiem, innego niż poczęcie. Jest to klasyczna postawa, „Nie wiem jak jest, ale na pewno nie tak, jak Ty mówisz”.
Niektórzy twierdzą, że życie zaczyna się w momencie urodzenia. Ale czym się różni noworodek godzinę po porodzie, od „płodu” na godzinę przed porodem? Co więcej większość dzieci jest w stanie przeżyć poza organizmem matki już od 22-26 tygodnia, jeśli tylko się je „wyjmie” z jej brzucha. A skoro tak, to chyba nikt nie powinien kwestionować ich człowieczeństwa?
To może jako granicę początku życia wyznaczyć właśnie ten moment kiedy dziecko, jest w stanie przeżyć w przypadku „wyjścia na świat” ? Ale co w takim razie na przykład z ludźmi podłączonymi do respiratora, którzy bez niego by zmarli? To też nie są ludzie? 20-tygodniowe dziecko może być jeszcze za słabe by przeżyć na świecie, ale wszystkie procesy życiowe ma podobne do już urodzonych ludzi.
To może 12 tydzień? Ale czym różni się dziecko 12 tygodniowe dziecko od mającego 1 dzień więcej? Jako, że dzieci rozwijają się w zróżnicowanym tempie, to może się okazać że wiele dzieci o jeden dzień młodszych będzie bardziej rozwiniętym. I one miałyby nie być ludźmi a te słabiej rozwinięte już tak?
Ukształtowanie się mózgu i układu nerwowego? Problem z tą definicją jest taki, że układ ten rozwija się przez wiele tygodni. Mielibyśmy przyjąć to kiedy pojawiają się jego zalążki, czy to kiedy jest on już w pełni rozwinięty? A przecież, w zasadzie on rozwija się przez całą ciążę. Ba! Mózg zmienia sposób działania jeszcze długo po naszych narodzinach.
Wiele osób twierdzi, że stawanie się człowiekiem jest procesem. Dobrze. Ale skoro nie jesteśmy w stanie wskazać konkretnego momentu gdy ktoś zaczyna być człowiekiem, to jak możemy zakładać, że on na pewno nim nie jest?
Moment poczęcia jest jedynym momentem, w którym możemy mówić o tym, że powstaje coś nowego, dochodzi do jakiś zasadniczych zmian w rozwijającym się organizmie. Już w momencie poczęcia każdy zarodek posiada unikatową kombinację genów, DNA, a co za tym idzie zdeterminowany jest już nasz wygląd, talenty, czy wiele cech charakteru. Z mojego zarodka nie mógł rozwinąć się nikt inny niż Zbyszek Kaliszuk.
Aborcja nie jest wykonywana w pierwszych tygodniach ciąży, tylko zdecydowanie bliżej 12 tygodnia w Polsce. W krajach, w których jest to legalne, często dokonywana jest jeszcze później. Wynika to z prostej przyczyny. Ciąża nie jest diagnozowana dzień po stosunku tylko wtedy kiedy dziecko już się trochę rozwinie. Co więcej od momentu rozpoznania ciąży do momentu dokonania aborcji także mija z reguły trochę czasu. Nie jest to więc tak, że w wyniku aborcji pozbywamy się tylko zapłodnionej komórki, kilku tkanek, jak głoszą zwolennicy aborcji, tylko całkiem rozwiniętego organizmu. Już w 6-8 tygodniu ciąży następuje znaczący rozwój mózgu, kręgosłupu, serce dziecka zaczyna bić, formują się zawiązki układu pokarmowego, dziecko zaczyna się poruszać. Do 12 tygodnia wykształcają się wszystkie organy, które mają już właściwą strukturę. Do końca ciąży tylko będą rosły i się rozwijały.
Dzięki USG możemy oglądać małe dziecko, które poza wielkością niewiele różni się od innych ludzi. Nie jest problemem znalezienie też zdjęć 10-, czy 12-tygodniowych płodów w internecie. Oglądając je naprawdę bardzo ciężko powiedzieć jest, że nie ma się tu do czynienia z człowiekiem.
Wstrząsającym doświadczeniem jest obejrzenie zdjęć dzieci na których wykonano aborcję czy też obejrzenie filmu „Niemy Krzyk” na którym widać jak dziecko w brzuchu matki stara się uciec przed szczypcami aborcjonisty. Kiedyś wysłuchałem też przejmującego świadectwa pielęgniarki, która musiała partycypować w „aborcyjnych zabiegach”. Opowiadała jak wiele dzieci zaraz po usunięciu z brzucha matki, potrafiło jeszcze kwilić i trzeba je było szybko „uciszać” aby nie usłyszała ich matka.
Aborcja nie jest tragedią tylko dla uśmiercanego dziecko, ale bardzo często także dla dokonującej tego matki. Wiele kobiet, po zabiciu dziecka, dopada, tak zwany syndrom post-aborcyjny, którego przyczyny związane są z gwałtownym przerwaniem przemian zachodzących w organizmie matki od momentu poczęcia dziecka. Syndrom objawia się dużym niepokojem, bez uświadomienia sobie przyczyny, niezadowoleniem z życia bez obiektywnych przyczyn, poczuciem beznadziejności, depresją. Często występują zaburzenia relacji z najbliższymi, niechęć do współżycia seksualnego, lęki, koszmary senne. Na ten temat przeprowadzonych zostało szereg badań. Jedno z nich pokazało, że już 8 tygodni po aborcji, 44% kobiet przeżywa problemy nerwowe, 36% ma problemy ze snem, 31% żałowało swojej decyzji, a 11% musiano przypisać środki psychotropowe
[1]. A syndrom objawia się z reguły dopiero po jakimś czasie od „zabiegu”. Środowiska pro-choice twierdzą oczywiście, że syndrom po-aborcyjny jest wymysłem przeciwników aborcji, ale bardzo ciężko obronić tą tezę, jeśli przeczyta się mnóstwo opracowań naukowych jakich napisano na ten temat, posłucha się lekarzy pracujących z kobietami, które cierpią z powodu tego syndromu, czy też w końcu wysłucha się świadectw samych kobiet. A można znaleźć ich wiele.
Zwolennicy aborcji wysnuwają mnóstwo argumentów, które pozbawione są jakiejkolwiek logiki. Słyszymy, że nie można zakazywać aborcji, bo kobiety i tak będą jej dokonywać i lepiej by to robiły w godniejszych warunkach. W myśl tej niezwykłej logiki należałoby zalegalizować także kradzieże, rozboje, gwałty i zabójstwa, bo zdeterminowany człowiek i tak ich dokona. Jest oczywiste, że jeśli coś jest nielegalne będzie wykonywane rzadziej, bo dostęp do tego jest trudniejszy, znajomi są mniej chętni by pomóc, ludzie obawiają się kary. Co więcej wiele osób rozróżnia dobro od zła na podstawie czy coś jest legalne czy nie. Jeśli aborcja byłaby nielegalna z pewnością skłoniłoby to wiele kobiet do refleksji zanim by się na nią zdecydowały. Oczywiście ustanowienie jakiegoś prawa nie rozwiązuje problemu, potrzeba jeszcze jego egzekucji i co najważniejsze kształtowania sumień obywateli.
Innym zdumiewającą tezą jest to, że lepiej dla dziecka jest aby dokonano na nim aborcji, niż by miało się urodzić i cierpieć. Kto nam daje prawo by za kogokolwiek decydować o tym co jest dla niego najlepsze? Na podobnej zasadzie można by też zabijać cierpiące dzieci czy ludzi starszych, którzy też samodzielnie nie są w stanie o sobie decydować. A przecież nawet bardzo silny fizyczny ból, nie musi wykluczać czyjegoś szczęścia, jeśli doświadcza miłości ze strony najbliższych mu osób. Poza tym w fazie prenatalnej jest szczególnie duże ryzyko nie do końca prawidłowej diagnozy. Wielu ludzi było już skazywanych na męki, po czym się rodzili i okazywało się, że faktycznie są chorzy, ale jednak w miarę normalnie mogą żyć.
Moim ulubionym argumentem „pro-choice” jest jednak ironicznie wysuwany pogląd, że powinno się zakazać także masturbacji, bo ile wtedy ginie ludzi (plemników). Świadczy on o kompletnej ignorancji w dziedzinie biologii osób, które go przedstawiają. Z plemnika może się rozwinąć nowa istota, ale nie musi. Kombinacji jaki to może być człowiek jest zresztą mnóstwo. Zapłodniona komórka tymczasem jest już bardzo konkretną nową istotą.
Podobnie „ciekawych” argumentów mógłbym przytoczyć jeszcze wiele.
Niektórzy konserwatyści uważają, że aborcję popierają tylko sami zwyrodnialcy. To nie jest tak. Znam naprawdę wartościowe, wrażliwe osoby, którzy uważają że powinna być dopuszczalna, a już bardzo dużo takich osób, które popierają „kompromis”. Długo stawiałem sobie pytania: co sprawia, że oni tak myślą? Nie znajduję innej odpowiedzi niż to, że tylko jakiś rodzaj wiary, światopoglądu, wyniesiony z domu, środowiska w jakich się przebywało, ukształtowany przez media.
Tylko pewna ślepa, głęboka wiara, może powodować, że jak widzimy zdjęcie małego człowieka, to mówimy, że to może być wszystko ale na pewno nie człowiek. Tylko z niej może wynikać to, że nie potrafiąc stwierdzić kiedy rozpoczyna się życie, mówimy że dzieci w brzuchu matki nie są ludźmi. Tylko ona może przekładać się na to, że chcemy uszczęśliwiać kobiety, poprzez powodowanie tego aby cierpiały i że wysnuwamy cały szereg argumentów, które nie trzymają się jakiejkolwiek kupy. W końcu zwolennicy aborcji najczęściej deklarują się jako zwolennicy postępu i nauki. I znowu, chyba tylko pewna wiara, może powodować, że jak przychodzi co do czego, to najnowsze dokonania nauki (USG, DNA) całkowicie ignorują.
Oczywiście są też przypadki osób, które cynicznie wykorzystują problem aborcji do zarabiania pieniędzy czy celów politycznych oraz przypadki lekarzy, kobiet i ich rodzin, którzy brali udział w procederze aborcji a teraz starają się wybielić w swojej świadomości to co zrobili na zasadzie negacji. Ale mimo wszystko nie sądzę, by to były najczęstsze przypadki.
Zwolennicy aborcji pewnie zaraz podniosą krzyk, że jakimś dziwnym trafem jest tak, że katolicka wiara zakazuje aborcji i jednocześnie mocno wierzący katolicy są jej głównymi przeciwnikami. Więc to chyba jednak my bardziej bazujemy na wierze. Wyjaśnienie jest bardzo proste. Ta sama grupa osób rzadziej też klnie, upija się, czy zdradza żony. Wcale niekoniecznie wynika to z naszej wiary, tylko z pewnej wrażliwości, kultury osobistej, umiejętności rozeznania dobra od zła.
Nasza katolicka wiara zakazuje też kradzieży czy zabójstw. Na szczęście nikomu nie przyszło jeszcze do głowy aby z tego powodu je legalizować. Ale kto wie co nas czeka w przyszłości? A to, że zakazuje aborcji? To bardzo dobrze, że zakazuje wszystkich złych rzeczy a nie tylko niektórych! Ale naprawdę – argumentów przeciwko aborcji jest tak dużo, że w ogóle nie trzeba sięgać do nauczania Kościoła na ten temat. W tej kwestii idzie ono całkowicie w parze razem z nauką i rozumem.
[1]Ashton,"They Psychosocial Outcome of Induced Abortion", British Journal of Ob&Gyn., 87:1115-1122, (1980).