Bez kategorii
Like

O mądrych idiotach albo wiersze miłosne żołnierzy

16/03/2011
453 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

  Pamiętam dzień, w którym „Gazeta Wyborcza” opublikowała szyderczy artykuł o Januszu Przymanowskim i jego nieznanej twórczości. Okazało się, że autor powieści „Czterej pazerni i piec” był także poetą, w dodatku poetą lirycznym i erotycznym. Nie zacytuję z pamięci tych wierszy, ale było ostro, półpornograficznie, kobieta zaś porównana została przez Przymanowskiego do odbezpieczonego granatu, co nie jest wcale takie głupie jakby wydawać się mogło na pierwszy rzut oka. Całość jednak wypadała marnie i słusznie została wyśmiana przez autora artykułu.   Nie jest bowiem dobrze kiedy oficer liniowy, a niechby i nawet był Casanovą, co w przypadku Janusza Przymanowskiego chyba jednak nie zachodziło, bierze się za poezję miłosną. To jest pomieszanie porządków. Lepiej by zrobił, gdyby się wziął za szkolenie psów, […]

0


 

Pamiętam dzień, w którym „Gazeta Wyborcza” opublikowała szyderczy artykuł o Januszu Przymanowskim i jego nieznanej twórczości. Okazało się, że autor powieści „Czterej pazerni i piec” był także poetą, w dodatku poetą lirycznym i erotycznym. Nie zacytuję z pamięci tych wierszy, ale było ostro, półpornograficznie, kobieta zaś porównana została przez Przymanowskiego do odbezpieczonego granatu, co nie jest wcale takie głupie jakby wydawać się mogło na pierwszy rzut oka. Całość jednak wypadała marnie i słusznie została wyśmiana przez autora artykułu.
 
Nie jest bowiem dobrze kiedy oficer liniowy, a niechby i nawet był Casanovą, co w przypadku Janusza Przymanowskiego chyba jednak nie zachodziło, bierze się za poezję miłosną. To jest pomieszanie porządków. Lepiej by zrobił, gdyby się wziął za szkolenie psów, albo modelarstwo. Za poezję nie.
 
Zasada ta – jedna z ważniejszych w naszej cywilizacji – działa również wtedy kiedy jej wektor zostanie zmieniony i strzałka skieruję się w stronę przeciwną. Oto mamy publicystę, krytyka, prawie poetę, znawcę literatur i kinematografii wszelakich, mistrza w swoim fachu, który zabiera się za analizy polityczne. Człowiek ten – jak mawiała siostra Michała Wołodyjowskiego w powieści „Pan Wołodyjowski – ma w głowie „jeno konie, a oręż, a wojnę” tyle, że na odwrót. To znaczy, że myśli kategoriami nieprzystającymi do przedmiotu swych dociekań i w dodatku za skarby świata nie może zrozumieć, że produkowane za pomocą tych narzędzi analizy nie nadają się do niczego, a do czytania to już najmniej.
 
Gdybyśmy żyli w epoce triumfu poezji dadaistycznej można by było odśpiewywać je w miejscach publicznych na melodię hymnu państwowego i wtedy miałby przynajmniej charakter prowokacji artystycznej, no i może rozbawiłoby to parę osób. Jeśli pozostają tym czym uczynił je autor nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Wywołują jedynie szyderstwo i kompromitują autora, co również może być celem ich powstawania, ale jest to dosyć nieprawdopodobne zważywszy na poziom kompetencji i całkowity brak kłopotów z samooceną, czego dowody autor daje w każdym zdaniu. Tak więc serial ten leci całkiem na poważnie. A skoro serial to musi być w nim scenariusz. Wygląda on mniej więcej tak; dwa partyjne potwory walczą o władzę na stygnącym trupie Polski i nie ma nadziei, że to się zmieni. Nie ma, póki nie zapanuje powszechna zgoda i póki partię owe – PiS i PO nie siądą do rozmów i nie zacznie się dialog.
 
Mówiąc wprost – głupota tej konstrukcji i zawarty w niej brak szacunku dla inteligencji czytelnika są wprost paraliżujące. W każdym kraju jakieś partie walczą ze sobą, może nie tak nieczysto jak to się odbywa w Polsce od 10 kwietnia zeszłego roku, ale na pewno nie łagodnie – w końcu idzie o władzę – i nigdzie nie ma mowy o tym, że musi zdarzyć się jakaś katastrofa, która pogrąży kraj. Ten kasandryczny ton zastosowany jest więc na wyrost po to by rozbudzić w sercach czytelników ponure emocje i zepsuć im humor na cały dzień. Tak jakby skuteczniej i z większym przytupem nie robili tego codziennie ludzie z rządu i okolic. Jest więc ta konstrukcja jedynie – jak coraz więcej rzekomych analiz, proroctw i polemik politycznych – jedynie stymulatorem emocji, które skutecznie zniechęcają odbiorców od zainteresowania się czymkolwiek poza wybraniem nowej płyty na urodziny żony. Ma tekst ów także przytłoczyć swym ciężarem istoty niezorientowane i słabe, które szukają w gąszczach Internetu jakichś drogowskazów, ma on przykuć ich uwagę i przekonać, że autor jest wielki i bardzo mądry. Niestety to nieprawda.
 
Pohukiwanie nad rzekomo domykającym się wiekiem trumny, w której znajduje się dobrze już przestygły trup ojczyzny-matki to krańcowy i egoistyczny w dodatku idiotyzm. Tak po prostu nie można, bo to nieuczciwe wobec czytelników i wobec faktów.
 
Partie polityczne rywalizują ze sobą wszędzie i dialog pomiędzy nimi jest oczywiście możliwy, ale zawsze ma charakter targu, no chyba że akurat jakiś Hannibal czy inny Lenin stoją pod bramami. Wtedy można uderzyć w dzwony i ogłosić co następuje – ogólna buźka i spokój panowie. I wtedy to się powinno udać. Nie wcześniej.
 
Nie do pomyślenia jest bowiem metoda kiedy jedna partia atakuje drugą przy użyciu wszystkich możliwych środków, kiedy przy tym jeszcze przyczynia się do znacznego pomniejszenia roli państwa na arenie międzynarodowej i osłabienia licznych jego potencjałów, a kiedy wszystkie te zamieszania i podłostki wychodzić zaczynają na jaw rozpoczyna się budowanie płaszczyzny porozumienia z opozycją i namawianie do dialogu.
 
To jest stary, mocno skorumpowany świat i pewne metody pozostają w nim niezmienne. Jeśli ktoś chce dialogu, a przypadkiem tak się składa, że ma władzę, to znaczy, że władza ta wymyka mu się właśnie z rąk, że robi się coraz słabszy, a do tego jeszcze listonosz przynosić zaczął pierwsze pisma od komorników. W takiej sytuacji szuka się jakiego wyjścia czyli próbuje się rozłożyć odpowiedzialności za swoje czyny na kilka innych osób – po to właśnie potrzebny jest dialog.
 
Polityczny dialog ma jeszcze kilka innych ważnych funkcji, służy na przykład do tego by podporządkować sobie słabszego interlokutora. Służy to mocniejszego wyeksponowania słuszności własnych racji, które muszą wypaść lepiej na tle nędznych, partykularnych, prowincjonalnych wręcz jeśli nie zaściankowych racji naszego partnera w dialogu. Dialog jest metodą prezentacji silniejszych opcji w polityce, tak by nie były one odebrane przez opinię publiczną i medialną jako straszak lub wręcz brutalny szantaż. Innej funkcji w polityce metoda ta nie ma.
 
O, przepraszam, może jeszcze służyć dialog do zasłonięcia jakichś drobnych handelków załatwianych pod stołem – okrągłym czy kwadratowym – to bez znaczenia.
 
Tak to jest z tym dialogiem i dla ludzi przytomnych osoba wzywająca do dialogu jest z miejsca podejrzana – jeśli nie o złą wolę i słabość to o głupotę na pewno.
 
Mam wrażenie, że postanowienia porozumień natury ogólnej, rudymentarnej odbywają się w polityce bez słów – bo każdy wie o co chodzi. Szczegóły zaś ustalają później ministrowie i inni urzędnicy niższych szczebli. I żaden dialog nie jest im do tego potrzebny. Wystarczą standardowe procedury.
0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758