Bez kategorii
Like

Od Mazowieckiego do Suchockiej, czyli Polska Balcerowicza

12/07/2012
598 Wyświetlenia
0 Komentarze
32 minut czytania
no-cover

„Heroiczny” okres nowej, „solidarnościowej” władzy skończył się wraz z odejściem Tadeusza Mazowieckiego w styczniu 1991 roku i objęciem przez Jana Krzysztofa Bieleckiego teki Prezesa Rady Ministrów.

0


 Jak bieg wydarzeń politycznych w Polsce miał się do zmian w gospodarce?

Jerzy Szacki zauważył, iż stalinowscy komuniści rozumieli poprzez liberalizm wyłącznie fakty ze sfery gospodarczej. „W deklaracji reprezentatywnej Rady Jedności Narodowej z 15. marca 1944 roku zawarta była m.in. obietnica, że gospodarstwo narodowe we wszystkich jego dziedzinach <(…) będzie prowadzone według zasad gospodarki planowej>, a także niemało innych, równie nieliberalnych obietnic. Zgoła zdumiewające jest to, że w niektórych programach pojawiała się wprost krytyka liberalizmu, prowadzona w taki sposób, jak gdyby był on jednym ze składników niedobrej przeszłości”.[1]

 

Jednocześnie przygotowująca się do przejęcia władzy w Polsce w latach 40-tych XX w. komunistyczna lewica naddawała tym samym znaczenia nurtowi liberalnemu, który w okresie XX-lecia międzywojennego z wielu przyczyn nie odegrał w naszej gospodarce istotnego znaczenia.

Za niezwykle trafną uważam opinię prof. Szackiego, dotyczącą relacji pomiędzy kolejnymi ekipami PZPR-owskimi a doktryną liberalną. „Problem polega nie tyle na tym, że komunizm zniszczył wpływy liberalizmu jako ideologii (…), ile na tym, że wyjałowił glebę, na której ta ideologia mogłaby się rozwinąć. Mam na myśli z jednej strony, destrukcję niepaństwowych sektorów gospodarki, z drugiej strony, ograniczenie inicjatywy jednostek i likwidację niezależnych od państwa stowarzyszeń, organizacji, samorządów itd., czyli tego wszystkiego, co obecnie określa się zwykle jako <społeczeństwo obywatelskie>”.[2]

W latach 80. XX w.  nikt jednak nie wiedział, jak przebiega w praktyce transformacja odwrotna od tej, jaką przeprowadzono na zlecenie Kremla 40 lat wcześniej. Ugrupowania opozycyjne formułowały głównie postulaty polityczne – gospodarka pozostawała w cieniu, choć to od sukcesów lub klęsk na jej polu zależeć miały losy polskich przemian. Łatwiej zresztą posługiwać się abstraktami w stylu „niepodległości”, „godności ludzkiej” etc., niźli zasiąść do konkretu w postaci budżetu państwa.

Już pod koniec rządów PZPR część jej elit zdawała sobie sprawę, iż gospodarka Polski wygląda nienajlepiej i trzeba szukać głębszych zmian systemowych, o ile chce się uniknąć poważniejszego kryzysu i wyzwolić spod panowania systemu kartkowego.

W polskich warunkach niekompetentny dyrektor, umiejący zachować choć pozory lojalności, mógł latami „produkować” deficyt i hamować rozwój dynamicznych i utalentowanych podwładnych. Najzdolniejsi z nich, odważni i znający swoją wartość, poszukując warunków do samorealizacji, zmieniali zakład pracy, sektor gospodarki lub wyjeżdżali za granicę.[3]

Decydenci partyjni próbowali nawet, wzorem Macau czy Hongkongu, tworzyć strefy wolnocłowe. Jako pierwszy powstał Wolny Obszar Celny Szczecin – Świnoujście (19.XI.1988 r.). Rozpatrywano także możliwość, na razie wewnętrznej, wymienialności złotówki. Jeśli chodzi o politykę gospodarczą, sprawa wydawała się być przesądzona. W rządowym programie reform gospodarczych, jaki stanowił projekt planu konsolidacyjnego, określono wstępnie cel: wprowadzenie wewnętrznej wymienialności złotego na początku lat dziewięćdziesiątych poprzez stworzenie rynku walutowego. Wszystko zaczęło się od przejęcia polskiego zadłużenia (długi PRL z lat 70-tych i 80-tych XX w.) przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Polska, przystępując w 1986 r. do MFW, nie mogła już prowadzić bezpośrednich (jak wcześniej) negocjacji z państwami wierzycielskimi, była zdana głównie na dyspozycje, płynące z MFW. Fundusz zainteresowany był głównie prywatyzacją naszych przedsiębiorstw i twardą polityką monetarną. Jako ekonomistę, idealnego do realizacji tych trudnych społecznie zadań, wskazano jednoznacznie prof. Leszka Balcerowicza.[4]

Tymczasem ceny rosły nieubłaganie. Przewidywany na rok 1989 wzrost cen ekonomiści KC PZPR ocenili aż na 50% w stosunku do poprzedniego. Społeczeństwo zmęczone było ciągłymi podwyżkami i potrzebowało nie rządowych zapewnień, a realnej walki z inflacją.

Nawet komuniści zaczęli głośno mówić o prywatyzacji polskiej gospodarki. W lutowym dodatku do „Polityki” autor, ukryty pod kryptonimem (P. Ad.), ostrzegał przed zbyt szybką i nieprzemyślaną prywatyzacją na podstawie opracowania wykładowców London Bussiness School z tygodnika „The Economist”: „Do niedawna jeszcze słowo „prywaciarz” traktowano w Polsce jak obelgę. Dziś w coraz szerszych kręgach uważane jest za komplement. Mówi się i pisze bez zastanowienia o prywatyzacji coraz większej liczby zakładów czy nawet gałęzi gospodarki.”[5]

Mając do wyboru różne drogi postępowania, tak partyjny establishment, jak przedstawiciele opozycji, postawili na teorię liberalną.

  Jedynymi osobami, które miały dostęp do źródeł teoretycznej wiedzy o kapitalizmie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, byli – niestety – wyłącznie uczeni, do których należał m. in. prof. Leszek Balcerowicz, który egzamin neoliberalizmu zdał w latach siedemdziesiątych XX w. w uczelni amerykańskiej.

W polskim modelu liberalna gospodarka miała stać się dopełnieniem demokratycznej praktyki politycznej. Sprzeczności wewnętrznej doktryn w porę nie dostrzeżono.

W sierpniu 1989 r. nowy rząd Mazowieckiego wprowadził obywatelom szokową podwyżkę cen, co oznaczało rozpoczęcie przygotowań do uwolnienia rynku. Komentowano to różnie, niekiedy mało pochlebnie. Coraz częściej publicyści stawiali zarzuty, że konstrukcję rynkową zaczęto w Polsce budować od dachu, zamiast zacząć od solidnych fundamentów.[6]

Drogę obraną przez Leszka Balcerowicza popierała większość opozycji. Ekonomia nie jest najmocniejszą stroną polskich elit, zachodnie wykształcenie zdobyło profesorowi ogromny kredyt zaufania. Balcerowicz w owym okresie nie unikał prasy.

Nowy wicepremier nie wyobrażał sobie polskiej gospodarki bez współpracy z instytucjami walutowymi o zasięgu globalnym.

„Wicepremier i minister finansów Polski Leszek Balcerowicz przemawiając w środę na posiedzeniu Rady Gubernatorów Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego stwierdził, że Polska przywiązuje szczególne znaczenie do członkowstwa w obu organizacjach i do ich sugestii w sprawach rozwoju gospodarczego. Historyczne przekształcenia w kierunku demokracji parlamentarnej i gospodarki rynkowej – powiedział – cieszą się szerokim poparciem społecznym ale dokonywane są w krańcowo trudnych warunkach ekonomicznych. (…).

Wśród przekształceń strukturalnych gospodarki wicepremier przytoczył eliminację administracyjnych i podatkowych ograniczeń, hamujących rozwój firm prywatnych, prywatyzację znaczącej części istniejących przedsiębiorstw państwowych i zaostrzenie wobec nich rygorów budżetowych. Zapowiedział także reformę systemu podatkowego (w taki sposób, by nie hamował on przedsiębiorczości) oraz rozwój rynku kapitałowego i systemu bankowego.”[7]

Tak pojawił się „plan Balcerowicza”, do dziś wywołujący spory nie mniejsze, niż „gruba kreska”. Tadeusz Mazowiecki wierzył w szybką poprawę sytuacji gospodarczej kraju, również nie biorąc pod uwagę kosztów społecznych, dla Balcerowicza trudnych, bo niewymiernych (dla neoliberalizmu tylko to, co mierzalne, ma jakąś wartość).

Jeszcze latem Lech Wałęsa oprotestowywał podwyżki cen. „Ostatnie, zaskakujące podwyżki cen i braki podstawowych artykułów wywołują w kraju stan wielkiego napięcia. Podwyżki te wprowadzono, choć nie ma jeszcze aktów prawnych, które mają umożliwić indeksację płac, co jest sprzeczne z ustaleniami Okrągłego Stołu.

NSZZ „Solidarność” stwierdza raz jeszcze, że polskiej gospodarce potrzebna jest głęboka reforma, której nie mogą zastąpić podwyżki cen. Każde inne działanie może doprowadzić do wybuchu fali społecznego protestu.”[8]

W sytuacji, gdy rząd Mazowieckiego i Balcerowicza stał się także rządem Wałęsy oraz reprezentantem „Solidarności”, zaprzestał on krytyki poczynań fiskalnych. W szybkim tempie sejm przyjął pakiet 11 ustaw, toteż z dniem 1. stycznia 1990 „plan Balcerowicza” wszedł w życie. Złotówka, po ustaleniu kursu dolara, stała się wewnętrznie wymienialna.

W stosunku do zapowiedzi regres był potężniejszy, poziom życia począł gwałtownie spadać, pojawiły się: niepewność miejsc pracy, dochodów, bezrobocie. Michnik oceniał wicepremiera jako polityka o rewolucyjnej wyobraźni i stalowych nerwach. W „Dodatku Nadzwyczajnym” do „GW” stwierdził: „Często stawialiśmy sobie pytanie – czy nie zdradzamy naszych idei? (…) Sądzimy, że – tu i teraz – nie było dla Polski innej drogi, niż twarda ścieżka terapii szokowej Balcerowicza”.[9] Jako najistotniejszych sprzymierzeńców prof. Balcerowicza wskazał Tadeusza Mazowieckiego i Jacka Kuronia.

W ocenie światowej sławy socjologa, prof. Zygmunta Baumana, rzecz ma się dokładnie odwrotnie: „Wśród elit rządzących, od czasu prawie jednomyślnego uchwalenia <planu Balcerowicza> przez <sejm kontraktowy>, panowała opinia – dawno skompromitowana i niemal powszechnie na Zachodzie odrzucona – że jeśli tylko dać posiadaczom kapitału nieskrępowane pole do popisu i pozwolić im szukać bez przeszkód soczystych pastwisk i porzucać je bez skrupułów, to bogactwo będzie samo z siebie pęczniało. Wtedy też wszystkim kapnie coś na równi z obficie zastawionego stołu. (…) Jest to magiczne myślenie, któremu przeczy wszystko, co miało miejsce w dziejach rozwoju gospodarczego. Mylące są także działania (a raczej powstrzymanie się przed działaniem) wynikłe z tego myślenia, nie mówiąc już o dewastacji społecznej i spustoszeniu moralnym, do jakich niechybnie muszą prowadzić.”[10]

Ze słów prof. Baumana wynika, iż Polska zdecydowała się iść drogą, z której Zachód zdaje się rezygnować. Uwolnienie rynku, jego zdaniem, nie jest absolutnie równoznaczne nie tylko z sukcesem, ale nawet stabilizacją gospodarczą. Ważką rolę socjolog przyznaje w procesie transformacji skutkom przekształceń dla społeczeństwa, które jako „niewymierne” niezbyt poważnie brane były pod uwagę przez prof. Balcerowicza i jego doradców. Tymczasem owe początkowo „niewymierne” skutki po szybkim czasie zaczną przekładać się na realne złotówki, które trzeba wydawać na walkę z alkoholizmem, przestępczością, narkomanią czy tworzeniem noclegowni dla bezdomnych.

Jednym z kamieni węgielnych „planu Balcerowicza” stała się prywatyzacja. Nazywano ją początkowo „demonopolizacją” przemysłu. Miała przynieść Polsce zachodnich inwestorów, dochody do państwowego skarbca i poprawę efektywności produkcji.

Prywatyzacja nie zajmowała łamów pierwszych stron gazet. Pisano o niej ogólnikowo i niechętnie.

Zdecydowanie negatywnie przyjmowało liberalne próby przekształceń np. środowisko, skupione wokół małżeństwa Gwiazdów i ich III-obiegowego pisma „Poza Układem”. Andrzej Gwiazda tak charakteryzował w nim swoją ocenę zmian: „Pod dyktando <komuny> zbudowaliśmy w Polsce potężny przemysł. Lecz około 70% gospodarki pracowało na potrzeby <systemu>, a tylko 30% na potrzeby kraju. Te 30% dawało utrzymanie wszystkim pracującym, zarabiało na budowę dróg, mieszkań, <dotacje> do produkcji, zarobki. Według różnych szacunków nie dopłacano nam 12 do 60 miliardów dolarów rocznie, gdy suma rocznych zarobków wszystkich pracowników wynosiła po czarnorynkowym kursie 4,5 do 6 miliardów dolarów”.[11]

I dalej – „Rozpad, czy raczej autotransformacja systemu, umożliwiała nam przystosowanie produkcji do polskich potrzeb i znalezienie korzystnych rynków zbytu. (…) Mając rozwinięty przemysł ciężki, mogliśmy tego dokonać własnymi siłami, zgodnie z naszym interesem i potrzebami. (…) Nie potrzebowaliśmy kredytów – kredyt jest to bowiem kupowanie zaufania przez gwarancje innych firm – a zaufania miała władza w 89 roku nadmiar. (…). Aby to bogactwo wykorzystać nie wolno było robić gwałtownych zwrotów w sferze gospodarczej. Należało chronić produkcję i przemysł państwowy, bo innego przecież nie było. Aby jednocześnie stymulować rozwój prywatnych przedsiębiorstw, nie wolno było stosować inflacji jako narzędzia politycznego. (…). [Trzeba było] do granic możliwości budżetowych ograniczyć podatki przedsiębiorstw, a szczególnie odciążyć (…) transport. Uzupełniając to tanim kredytem i drogim dolarem oraz którymś z wariantów Keynesowskich programów (…), przy oczywistym (…) entuzjazmie społecznym, uzyskalibyśmy burzliwy rozwój i w ciągu 2-3 lat zdolność do poważnej ekspansji ekonomicznej. (…) Zamiast tego zafundowano nam proceder zwany <prywatyzacją> i <plan Balcerowicza>.

Przedsiębiorstwa, prócz normalnych podatków, obciążono podatkiem obrotowym o charakterze wyłącznie cenotwórczym oraz horrendalnie wysokim podatkiem od majątku trwałego, zwanym dywidendą, wymuszając tym samym wysokie ceny na towary. (…) Administracyjnie ustalony niski i sztywny kurs dolara spowodował, że polskie towary, mimo 15-krotnie tańszej robocizny, były droższe od towarów zachodnich. To uniemożliwiało pozyskanie odbiorcy zagranicznego (…). Do inflacji politycznej, generowanej przez rząd, dołączyła inflacja kosztowa. Zamknęło się koło, napędzające kryzys. Do tego dodano nam jeszcze <prywatyzację>”.[12]

Gwiazda nie jest ekonomistą lecz inżynierem. W latach gierkowskiej prosperity miał jednak okazję przyjrzeć się funkcjonowaniu ekonomicznych realiów w dużej państwowej firmie (Zakłady Okrętowych Urządzeń Elektrycznych i Automatyki ELMOR). Wiedza, jakiej nabył, przeczyła sensowności wprowadzanych zmian. Nie był też ekonomistą premier Mazowiecki, któremu wydawca „Poza Układem” stawia następujący zarzut: „Niezwykle trafnie koresponduje z tą sytuacją oświadczenie Mazowieckiego w TV: <Będziemy w pierwszym rzędzie sprzedawać najlepsze zakłady>. Czy Mazowiecki mógł nie zdawać sobie sprawy, że w przemyśle, podobnie jak w redakcji (…), wystarczy wyeliminować jednostki wiodące, by zespół podupadł lub nawet rozleciał się? (…)

Zwalanie winy na wymagania <wolnego rynku> przez kolejne rządy jest oszustwem, gdyż w Polsce nie ma wolnego rynku. Gospodarka jest nadal centralnie sterowana, tyle, że  w nowoczesny sposób”.[13]

Dopiero po kilku latach, przy okazji porachunków czysto politycznych, zaczęło się ujawnianie kulis niektórych ledwie prywatyzacji. Najprawdopodobniej ta część „planu Balcerowicza” przyniosła nie tylko znaczne straty społeczne, ale całkiem wymierne niedobory finansowe. Mała wiedza ekonomiczna elit na równi ze społeczeństwem – sprzyjała nadużyciom. Nieliczna grupka świadomych ekonomicznie fachowców ibussinesmanów mogła, zgodnie z obowiązującymi przepisami, dokonywać prywatyzacji narażających skarb państwa na straty.

Skoro rząd Mazowieckiego nie składał się z ludzi o dużej wiedzy ekonomicznej, tym mniej można było wymagać od Sejmu, przegłosowującego ustawy o nieostrych sformułowaniach.

Skutki tego odczuła gospodarka w tempie natychmiastowym Niekorzystne zjawiska, typu – wyprowadzania z Polski pieniędzy, celowe lock-outy, przywileje dla obcego kapitału na skalę nie spotykaną w innych krajach, przechodzących transformacje (może poza Węgrami) wpłynęły na i tak pogarszającą się sytuację społeczeństwa. „Nasi sojusznicy z wolnego świata dawno już do Polski weszli, a niektórzy, np. Daewoo już nawet zdążyli wyjść. Kupili sobie za 10% wartości niemal wszystko, co zdołaliśmy zbudować po II wojnie światowej. Jak to się  pięknie w Polsce mówi – <zainwestowali> w nasz przemysł. W świecie kapitału takie inwestycje nazywa się <wrogim przejęciem>, a głównym ich celem jest zniszczenie konkurenta, obłowienie się na masie upadłościowej i przejęcie rynku.

Drugim sposobem rabunku jest wykorzystanie mechanizmów finansowych. Dzięki znacznie wyższym stopom procentowym i wysokiemu, stabilnemu kursowi polskiej złotówki, nasi zachodni bracia wielokrotnie wchodzili i wychodzili, taszcząc pełne worki pieniędzy. Proceder Janosika, legalnie uprawiany między Odrą a Bugiem, nie wymagał inwestowania własnych funduszy, a jego prosty mechanizm jest zrozumiały nawet dla przedszkolaka. Warunkiem były gwarancje polskiego rządu, że złotówka nie zostanie zdewaluowana, a stopy procentowe nie spadną poniżej obowiązujących w bankach zachodnich. Te gwarancje nasi sojusznicy z UE i NATO mieli od wszystkich ekip rządzących Polską.”[14]

Leszkowi Balcerowiczowi zarzuca się od jakiegoś czasu (zwłaszcza od chwili ostatniej zmiany w Pałacu Prezydenckim) stworzenie systemu gospodarczego, niszczącego rodzimy bussines. „Polska własność wypierana jest z jednej strony przez wielkie, transnarodowe korporacje, które przejmują najbardziej intratne branże i sektory, z drugiej zaś przez produkowaną masowo tandetę, sprowadzaną za grosze głównie za Azji. (…).

Gdy dodamy do tego taki system fiskalny, celny i koncesyjny, który de facto wymierzony jest w rodzimą wytwórczość, a promuje korporacyjne molochy (najjaskrawszym przykładem są wieloletnie ulgi podatkowe dla hipermarketów i mechanizmy, umożliwiające im transfer zysków za granicę, przy jednoczesnym wykazywaniu strat w Polsce, na skutek czego nie muszą płacić i tak symbolicznych podatków – na nic podobnego nie mogą nawet liczyć polscy handlowcy), (…) okres międzywojnia może się jawić wręcz jako „złote lata” rodzimej wytwórczości.”[15]

Z liberalną transformacją polskiej gospodarki związane są zjawiska anomii społecznej. Prognozy zlekceważyły ich zasięg, politycy musieli walczyć z nieoczekiwanymi dla siebie olbrzymimi rozmiarami zjawiska.

Najdotkliwiej odczuwane było i jest bezrobocie, choć dzięki tzw. szarej strefie nie dotyczyło niemal wykwalifikowanych pracowników budowlanych. Ale w zasadzie – tylko tej grupy zawodowej. Jeszcze jesienią 1989 r. łudzono się, że przeszeregowanie sporych grup ludzi złagodzi skutki niekorzystnego procesu. „Rzeczpospolita”, o zazwyczaj wyważonych głosach publicystów, także bagatelizowała problem. Według Bożeny Papiernik bezrobocie było do uniknięcia. Trzeba natomiast zastosować przesunięcia pracowników i grup pracowników w związku z likwidacją zakładów nieefektywnych, względnie zatruwających środowisko naturalne.

Autorka rozważała m. in. zapewnienie tym osobom odpowiednich ofert pracy, kierowanie na przyuczenie lub przekwalifikowanie się, tworzenie dodatkowych stanowisk pracy.

Inna wizja towarzyszyła odchodzącym komunistom. Przewidzieli oni większość skutków transformacji i oczekiwali od nowych, demokratycznych władz, zainteresowania ofiarami przekształceń. „Jaka jest część ekonomiczna czy ekonomiczno-społeczna porozumienia (przy <okrągłym stole>)? (…) Gdyby trzeba było jednym zadaniem odpowiedzieć na to pytanie, wówczas odpowiedź brzmiałaby następująco: celem jest urynkowienie gospodarki, natomiast koszty tego procesu praktycznie w całości ma przejąć państwo. (…). Do czego właściwie ma sprowadzić się polityka gospodarcza państwa? W istocie do ochrony poziomu życiowego ludności, chociaż samo państwo nie zostało wyposażone w odpowiednie uprawnienia decyzyjne. Być może jest to twierdzenie nieco przesadne, ale oddające istotę rzeczy.”[16]

Ciekawe zjawisko analizował przy okazji jeden z entuzjastów programu Leszka Balcerowicza, Jacek Kuroń: „Wyszliśmy z ładu, w którym niemal wszyscy byli gdzieś zatrudnieni i mieli poczucie, że ich praca jest jakoś potrzebna. W Hucie Warszawa ludzie strajkowali przecież nie dlatego, że mało zarabiali, ale też dlatego, że nagle poczuli się nikomu do niczego niepotrzebni.”[17]

Powstawały też programy eksperymentalne, próbujące – przynajmniej w niektórych niszach – zwalczać bezrobocie. „Wyjąć z pegeerowskiej biedy jednego pegeerowca, reanimować, wrzucić z powrotem i obserwować, co się stanie – może zacznie reanimować innych?”.[18]

Na temat tempa i formy przemian po roku 1989 istnieje znamienna wypowiedź Jarosława Gowina: „(…) liberalizm sprawdził się jako technika odejścia od komunizmu, jednak poniósł fiasko jako teoria przejścia od komunizmu do kapitalizmu”.[19]

Ówczesne elity pewne były „planu Balcerowicza”, nie tylko pod względem skuteczności, jak – i być może to zadecydowało – pod względem szybkiej i widocznej w odbiorze społecznym poprawy bytu przeciętnego obywatela RP.

Znacznie poważniejszym zarzutem jest tu brak jakiejkolwiek konsultacji społecznej. Wobec przeciwników (chłopi pod Nowym Dworem Gdańskim, kierowcy MPK w Białymstoku) rząd Mazowieckiego używał siły, podobnie jak to czynili komunistyczni poprzednicy. Poparcie obranego kierunku zmian gospodarczych kosztowało np. NSZZ „Solidarność” utratę większości dotychczasowych (nawet w czasach podziemia) członków i spadek do roli jednego z wielu związków zawodowych.[20]

Z różnymi meandrami, po Tadeuszu Mazowieckim wszyscy premierzy RP idą podobną – pro-fiskalną, nie pro-społeczną drogą rozwoju kraju. Jej zjawisk negatywnych nikt na serio nawet nie próbuje zwalczać.

 

Klara Wolińska

 


[1] Szacki J., Liberalizm po komunizmie, Wyd. Znak, Kraków 1994, s. 78.

[2] Szacki J., ibid., s. 79.

[3] Studenski J., Krótka ławka rezerwowych, „Polityka” 1989, nr 1 (1653), 7. I., s. 5.

[4] Por.:  Dorosz A., Czy możliwa jest wymienialność złotego? Warunki, zagrożenia, nadzieje, „Polityka” 1989, nr 1, 7.I. , s. 17.

[5] (P. Ad.), Prywatyzacja dobra na wszystko, „Polityka – Eksport – Import” 1989, nr 3, s. 20.

[6] O rynku – ile można interwencji, ile trzeba. Rozmowa z wiceministrem rynku, Włodzimierzem Hausnerem, „Rzeczpospolita” 1989, nr 218, 19.IX., s. 14.

[7] Perczyński A., Stawka wysoka ryzyko duże. Wystąpienie wicepremiera L. Balcerowicza na temat programu ekonomicznego nowego rządu, „Rzeczpospolita” 1989,  nr 226, 28.IX., s. 6.

[8] Lech Wałęsa i kierownictwo „Solidarności”. Przeciw podwyżkom  – Prezydium KKW „Solidarność”, Gdańsk, 26. czerwca 1989, „Gazeta Wyborcza” 1989, nr 38, 29. czerwca, s. 3.

[9] Michnik A., Niepodległość wskrzeszona i biesy aksamitnej rewolucji, „Gazeta Wyborcza” – Dodatek Nadzwyczajny 1999, nr 106, 8.-9. maja, s. 6.

[10] Inny świat jest możliwy – z prof. Zygmuntem Baumanem  rozmawia Andrzej Zybała, „Obywatel” 2005, nr 2 (22), s. 5.

[11] Gwiazda A., Zwalanie winy na wymagania <wolnego rynku> przez kolejne rządy jest oszustwem, Miesięcznik Społeczno-Polityczny „Poza Układem” 1992, nr 6 (34), ss. 1-2.

[12] Ibid., s. 2.

[13] Ibid., s. 3.

[14] Duda-Gwiazda J., Wchodzić – nie wchodzić, „Ulica Wszystkich Świętych” 2003, nr 6 (44), s. 7.

[15] Okraska R., Lepszy sąsiad niż komprador, „Obywatel” 2002, nr 1(5), s. 16.

[16] Kleer J., Gospodarka przy „okrągłym stole”. Kwadratura koła, „Polityka” 1989, nr 15, 15.IV., s. 4.

[17] Kuroń J., Żakowski J., Wykluczeni, wyróżnieni, niewidzialni, Magazyn nr 34, dod. do „Gazety Wyborczej” 1997, nr 175, 22.08., s. 14.

[18] Nowak W., Liderzy poszli w lud, „Gazeta Wyborcza” 1998, nr 222, 22.IX., s. 23.

[19] Gowin J., Nędza liberalizmu, czyli o perspektywach ładu liberalnego w Polsce, „Przegląd Polityczny” 1992, nr 4 (17), s. 55.

 [20] Por. Ost D., Klęska „Solidarności”, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, W-wa 2007.

www.bezjarzmowie.ek

0

Beata Traciak

Mieszkam w Krakowie. Jestem redaktorem Interia 360 i staram się pomagać chorym. Piszę tu "gościnnie" ze względu na sentyment, ale też mam tu jednego z Przyjaciół, którym jest nikt inny, jak Tomek Parol. DO jest moją pasją, ale też motywacją, ktrej nie będę ujawniać. Należę do Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich z racji j/w. Pasję łączę z dziennikarstwem.

72 publikacje
2 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758