Niemcy rozdają eurokarty…
04/03/2012
361 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Unia Europejska staje się coraz bardziej listkiem figowym dla poczynań Berlina – w pierwszej kolejności i, po części, Paryża. Czyni się to na naszych oczach bez żadnej „krępacji” (…) .
Unia Europejska staje się coraz bardziej listkiem figowym dla poczynań Berlina – w pierwszej kolejności i, po części, Paryża. Czyni się to na naszych oczach bez żadnej "krępacji", w zasadzie "na chama": bez nawet dawnego udawania, że decyzje podejmowane są kolegialnie.
Właśnie na dniach ostateczna, finalna decyzja w sprawie zatwierdzenia kolejnej transzy pomocy dla Aten oraz przygotowanego przez Grecję projektu sanacji gospodarki zapadła nie w Brukseli – żadnych złudzeń!– lecz, rzecz jasna, w siedzibie niemieckiego Bundestagu w Berlinie… Ale przecież podobnie było ledwo kilka tygodni temu, gdy zdumieni Irlandczycy dowiedzieli się, że projekt ich budżetu na 2012 rok, który zgodnie z wspólnym planem przyjętym przez Brukselę i Dublin wysłali do siedziby Komisji Europejskiej stolicy Królestwa Belgii trafił do… tego samego Bundestagu i tego samego Berlina. Można rzec, słowami znanego przeboju zespołu "Ich Troje": "Keine Grenzen"! A w zasadzie: żadnych zahamowań po niemieckiej stronie. Nikt już nie bawi się w jakąś tam staroświecką "kolegialność" decyzji w ramach Unii Europejskiej. Trawestując starożytne powiedzenie o Rzymie dziś mówi się: "Berlin locuta, causa finita".
To przede wszystkim Niemcy – choć przy pomocy Paryża – w ostatnich miesiącach zmienili zbyt wobec nich niepokorne w kwestii polityki ekonomicznej i finansowej rządy w Atenach i Rzymie. Ale, jak widać, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Niemcy chcą rozdawać karty w Europie i licytują coraz wyżej. Jednak europejski stolik, na którym grają chybocze się coraz bardziej…