Andrzej Owsiński Putin dostał to czego chciał Stoltenberg odpowiedział ostatecznie na pytanie Putina zawarte w jego “propozycji” kapitulacji przed nim NATO, potwierdzając fakt tej kapitulacji przez oświadczenie, że NATO nie zaangażuje się w żadnym wypadku zbrojnie w obronę Ukrainy. Oczywiście traktat nie musi, bowiem jest tak sformułowany, że niczego nie musi nawet w stosunku do sygnatariuszy. I o to chodziło od samego początku, a tyle było zbędnych zabiegów, konferencji, oświadczeń, demonstracji jedności oraz wszelkiego rodzaju zapewnień o gotowości do obrony przed agresją. Na końcu zaś faktyczna kapitulacja. Nie wchodząc już w zagadnienie uprawnień sekretarza NATO, które nie sięgają aż tak poważnej decyzji, można jedynie domniemywać, że nie uczynił on tego z własnej inicjatywy, ale w wyniku uzgodnienia z rzeczywistymi decydentami […]
Andrzej Owsiński
Putin dostał to czego chciał
Stoltenberg odpowiedział ostatecznie na pytanie Putina zawarte w jego “propozycji” kapitulacji przed nim NATO, potwierdzając fakt tej kapitulacji przez oświadczenie, że NATO nie zaangażuje się w żadnym wypadku zbrojnie w obronę Ukrainy. Oczywiście traktat nie musi, bowiem jest tak sformułowany, że niczego nie musi nawet w stosunku do sygnatariuszy. I o to chodziło od samego początku, a tyle było zbędnych zabiegów, konferencji, oświadczeń, demonstracji jedności oraz wszelkiego rodzaju zapewnień o gotowości do obrony przed agresją. Na końcu zaś faktyczna kapitulacja.
Nie wchodząc już w zagadnienie uprawnień sekretarza NATO, które nie sięgają aż tak poważnej decyzji, można jedynie domniemywać, że nie uczynił on tego z własnej inicjatywy, ale w wyniku uzgodnienia z rzeczywistymi decydentami tego towarzyskiego zbiegowiska.
I pomyśleć jaka to zasadnicza różnica w zachowaniu. Kiedy MacArthur pogonił koreańską komunę, oswobadzając cały kraj, to chińscy komuniści tylko z poczucia solidarności zorganizowali natychmiast milion “ochotników”, których zgraja cywilnych tchórzy z Waszyngtonu nie pozwoliła mu zlikwidować. W ten sposób utrzymane zostało stałe zagrożenie i stworzone poważne kłopoty amerykańskie w postaci najpaskudniejszego reżymu Kim Ir Sena. Stoltenberg nie powinien w ogóle wypowiadać się na ten temat, poza poczynionymi już oświadczeniami na temat wsparcia dla Ukrainy.
Putin nie doczekałby się w tych okolicznościach satysfakcjonującej go odpowiedzi i mógłby mieć przynajmniej wątpliwości co do charakteru “pomocy” udzielonej Ukrainie w razie rosyjskiej dalszej agresji. Uzyskał natomiast zezwolenie na możliwość użycia siły zbrojnej w najrozmaitszej formie w celu przywrócenia swoich wpływów. Ma już za sobą stanowisko niemieckie, a nawet francuskie, a także, niestety dla Ukrainy, bardzo niepewne zachowanie ukraińskiego prezydenta.
Nie wiadomo, komu służy sekretarz NATO, czy Niemcom, czy też amerykańskim nadziejom na przekupienie Rosji w obliczu konfliktu z Chinami? Jedno i drugie stanowi oczywistą zdradę idei paktu obronnego i powinno być powodem do natychmiastowej dymisji, a nawet wytoczenia procesu karnego o zdradę,
Amerykanie mają bogate doświadczenia kupowania rzekomej rosyjskiej przychylności za cenę oferowanych jej łupów w postaci całych zbiorowisk państw, a nie tylko jednej Ukrainy. Koszty tej transakcji płacimy do dziś, a nie tylko my, lecz nawet cały świat ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Za oddanie Putinowi Ukrainy zapłacimy z pewnością, a z nami cała Europa, nie ominie to jednak i samej Ameryki.
Znacznie przyzwoiciej, a przy okazji i taniej byłoby trzymać się zasady nie rozmawiania z bandziorami. Na nich jest tylko jeden skuteczny sposób: należy obezwładnić. Już dawno zapomnielibyśmy o Putinie gdyby skutecznie zastosowano wobec niego ścisłą izolację.
Opierając się na doświadczeniach historycznych można stwierdzić, że przecież to niewiele pomoże, bo na jego miejsce przyjdzie inny bandzior, może jeszcze gorszy. W Rosji zawsze był zamordyzm i gotowość do agresji, jest jednak cień nadziei w fakcie, że w ubiegłym wieku, kiedy po raz pierwszy i jedyny pozwolono narodowi rosyjskiemu dokonać wyboru, to jednak wybrał dość przyzwoitych przedstawicieli, a nie zamordystów.
Myślę o wyborach do Konstytuanty, przeprowadzonych w listopadzie 1917 roku, wprawdzie już pod władaniem bolszewickim, ale jeszcze z możliwością w dużej mierze wolnego wypowiedzenia się. Otóż te wybory bolszewicy sromotnie przegrali zdobywając zaledwie sto kilkadziesiąt miejsc na 800 mandatów. Jest szansa na powtórzenie tego pod warunkiem doprowadzenia do upadku obecnego reżymu. Główną przeszkodę w tym dziele nie stanowi nawet osoba obecnego jego szefa, ale interes mafijnej oligarchii w Rosji i ich partnerów na zachodzie. Najboleśniej odczują oni uderzenie po kieszeni, co w konsekwencji pozbawi reżym podstawy egzystencji.
Sytuacja jest na tyle poważna, że nie czas na spory, kto ma rację, lub układanie puzzli, nie odczuwam satysfakcji, że “na moje wyszło”. Najwyższa pora na rozstrzygnięcie sprawy, z punktu widzenia światowej rozgrywki, zupełnie peryferyjnej, ale stanowiącej dokuczliwą przeszkodę.
Można oczywiście straszyć ludzi, że wojna na skalę ogólnoeuropejską, a nawet światową grozi nam z powodu rosyjskich zamiarów odzyskania Ukrainy, tylko że realnie współczesna Rosja nie ma środków do prowadzenia takiej wojny. Może natomiast skorzystać z okazji i narobić dalszych szkód w swoim otoczeniu. To jest zasadniczy powód, dla którego trzeba wreszcie zrobić z tym cyrkiem porządek. I tak mamy dość kłopotów z pandemią, idiotyzmami UE i zwykłymi świństwami niemieckimi, żeby jeszcze znosić wygłupy małego kagiebisty.
Na tym tle nasuwa się uwaga na temat skuteczności dyplomacji. Jeżeli Stoltenberg nie jest przekupiony, to jego oświadczenie jest jedynie dowodem jego głupoty. Stanowisko, które zajmuje, jest czysto dyplomatyczne i nie ma nic wspólnego z siłą militarną paktu. W związku z tym powinien szczególnie dbać o treść swoich wypowiedzi.
Ewentualny agresor może otrzymać odpowiedź, że naruszenie istniejącego stanu w Europie zmusi NATO do skutecznej odpowiedzi, a jej forma będzie zależeć od konkretnych okoliczności. W żadnym wypadku nie wolno mu zdradzać jakichkolwiek realnych zamiarów. Krótko mówiąc, nie musi kłamać, ale nie wolno mu ujawniać prawdy, chyba, że jest nią odpowiedź zbrojna, co ostatecznie rozstrzygnęłoby całą sprawę.
Ten niewybaczalny błąd, przypomina mi już kiedyś opisywany przeze mnie katastrofalny błąd Becka w rozmowie na Kremlu w 1934 roku, kiedy to przestraszonych nie na żarty bolszewików przekonywał że Polska nie ma zamiaru sprzymierzać się z Niemcami przeciwko Sowietom. Stalin uzyskał znakomity sukces i to całkiem za darmo, bowiem przedłużenie paktu nieagresji z Polską nie miało dla niego żadnej wartości. Natomiast zyskiwał otwartą możliwość wszelkich wrogich knowań wobec Polski, wiedząc, że jest bezkarny.
Podobnie może być z oświadczeniem Stoltenberga, dziwić się tylko należy, że nikt dotąd nie zareagował na fakt zdrady, lub bezbrzeżnej głupoty. Dotyczy to szczególnie stanowiska Polski i krajów bezpośrednio zagrożonych, ale też tego co się nazywa “światową opinią”. Zajmuje się ta “opinia” różnymi głupstwami, a zdarzenie, które może wywołać realne skutki, przynajmniej na poziomie europejskim, pomija się milczeniem. A może jest to jeszcze jedna miara upadku moralnego całego “zachodu”?