Mówi się, że coś takiego jak „obiektywne dziennikarstwo” nie istnieje. Moim zdaniem coś w tym jest. Jakkolwiek sprawozdawca starałby się być powściągliwy w osądach, zawsze pewne, choćby niewielkie piętno, na owocach swej pracy odciśnie. Jest to spowodowane pewnym determinizmem, wachlarzem bodźców, pod którego wpływem znajduje się każdy człowiek. W Polsce mamy jednak, moim zdaniem, do czynienia z sytuacją nieco inną. Ujmując kwestię i tak dość czule, można by się zastanowić, czy tak ostentacyjna nieobiektywność,tak krzycząca stronniczość, może znaleźć swoje usprawiedliwienie w przytoczonym powiedzeniu? Myślę że każdy sam odpowie sobie na to pytanie. Żeby nie być gołosłownym, przytoczę kilka przykładów, które wyjątkowo kolą w oczy. Przede wszystkim, jakiekolwiek posądzenie polskich mediów o pluralizm, stanowi wymowną herezję. Zarówno rynek prasowy (po […]
Mówi się, że coś takiego jak „obiektywne dziennikarstwo” nie istnieje. Moim zdaniem coś w tym jest. Jakkolwiek sprawozdawca starałby się być powściągliwy w osądach, zawsze pewne, choćby niewielkie piętno, na owocach swej pracy odciśnie. Jest to spowodowane pewnym determinizmem, wachlarzem bodźców, pod którego wpływem znajduje się każdy człowiek.
W Polsce mamy jednak, moim zdaniem, do czynienia z sytuacją nieco inną. Ujmując kwestię i tak dość czule, można by się zastanowić, czy tak ostentacyjna nieobiektywność,tak krzycząca stronniczość, może znaleźć swoje usprawiedliwienie w przytoczonym powiedzeniu? Myślę że każdy sam odpowie sobie na to pytanie.
Żeby nie być gołosłownym, przytoczę kilka przykładów, które wyjątkowo kolą w oczy. Przede wszystkim, jakiekolwiek posądzenie polskich mediów o pluralizm, stanowi wymowną herezję. Zarówno rynek prasowy (po połowie Agora i Springer z Niemiec), jak i telewizyjny (hegemonia grupy ITI, TVP wyglądające wielkimi oczyma zza krzaka) są zupełnie zdominowane przez monolityczne struktury. Hierarchię, rodowód i powiązania, pozwolę sobie przeanalizować w następnej części (już stricte merytorycznej) artykułu. W każdym bądź razie, kontynuując ten trop, natrafiamy na kolejny element – selekcję.
Ja naprawdę rozumiem, że Antonii Macierewicz je dzieci. Że wszystkim nastolatkom w Polsce kojarzy się nieodzownie z Babą Jagą, z kolei ludziom starszym ze schizofrenią w czystej postaci. Rozumiem że gada bzdury, że jak to powiedział Radosław Sikorski, odbiera Naszemu Państwu honor, utacza krwi sytej demokracji (Sikorski nie zwracał się osobowo, jestem w stanie jednak założyć jakie grupy miał na myśli), a w pracach swojej komisji zawiera steki kłamstw. Ok, wszystko jasne, tylko dlaczego nikt nie pozwala mi tego zweryfikować? Czyżby uważał, że sam nie jestem w stanie wyciągać wniosków, wydawać osądów, oceniać po owocach?
Co rusz słychać głosy, rozbawione do rozpuku okazyjną obecnością pana Macierewicza w Radiu Maryja. Może ja się nie znam, ale wydaje mi się, że rolą mediów jest mediowanie, że strona podażowa (politycy, partie) musi do popytowej (obywatele) w jakiś sposób dotrzeć, ponieważ są one od siebie naturalnie zależne.
Kolejną wartą uwag kwestią jest to co dzieje się, jeśli już któryś z opozycjonistów w mainstreamowych mediach się pojawi (patrz Olejnik vs. Błaszczak). Pani Olejnik, która była podobno kiedyś dobrą dziennikarką, uskarża się być może na rozdwojenie jaźni – wówczas zwracam honor. Zakładając jednak, że Jej stan zdrowia jest całkiem niezły, dość dziwny wydaje się sposób prowadzenia rozmowy, uzależniony od przynależności partyjnej rozmówcy. Polecam, dla zobrazowania, obejrzeć sobie dyskusje z członkiem Platformy Obywatelskiej, a za chwilę z którymś z „kaczystów” PiSu.
Od czasu do czasu słyszy się, że ktoś niezwiązany z polityką (załóżmy duchowny) oficjalnie wyraża swoje polityczne preferencję. Jeżeli owe upodobania kierując się bardziej w prawo, Boże Święty – miej go w swej opiece! Warto w tym punkcie wspomnieć o dyrektorze programu Religia.tv (należącego do grupy ITI), ks. Kazimierzu Sowie. Wyrazisty w swych dywagacjach duchowny, ma mianowicie przygotowane miejsce we wszystkich TVNowskich lożach. Wystarczy że ksiądz skinie palcem, a kapciuszki od Waltera już grzeją się przy kaloryferze. Czy komuś ten stan rzeczy przeszkadza? Gdzieżby znowu! (Był na ten temat cały artykuł w „Uważam Rze”, zdecydowanie polecam).
Tytułem podsumowania tego wprowadzenia, pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden ewenement. Od kiedy pamiętam, główną, chorobliwą dewiacją polskich mediów jest roztrząsanie stanu zdrowia psychicznego Jarosława Kaczyńskiego. Kiedy jakiś czas temu na Facebooku pojawiło się wydarzenie pt. „dzień bez Kaczyńskiego (a może i miesiąc!)”, pomyślałem że wreszcie ktoś mnie zrozumiał. Ludzie zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak, skoro 80% czasu "Faktów" poświęca się zdrowiu Prezesa, skoro nie ma On w tej chwili praktycznie żadnej władzy. Stwierdziłem że pozostali na pewno również woleliby analizy postępowania Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, czy innych, spośród tak jednolitych dziś struktur władzy. Niestety, przeliczyłem się.
Na szczęście wszystkich naszych „dziennikarskich gwiazd” nie wspomnę już o programach Tomka Lisa, który w chwili rewolucji emerytalnej urządza debatę o bitym dziecku, o „Faktach po faktach” gdzie goszczący Leszka Balcerowicza redaktor, jak ognia bał się zadać jakiekolwiek merytoryczne pytanie, czy innym programie z TVNowskiego panteonu, podczas trwania którego dziennikarz przyznaje rację Ministrowi Finansów, przekonującemu, że ZUS wygryzł OFE, ponieważ są tam większe zwroty. Nie zamierzam też wspominać o całych setkach innych przykładów, ograniczając się jedynie do zachęcenia lektury kolejnej części tego wpisu (który pojawi się niebawem), będącego przedmiotem analizy genezy i przyczyn.
"Jestem proszony o ukrywanie mojego punktu widzenia. Przed nimi. Ze strachu przed ich strachem"."