Michał Boni był nie tylko redaktorem tygodnika „Wola”, ale także tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL-u PS. „ZNAK”.
25/07/2012
1185 Wyświetlenia
0 Komentarze
30 minut czytania
Jacek Hugo – Bader pisząc o mnie mijał się z rzeczywistością jak i mijał się z prawdą podając informacje o sobie do Stowarzyszenia Wolnego Słowa Zobacz oszusta z gazety wyborczej
MKK Wola to Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny zrzeszający około stu podziemnych komisji „Solidarności” nazwany umownie „firmą”. MKK Wola zajmowano się głównie drukowaniem i kolportowaniem prasy podziemnej na terenie Warszawy i okolic. „Firma” wydawała tygodnik „Wola”, a także drukowała Tygodnik Mazowsze.
Jacek Hugo – Bader pisząc o mnie mijał się z rzeczywistością jak i mijał się z prawdą podając informacje o sobie do Stowarzyszenia Wolnego Słowa. W obu tych publikacjach jest informacja, że Hugo – Bader drukował Tygodnik Mazowsze i to do tego ze mną od 1982 roku. Jak to jest możliwe, bo ja drukowaniem Tygodnika Mazowsze zająłem się od wiosny 1983 roku a Jacka – Hugo Badera zaprosiłem do współpracy z MKK „wola” jesienią 1983 roku. Sam przystąpiłem do MKK „wola” jesienią 1982 roku. Mam nieodparte wrażenie, że Jackowi zależało na zrobieniu wokół swojej działalności w podziemnej Solidarności legendy. Jacek Hugo – Bader zapomniał napisać o sobie, że kiedy powstała Gazeta Wyborcza zajął się jej rozwożeniem po punktach sprzedaży gazet. Jaj widać Jacek jest aktywnym działaczem i rzetelnym w opisywaniu faktów?
Poniżej zamieszczam materiał o podziemnej strukturze Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego „Wola” z Warszawy a opublikowany w Gazecie Wyborczej. Tekst ten został napisany przez jej reportera Jacka Hugo – Badera. Materiał jest niedokładny, więc pod tym materiałem zamieszczam swój komentarz w celu niezakłamywania niedawnej historii.
Andrzej Adamiak: Byłem ostatnim szefem kolportażu Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej, podziemnej struktury działającej na terenie całej Warszawy i okolic. Między sobą MKK nazywaliśmy firmą. W jej skład wchodziło około stu podziemnych komisji „Solidarności”, przeważnie małych zakładów pracy. Firma wydawała tygodnik „Wola”. Przy okazji, od wiosny 1982 r., drukowaliśmy także Tygodnik Mazowsze, który nazywaliśmy „Teemką”, albo „Mazowszanką”.
Pierwsze dwa lata „Mazowszanka” była u nas drukowana na powielaczu białkowym. W każdy piątek łączniczka przynosiła skądś do domu moich rodziców, Zofii i Tomasza Hugo-Baderów, matryce gazety. Mieszkali na Bielanach, na ulicy Magiera. W sobotę zanosiłem je kilka ulic dalej, do domu przy ulicy Żeromskiego, gdzie mieszkał Andrzej Adamiak, zwany „Rudobrodym”, albo Andrzejem „Rudym”, bo mieliśmy także Andrzeja „Kudłatego”.
U „Rudobrodego” w sobotę drukowaliśmy we dwóch parę tysięcy gazet. „Wola” była drukowana gdzie indziej, ale oba tytuły w niedzielę trafiały do punktu nazywanego mieszalnikiem, gdzie w poniedziałek były dzielone na paczki.
Nasz mieszalnik działał nieprzerwanie całą wojnę jaruzelską. Mieścił się w domu Mietka Kobyleckiego na warszawskim Żoliborzu na ulicy Kasprowicza. To święte miejsce. Mietek i jego brat byli żołnierzami Batalionu Zośka w czasie okupacji. Walczyli w Powstaniu Warszawskim. Gazety trzymaliśmy w wielkiej skrytce w schodach, w której w czasie wojny chłopcy od Zośki przechowywali broń i amunicję.
W żmudnym liczeniu i dzieleniu gazet na paczki uczestniczyła obok Mietka, „Rudego” Andrzeja i mnie, także pani Lidka Kobylecka, bratowa Mietka, jej córka Dorota i czasami, poniekąd w celach towarzyskich, kilka dziewczyn z Międzylesia. Grażyna z siostrą, Małgosia, Anka, były pielęgniarkami w tamtejszym szpitalu kolejowym, który należał do naszej Firmy. Dziewczyny były naszymi łączniczkami. We wtorek odbierały od Mietka paczki z gazetami i w plecakach wiozły je autobusami na kilka (pięć albo sześć) dolnych punktów kolportażowych, skąd w środę były odbierane przez kolporterów z zakładów pracy.
Od września 1983 r., aż do końca wojny jaruzelskiej, co tydzień z Łodzi przyjeżdżali moi kuzynostwo i brali potężny transport warszawskich książek i gazet, wśród których było 300-400 egzemplarzy „Mazowszanki”. To Zosia i Jacek Laskowscy, oraz siostra Zosi – Ewa Dwornik.
W końcu stanu wojennego nasza Firma dorobiła się swojej drukarni offsetowej. Chłopcy ukradli ją ze szkoły poligraficznej na ulicy Stawki w Warszawie. Brał w tym udział Marek Latos zwany „Grubym Markiem”, który był szefem naszego kolportażu, Piotrek Stańczak, Fredek Rosłoń, Waldek i jeszcze jeden chłopak. Ci trzej ostatni byli taksiarzami z MPT, której podziemna „Solidarność” należała do naszej organizacji. Fredek był u nas szefem transportu, więc wszystek towar woziliśmy taksówką jego, lub jego kolegów.
Drukarnia stanęła w domu Piotrka Stańczaka w Brwinowie, a na początku 1984 roku została przeniesiona za Konstancin-Jeziorną w stronę Góry Kalwarii, do domku Andrzeja Kamacia, czyli Andrzeja „Kudłatego”, gdzie pracowała do końca wojny. Przy domku „Kudłatego” stoi kapliczka z Matką Boską, w aureoli której paliło się kilka żarówek. To był znak, że wszystko jest w porządku i można wchodzić po gazety.
W 1986 r. Piotrek został szefem kolportażu, a ja – transportu, ale na początku 1988 roku przejąłem także jego obowiązki. Każdej niedzieli przewoziłem gazety z drukarni na mieszalnik do Mietka. Pomagali mi nasi taryfiarze, a potem mój tata, brat Tomek, a gdy zrobiłem prawo jazdy, najczęściej radziłem sobie sam.
Drukarnię obsługiwali dwaj Andrzeje: „Rudy” i „Kudłaty”, nasi drukarze. Ich szefem był Rysiek, którego nazwiska nie pamiętam. Drukowaliśmy tam naszą „Wolę” i „Mazowszankę”. Blachy do offsetu po staremu przychodziły do moich rodziców.
Nasza siatka kolportażowa, jak widać, nie była zbyt misternie utkana. To bardzo klarowny, bezpieczny i sprawnie działający system. Mieliśmy tylko jedną wpadkę. W 1985 r. ubole namierzyli nasz śródmiejski punkt kolportażowy na ulicy Marchlewskiego, który obsługiwał piątą część siatki. Nim bezpieka założyła kocioł (w który zresztą nikt nie wpadł), długo obserwowali mieszkanie i z daleka robili zdjęcia wszystkim dostawcom i odbiorcom. Gęby kilku z nas trafiły do milicyjnych kartotek, więc już do końca wojny lepiej było nie zgłaszać się po paszport.
Raz w tygodniu objeżdżałem wszystkie dolne punkty kolportażowe i zbierałem pieniądze za gazety. Przynosili je kolporterzy. Zachowałem ostatnią rozpiskę, w której w wielkim porządku zapisywałem wszystkie wydrukowane i wysłane na 26 punktów kolportażowych egzemplarze. Na przykład w kwietniu 1988 r. wydrukowaliśmy 2100 egzemplarzy 244 numeru „Mazowszanki”. Numer był dwukartkowy, więc kosztował 40 złotych. Odzyskałem pieniądze za 1875 egzemplarzy. Ostatniego, 290 numeru „Mazowszanki”, wydrukowaliśmy tylko 870 egzemplarzy. Zebrałem 31320 złotych. Wszystkie pieniądze oddawałem Michałowi Boniemu, który w naszej Firmie był odpowiedzialny za utrzymywanie kontaktów z władzami podziemnej „Solidarności” i redakcją Tygodnika Mazowsze.
Przedstawiam swój komentarz do powyższego tekstu, przypominając, że Michał Boni był nie tylko redaktorem tygodnika „Wola”, ale także tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL-u PS. „ZNAK”.
Kolego Jacku, szczycisz się nagrodami za swoje dziennikarstwo; dlaczego opisując swoją rolę w MKK „Wola”, nie zachowałeś szczególnej staranności? Opisując fakty historyczne, powinieneś przedstawiać precyzyjne informacje o strukturze Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego i wymienić wszystkich współpracujących i fakty z nimi związane. To, co opisujesz nie jest beletrystyką, ale opisem faktów historycznych, o których niedługo będą zapominali jej uczestnicy. Działając w sposób pobieżny, zakłamujesz historię; po co i dlaczego tak postąpiłeś?
Mój tekst ma uzupełnić i sprostować przedstawione, przez Jacka Hugo – Badera z Gazety Wyborczej mijające się z prawdą ówczesne fakty. Gdyby Hugo – Bader podszedł rzetelnie do swojego materiału, to skontaktowałby się z innymi ludźmi podziemia i zweryfikował swoje informacje a mój tekst byłby bezprzedmiotowy. Prosimy Ciebie kolego Jacku żebyś zapoznał się z tekstem bez wzburzenia, ale z pokorą.
Ja i Alfred Rosłoń przyjęliśmy zasadę, że punktach oznaczonych cyframi znajduje się tekst Hugo – Badera, w punktach oznaczonych literami znajduje się nasz komentarz:
1. Od wiosny 82 drukowaliśmy także Tygodnik Mazowsze
a) Tygodnik Mazowsze BYŁ DRUKOWANY NA POWIELACZU Od wiosny 1983 ROKU.
2. U rudobrodego w sobotę drukowaliśmy we dwóch parę tysięcy gazet oba tytuły trafiały w niedzielę do punktu nazywanego mieszalnikiem
b) Hugo – Bader zapomniał, że jego drukowanie razem ze mną było epizodem; takie zdarzenie mogło się wydarzyć dwa lub trzy razy. TM z powielacza trafiało na główny punkt, z którego był odbierany we wtorki. TM wrzucany był w poniedziałek na ul. Hajoty na warszawskich Bielanach.
3. Nasz mieszalnik działał nieprzerwanie mieściła się w domu Mietka Kobyleckiego
c) Mieszalnik u Mietka Kobyleckiego rozpoczął pracę ok. 1985 roku, kiedy Tm i Wola były drukowane na offsecie u Andrzeja Kamacia. Z tej drukarni wożone były gazety do Mietka Kobyleckiego. Przed Do czasu powstania drukarni u Kamacia, Wola z offsetu była wożona w niedzielę na Bródno, TM z powielacza był wożony w poniedziałek na ul. Hajoty na Bielanach.
4) W żmudnym liczeniu i czasami poniekąd w celach towarzyskich kilka dziewczyn z Międzylesia Grażyna z siostrą Małgosia Anka były pielęgniarkami w tamtejszym szpitalu kolejowym. Dziewczyny były naszymi łączniczkami
d) W każdy poniedziałek przychodzili do Mietka Kobyleckiego liczyć gazety i pakować na wtorek do kolportażu: Anna i Grażyna Hebdzińskie – pielęgniarki, Małgorzata Żurawska – mgr Farmacji, Anna Murawska – lekarz, mama Marka Latosa, Janina Grygier – kolporterka tygodnika KOS, Mietek Kobylecki oraz ja, czyli Andrzej Adamiak stale współpracujący i przekazujący ewentualne zmiany w kolportażu. Obie Anki, Grażyna, Małgosia; były kolporterkami. Andrzej Adamiak i Alfred Rosłoń, zabierali w środy i dostarczali na dolne punkty paczki nieodebrane we wtorek przez kolporterów. Hugo Bader pomylił rzeczywistość i nie zauważył, że pomiędzy przychodzącymi w poniedziałek, istniała duża przyjaźń i taka sytuacja powodowała także spotkania towarzyskie. Razem czuliśmy się jak rodzina, wszystkie święta i nasze imieniny obchodziliśmy w naszym wspólnym gronie. Kiedyś Hugo Bader został zaproszony do Mietka Kobyleckiego i brał udział w poniedziałkowym liczeniu, po którym obchodziliśmy czyjeś imieniny. Hugo Bader nie był uczestnikiem tych spotkań, dlatego i nie pamięta nazwisk i zawodów.
5. W końcu stanu wojennego firma dorobiła się swojej drukarni offsetowej. Chłopcy ukradli ją ze szkoły poligraficznej
e) Kradzież maszyny offsetowej nastąpiła pod koniec sierpnia 1983 z warszawskiej Szkoły Poligraficznej przy ul Stawki. W tym zdarzeniu brali udział: Marek Latos, Alfred Rosłoń, Piotr Stańczak, Waldemar Liberadzki, Krzysztof Szeliga. Jak widać, można ustalić dane osób ryzykujących za ten czyn więzieniem?
6. Na początku 84 została przeniesiona do domku Andrzeja Kamacia gdzie pracowała do końca wojny
f) Na początku 1985 roku maszyna offsetowa została przeniesiona do Andrzeja Kamacia i tam obaj z Andrzejem Adamiakiem rozpoczęli drukowanie Tygodnika Mazowsze i tygodnika „wola”. Przypominam Hugo – Baderowi o wprowadzaniu w błąd czytelników i zmienianiu dat oraz faktów, które robią olbrzymi zamęt. Wskazuje to na brak rzetelności ze strony reportera Gazety Wyborczej Jacka Hugo – Badera.
Stan wojenny wprowadzono 13 XII 1981 roku, został zawieszony 31 XII 1982 roku. Zniesienie stanu wojennego nastąpiło 22 VII 1983 roku. O jakiej wojnie mówi Hugo Bader? Wynikałoby, że działalność opozycyjna była tylko do 1983 roku a przecież zakończyła się dla niektórych po 1990 roku.
7. W 1986 roku Piotrek został szefem kolportażu a ja transportu.
g) Szefem kolportażu do roku 1986 i w trakcie jego działania obowiązki kolportażu za Marka Latosa przejęli Alfred Rosłoń i Andrzej Adamiak. Szefem transportu był nadal Alfred Rosłoń.
8. Każdej niedzieli przewoziłem gazety na mieszalnik do Mietka pomagali mi nasi taryfiarze.
h) Do 1986 roku jeździli do Andrzeja Kamacia: Andrzej Bischofft, Alfred Rosłoń. Żadni inni taksówkarze nie jeździli z Hugo Baderem(chyba, że po 1986 r.), ponieważ transportem zarządzał Alfred Rosłoń – wyznaczał taksówkarzy do przewiezienia bibuły.
9. Drukarnie obsługiwał ich szefem był Rysiek, którego nazwiska nie pamiętam.
i) Szefem drukarzy był Ryszard Satel. Jego pracownia fotograficzna, w której przygotowywał makiety tygodnika „Wola” mieściła się na ul. Czerwonego Krzyża, koło warszawskiego szpitala na ul. Solec.
10. Mieliśmy tylko jedną wpadkę w 1985 roku na Marchlewskiego.
j) Jacek Hugo – Bader z GW wprowadza swoich czytelników w błąd, a brak informacji o ilości wpadek świadczy o braku wiedzy i w ten sposób umniejsza czyny ludzi pracujących na rzecz MKK Wola. Pierwsza wpadka była w maju 1984 roku na Ursynowie ul. Kazury gdzie Mirosław Wąsowski prowadził punkt prasy MKK
Po rewizji usiadł na 3 miesiące na Rakowieckiej – wyszedł na mocy amnestii. Z tego punktu była zabierana prasa na dolne punkty zakładowe. Druga wpadka była w sierpniu 1985 roku, esbecy zatrzymali i przeprowadzili rewizję w mieszkaniu Hanny i Jacka Baran szukając prasy podziemnej. Dzień wcześniej Hanna i Jacek Baran pojechali na punkt na Mokotowie ul. Pułku Baszty skąd zabrali dużą ilość gazet. Trzecia wpadka, o której wspomina Bader, to moja informacja.
11. oddawałem Boniemu, który był odpowiedzialny za utrzymywanie kontaktów z władzami podziemnej Solidarności i redakcją TM.
l) Jeżeli Boni miał takie wspaniałe kontakty ze strukturami podziemnym to, dlaczego jego aktywność szła w pisanie artykułów a nie w pomoc drukarzom w załatwianiu części do maszyn drukarskich? Adamiak Andrzej swoimi kanałami załatwiał wymianę uszkodzonych części maszyn drukarskich; z tego samego źródła, z którym Boni utrzymywał kontakty. Jak należy rozumieć napisaną informację Hugo – Badera o Bonim mającym kontakty, który nie wyrażał chęci pomocy Ryśkowi Satelowi w uzupełnianiu brakujących części do maszyn drukarskich?
W dniu 01 08 2009 roku, spotkaliśmy się, czyli Alfred Rosłoń i ja Andrzej Adamiak z Jackiem Hugo – Baderem reporterem Gazety Wyborczej na Jego życzenie. Rozmowa była mało merytoryczna i zakończyła się brakiem wyjaśnień ze strony Hugo – Badera. Na stawiane zarzuty o braku precyzyjnych informacji na temat opisywanych zdarzeń, Jacek Hugo – Bader stwierdził:, że ten tekst nie jest o MKK Wola tylko o Jego działalności w MKK i dlatego nie musiał być szczegółowy(NIKT NIC NIE MUSI!). Zdarzenia opisywane przez Hugo -Badera, w których nie brał udziału, moim zdaniem powinien pominąć milczeniem lub dołożyć szczególnej staranności w ich opisywaniu, ponieważ jest to Jego obowiązek wynikający z zawodu, jaki wykonuje i miejsca gdzie pracuje. Jacek Hugo – Bader opisuje zdarzenia i ludzi w latach 1982/1989. Proszę zwrócić uwagę, że Gazeta Wyborcza szerzy w ten sposób fakty mijające się z prawdą a to jest nieetyczne i niemoralne; chyba, że jest to realizacja jakiegoś planu. A może chodzi o zasługi, mające wpływ na osiągnięcie odpowiedniego statusu w Gazecie Wyborczej. Oceniając opisywane wydarzenia przez Jacka Hugo – Badera mogę odnieść wrażenie, że Hugo – Bader był aktywnym uczestnikiem działań w strukturze Między Zakładowego Komitetu Koordynacyjnego w Warszawie w latach 19821989. Żeby utrzymać taką legendę w tekście Hugo – Baderowi brakuje w jego tekście konkretnych dat i rzetelności opisywanych zdarzeń. Rzeczywistość jest zupełnie inna, niż opisuje to Jacek Hugo – Bader.
Znamiennym faktem jest informacja, jaką przedstawił Jacek Hugo – Bader, kiedy został zapytany czy otrzymał nasz list otwarty, który skierowaliśmy do Gazety.pl(redakcja@gazeta.pl). Jacek Hugo Bader stanowczo stwierdził, że nie otrzymał naszego listu otwartego(!) W tej sytuacji w dniu 1 sierpnia 2009 roku ponownie wysłaliśmy nasz list otwarty do Gazety- tym razem 2 razy. Nasuwa się pytanie, kto mija się z prawdą? Jacek Hugo – Bader wykazał dużą aktywność, żeby się z nami spotkać. Jego aktywność zbiegła się z terminem wysłania naszego pierwszego listu do gazety.pl. CO MA DO POWIEDZENIA NA TEN TEMAT REDAKCJA
GAZETA.PL?
12. Dotyczy punktu 10, mówiącego o aresztowaniu właścicielki lokalu na ul. Marchlewskiego.
m) Zamieszczona informacja JHB na temat fotografowania kolporterów wchodzących do lokalu na ul. Marchlewskiego jest informacją z tematyki S/F. Przedmiotowy lokal znajduje się na 3 piętrze. Brak jest informacji o tego typu obserwacji. Kiedy przyjechałem z Rosłoniem na punkt i poszedłem do tego lokalu- drzwi otworzył mąż właścicielki i poinformował mnie o wczorajszym zdjęciu esbeckiego kotła. Byłem pierwszą osobą, która dowiedziała się o wpadce a Rosłoń przekazał tę informację do MKK. Chętnie poznam ludzi, którzy byli wówczas sfotografowani. Jacek Hugo – Bader nie powinien pisać o faktach, w których nie brał udziału; chyba, że chce promować historię ułożoną na własne potrzeby?
Coraz częściej mamy do czynienia z przypisywaniem sobie przez niektórych ludzi podziemnej Solidarności, czynów, z którymi nie mieli nigdy nic wspólnego- jest to działanie nieuczciwe i powinno być potępiane. Szanowny Jacku żyjemy w epoce informatycznej i trudno jest zrozumieć, jakie trudności stanęły na Twojej drodze przy ustaleniu faktycznych ówczesnych stanów prawnych przed opublikowaniem swojego artykułu? Rzetelni ludzie posługują się komputerami, telefonami w celu weryfikowania zasłyszanych informacji. Można postawić pytanie, o czym Jacek Hugo – Bader pisał- o sobie? Czy może o MKK Wola?
Za pośrednictwem Hugo – Badera otrzymaliśmy Dyplomy podpisane przez Zbigniewa Bujaka. W treści tych Dyplomów są zacytowane fragmenty tekstu artykułu Hugo- Badera. Ciekawe ile takich dyplomów wyprodukował Zbigniew Bujak? Dyplomy mają uwiarygodnić naszą działalność w podziemnej Solidarności i jednocześnie Zbigniew Bujak potwierdza w ten sposób aktywność Jacka Hugo – Badera w podziemnej Solidarności. Może inni rozumieją taką sytuację inaczej, my uważamy, że taki był sens powstania artykułu i złożenia na Dyplomach podpisu Zbigniewa Bujaka.
Uważamy, że historię tworzą ludzie i fakty a nie czyjeś konfabulacje- jak mamy stwierdzone w tym przypadku. Nie zgadzamy się, żeby zakłamywać historię.
Za powyższy tekst odpowiadają:
Adamiak Andrzej PS. „RUDY”, kolporter i drukarz podziemnej Solidarności.
Rosłoń Alfred PS. „TADEK”, szef transportu i drukarz podziemnej Solidarności.