Pajac w Krakowie, czyli nie ma się z czego cieszyć
07/03/2011
421 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Obawiam się, że będę w moim poglądzie odosobniony, jednak mam potrzebę napisania, że nie podzielam radości wywołanej ostatnim występem Krzysztofa Globisza. A że czasem śmiertelnie poważnie piszę rzeczy odwrotne do moich faktycznych przekonań, tym razem zaznaczam na początku – ten tekst nie jest ani żartem, ani prowokacją. Nie wiem, jakim człowiekiem jest Globisz, jako aktora go lubię (choćby niedawno świetnie zagrał w wychwalanym przeze mnie "Napisie"), nie chcę koncentrować się na nim, a na tym, co realnie oznaczał jego happening. Jedni widzą w Globiszu przedstawiciela całego Narodu (koniecznie pisanego wielką literą), inni kolejny symbol przestawionej wajchy. Ponieważ nie znam poglądów Globisza, nie podejmuję się rozstrzygnąć, kto ma rację. Niemniej to zachowanie pokazuje nam coś, poza ewentualną demonstracją którejś z […]
Obawiam się, że będę w moim poglądzie odosobniony, jednak mam potrzebę napisania, że nie podzielam radości wywołanej ostatnim występem Krzysztofa Globisza. A że czasem śmiertelnie poważnie piszę rzeczy odwrotne do moich faktycznych przekonań, tym razem zaznaczam na początku – ten tekst nie jest ani żartem, ani prowokacją.
Nie wiem, jakim człowiekiem jest Globisz, jako aktora go lubię (choćby niedawno świetnie zagrał w wychwalanym przeze mnie "Napisie"), nie chcę koncentrować się na nim, a na tym, co realnie oznaczał jego happening. Jedni widzą w Globiszu przedstawiciela całego Narodu (koniecznie pisanego wielką literą), inni kolejny symbol przestawionej wajchy. Ponieważ nie znam poglądów Globisza, nie podejmuję się rozstrzygnąć, kto ma rację. Niemniej to zachowanie pokazuje nam coś, poza ewentualną demonstracją którejś z tych postaw. Pokazuje nam, że oto przedstawiciel państwa, z którym nikt na arenie międzynarodowej się nie liczy, może zostać przeczołgany przez przedstawiciela tzw. elit tego państwa i jego jedynym obowiązkiem jest wyjście z tej sytuacji z uśmiechem. Tusk pracował sobie latami, by zasłużyć i na takie potraktowanie i na brak współczucia, zwłaszcza ze strony zwolenników PiS. Niemniej widzę tutaj nie tyle upadek autorytetu Tuska (który mnie nie martwi kompletnie), a upadek autorytetu państwa, który jest czymś gorszym. I o ile kompletnie nie żal mi premiera, który dostaje po mordzie od zdesperowanego powodzianina, o tyle już ten sam premier w roli clowna mnie nie cieszy. I was moi drodzy cieszyć nie powinien również, bo skoro dziś można potraktować tak Tuska, to pomyślcie sobie, jak będzie można, w pełni legalnie, potraktować Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten zostanie ponownie premierem? I zastanówcie się, jak byście oceniali tę sytuację, gdyby to Kaczyński, a nie Tusk stał w Krakowie na tej mównicy. Powtarzam, Tusk ma to na własne życzenie i nie jego mi w tym szkoda. Szkoda mi autorytetu państwa. Obawiam się, że nasi sprawdzeni przyjaciele za granicą wyciągną z tego materiału podobne do moich wnioski.