Bez kategorii
Like

Prof. Jan Żaryn o „Na poważnie”, wykluczonych z debaty publicznej „moherach” i agenturze w polskich mediach

16/04/2012
449 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Pismo skierowane do tych, którzy nie wstydzą się swojej polskości, chcą o niej rozmawiać, tworzyć sens swego życia i własną przyszłość, w oparciu o dziedzictwo naszego narodu. Związane jest to z łącznym trwaniem w symbiozie chrześcijaństwa i narodu.

0


 

Prof. Jan Żaryn o "Na poważnie", wykluczonych z debaty publicznej "moherach" i agenturze w polskich mediach

W jednej z poprzenich notek wspomniałem o nowym miesięczniku "Na poważnie". Miesięczniku o Polsce, polskiej historii i kulturze.  Prof. Jan Żaryn pisał o autorach tego periodyku: "Jesteśmy Polakami i kochamy nasz kraj, ludzi tu żyjących, i tych, którzy odeszli. Bliskie są nam poglądy konserwatywne i katolicko-narodowe." Pierwszy numer "Na poważnie" zebrał wiele pochlebnych opinii.

Dlatego warto się zapoznać z wywiadem z prof. Żarynem opublikownym na portalu SDP. 


 

 

Z prof. Janem Żarynem o wykluczonych z debaty publicznej „moherach" i agenturze w polskich mediach rozmawia Błażej Torański.

 

Jan Żaryn, rocznik 1958, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autor wielu książek i publikacji, m.in. w: „Acta Poloniae Historica", „Kwartalniku Historycznym", „Biuletynie IPN", „Przeglądzie Katolickim", „Ładzie", „Gazecie Niedzielnej" w Londynie, „Gazecie Polskiej", „Arcanach" i „Więzi". Redaktor naczelny nowego miesięcznika społeczno-politycznego „Na Poważnie”.

Do kogo adresowane jest „Na Poważnie”? Do wszystkich wykluczonych z debaty publicznej w Polsce?
Miesięcznik jest przeznaczony zarówno do tych, którzy rzeczywiście czują się wykluczeni, jak i do tych, którzy nie godzą się na taki podział – wykluczonych i niewykluczonych – a są zainteresowani rozpoznaniem tej strony, szczególnie części inteligencji polskiej o przekonaniach chrześcijańskich i patriotycznych, która ma dziś poważne pretensje do mediów głównego nurtu i zarządzających polskim państwem. Nie jesteśmy straszydłami, więc może warto na nasze łamy zajrzeć.

Ale czy będzie to miesięcznik dla moherów wiernych Dekalogowi, pisowców, narodowców, wyrzuconych z pracy dziennikarzy prawicowych, a może dla niewierzących, którzy chcą wolnych mediów?

To oczywiście jest podział realny. Bo ci, którzy czują się wykluczeni, mają ku temu prawo. Doświadczenia życiowe skłaniają ich do takiego widzenia rzeczywistości. Partia rządząca ma bowiem tendencje zawłaszczeniowe, a jej zwolennicy prawdopodobnie nawet tego nie widzą, gdyż ich to bezpośrednio nie dotyka. Nie wiedzą, że „mohery” podlegają szantażom, że w zależności od poglądów można w Polsce, np. w administracji, w samorządzie, stracić jedyne miejsce pracy, źródło utrzymania. Nie dostać dotacji, itd. 

Pismo niewątpliwie jest skierowane do szeroko pojętej polskiej prawicy…

Również do środowisk prawicowych, katolickich, niepodległościowych, narodowych czy antykomunistycznych – jak najbardziej wykluczonych – którzy są krytyczni wobec PiS?

Czytelnika widzę w innym podziale. Nie jest dla nas punktem odniesienia podział na PiS i inne środowiska po prawej stronie sceny politycznej. To jest pismo skierowane przede wszystkim do Polaków, którzy nie wstydzą się swojej polskości, chcą o niej rozmawiać, tworzyć sens swego życia i własną przyszłość, w oparciu o dziedzictwo naszego narodu, które w moim pojęciu związane jest przede wszystkim z łącznym trwaniem w symbiozie chrześcijaństwa i narodu. To jest warte rozpoznania, czy chcemy kontynuować tak rozumianą polskość czy ją odrzucić.

Nasz miesięcznik adresujemy także do tych, którzy się zagubili i nie wiedzą, czy lękać się polskości, bo żyją pod naciskiem mediów i polityków, namawiających do  zachłyśnięcia się oparami absurdu pod hasłami: „bądźcie Europejczykami, a nie Polakami i moherami”, „wstydźcie  się własnej historii, bo polskość to ciężar utrudniający wam zaistnienie w Europie”. Zanim dokonamy takiego wyboru warto zanurzyć się w naszej przeszłości i kulturze. Taką mamy propozycję.

Nie będzie Pan więc redagować pisma w narracji redukującej Polskę do konfliktu PO-PiS?

Nie, choć trudnym do przeskoczenia dla milionów Polaków jest problem kłamstwa smoleńskiego, w którym żyjemy, a stoją za nim konkretne osoby. To są brutalne kłamstwa lub zaniedbania. Obecna marszałek Sejmu Ewa Kopacz, premier rządu Donald Tusk, prezydent państwa polskiego Bronisław Komorowski. I wielu, wielu innych. Na różnych etapach tej tragedii, trawiącej nas do dzisiaj, dokonali oni poważnych naruszeń standardów etycznych, zakłamując rzeczywistość albo – jako decydenci – zaprzepaścili naturalną potrzebę i szansę załatwienia tej sprawy w sposób godny dla honoru polskiego.

To są zbyt poważne sprawy, aby nas nie dzieliły. Ich stosunek do prezydenta Rzeczpospolitej był tak haniebny, że siłą rzeczy, w sensie moralnym, stali się w jakiejś mierze odpowiedzialni za warunki lotu z 10 kwietnia. Nie mam pomysłu, jak rowy zakopać.

Czy w dochodzeniu prawdy tragedii smoleńskiej „Na Poważnie” będzie rywalizować o czytelnika z „Gazetą Polską”?

Na pewno nie. Nasz miesięcznik nie będzie poświęcony tej tematyce. Jego podmiotem i bohaterem będzie Polska, historia i kultura naszego państwa i narodu. Odwołujemy się do o wiele szerszej perspektywy zjawisk.

W jakich tytułach upatruje Pan wobec tego największej konkurencji? W „Krytyce Politycznej”, a może w tygodnikach „Polityka”, Newsweek” czy „Wprost”?

Może to zabrzmi niegrzecznie, ale nie chciałbym konkurować z jakimikolwiek pismami, bo konkurentem jest dla mnie inny typ myślenia, a nie konkretny tytuł, który dziś jest w rękach jednego środowiska czy człowieka, a za chwilę będzie miał innego właściciela. Punktem odniesienia jest dla mnie bardzo silna strona naszego społeczeństwa, mająca olbrzymie narzędzia władzy, a która ma kłopot z akceptacją polskości.

Z tożsamością narodową? Zapowiedział Pan, że celem redakcji jest odrodzenie tożsamości Polaków.

Z tożsamością, polską kulturą, której się boją, z oderwaniem się od komunizmu, PRL-u. To także rozmaite kompleksy intelektualne, które ta strona posiada, a czyni przez to wiele zła, krusząc polskość.

W pierwszym numerze piszecie m.in. o agenturze SB w mediach. Na ile silne są nadal wpływy agentów peerelowskich służb w polskich mediach?

Tego dokładnie nie wiem, bo doszło do daleko idących przepoczwarzeń władzy i kapitału, od czasów PRL do dziś, w tym i mediów. Natomiast niewątpliwie służby wojskowe i cywilne, jak i biuro rzecznika rządu Jerzego Urbana zajęły się w latach 80. transferem w różne rejony świata pieniędzy, które miały do nas wrócić na potrzeby przekształcania mediów w warunkach wolnej konkurencji.  ITI czy Polsat weszły w ten świat bez konkurencji. Podobnie miało się stać  z radiem, z racji woluntarystycznej de facto polityki rozdawania częstotliwości przez „dobrego wujka”. Tę hegemonię naruszyło z lekka w latach 90-tych Radio Maryja. I pamięta pan autentyczną kampanię nienawiści skierowaną przeciwko stacji. Publicyści tego Radia nigdzie nie byli zapraszani, nawet do innych mediów katolickich. To siła nacisku medialnego! 

Silne wpływy mają także w Telewizji Polskiej klany rodzinne, które przetrzymują fale kolejnych rządów lewicowych i prawicowych. Jest bardzo wiele znaków – choć kruchych, jednostkowych faktów – które potwierdzają istnienie antydemokratycznych  wpływów w mediach tak publicznych, jak i prywatnych. Ich źródłem jest kapitał pochodzenia esbeckiego i przestępczego zarazem. Niestety, nie wymienię konkretnych nazwisk czy tytułów, bo niełatwo jest znaleźć dowody, które pozwoliłyby mi wygrać przed sądem sprawę, gdybym wskazał medium, które jest prostym przedłużeniem agentury.

W Pana ocenie agenci SB nadają ton w polskich mediach?

Nie, agentura jest tylko jedną z wielu wyrazistych plam peerelowskiej obecności w mediach. To są nie tylko ludzie służb wojskowych czy SB, ale także działacze partii komunistycznej – PZPR, dawni pracownicy Wydziału Prasy KC, redaktorzy naczelni partyjnych gazet lokalnych, stacji radiowych, itd.; przykładowo, kilka miesięcy temu „Debata” opisywała proces przejmowania tytułu partyjnej „Gazety Olsztyńskiej” przez niegdyś komunistycznych jej redaktorów – dziś prywatnych właścicieli poczytnej gazety, a prawowici właściciele tego przedwojennego tytułu zagrabionego po 1945 r. czekają na zwrot własności – bez szans;  osoby i ich rodziny, zajmujące w latach 80-tych nomenklaturowe stanowiska w PRL, a było ich grubo ponad sto tysięcy, przeszli suchą stopą przez lata 90-te. A byli to ludzie, którzy zdobyli swe stanowiska dzięki „czystkom” przeprowadzonym po 13 grudnia 1981 r. Jak to ma nie rodzić skutków społecznych?

* * *

Cytowne z portalem SDP

0

Andy-aandy http://blogmedia24.pl/blog/3727

Niezależny wędrownik po necie, czasem komentujący... -- Ekstraktem komunizmu i jego naturą, tak samo jak naturą kaądego komunisty i lewaka są: nienawiść, mord, rabunek, okrucieństwo i donos... Serendipity — the faculty or phenomenon of finding valuable or agreeable things not sought for...

823 publikacje
236 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758