Polska to olbrzymie koryto, z którego chłeptać mogą „rodziny rodzin”: kuzyni, znajomki, znajomi znajomych. Swojaki twórczo rozwijają hasło „rodzina na swoim”. Ale mamy obowiązek rozliczać pijawki z PO i PSL, które zostawią nam jedynie swe odchody.
Od prawie pięciu lat dręczy nas POrażająca koalicja, która zawłaszcza kolejne dziedziny życia nie tylko politycznego. Choć mamy stale wzrost gospodarczy a koalicja wyprzedaje na potęgę wszystko, co się (jeszcze) da, to katastrofalnie rośnie dług w tempie wielokrotnie gierkowskim, bezrobocie trwa na bardzo wysokim poziomie (z tendencją rosnącą), a władza co i rusz funduje nam igrzyska, jesteśmy karmieni hasłami o „zielonej wyspie” i wszelkich dobrodziejstwach, jakie mają na nas jeszcze spotkać.
Było Euro 2012. Wyniki gorzej niż marne, najbardziej kosztowne dwa punkty, idące w dziesiątki miliardów złotych, rozgrzebane inwestycje, których końca widać nie będzie (pewnie jeszcze i nasze wnuki będą to spłacać) – ale była odpowiednia propaganda, pijar, pozwalający zapomnieć o troskach dnia codziennego. Starczyło emocji na kilka tygodni. Dla obecnej władzy dobre i to. Poza propagandową „bieżączką”, pozwalającą mobilizować masy w celu popierania władzy (już dziadzia Lenin tego uczył – nie mylić z inną Dziadzią, która obecnie siedzi na tronie, pod rozłożystym żyrandolem i jest Pierwszą Babą przy „głowie”, hm… głowaciźnie państwa) koalicja ma twarde tematy dyżurne.
POstraszenie Trybunałem Stanu
Pierwszym z nich jest: „Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro przed Trybunał Stanu!”. Po dojściu do władzy koalicja „PO –Pezetel” nie mogła odmówić sobie dzikiej radości. Przez kilka lat płaciliśmy za próżną pracę darmozjadów, szukających haków na poprzedników. Pomysł podsunęli (post?)komuniści z SLD, było to nieustanne badanie i badanie, jak to z „naszą Basią kochaną” było. Tęczowy Rychu dwoił się i troił (co przy jego całokształcie gabarytowym wcale nie jest takie trudne), aby do cna obnażyć „pisowskich siepaczy”. Na próżno, wniosek do Trybunału nie trafił… Ale tu mamy wyższość strategii PO nad sowieckimi… odruchami psa Pawłowa, czyli chciejstwem SLD. PeOle wiedzą, że lepiej jest gonić króliczka niż złapać go. „Pędzący Królik” to nie tylko miejsce do robienia rządowych (tzn. na rządowej kasie smażonych) interesów. To także pewien styl bycia w polityce…
A zatem, jak coś się dzieje ważnego, kontrowersyjnego, co może spowodować, że notowania koalicji rządzącej polecą w dół, zaraz mamy tego królika z kapelusza na dłoni. Zaczyna się ujadanie a usłużne media to potęgują: Kaczyński i Ziobro staną przed Trybunałem Stanu! Od dawna wiadomo, że jednak nie staną (bo nie mają za co) i zarzuty stały się tragikomiczne, to jednak kilka dni szumu i zasłonowego dymienia będzie. To zyskiwanie czasu do namysłu, co robić dalej. Czekanie rozmywa sprawę zasadniczą, publika, pędzona jak sfora baranów do zagrody, beczy i posłusznie idzie tam, gdzie je gna bodziec.
„Równość” wedle Partii Poniżej Pasa
Druga wrzuta, znacznie groźniejsza i nie tylko tragikomiczna, to kwestia „związków partnerskich”. Jest ona rozrzedzana, że jakoby chodzi o wszelkie związki nieformalne, którym „należą się” różne ulgi i przywileje, ale nie łudźmy się. Tak naprawdę ich istotą jest legalizacja, z tendencją rozszerzającą, (roz)związków homosiów i wszelkich innych odmian, bez nakreślenia granicy ostatecznej. Wszak w zapasie są jeszcze związki pedofilne, zoofilne, i tak dalej, i tak głębiej…
W kraju szaleje bezrobocie. Zasięg biedy stale i szybko się powiększa. Koalicja systematycznie ogranicza nasze prawa (teraz rząd i nierząd ma prawo zakazu i nakładania ogromnych kar na „niesłuszne” demonstracje, w sumie za widzimisię…). Rosną ceny, podatki, opłaty. Czynsze podnoszone są kilka razy w roku. Ale to nic, Polacy, nic. Nic się nie stało. Przecież i tak żyje się lepiej. Nie? Zapytajcie niejakiego Grada, albo Śmietankę, czy jeszcze innego beneficjenta koalicji i pasożyta na naszej kasie, czyż doprawdy (im) nie żyje się lepiej? Ależ tak!
A my dyskutujemy, temperatura rośnie, bo dziwaczna koalicja opozycyjna, składająca się z b. (?) Płatnych Pachołków Rosji i Partii Poniżej Pasa (jest taka, jest, wystarczy wspomnieć wystąpienia sejmowe pewnego oralo… tfu!, oratora), uważa, że to jest najważniejsze na świecie, aby robić sobie dobrze i jeszcze lepiej, przyginając do tego prawo, w tym Konstytucję. Inne sprawy mogą leżeć, nawet iść do lamusa, bo nie ma na nie czasu. Ale czasu mamy aż nadto, żeby spełniać zachcianki znikomej mniejszości tylko dlatego, że ta nas stale szantażuje, domagając się więcej i więcej.
Czy powinniśmy stale ulegać takim zachciankom? Tracić czas parlamentarzystów, sowicie opłacanych z kasy państwa (czyli z naszej), aby zajmowali się sprawami marginalnymi? Wiadomo bowiem, że tu nie chodzi o żadną równość praw. To Tęczowy Ruchu krzyczał z trybuny sejmowej, że „wszyscy jesteśmy równi”. Przyjrzałem mu się lepiej i uznałem, że nie chcę się z nim zrównywać w żadnej kategorii. Wolę się z nim różnić, najlepiej we wszystkim.
Kolejne żądania podlegają eskalacji a doświadczenia innych krajów, które wcześniej uległy takim naciskom, są jednoznaczne i negatywne. Damy im palec, złapią nas za rękę. Damy im rękę, zaraz zażądają drugiej. I uwaga – nie odwracać się od problemu, żeby to nie wyglądało na dawanie im tyłu…
Osoba, która posługuje się dokumentami na nazwisko Anna Grodzka (już ma ogromne przywileje, albowiem nie musi czekać do emerytury jako mężczyzna), jest obecnie symbolem gwałtownych przemian obyczajowych. Nie wiem, co potrafi, jakie ma doświadczenie, które byłoby przydatne do pracy parlamentarnej, ale ostatnio trafiłem na jej wypowiedź, że gdy ustawa o „związkach partnerskich” wejdzie w życie, to zapewne z tego skorzysta, o ile się zakocha. Hm… ale nie wiem, jaki jest stan cywilny. Panna? Wdowa? Wolna? Francuzi na określenie panienki, która jeszcze nie zaznała (formalnie) mężczyzny w związku, mają bardzo ładny termin: mademoiselle. Czy tak powinniśmy się zwracać do tej osoby? Czy to jej nie zdeprymuje? Bo gdy poseł PiS potraktował ją per „pan”, to była mocno wkurzona, choć nieco wcześniej nie uznała tej formy za obraźliwą.
Co prawda, to prawda. Szacunek w naszej kulturze wymaga stosowania formy „pan” bardziej, niż jowialnego „ty”.
Jeszcze jedna mniejszość, niezwykle pazerna
Wróćmy jednak do myśli przewodniej. Mamy zadymę, łączącą się z pazernością osobników, działających w związku zawodowym rolników pod nazwą: „Pezetel” (bardzo lubię, gdy czołowi działacze tej struktury swą nienaganną chłopszczyzną tak właśnie wymawiają skrót swej organizacji). Okazuje się, że wszędzie tam, gdzie sięgają ich łapy do państwowej kasy, są obecni i to zupełnie nieproporcjonalnie do wpływów w kraju, oscylujących wokół pięciu-siedmiu procent czynnych wyborców. Przeliczając to bardziej skrupulatnie, z uwzględnieniem drugiej połowy wyborców, nie uczestniczących w głosowaniach, mamy poparcie, wyrażające się zaledwie w wysokości 2,5 – 3,5 procent populacji uprawnionych do oddawania głosu, a zatem wielokrotnie mniej niż wynosi ludność wiejska! Oto przykład, do czego prowadzi oddawanie nadmiernej władzy konkretnej mniejszości.
Trudno znaleźć instytucję, oddaną w koalicji w pacht ludowcom – poczynając od Ministerstwa Rolnictwa, przez agendy i spółki w dół, gdzie nie ma oczywistej nadkoncentracji zatrudnionych rodzin. Podobnie jest z Ministerstwem Gospodarki, choć tu wpływy są podzielone i spora część łupów przypadła PeOlom. Idźmy dalej – samorządy i instytucje im podległe. Toż to olbrzymie, pojemne koryto, z którego chłeptać mogą „rodziny rodzin”: kuzyni, znajomki, znajomi znajomych… Słowem: swojaki twórczo rozwijają hasło „rodzina na swoim”. No tak, ale owo „swoje” tak naprawdę jest nasze i mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek rozliczyć wszelkie pijawki, które same dostawiają się do naszego krwioobiegu finansowego, zostawiając w nim jedynie swe odchody. Czyli – udział w koalicji to po prostu grad stanowisk dla ludzików z „Pezetelu”. Ale dla Grada też starczyło, spokojnie. Polska to bogaty Grad… tfu! – kraj, ma się rozumieć.
„Pezetel” chce teraz po sobie sprzątać, czyli mówić wprost – pozacierać tyle śladów, ile się tylko da. To dlatego Waldemar Pawlak nóżkami przebiera, aby jak najszybciej odzyskać resort rolnictwa, wymienić śmietanków na jakichś jogurtów, czy kefirów i już będzie w porządku. Bardzo ciekawa była jedna z pierwszych reakcji Pawlaka po ujawnieniu afery w Agencji Rynku Rolnego: on się cały trząsł przed kamerą, dygotał a głos miał człowieka, który kilka godzin spędził w lodówce! Nie wiem, czy już możemy nadać obecnemu wicepremierowi przezwisko: Szezlong, ale on naprawdę „się zląkł” tak mocno, że nie ma wątpliwości – jest strach, bo coś tam na wierzch wyszło. Miejmy nadzieję, że tak jak czasem nawet kropla przeważa, to tym razem rwąca rzeka ludowego apetytu zostanie nie tylko poskromiona, to jeszcze stanie się zaczątkiem zmian. Na początek – naszej świadomości, z kim tak naprawdę mamy do czynienia.
Fiskusem i prawem w lewiznę!
Należy szukać wszelkich możliwości, aby wszędzie tam, gdzie może wkroczyć prawo, tak właśnie się stało. I tam, gdzie fiskus może usiąść na niegodziwie gromadzonych majątkach, niech to zrobi jak najszybciej. A związek zawodowy „PSL”, którego motywem działania jest: „Po Swoje Ludziki” – po stosownym rozliczeniu i oczyszczeniu, musi być sprowadzony do normalności, w której obowiązują czyste reguły gry, a nie: hop, siup, raz na na ludowo!
Romuald Bury