Prezydenckie projekty reform Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa w mojej – laickiej – ocenie, to milowy krok do przywrócenia realnego trójpodziału władzy i kontroli społeczeństwa.
Znacząco zostaje podniesiona rola Sądu Najwyższego – wprowadzenie możliwości wniesienia „skargi nadzwyczajnej” do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych na prawomocne orzeczenia sądów wraz z utworzeniem Izby Dyscyplinarnej w SN, w których orzekają ławnicy wskazywani przez Senat RP, oznacza de facto kasatę „nadzwyczajnej kasty” osądzającej samą siebie. Pytanie, jak to wpłynie na realia? Czy dalej będziemy spotykać się z sytuacjami, gdzie orzeka sędzia z zarzutami, tudzież prawomocnym wyrokiem?
Również sposób wyboru sędziów KRS większością 3/5 głosów w Sejmie oraz możliwość zgłaszania kandydatur obywatelskich to krok w dobrą stronę. Podobnie jak konieczna zmiana Konstytucji, która daje najwyższemu obieranemu urzędnikowi – Prezydentowi RP – realną kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości ponad parlamentarnymi „wojenkami” – jak się nie zdecydują w ciągu 2 miesięcy, to Prezydent RP zdecyduje za nich. W mojej ocenie znacząco podniesie to prestiż sędziów, w końcu zniknie odium sędziów z „partyjnego nadania”.
Nawiasem mówiąc, o ile mnie pamięć nie myli, podobne propozycje zgłaszał klub Kukiz’15, a następnie rekomendowała Komisja Wenecka podczas „wojny o trybunał”.
Niestety, teraz nastaje czas „onanizmu intelektualnego ze szczególnym okrucieństwem” (Waldemar Łysiak) opozycji totalitarnej. Dla mnie i paru kolegów to nawet dobrze – będzie z kogo „drzeć łacha”. Tyle, że naprawdę nie po to się tu produkujemy.