Jesienią wiersze płoną czerwienią…
23/10/2011
346 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
a ona różą co rozkwitła nienadaremnie
CZTERY POKUSY, NA CZTERY WIERSZE
1.
Można zapożyczyć tysiąc metafor od poetów,
podeprzeć się nimi jak kariatydą z greckich świątyń –
to wciąż będzie za mało słów, by opowiedzieć o pokusie
tkwiącej w oku w kolorze włoskiego lazuru.
Będzie to fala słów, a nie anatomia chwili,
a nie przenikliwe spojrzenie w głąb lazuru.
Anatomia zdarzeń
Prawa ręka łapie lewą rękę
W ekstazie kłótni.
Lewe ucho podsłuchuje sygnały
Skierowanie do drugiego ucha.
Prawe oko patrzy zezem na lewe,
Widzą ten obraz jak odchodzi on.
Lewa pierś – kopuła wulkanu Etna
Bucha żądzą pogoni.
Prawa pierś – Mount Everest,
Stok niedostępny.
Brzuch – Ocean Spokojny,
Faluje łódka w różne światy.
Lewa półkula pośladka – tafla stawu
W czekaniu zamrożona.
Prawa półkula pośladka – pulchna ziemia
Grzechem przeorana.
Tylko myśli, jak piasek Sahary –
Usypują wydmę zapomnienia.
2.
Jak opisać tę krainę morskich odmętów,
Bulgoczących w niej pożądliwie?
Jest jak owoc morza, jak ośmiornica
Lub czarna perła z karaibskich wód.
W męskich strumieniach słów, w wodospadach słów –
Wciąż kąpie się jej nagie ciało, a które jest pokusą dla niecierpliwych rąk.
Ośmiornica
Zwija się w kłębek jak rój
Jadowitych węży. Steruje
Kalejdoskopem kolorów
Dla zachęty, ataku i obrony.
Migocze błękitem neonu,
Że czas godów już bliski.
Wodzi zalotników groźnym
Błyskiem i miłośnie oplata
Ośmioma ramionami zdobycz.
Odchodząc – jad wstrzykuje
W pancerz przeciwnika.
Piękna, powabna – uroczy mięczak.
Z łagodnych fal i zefiru ta
Wenus wyszła i odpływa…
Męskie trofea w jej kolekcji
Olśniewają przepychem.
Zazdrośnie patrzymy na nią:
My z czwartej B i z trzeciej A.
I każda chce być ośmiornicą.
3.
Brzmią akordy jazzu, gdy powieki otwiera.
A może jest tak,
że to motyl sfrunął z kwiatów jabłoni i nimi zatrzepotał.
Sny odjeżdżają w dorożkach i mkną do następnej nocy.
Dzwonią wtedy końskie kopyta, w saksofonie muzyka.
I trzepocze się na rzęsach ta pokusa, w rytmie bluesa.
Za pięć ósma
Okiennice powiek – leniwie otwiera.
Poranne myśli – szpilkami spina.
Firankę włosów – w kok upina.
Atłasem piersi – budzi dzień.
Wrota pośladków – szczelnie zamyka.
Sznurem guzików – zapina sny.
Peleryną spódnicy – wabi przygodę.
Płatki warg – maluje zmysłowo.
Szczudła nóg – w szpilki wbija.
Grabiami rąk – esemesa wysyła.
Szefie, przepraszam za spóźnienie.
Będę pięć po ósmej. Odrobię
Z przyjemnością.
4.
Wyrzucamy z dyskietek pamięci, z menu pragnień –
naszą pokusę, poza cztery rogi horyzontu dnia.
Pokornie biegniemy do niej ulicą wspomnień, ścieżką dzieciństwa.
Klękamy przed nią jakbyśmy klękali do komunii,
do pierwszej komunii.
Z uwielbieniem patrzymy na tę hostię
jak na niebieską Matkę Boską w wiejskim kościółku
lub jak na figurkę przy drodze obok dzikiego sadu.
Ogrody rozkoszy
W niej – wyczekuje matka, bo w słowie
Tym wszystko jest: słońce, stół, mleko,
Zranione kolano i śmiech poranka,
Oczy niewyspane i podróż daleka.
W niej – jest labirynt miast i zioła pól,
I brzoza stara z okna dzieciństwa.
I kobiet w niej tyle, ile jest w niej dziewic,
Czarownic i młokosów błazeństwa.
W niej – jest władza i poddaństwo,
Tysiąc słów a także milczenie nocy,
Siła zemsty w czułych skrzydłach anioła.
W niej – krzyk mew i te grzechów stosy.
Ma jeszcze ogrody soczystych owoców,
Gdzie słychać owadów brzęczenie,
A do kwiatów motyl łasi się przymilnie.
I ma różę co rozkwitła nienadaremnie.
Ogrody… ogrody rozkoszy kuszą byś do nich wszedł.