Następca wielkiego wizjonera z Apple pochodzi z Korei.
Tekst opublikowany w tygodniku "Wręcz Przeciwnie" 2/2011
„To imitatorzy. Ich produkty zalegają na półkach” – stwierdził kilka tygodni przed śmiercią Steve Jobs, założyciel i do niedawna prezes Apple o produktach Samsunga, którym kieruje 69-letni Lee Kun-hee. Więcej w tym złośliwości, niż prawdy bo Samsung to największy na świecie producent płaskich ekranów, kości pamięci oraz drugi największy na świecie po Nokii, wytwórca telefonów komórkowych, który sprzedaje ich pięć razy więcej niż Apple. Jobs uważał jednak, że Lee Kun-hee zbudował potęgę swojej firmy łamiąc patenty Appla i bezprawnie kopiując wygląd i rozwiązania z IPhonów i IPadów. Dlatego kierował w tej sprawie pozwy do sądu. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Apple jest największym kontrahentem Samsunga i aż 26 proc. każdego IPhona składa się z części wyprodukowanych przez koreańską firmę.
Małżeństwo z rozsądku
Niechęć Jobsa do dzięki Lee Kun-hee i Samsunga była powszechnie znana na rynku. Do tego stopnia, że jak pojawiała się informacja o jego kłopotach ze zdrowiem (miał raka trzustki) to cena akcji Samsunga rosła. Inwestorzy bowiem wiedzieli, że jak Jobs na jakiś czas odsunie się od kierowania firmą to jego uprzedzenia nie będą przeszkadzały w rozwijaniu współpracy obu firm. A ta jest bardzo opłacalna i to dla obu stron. Samsung zarabia na niej prawie 8 mld USD rocznie a ze względu na korzyści skali nikt inny nie jest w stanie dostarczyć Apple-owi części po tak niskich cenach, jak Samsung. Lee Kun-hee sprzedaje firmie Jobsa podzespoły nawet taniej, niż własnej spółce zajmującej się produkcją telefonów komórkowych.
Jobs znany był jednak z tego, że cenił jedynie twórczą, kreatywną pracę (do kolegów z Della, jednej z największych firm komputerowych świata, powiedział kiedyś, że produkują nieinnowacyjne beżowe pudełka). Był dumny z tego, że Apple tworzy mody i wyznacza trendy (najpierw IPodem, potem IPhonem i wreszcie IPadem). Tymczasem strategia Lee Kun-hee dla Samsunga polega na tym, by być pierwszym, który przygotuje konkurencyjny produkt na rynek dla produktu innej firmy, który zyskał popularność wśród klientów (na przykład smartphone Galaxy S i tablet Galaxy Tab są konkurentami dla IPhona i IPada). Ale Jobs niesłusznie zadzierał nosa. W czerwcu tego roku sam zakończył dwuletni spór z Nokią o naruszenie patentów, zobowiązując się do płacenia fińskiemu producentowi honorariów, co de facto oznaczało, że Apple przyznał się do bezprawnego korzystania z technologii konkurenta.
Założyciel Apple nie miał też racji lekceważąc i nie doceniając konkurenta. To bowiem Lee Kun-hee wykazał się wyjątkową intuicją sugerując w 1977 r. ojcu Lee Byung-chull, założycielowi Samsunga, by kupił koreańskiego producenta półprzewodników (było to duże ryzyko bo na rynku dominowały wówczas firmy japońskie), który do dzisiaj wytwarza dla firmy kości pamięci. Później został prezesem firmy choć miał dwóch starszych braci, co w przywiązane do starszeństwa kulturze biznesowej Korei było dużym wydarzeniem i świadczy o tym, że musiał wyjść zwycięsko z rodzinnej walki o władzę w firmie. Po jej wygraniu chodził po firmie i kazał pracownikom „zmienić wszystko z wyjątkiem żon i dzieci” i groził, że jak nie będą wystarczająco szybko dostosowywać się wymagań klienta, to firma zbankrutuje. Na efekty długo nie trzeba było czekać. W 2005 r. Samsung pokonał Sony jako najpopularniejsza na świecie marka elektroniki.
Ugryźć jabłko
Kierowany przez Lee Kun-hee Samsung jest jednak ciągle wart prawie dwa razy mniej niż Apple (143 mld USD do 320 mld USD). Różnica w wycenie bierze się stąd, że Apple mimo dwa razy mniejszych przychodów niż Samsung ma zyski wyższe niż koreańska firma. Właśnie unikalny design i nowatorstwo produktów Apple pozwala im nakładać na swoje produkty marże o jakich konkurencji się nawet nie śniło. Np. na kosztującym w USA 560 USD IPhone 4 16 GB, części warte są 178 USD, co oznacza, że prawie dwie trzecie ceny (ok. 370 USD) to narzut Apple. Dlatego firma mając zaledwie 4 proc. światowego rynku telefonów komórkowych, bierze aż 50 proc. zysku wypracowywanego przez wszystkie firmy z branży. I stąd zapewne była drażliwość Jobsa, jeżeli konkurencja wypuszcza na rynek produkty podobne do produktów Apple. Niedugo przed śmiercią do pasji doprowadziło go to, jak prawnicy Samsunga pokazali w sądzie fragment nakręconego w 1968 r. filmu Odyseja Kosmiczna 2001 w którym bohaterowie używali przedmiotu przypominającego współczesne tablety jako dowód na to, że nie jest to oryginalny pomysł Jobsa.
Prawdą jest jednak to, że Koreańczycy ciągle czekają na swojego wizjonera w biznesie. „Czy jest wśród nas Steve Jobs?” – pytał ostatnio dziennik „Korean Times”. I podawał przykład siedmiu byłych pracowników Samsunga, którzy w 1999 r. założyli firmę I-River, która jako jedna z pierwszych wprowadziła na rynek odtwarzacze plików z muzyką mp3, by jednak ulec przed IPodem Jobsa. Zdaniem dziennika jedynie Lee Kun-hee z Samsunga ma szansę na to, by stać się koreańskim Jobsem i nawiązać ze swoim amerykańskim odpowiednikiem równorzędną walkę w wyznaczaniu trendów w światowej elektronice użytkowej. Przeszkodzić mu może tylko uwikłanie w sprawy polityczno-rodzinne w Korei.
Miliarder kontra miliarder
Lee Kun-hee wycofał się z życia firmy w 2008 r. po tym jak dostał trzy lata więzienia w zawieszeniu m.in. za uchylanie się od płacenia podatków i płacenie haraczu politykom. Rok później prezydent Południowej Korei Lee-Nyung-bak ułaskawił go oświadczając, że jest on zbyt ważny dla kraju (Samsung to 20 proc. eksportu Korei Południowej). Na wypadek podobnych kłopotów w przyszłości Lee Kun-hee przygotowuje swojego syna 42-letniego Jay Y. Lee do przejęcia po sobie schedy. Ostatnio oświadczył, że Samsung potrzebuje młodych talentów by poradzić sobie z konkurencją, po czym (był to grudzień 2010 r.) mianował Jay Y. Lee szefem Samsung Electronics. Można podejrzewać, że więzy krwi zaburzyły Lee Kun-hee zdolność do obiektywnej oceny umiejętności biznesowych swojego syna. To bowiem Jay Lee prowadził część internetową Samsunga, która w 2000 r. straciła 20 mld wonów(ok. 18 mln USD) strat zanim została zamknięta.
Na razie jednak to ciągle Lee Kun-hee faktycznie kieruje Samsungiem i Apple nie powinien się czuć bezpiecznie. Tym bardziej, że część analityków uważa, że giełdowa wycena powinna Samsunga być o 20 proc. wyższa, co zmniejsza dystans między firmami o jedną piątą. Kun-hee chce by Samsung Electronics był w 2020 r. jedną z 10 największych na świecie firm pod względem przychodów (miałby wówczas mieć ich 400 mld USD).
Narodziny Trzech Gwiazd
Lee Byung-chul, syn bogatego właściciela ziemskiego, założył Samsunga (czyli „Trzy gwiazdy” po koreańsku) w 1938 r. jako małą firmę handlową. Sprzedawała m.in. suszone ryby, warzywa i owoce do Mandżurii i Pekinu a także produkowała kluski. W 1948 r. zajęła się także transportem tekstyliów i rafinacją cukru. Następnie weszła w ubezpieczenia i media drukowane. W 1969 r. powstał Samsung Eletronics. Firma produkowała czarno-białe telewizory, których technologię produkcji Byung-chull poznał rozbierając jeden z telewizorów Sony. Dziś Samsung ma 174 tys. pracowników w 66 krajach i jest wart więcej niż Sony Corporation, Nokia, Toshiba i Panasonic razem wzięte.
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."