NUPOLE (13)
20/07/2012
564 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Mroczny patchwork political fiction z 1987 r. – element 13
Los Angeles, 07.10.19.. .”Dokąd zmierzasz, Przemiano?” – reportaż z Państwa zamieszczony w tygodniku „World Today” nr 41
Jeśli, Drogi Czytelniku, denerwuje Cię to, że za jeden numer naszego pisma płacisz pięć dolców, to wiedz, że gdy Ty czytasz go w swym cholernie wygodnym fotelu mając na nogach cholernie miękkie i ciepłe bambosze, ktoś dla Ciebie nadstawia tyłka w jakimś niekoniecznie egzotycznym, ale często niebezpiecznym kraju – tak choćby, jak ja to robiłem w Państwie.
Dziwisz się? Sądziłeś zapewne, że o ile za NUP-a panował tam krwawy terror, to teraz jest wielki ład i sprawiedliwość? Też tak myślałem przed wyjazdem do Państwa. I też miałem za złe naszemu Prezydentowi, że jest tak diablo delikatny, skoro nie chce otwarcie pomóc rebeliantom. Teraz jednak widzę, że wykazał sporo sprytu, tego, co się nazywa intuicją polityczną. Inaczej nie byłby zresztą prezydentem, no nie?
Wylądowałem w skwarze południa i od razu czarny Mercedes uwiózł mnie w kierunku centrum Nupolis: miałem umówione spotkanie z całą plejadą animatorów Przemiany. Czekali na mnie – zależy im na dobrym imieniu, przynajmniej w naszym kraju. Rozmawiając z gorącogłowymi powstańcami, którzy nie zdążyli jeszcze złapać psychicznej równowagi po karkołomnej jeździe z podziemia do wykładanych lustrami marmurów komnat Urzędu Wykonawczego, słyszałem zapewnienia – z pewnością zresztą szczere – o tym, że nadrzędnym celem Przemiany jest wprowadzenie modelu demokracji parlamentarnej w stylu zachodnim. Opuściwszy jednak ów imponujący pałacyk mieszczący dziś Sztab Przemiany, naładowany świetlanymi perspektywami, jakie malowali mi pełni wigoru i entuzjazmu młodzi liderzy Nowego Porządku, szybko zakosztowałem zimnego prysznica na ulicach, które okazały się jeszcze bardziej szare, jeszcze bardziej smutne od tych, które pamiętam sprzed lat pięciu, w czasie względnej nupowskiej stabilizacji. Kolejki, panika, wykupywanie towarów – to jeszcze nie najgorsze, choć potwierdza się stara prawda, że szarego obywatela guzik obchodzą przemiany ustrojów, systemów, czy jak je jeszcze tam zwać. Patrzy on przede wszystkim na własny tyłek (tu raczej brzuch). Kto wie, czy na tym właśnie nie przewiozą się rozentuzjazmowani, lecz nieopierzeni jeszcze, pełni ideałów polityczni przywódcy Przemiany. Licząc na podobny do swego entuzjazm tłumów, ignorują zupełnie może nie całkiem moralnie jednoznaczną, lecz skuteczną socjotechnikę.
Otępienie i marazm polityczny obywateli Państwa dałyby się jednak nie tylko wytłumaczyć, ale i znieść. Najbardziej przeraża to, co uczynił z całym narodem (nie wyłączając aktualnej elity władzy) wirus totalitaryzmu, skutecznie dawkowany przez obłąkańczy reżim NUP-a i jego poprzedników. Wszyscy widzą model demokracji przez krzywe lustro kilkudziesięcioletniej patologii społecznej, lub – w najlepszym wypadku – przez cukierkowy, lecz równie nieprawdziwy pryzmat mitów o krajach Zachodu, mitów rozprzestrzeniających się pocztą pantoflową, jako że za NUP-a mało komu udawało się Zachód zobaczyć. Nie licząc, rzecz jasna sługusów reżimu, ale ci – z oczywistych względów – woleli trzymać język za zębami, jeśli już nie musieli – w ramach służbowych obowiązków – pluć na zachodnią rzeczywistość.
Jechałem do Państwa pełen nadziei i wiary. Wracam ze smutkiem i zatrwożeniem. Widziałem bowiem rzeczy przerażające. W samym dawnym NUPOLIS (trwa jeszcze plebiscyt na nową nazwę stolicy) postronny obserwator nie dostrzeże nic niepokojącego, choć w rzeczywistości dzieją się tam rzeczy drastyczne. Rozpętana histeryczna nagonka na Nupalie (zwane tu pogardliwie Nupolami), dla których utworzono specjalne getta i obozy koncentracyjne, mająca w miarę cywilizowany przebieg w stolicy, na prowincji (dokąd się udałem za niechętnym przyzwoleniem władzy) przybrała postać krwawej jatki, łańcucha makabrycznych samosądów oraz pościgów.
Widziałem matki z uśmiechem oddające swe dzieci na śmierć. Lecz słyszałem też histeryczny szloch tych, którym odbierano je siłą. Widziałem gromadę dziarskich siedmiolatków z zawziętością sfory psów kamienujących swego rówieśnika – Nupola. Oraz starszych, stojących wokół w kręgu milczącej aprobaty.
Oglądałem osławione „przyjęcie”: grupa odzianych w smokingi dawnych funkcjonariuszy znienawidzonego reżimu za stołem nakrytym śnieżnobiałym obrusem spożywa przy użyciu srebrnych sztućców i w akompaniamencie doborowej orkiestry własne odchody, podane wykwintnie na talerzach z bośnieńskiej porcelany.
Widziałem dziewczynki – Nupolki gwałcone przez psy… okropności takich jest więcej, a wszystko to odbywa się pod płaszczykiem zapowiedzianego w Proklamacji tzw. ostatecznego rozwiązania problemu Nupoli. Zagadywani o to przedstawiciele Nowego Porządku (wymusiłem na nich spotkanie po powrocie z prowincji) zapewniają, że wszystkie te wynaturzone wybryki, nie do uniknięcia w rwącym nurcie przemian, są ścigane i z całą surowością prawa karane. Jak z tym jednak pogodzić fakt, że ilość tzw. grup interwencyjnych rośnie jak grzyby po deszczu? Jeśli intencje władzy w kwestii humanitarnego charakteru Przemiany są istotnie szczere, to wypada stwierdzić, że utraciła już ona kontrolę nad sytuacją.
Powstają już grupy, których ambicją jest przywrócenie starego porządku. I choć władza nazywa je kontrrewolucyjnymi bandami złożonymi z podłych sługusów NUP-a, to jednak prawda jest taka, że coraz więcej w nich ludzi dotąd niezaangażowanych, lecz uczciwych, którzy nie mogą bezczynnie przyglądać się społecznej i moralnej degrongoladzie narodu. W poczuciu bezsilności wiążą się więc nawet z niedobitkami starej władzy.
Krótki był okres, gdy nad Państwem świeciło słońce. Obecnie znów zbierają się ciemne chmury. Czy wicher Przemiany zdoła je rozpędzić? Czas pokaże.