Na usługach zachodu
26/10/2011
431 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Pokrzepiająca jest niewątpliwie świadomość, że Niemcy zdecydowały się na wzięcie na swe barki ciężaru przywództwa w Europie, do którego zresztą zawsze w historii z różnymi skutkami aspirowały, ale nie rozprasza to wszystkich obaw.
The world holds enough for everyone’s NEED, but not enough for everyone’s GREED
Mam w zwyczaju obserwować świat poprzez soczewki globalnych anglojęzycznych mediów; tych „poprawnych” korporacyjnych i tych „niszowych” prezentujących prawdę. Pozwala to nie tylko na objęcie szerszego kontekstu zdarzeń, ale również mityguje irytację z powodu konieczności wysłuchiwania korowodu kłamstw, które z reguły w korporacyjnych mediach świata nie dotyczą w sposób bezpośredni Polski, a więc umożliwiają mniej emocjonalne ich przyjmowanie.
Zwyczaj ten ma jeszcze jedną cenną zaletę; a mianowicie umożliwia orientowanie się na bieżąco w tym kto i w jakim stopniu odgrywa wiodącą rolę w świecie zachodnim.
Kiedy to niedawno świat uradował moment uwolnienia z niewoli jednego izraelskiego żołnierza w zamian za półtora tysiąca palestyńskich więźniów, anglojęzyczne serwisy BBC i Euronews przez cały boży dzień transmitowały na żywo uroczystości z tym związane. Co prawda, jak każdy myślący człowiek, wiedziałem doskonale kto gra pierwsze skrzypce w naszej demokratycznej rodzinie, to jednak zaskoczyły mnie rozmiary tego „pierwszeństwa”.
Większa niespodzianka spotkała mnie jednak dopiero dziś, kiedy to BBC przeprowadziło na żywo transmisję z wystąpienia kanclerz Merkel w Bundestagu, dostarczając równoległe tłumaczenie na język angielski. Dzięki temu jako jeden z pierwszych mogłem się dowiedzieć w jakim kierunku zmierzać będzie Unia Europejska w najbliższej przyszłości.
Wszystkie kraje członkowskie zobowiązane będą do rygorystycznej dyscypliny fiskalnej mitygującej dług publiczny. W przypadku trudności w tym obszarze, będą jednak miały możliwość wniesienia podania z prośbą o wsparcie przez EFSF (European Financial Stability Facility), która rozważy zasadność tegoż i wyda stosowne decyzje.
Nie należy też spodziewać się jakiegoś przełomu w trakcie mocno rozreklamowanego dzisiejszego szczytu unijnego w Brukseli. Pokonanie kryzysu wymaga więcej czasu i Niemcy nie opracowały jeszcze adekwatnej strategii.
Pokrzepiająca jest niewątpliwie świadomość, że Niemcy zdecydowały się na wzięcie na swe barki ciężaru przywództwa w Europie, do którego zresztą zawsze w historii z różnymi skutkami aspirowały, ale nie rozprasza to wszystkich obaw.
Śmiem nawet zaryzykować twierdzenie, że pomimo całej swej wielkości, Niemcy nie poradzą sobie z tym zadaniem. Skala problemów jest bowiem nie do przecenienia i dotyczy nie tylko finansów, czy gospodarki jako całości, ale również spraw politycznych, społecznych i etnicznych.
Minione dwudziestolecie globalistycznego eksperymentu dokonało bowiem w Europie i na świecie gigantycznych przemian. Dobrą ilustrację do dalszych dywagacji stanowić może amerykańska definicja globalizmu jako systemu, który nadaje korporacjom ludzki status a ludzi traktuje jak towar.
Procesy globalizacji spowodowały w Europie stan ogromnej nierównowagi. Z jednej strony mamy zasobny „rdzeń” w postaci Niemiec i kilku mniejszych państw północy kontynentu, z drugiej zaś biedniejsze kraje południa i de facto unijne kolonie na wschodzie.
„Rdzeń” charakteryzuje się wysokim stopniem uprzemysłowienia, a jego gospodarkę napędza eksport. Pozostałe kraje zostały w mniejszym lub większym stopniu zdeindustrializowane. Dotychczas „południe” cieszyło się wysoką stopą życiową uzyskiwaną dzięki taniemu kredytowi dostępnemu w eurolandzie praktycznie bez ograniczeń. Teraz kiedy w wyniku kryzysu kredyt się urwał, a na dodatek bankierzy zażądali jego spłat, społeczeństwa tego regionu mają dwie alternatywy: podzielić los wschodnioeuropejskich kolonii, albo wydać walkę obowiązującemu systemowi. III RP stanowi najbardziej drastyczny przykład tego co stanie się z nimi w przypadku przyjęcia wariantu pierwszego.
Po 1989 roku punkt ciężkości walki z Narodem Polskim przesunął się z obszaru ideologiczno-politycznego na gospodarczy. Za frontem gospodarczym postępowały oczywiście inne takie jak propagandowy, kulturowy czy polityczny, ale tzw. „cutting edge” należał do tego pierwszego. Zmiana taktyki w porównaniu z PRL-em, polegająca na swoistym „ukryciu” (stealth war) przed ofiarą aktu agresji i nagła zmiana głównego wroga ze wschodniego na zachodniego, zdezorientowała Polaków i pozwoliła agresorom uzyskać fenomenalne rezultaty.
Za pierwszą szarżę tej wojny można uznać proces „transformacji ustrojowej” zapoczątkowany przez Balcerowicza. Dzięki niej udało się nie tylko zrabować polski majątek, ale też zlikwidować praktycznie cały liczący się przemysł wytwórczy. Ponieważ pisałem o tym wielokrotnie, nie będę się w ten aspekt zagłębiać.
Jest rzeczą oczywistą, że każde społeczeństwo pozbawione przemysłu (a więc możliwości produkcji dóbr materialnych na swe potrzeby i na wyminę handlową) staje przed fundamentalnym problemem zabezpieczenia podstaw swego materialnego bytu i zagadnienie to staje się sprawą naczelną dla każdego obywatela, usuwając w cień wszelkie inne sprawy. Kilka lat „transformacji ustrojowej” doprowadziło III RP do powyższego stanu. W życiu społeczeństwa to bardzo krótki okres nie dający szans na jakąkolwiek adaptację.
Z podstaw ekonomii każdy wie, że w przypadku braku towarów do konsumpcji i wymiany handlowej jedynym źródłem utrzymania stają się usługi. Niestety tylko nieliczne ich kategorie, określane angielskim terminem „tradable services” nadają się do wymiany handlowej. Oznacza to, że każde społeczeństwo zmuszone do zapewnienia sobie materialnego bytu jedynie (lub głównie) przy pomocy usług skazane jest na masową emigrację, bo jedynie przemieszczając się na rynek potencjalnego odbiorcy, można mu zaoferować „usługę” (np. pracę najemną).
Logika powyższego łańcucha przyczynowo-skutkowego jest tak prosta i oczywista, że zdumieniem napawa fakt niepojmowania tego przez gros społeczeństwa.
„Usługi” oznaczają więc dla danej społeczności niekończący się strumień emigracji. Twarde tego dowody z dwudziestolecie III RP potwierdzają tą oczywistą konkluzję ponad wszelką wątpliwość. Rezultatem tego jest ciągła erozja tkanki biologicznej Narodu, którą można zdefiniować jako „miękkie ludobójstwo”.
Na tym jednak problemy z „usługami” się nie kończą. Do ich świadczenia, w zależności od rodzaju, potrzebne są konkretne umiejętności. Najbardziej podstawowym, niezbędnym w prawie każdej usłudze jest zdolność komunikacji, czyli języka. I niestety z tego powodu „na pierwszy ogień” idzie tradycyjnie już „najstarszy zawód świata” nie wymagający praktycznie żadnych kwalifikacji, a dodatkowo odporny na wszelkie wahania koniunktury gospodarczej. Jego specyficzne cechy leżą zapewne u podstaw powiedzenia, że „w ciężkich czasach mężczyźni zakasują rękawy a kobiety kiecki”.
Tak więc wszędobylskie „polskie panie” stanowią „brygadę szturmową” gospodarki III RP. Najnowsze dane niemieckiego urzędu statystycznego stawiają Polki na pierwszym miejscu wśród cudzoziemek poślubianych przez Niemców. Obecnie jest ich około 120 tysięcy. Fakt ten musi napawać obrzydzeniem, biorąc pod uwagę to, że od końca II Wojny Światowej upłynęło zaledwie kilkadziesiąt lat. Doliczając dodatkowo wszystkie formalne i nieformalne związki z miejscowymi Turkami, Arabami, murzynami itd., oraz mnożąc wynik przez liczbę krajów będących, tak jak Niemcy, centrami polskiej emigracji, doliczymy się kilku milionów polskich pań pracujących w (chciałoby się powiedzieć) pocie czoła, na naszym kontynencie.
Fundusze przekazywane przez te wszystkie lata przez emigrantów do kraju pozwalają uchronić III RP od katastrofy finansowej, ale otwartym pozostaje pytanie o cenę jaką za to płaci społeczeństwo. Kompletna degrengolada i demoralizacja Polaków w kraju jak i za granicą rzuca się po prostu w oczy. A nie jest to jedyny skutek uboczny funkcjonowania globalizmu w naszym kraju.
Watro też zastanowić się co będzie w momencie wyczerpania zasobów demograficznych III RP? Czy jak psy „uśpi się” zestarzałą zbędną resztę społeczeństwa? A administrujących Polską zdrajców przeniesie się na intratne stanowiska unijne?
Jakby na to nie patrzeć, zbrodnia dokonana na Polskim Narodzie w ostatnim dwudziestoleciu porównywalna jest do tej osiągniętej przez Niemców i Rosjan w okresie hitleryzmu i bolszewizmu.
W post-narodowym społeczeństwie III RP nie wywołała ona prawie żadnych odruchów obronnych. Nie wydaje się jednak by normalniejsze społeczeństwa takich krajów jak Grecja, Włochy, czy Hiszpania bezwolnie zaakceptowały podobny los. Poza tym sama wielkość sumarycznej populacji tych państw uniemożliwiłaby ze względów czysto praktycznych takowy scenariusz. Co więc pozostaje? Tylko druga alternatywa-walka!