Bez kategorii
Like

Czemu nie chcą pokazać prawdy – przykrej do bulu (wg pisowni niejakiego Komorowskiego) ?

21/05/2012
486 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Cudowna historia, którą mało kto z Polaków zna… Choć ona tragiczna.

0


Polak wszechczasów – jest taka strona gdzie możemy głosować.

http://polakwszechczasow.pl      A tam głosowanie.
Próbowałem się na niej zarejestrować (ale nie poprzez Facebooka – bo nie korzystam) – kody są tak mało czytelne, że po 3 próbach zrezygnowałem.
Wracając do sedna.
To dość trudne pytanie – kto jest Polakiem wszechczasów?  Mamy królów, hetmanów,  uczonych, noblistów, artystów, pisarzy, wojskowych itd. Postaci do wyboru jest 402.
Jakie przyjąć kryterium wyboru? Zasługa dla Polski? – ona może być ważna w wielu wymiarach.
Dla mnie – jest jedna najważniejsza postać. Ten, który ocalił Polskę przed bolszewikami w bitwie warszawskiej – nie Piłsudski a generał Rozwadowski.
Historia o nim milczy – mało kto wie, że ten, który ocalił Polskę i został zamordowany przez siepaczy Piłsudskiego (podobnie jak generał Zagórski) –  to człowiek w historii Polski wyjątkowy.
Pisałem na jego temat od kilku lat, ostatnio zauważyli tę postać blogerzy NE. Super.
Prawda powoli przeziera przez pomroczność.
Drobny cytat:
 „W przełomowych dniach Bitwy Warszawskiej Józef Piłsudski, Naczelny Wódz, przechodził okres załamania psychicznego i niebezpiecznej apatii. Maciej Rataj, późniejszy marszałek Sejmu, tak o tym pisał: "Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność, powtarzał ciągle, że wszystkiemu winien jest upadek "moralu" w wojsku ( w czym miał zresztą dużo słuszności), ale nie umiał wskazać sposobów podniesienia go; wszystkich, nawet najbliższych mu, zadziwiała jego apatia, sugerowano, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom – daremnie".

12 sierpnia, kiedy patrole nieprzyjaciela znajdowały się już w pobliżu Radzymina, Józef Piłsudski przyjechał do premiera rządu Wincentego Witosa i w obecności Ignacego Daszyńskiego i Leopolda Skulskiego złożył na piśmie rezygnację z funkcji Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa, po czym wyjechał z Warszawy. Witos, obawiając się, że wiadomość ta bardzo źle wpłynie na nastroje społeczeństwa, dokument ten schował do kasy pancernej, a po wojnie zwrócił Piłsudskiemu. Witos zachował sobie jednak odpis, który zginał w tajemniczych okolicznościach w czasie zamachu majowego w 1926 roku.”

Całość na:
http://www.rozwadowski.org/v2.0.1.2/gentr2.htm
To co  nakręcił Hoffman w filmie o bitwie warszawskiej – to w mojej opinii tylko drobna część prawdy.
Przekłamania w historii – to specyfika pewnych znanym nam reżyserów.
Czemu nie chcą pokazać prawdy – przykrej do bulu (wg pisowni niejakiego Komorowskiego) ?
Cud nad Wisłą chyba raczej nie byłby możliwy gdyby nie szyfrant Jan Kowalewski. To Bóg zesłał nam ich dwóch – Rozwadowskiego i Kowalewskiego. Kim był Kowalewski?
Są bohaterowie, których historia zapomina na długie dziesiątki lat, aby potem nieoczekiwanie oddać im sprawiedliwość. Tak historia potraktowała łodzianina Jana Kowalewskiego, szyfranta, który wraz ze swoją ekipą w znacznej mierze przyczynił się do rozgromienia wojsk sowieckich pod Warszawą w 1920 roku. Odczytywał bolszewickie depesze szybciej niż ich adresaci.  1918 roku Jan Kowalewski należał już do Polskiej Organizacji Wojskowej. Brał udział w organizacji 4 Dywizji Strzelców Polskich generała Lucjana Żeligowskiego. Został w niej szefem wywiadu. W maju 1919 znalazł się w niepodległej Polsce.

Tu zaczyna się jeden z najciekawszych epizodów życia Jana Kowalewskiego. Zostaje oddelegowany do Biura Wywiadu Oddziału II Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Organizuje Wydział II Radiowywiadu Biura Szyfrów Oddziału II Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa. Doskonale sprawdza się w tej roli. Ma zresztą ku temu wspaniałe kwalifikacje: ścisły, matematyczny umysł, zna kilka języków obcych.

– Jako oficer służb inżynieryjskich znał dobrze organizację armii rosyjskiej, a Armia Czerwona odtwarzała schematy armii carskiej – wyjaśnia Andrzej Rosiński. – Służyli w niej przecież carscy oficerowie.

Co najważniejsze, Jan Kowalewski miał talent do łamania szyfrów. Jak sam potem wspominał w Radiu Wolna Europa, szyfrantem został przez przypadek. Kolega, porucznik Stanisław Sroka, miał akurat wesele siostry. Poprosił Kowalewskiego, by zastąpił go na dyżurze w sztabie generalnym. Miał segregować depesze, które napływały z nasłuchu radiowego i wysyłać w odpowiednie miejsce. Wtedy w ręce wpadła mu sterta nierozszyfrowanych depesz bolszewickich. Dla zabicia czasu spróbował je rozszyfrować.

– Wcześniej jedynym źródłem moich wiadomości o szyfrach były jedynie nowelki Allana Edgara Poe – wspominał w Wolnej Europie Jan Kowalewski. – Spędziłem całą noc na tej pracy.

Udało mi się rozszyfrować depesze wysłane przez tzw. "Grupę Mozyrską". W deszyfracji pomogły mi dwie rzeczy – słowo "dywizja", które w języku rosyjskim zawierało w sobie trzy litery "i" oraz to, że depesze były podpisywane raz szyfrem, a raz otwartym tekstem.

Na drugi dzień po sztabie rozeszła wieść, że jest osoba, które potrafi rozszyfrowywać bolszewickie depesze. Janowi Kowalewskiemu kazano utworzyć komórkę deszyfracyjną przy sztabie generalnym. Założył całą sieć stacji nasłuchowych, które przy pomocy telegrafu były połączone ze sztabem głównym. Jednocześnie przy rozszyfrowaniu depesz zatrudnił znakomitych matematyków z Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Lwowskiego: Wacława Sierpińskiego, Stanisława Leśniewskiego, Stefana Mazurkiewicza. Już w sierpniu 1919 roku udało się im przełamać klucze szyfrowe Armii Czerwonej. Polskie dowództwo otrzymało m.in. informacje o koncentracji wojsk sowieckich, przebiegu linii frontu podczas wojny domowej na Ukrainie, i Kaukazie. Kowalewski złamał też szyfry armii Denikin i białej Floty Czarnomorskiej.

– Pozwoliło to na śledzenie wydarzeń w Rosji – mówi Andrzej Rosiński. – Już w styczniu 1920 roku Kowalewski rozpoczął łamanie szyfrów niemieckich. Latem 1920 roku polscy szyfrolodzy czytali szybciej bolszewickie depesze niż ich adresaci.

Jak twierdzi historyk Grzegorz Nowik, który w 2001 roku odkrył na nowo postać Kowalewskiego, to dzięki jemu i jego grupie Józef Piłsudski oraz polskie dowództwo otrzymało niesamowitą broń.W czasie bitwy warszawskiej dzięki rozszyfrowaniu depesz bolszewickich Piłsudski mógł podjąć skuteczne decyzje strategiczne. (To nie Piłsudski a Rozwadowski- moja uwaga). Po latach Jan Kowalewski wspominał, że Armia Konna Budionnego przełamała w 1920 roku linię frontu, co spowodowało odwrót polskich wojsk. Pierwszym sygnałem o pojawieniu się w akcji tej armii była depesza o zdobyciu polskiego pociągu pancernego. Jan Kowalewski całą noc siedział nad jej rozszyfrowaniem.

Najważniejsze dla przebiegu bitwy warszawskiej było jednak rozszyfrowanie depeszy, że dowódca "Grupy Mozyrskiej" , która obsadzała środkowy odcinek frontu, nie daje rady i ma do obsadzenia coraz dłuższy odcinek frontu. To nasunęło Józefowi Piłsudskiemu( chyba Rozwadowskiemu – uwaga moja)  myśl o kierunku kontrofensywy. Jednocześnie Kowalewski ze swoją grupą zaczął zagłuszać bolszewickie stacje radiotelegraficzne.

– W konsekwencji IX Armia Sowiecka nie odebrała rozkazu odwrotu i została internowana na terenie Prus – dodaje Andrzej Rosiński.

Po wojnie polsko-bolszewickiej Jan Kowalewski został skierowany do walki w III powstaniu śląskim. Józef Piłsudski odznaczył go Krzyżem Virtuti Militari, a w 1922 roku otrzymał awans na kapitana.

 
W 1923 roku kapitan Kowalewski wyjechał do Japonii, gdzie tworzył służby kryptologiczne. W dowód zasług otrzymał Order Wschodzącego Słońca V klasy, najwyższy order japońskiego imperium. Po powrocie do kraju został majorem, skierowano go na studia do Wyższej Szkoły Wojennej w Paryżu. Już jako podpułkownik był attache wojskowym w Moskwie i Rumunii. Do kraju powrócił w 1937 roku. Jako człowiek Piłsudskiego został na krótko szefem sztabu Obozu Zjednoczenia Narodowego.

Po wybuchu wojny przez Rumunię dotarł do Francji, a następnie przez Hiszpanię do Lizbony, gdzie prowadził pracę wywiadowczą. Na konferencji w Teheranie w grudniu 1943 roku Stalin wymienił nazwisko Jana Kowalewskiego i zażądał jego odwołania z placówki w Lizbonie.Działalność Kowalewskiego stanowiła przeszkodę w stalinowskich planach sowietyzacji Europy Środkowo-Wschodniej. 20 marca 1944 roku Kowalewski wyjechał z Lizbony do Londynu. Mieszkał tam do końca życia. Był wydawcą dziennika "East Europe", współpracował z Radiem Wolna Europa, publikował w prasie emigracyjnej. Dwa lata przed śmiercią rozszyfrował depesze

Romualda Traugutta z czasów powstania styczniowego. Zmarł na raka 31 października 1965 roku.

Kto z Polaków wie o generale Rozwadowskim, Zagórskim i deszyfrancie Kowlewskim? Mało kto.
 
W roku 2005 w GW ukazał się artykuł "Cudu nad Wisłą nie było".
Napisałem w tej sprawie maila do Pana Michnika. I cisza.
Jasne, że cudu nie było. Były tylko "przypadek".
A co to jest przypadek? "Taki wykręt Pana Boga by się nie pokazać".
Jest jeszcze oczywiście wątek księdza Skorupki – głoszony przez Kościół.
Ale to fałsz – może o nim innym razem.

 

 
0

Akwedukt

Zyje dosc dlugo i staram sie myslec. W zyciu dzialam na wielu obszarach :-) Fizyka, sztuka inzynierska i logika - to podstawy myslenia racjonalnego. Ale równiez wiem sporo o duchowosci. Bo przed nia przyszlosc.

480 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758