Wielu czytelników pomyśli, że to chyba jakiś żart. Co to za głupie pytanie powiedzą niektórzy. Jak w czasach wahadłowców oraz iPod2 można się urodzić nierozumnym?
Albo jak można się urodzić nie-człowiekiem, skoro rodził człowiek i płodził człowiek. Czy człowiek, może urodzić nie-człowieka?
Ujmijmy ten dylemat w podejściu biologiczno-historycznym. The Dana Foundation dostępna pod www.dana.org w swoim drukowanym darmowym magazynie „Brain in the News”, tłum.: „Mózg w Wiadomościach”, (polecam, wysyłają do każdego za darmo z USA) publikuje najnowsze naukowe ciekawostki z dziedziny neurofizjologii. Rozwój ludzkiego mózgu jest punktem kluczowym w naukowej koncepcji ewolucji. W wydaniu z października 2010 r. natknąłem się na kolejny ciekawy artykuł pt. „Crocs, Hippos, and the Evolution of the Brain” [M.Anft, J.Hopkins].Autorzy przekazali informacje o najnowszych rezultatach z pracy badawczej międzynarodowej grupy naukowców (ale w całości anglosaskiej) zaczętej jeszcze w lutym 2007 r. w The Turkana Basin (Północna Kenia). Grupa badawcza była interdyscyplinarna i składała się z archeologów, antropologów, biologów ewolucyjnych i geologów. Znaleziono artefakty, niektórzy mówią: twarde naukowe dowody, iż mózg rozwinął się do postaci dzisiejszej, dzięki temu, że prawdopodobnie pewna część hominidów zaczęła jeść mięso. Nasi przodkowie jednak nie byli drapieżcami jak się może uważać, lecz byli zdecydowanie padlinożercami, jak na przykład hieny, kruki, czy sępy. Zaczęli jeść więc wszystko co znaleźli na swojej drodze, martwe lub ciężko ranne krokodyle, hippopotamy, nosorożce, żółwie, itd. Zatem było to zbieractwo nie tylko owoców, roślin ale i mięsa. Mięsa, które jedzono na wpół surowe lub wysuszone na słońcu. Ognia wtedy jeszcze nie umiano kontrolować, nie umiano użyć, czy rozpalić. Nie małym zaskoczeniem było w latach ’80 ub. w., odkrycie przez przyrodników, że szympansy od czasu do czasu też jedzą mięso.
Jednakże ciekawostką jest, iż nasz mózg nie zakończył swego rozwoju, wciąż jest bardzo specyficzny i wymagający. Nasz mózg w cyklu naszego życia rozwija się permanentnie od momentu zapłodnienia, poprzez wszystkie stadia rozwoju wymienione przez Eriksona, po specyfikę socjalizacji (wychowania) nakreśloną w teorii Bandury, aż do pierwszych oznak starości. Okres w płodzie i zaraz po urodzeniu, gdzieś do siódmego roku życia jest okresem fundamentalnym, najważniejszym i zasadniczym. I to nie tylko w zakresie biologicznym, ale również kulturowym. Jakkolwiek na siódmym roku naszego życia rozwój mózgu się jeszcze nie kończy.
Więc co jest tą specyfiką? Wielu antropologów sądzi, że wtedy właśnie (ok. 75 tys. lat temu) wynaleziono język, a mowa artykułowana jest tym, co pozwala przekształcać świat bez przekształcania własnej biologicznej natury. Mamy więc już odtąd nie tylko geny, ale i „memy”. To koncepcja tak zwanego „Wielkiego Skoku". Innymi słowy, nie zmieniając się już dalej anatomicznie i genetycznie, czyli będąc od dawna potencjalnie człowiekiem zdolnym do mowy, do twórczości artystycznej, do odkrywania moralności, do życia religijnego oraz do tworzenia tych wszystkich kulturowych wynalazków i instytucji, bez których nie wyobrażamy sobie życia, żyliśmy przez długie tysiąclecia w dziwnym pasywnym odrętwieniu. Pełnia człowieczeństwa była na wyciągniecie ręki, a my woleliśmy… małpować dzikie małpy. Oznacza to bowiem, że na nasze człowieczeństwo decydujący wpływ mają czynniki zewnętrzne – nabyte, a te wewnętrzne – dziedziczone, jedynie przygotowują grunt. Marcin Ryszkiewicz – polski geolog w książce "4 miliardy lat. Eseje o ewolucji" posługuje się na przykład analogią komputerową: nasz biologiczny hardware długo czekał gotowy na użycie, aż wgraliśmy odpowiedni system operacyjny, czyli pojawił się artykułowany język, a wówczas ludzki świat kultury i cywilizacji zaczął gwałtownie (dziś wykładniczo) przyspieszać (s. 192 i 202). Jednym z ważnych stymulantów tego rozwoju (kto wie, czy nie najważniejszym) była… samica człowieka – kobieta, bo – jak zauważa Ryszkiewicz – cudowne i pracochłonne malowidła w jaskiniach Chauveta, czy Lascaux do niczego praktycznego prócz robienia wrażenia nie służyły. Można być chyba wdzięcznym paleolitycznym „damom”, że gustowały w samcach obdarzonych bystrością i talentem artystycznym, a nie na przykład tylko barczystymi ramionami. Dziś jednak zdaje się, że tylko zachwyt nad grubością portfela się liczy, a przeciętny facet jest systemowo sprowadzony do roli klauna jedynie.
Człowiekiem (rozumnym) więc możemy się stać w specjalnie ustrukturowanym dla nas procesie mijających chwil naszego życia umiejscowionych w odpowiednich warunkach kulturowych, a nie w rezultacie samego tylko faktu naszego przyjścia na świat. Od rodzaju i jakości tego procesu zależy rodzaj i jakość naszego człowieczeństwa.
Zatem, czy będziemy człowiekiem i jakim jakościowo człowiekiem, zależy od całego skomplikowanego układu kulturowego stworzonego wokół nas przez dorosłych (głównie przez naszych rodziców, czy opiekunów), od momentu naszych narodzin. W ramach dorastania w tej mikrostrukturze społecznej nasz mózg (przynajmniej u części z nas) zaczyna dalej być poddawany wpływowi kolejnych kręgów kulturowych w strukturze mezo i makro, czyli odpowiednio jak nasz naród i globalny świat.
Wspomniałem już kiedyś o amazońskiej kulturze ludzi Piraha w moim artykule „Kultura jest kluczem … do (względnego przynajmniej) Raju na Ziemi !!!” Ludzie Piraha żyli tysiące lat w izolacji, w gęstej dżungli amazońskiej. Podobnie żyli Papuasi w odległych kotlinach gór Nowej Gwinei, którzy pozostali „do wczoraj” na bardzo niskim poziomie rozwoju, gdyż nie musieli się rozwijać. Nic im nie zagrażało, więc nie potrzebowali lepszego rozwoju kultury do życia i przeżycia. Jednak kiedy nieoczekiwanie natrafiła na nich przypadkowo w 1933 r. amatorska ekspedycja, trzech żydowskich młodzieńców z Australii szukających złota z trzema sztucerami, byli kompletnie nie przygotowani na odparcie zagrożenia. Więcej, uznano trzech młodych braci z Australii o białej skórze i blond włosach za duchy z zaświatów, boskie istoty. Tysiące Papuasów z kotlin górskich było zupełnie bezbronnych, wręcz sparaliżowanych mentalnie tym kulturowym szokiem. Wystarczyło zatem jedynie trzech dwudziestoletnich ludzi z wyższej kultury Cywilizacji Zachodu, by łatwo poddać ich masowej eksploatacji przy wydobyciu złota i w pracach przy plantacjach kawy.
Dalsze przykłady. Antropolodzy kultury znają przypadki tzw. wilczych dzieci, które po urodzeniu nie miały kontaktu z żadną kulturą ludzką. Porzucone w dżungli przeżyły biologicznie dokarmiane przez inne zwierzęta. Opieki podejmowała się w tych przypadkach zazwyczaj samica wilka lub małpy. Znane są też przypadki trzymania dzieci od urodzenia w całkowitej społecznej izolacji w piwnicy domu, rzucano im tylko jedzenie. Pozbawione były jakiejkolwiek interakcji z kimkolwiek. U żadnych z tych dzieci nie rozwinęła się mowa ludzka, podjęte później wysiłki odrobienia zapóźnień w treningach ze specjalistami, były nieskuteczne. Mózg ludzki w wyniku stymulacji przeróżnymi bodźcami, wzajemnych interakcji w społecznym środowisku, ma ścisły i określony czas na kształtowanie się i rozwój poszczególnych funkcji umysłu. To jest wspomniane już wyżej formatowanie mózgu. Później jest już za późno na jakiekolwiek pedagogiczne zabiegi. Opisane powyżej dzieci pozostały do końca swych dni z niedorozwojem umysłowym artykułując jedynie niezrozumiale sylaby.
Dzisiaj znajomość wytwarzania urządzeń i przedmiotów wysokiej technologii jest udziałem tylko niewielkiego procenta współczesnej ludzkiej populacji. Płyną z tegoż ograniczenia tylko kłopoty i same zagrożenia. W opcji pierwszej, te niewielkie grupy wtajemniczonych ekspertów łatwo ulegną pokusie arogancji, pychy i chętnie wykorzystają tę przewagę, by podporządkować sobie te wielkie rzesze niewtajemniczonych. Co się zresztą przecież już obecnie dzieje. (Patrz gaz łupkowy: Polacy nie wiedzą jak ten gaz z łupków skalnych pozyskiwać, więc są zależni od ekspertów z wrogich sobie krajów; naukowcy z bio-technologicznej niemieckiej korporacji BASF utajniają swe naukowe odkrycia, jedynie w przypadku wniosków patentowych cokolwiek jest w stanie przedostać się do świata zewnętrznego). W opcji drugiej zaś, jeśli w wyniku jakiegoś kataklizmu eksperci zginą, zginie wraz z nimi dotychczasowy cywilizacyjny rozwój i styl życia.
Zresztą nie trzeba aż tak wymyślnych przykładów. Kulturowy regres niewielkich izolowanych społeczności jest faktem historycznym. Na przykład znany jest przypadek wytępionych przez Europejczyków rdzennych mieszkańców Tasmanii w Australii, którzy przez tysiące lat stracili wiele wcześniejszych kulturowych umiejętności (np. zdolność łowienia ryb). Upadek Rzymu w V w. skutkował chociażby przerwaniem dostaw rzeczy codziennego użytku z centrum Imperium do jego najdalszych zakątków, czy powszechnie używanych prefabrykatów jak żelaznych gwoździ, kół garncarskich, czy innych cywilizacyjnych zdobyczy Imperium Romanum dostarczanych dotąd bez przeszkód na obszar Wysp Brytyjskich. Miejscowa ludność nie potrafiła sama tych rzeczy wykonywać. Kiedy znikły rzymskie elity, znikły i wymyślne przedmioty codziennego użytku. Nastały barbarzyńskie czasy i zaczęło się ponownie mozolne otwieranie otwartych już dawno przez Rzymian i Greków kulturowych drzwi. Zajęło Brytom kilka wieków, to ponowne wdrapywanie się po drabinie cywilizacji. „You must pass through many centuries of barbarism” – zakomunikował gdzieś przy jakiejś okazji Eliot.
Ludzkie odruchy do mordowania obcych, czy wyżywania się na słabszych, to jest zapisany w naszych mózgach spadek po ewolucyjnych "gadzich" przodkach. Taki „spadek” nosimy w sobie i dobrze jest mieć tego świadomość. Zatem nasze relikty, to zarówno grzech zaniechania, jak i grzech agresji. Skoro już wiele razy się tak zdarzyło z naszym uczłowieczaniem w epoce późnego paleolitu i później, to widzimy, że nasze człowieczeństwo jest bardzo „płynne”. Na przykład takie wynalazki jak „miłość” czynią nas właśnie w pełni ludźmi. Nie wszyscy wciąż wiedzą, że tzw.„miłość romantyczna” ma zaledwie 800 lat, wcześniej nie była ona ludzkości znana. Nie rodzimy się niestety ze zdolnością do kochania, tego musimy się nauczyć. Jednak nie wszyscy pośród nas są tego uczeni. Tak jak nie rodzimy się człowiekiem, chociaż mamy potencjał by się nim stać, tylko jeśli ktoś tego dopilnuje. Niestety, takie są fakty. Nie wszystkim jest dane człowiekiem się stać pomimo, iż rodzimy się już w XXI w.
Jak widać zatem to, co najcenniejsze teoretycznie przekazujemy razem z całym pokoleniem naszej wspólnoty wszystkim naszym dzieciom i ich pokoleniu. Rzeczy takie jak: zdolność mowy, wartości i wynikające z nich postawy, umiejętność rozumienia świata i społecznego porządku, itd. – umiejętności, zdawałoby się, banalne. Jednak w Polsce dla przykładu w wyniku agresji naszych sąsiadów w 1939 r. nastąpiła niepowetowana przerażająca luka pokoleniowa łamiąca kręgosłup naszego polskiego kulturowego bytu. Wymordowano i wypędzono elity intelektualne II RP, ludzi którym nie dano przekazać swej wspólnocie swojej kultury. Zostały nam tylko nieliczne książki, blade zapiski i jakieś niepełne wspomnienia po nich. Dobrze by było zatem wreszcie sobie to powszechnie uświadomić, iż
sam fakt narodzin w XXI w. nie czyni z nas jeszcze ludzi, a już na pewno nie ludzi rozumnych. Człowiekiem się nie rodzimy, a stajemy się nim.
Trzeba wielkich ambicji i samodyscypliny, jeśli brakło w naszym polskim życiu rozumnych rodziców, aby przezwyciężyć ten ułomny stan naszego naturalnego upośledzenia.
Na koniec zostaje zauważyć jeszcze jedno, iż te wszystkie powyższe fakty, zdawałoby się oczywiste, nie są niestety przyjmowane przez wszystkich do swej świadomości. Taka doktryna katolicka chociażby i jej wyznawcy są bezapelacyjnie w ostrym konflikcie do zaprezentowanych powyżej naukowych ustaleń. Dla katolików, człowiek nie tylko się rodzi, ale już poczyna w pełni człowieczeństwa, gdyż katolicka doktryna (ideologia) wmawia nam, że człowiek od razu jest na obraz i podobieństwo Boga. Stąd człowieka stawia się tutaj sztucznie (doktrynalnie) ponad światem przyrody, prawami biologii, faktami rzeczywistości i nadaje się mu specjalne wyjątkowe (boskie) znaczenie. Człowiekiem się nie stajemy tutaj w procesie kulturowego rozwoju, ale od razu się nim rodzimy. Ten absurd jest niestety przyczyną wielu szkodliwych i negatywnych społecznych konsekwencji. Na absurdalnych iluzjach jeszcze niczego sensownego na Ziemi nie zbudowano. To sprawia, że brak tu społecznego determinizmu do cywilizacyjnego rozwoju, brak ambicji i odpowiedzialności. Kraje religijne (w tym katolickie) toną w humanitarnej i rozwojowej klęsce.
Żadna doktryna i ideologia nie pozwoli swoim posłusznym wyznawcom spojrzeć trzeźwo na świat faktów takim, jakim on jest. Oni będą tkwić do końca w swym obłędnym oszołomstwie. A to prowadzi ich z kolei zawsze na skraj przepaści. Jakkolwiek, na samobójczą i męczeńską naturę lemingów, JA NIE MAM RADY.
Maciej P. Krzystek, socjolog niezalezny. Absolwent Uniwersytetu Szczecinskiego. Studiowal równiez prawo, ekonomie oraz systemy automatyczne. Polski dysydent kulturowy, potomek rycerzy radwanitów herbu choragwie.