Nigdy nie miałem kompleksów narodowych. Adres do TVN24
03/07/2012
496 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Epopeja Helskiej Balangi – GRUPA
Ilustracja filmowa:
Od kilku tygodni telewizja objazdowa TVN-24, od świtu do zmroku, na żywca, wwierca w polskie mózgi przekaz, że „oszałamiający sukces Euro 2012” wyleczył nareszcie Polaków z ich kompleksów narodowych. Oczywiście dzięki Platformie i naszemu generalissimusowi, który w przeciwieństwie do ciemnego luda, jak nikt inny się zna na światowych trendach i harataniu w gałę.
I nic nie przesadzę, gdy powiem, że ta intensywna przepierka polskich mózgów przypomina, jak żywo złote myśli szefa politbiura Komunistycznej Partii Chin Mao Tse-tunga z najlepszego okresu radosnej twórczości, który rządził w myśl zasady:
„Konieczna jest polityka utrzymywania ludzi w stanie permanentnej głupoty”
Ale wracajmy do TVN24. Na dowód tego, jak nas teraz po Euro 2012 świat wreszcie szanuje, w tefałenie pokazują od rana do nocy grupki debilnie rozradowanych po piwku ziomali z Zachodu, którzy, stosownie poinstruowani przed wejściem na wizję, beczą do kamery nasz przycięty do euro-standardów, nowy hymn narodowy:
„Polskaaaaaaa!!! Białoczerwoni! Polskaaaaaaa!!! Białoczerwoni!”
czym mają dać wyraz, że Polska została nareszcie przyjęta w poczet krajów o kulturze wysokiej.
Do studia TVN24 zapraszani są cięgiem nowofalowi eksperci i uczeni, którzy wyjaśniają tłumokom radiomaryjnego ciemnogrodu jak wielką jest Polska po Euro 2012.
Pośród nich prym wiodą takie tęgie głowy, jak Jan Krzysztof Bielecki i profesor Nałęcz, a w sytuacjach krytycznych dopraszany jest prezydent Wałęsa. Lecz, zaprasza się również światłych celebrytów, polityków i działaczy, pośród których wyróżniają się tak błyskotliwi sztabowcy, jak Kora Jackowska, posłanka Kidawa-Błońska i Zdzisław Kręcina.
Czołowym hasłem spin doktorów Platformy jest debilny slogan, że „Dopiero Euro 2012 sprawiło, że Polacy potrafią się współnie bawić”.
Otóż chciałbym tym wszystkim, przepraszam za wyrażenie kretynom przypomnieć, że Polacy, chyba jak nikt inny w świecie, od zawsze się ze sobą znakomicie bawili, wzbudzając zazdrość przybyszów z Zachodu, a na dowód tego, że wiem, o czym mówię zacytuję teraz fragment z mojej książki pt. „Epopeja helskiej balangi – GRUPA”, w której opisałem jak wspaniale bawiliśmy się wspólnie z przyjaciółmi przez całe lata na Półwyspie Helskim, cytuję:
Przez ostatnich kilka dekad
po dzień dzisiejszy
rok rocznie, bez wyjątku
miałem przyjemność przeżywać w Jastarni
niezapomniane chwile
apokaliptycznej balangi
celebrowanej z pietyzmem
w znanych nie tylko na Półwyspie Helskim
kultowych świątyniach rozrywki
gdzie starannie dobrany kwiat
pełnokrwistych polskich birbantów
nie bacząc na bieg historii
oddawał się bez reszty
wyzwolonej
i
nigdy nie ustającej
zabawie
nie znającej jutra
A cóż to były za bale!
Okraszane perłami sztuki oratorskiej
największych polskich artystów
na których przy ciepłej wódeczce, tatarze i śledziu w śmietanie
bawił się kwiat rozrywkowych elit
swoisty konglomerat
gwiazd teatru i filmu
świata nauki
nestorów wszelkich sztuk
oraz
różnego autoramentu niebieskich ptaków
i bombastycznych krezusów ówczesnego świata polskiej finansjery
Bawiliśmy się hucznie, acz nad wyraz wytwornie
frywolnie, lecz niezwykle szarmancko
szaleńczo, ale nigdy bezmyślnie
zawsze zaś
ze wszech miar elegancko
i jak na tamte czasy
wręcz nieprzystojnie wykwintnie
Wówczas na szarej mapie Polski
jaśniało ożywczym blaskiem
kilka bajecznych oaz
prawdziwie „wielkiego świata”
owych magicznych miejsc
gdzie towarzyska śmietanka
ludzi z natury szykownych
przybyłych nierzadko z Paryża, Londynu i Nowego Jorku
żyła w zadziwiającej harmonii
z kawiarnianym kubłem i szmatą
a ludziom wielce bywałym
klucz od klozetu dawano za kaucją
a oni
po wielko pańsku
pozwalali sobie na gest
poufałej zażyłości
z ubraną w typowy dla tamtych czasów czepek i fartuszek
dorabiającą na wakacjach „kelnerką”
która
promieniowała częstokroć, dystynkcją, klasą, i obyciem
o jakich
aż wstyd powiedzieć
większość „ambasadorów”
naszych obecnych „elit”
może jedynie
śnić
Bo to nie były jakieś prostackie festyny na świeżym powietrzu
czy strefy kibica (dodane w ostatniej chwili)
lecz wyrafinowane w swym brzmieniu symfonie
„bałtyckiego snu nocy letniej”
Wszystko to żyło w zadziwiającej symbiozie
ludzi z nazwiskami, ludzi z fantazją i ludzi z pieniędzmi
których na przekór szpetocie komuny
łączyło
luzackie poczucie humoru, polot i fantazja
upodobanie wolności
i jakże znamienny dla tamtej epoki
stan sielskiej i całkowicie bezkarnej beztroski
jako że pieniędzy się wtedy na ogół nie miało
więc nikt się nie troszczył o kasę
rzucając się na oślep
w wir eksplodującej szaleństwem zabawy
ludzi szczęśliwych chwilą
pachnących słońcem i morską bryzą
nie mających nic do stracenia
„szczęśliwców”
nie bojących się jutra
Więc niech mi z łaski swojej „Matka Teresa z Warszawy”, smętna Małgorzata Kidawa-Błońska upierdliwie nie pitoli, że nie potrafiłem się bawić, bo miałem narodowe kompleksy!
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post scriptum:
A pani Kidawie-Błońskiej dedykuję jeszcze jeden fragment mojej ksiąźki, cytuję:
I w taki oto sposób
w tamtych ponurych czasach
gdzie szczytem marzeń Polaków,
którzy, o zgrozo!, dziś królują na salonach
był romans z kaowcem domu wczasowego
prekursorzy „Grupy”
swoiści „Kolumbowie”
heroicznych zmagań o godność letniego wytchnienia
tworzyli podwaliny
zupełnie nowej szkoły
wytwornej rozrywki ekskluzywnego kurortu
Post Post scriptum:
Wczoraj zakończyło się Euro 2012. Wszyscy widzieliśmy fenomenalną grę hiszpańskiej jedenastki.
Więc pomyście tylko Państwo, kim są pijarowcy Donalda Tuska, z szefem włącznie, którzy całymi tygodniami przekonywali Polaków, że jedenestka Smudy może zawalczyć w finale.
I tak jest niestety nie tylko z piłką nożną. Sami więc Państwo widzicie, że rządzą nami dyletanci, krórych nie sposób traktować na serio!!!
Patrz również: