drzewa wrastają w niebo wilgotne i szare…
drzewa wrastają w niebo wilgotne i szare
widnokrąg zaciśnięty gęstym szalem mgły
i szlaki zaplątane w ostrężyny lęku
a po liściach płyną drobne drżące srebrne łzy
od południa wiatr targa wilgotną zasłonę
przedziera się grzbiet góry z siną grzywą lasu
rozrasta się widnokrąg aż po Złoty Groń
dzwoni o kryształ nieba jasny zegar czasu
Beskidy wynurzają wielkie ciemne grzbiety
od Słowacji przez niebo lecą strzępy chmur
coraz więcej kolorów gdy się światło łamie
w kroplach w chmurach w gałęziach w cudowności gór
czas staje ciężką stopą za słonecznym splotem
życie nasze jak obłok…dmuchawiec…jak pył
serce tłucze do bólu jak spłoszone zwierzę
które pędzi na oślep korytarzem żył…
odwracam szorstką korę swojego cierpienia
jak drzewo od północy obrośnięte mchem
rozdrzewiam się ku słońcu w południowe zbocze
by cieszyć się kolejnym darowanym dniem
bo we mnie coraz więcej kamienia i drzewa…
złotych liści…szelestu…jesieni…i chłodu…
wiatru co przelatuje nad przełęczą serca…
nim zagasi ostatnie latarnie zachodu…
NIEZALEZNY ZAKLAD POETYCKI. Kubalonka. Naród,który sie oburza,ma prawo do nadziei, ale biada temu,który gnije w milczeniu. Cyprian Kamil Norwid