„W gruncie rzeczy tak idiotycznej monarchii jak nasza nie powinno być na świecie.” Te słowa Józefa Szwejka, wypowiedziane na początku I wojny światowej, stały się ciałem 31 października 1918 roku
W tym dniu Węgry ogłosiły niepodległość, co oznaczało kres monarchii Habsburgów, przez wielu uważanej za swoisty prawzór dzisiejszej Unii Europejskiej.
A przecież cztery lata wcześniej nic tego nie zapowiadało. Kiedy Gawriło Pricip zamordował strzałami z pistoletu w Sarajewie następcę tronu arcyksięcia Ferdynanda i jego morganatyczną małżonkę Zofię von Chotek przez całą monarchie przetoczyła się fala wystąpień popierających cesarza.
Okrzyki „na Białogród”, jakie ironicznie podnosi Józef Szwejk w istocie były powszechne.
Białogród to przecież znana nieco pod innym imieniem stolica ówczesnej Serbii, Belgrad. Ufni w potęgę c. i k. armii (cesarskiej i królewskiej, po niemiecku k.u k. – kaiserlich und königlich), ufni w potęgę marynarki wojennej, która wszak przez całą wojnę była stroną bardziej aktywną na Adriatyku (ba, tuż przed I wojną światową była nawet uznawana za piątą flotę świata – po brytyjskiej, niemieckiej, amerykańskiej i francuskiej, ale ciut przed włoską. Narodowościowo była tyglem prawie tak samo dużym, jak dzisiejsza Unia Europejska. Bośniacy, Włosi, Polacy, Czesi, Słowacy, Słoweńcy, Węgrzy, Rumuni, Chorwaci, Niemcy, Węgrzy, Ukraińcy, Rusini, Żydzi, Ormianie. Jeśli którejś nacji nie wymieniłem, to przepraszam. 😉
I chociaż językiem uniwersalnym monarchii był niemiecki, to przecież stanowiska ministerialne zajmowali przedstawiciele nie tylko tej nacji. Nasz rodak, Agenor Romuald hr. Gołuchowski był np. ministrem spraw wewnętrznych monarchii w latach 1859-61. Jego syn, Agenor Maria, piastował stanowisko ministra spraw zagranicznych w latach 18965-1906.
Również Polak Julian Antoni Dunajewski jako minister skarbu Austro-Węgier (1880-1891) przeprowadził reformę podatkową uzdrawiając finanse państwa. Jego portret jeszcze dzisiaj wisi w gmachu wiedeńskiego Parlamentu.
Jeśli jednak popatrzymy na monarchię z dzisiejszej perspektywy widzimy wyraźnie, że przyczyny upadku zaczęły rysować się już w XIX wieku.
Austrię pokonała… biurokracja.
Część z nas doskonale pamięta te oto słowa:
Każdy dzień przynosił nowe instrukcje, okólniki, kwestionariusze i zarządzenia. Zalewany tą nawałą wytworów austriackiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wachmistrz Flanderka miał ogromne zaległości, a na kwestionariusze odpowiadał stereotypowo (…).
(Jaroslav Hašek „Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej”)
Flanderka nie był jedynym, który nie dawał rady z państwową biurokracją.
Monarchia bowiem w pierwszym rzędzie produkowała urzędników.
W 1870 roku ich liczba wynosiła skromne 80 tysięcy. W ciągu kolejnych 10 lat wzrosła o 25%, by 30 lat później sięgnąć 400 tysięcy.
A wszystko to w państwie mającym mniej ludności niż dzisiejsza Ukraina, nawet liczona bez obszarów, gdzie toczą się walki.
Podobnie Polska – w ostatnim roku funkcjonowania PRL mieliśmy „aż” 160 tysięcy urzędników. Ówczesna opozycja twardo żądała ich redukcji.
Tymczasem wg danych GUS w 2015 roku w administracji rządowej i samorządowej pracowało już…700 tysięcy osób.
A stara dobra Austria (jak jeszcze często wzdychają Galicjanie) w ostatnim roku przed wojną zatrudniała ich nieco ponad 400 tysięcy.
Zarówno w sferze rządowej, jak i samorządowej!
Na dłuższą metę okazało się to jednak zabójcze dla Państwa.
Z perspektywy niepodległej Polski i rzeczywistości międzywojnia pisał Wincenty Witos:
„Administracja była dość sprawna i przeważnie bezstronna. Sądy spełniały swoje czynności prawie bez zarzutu. Prawa obywatelskie były szanowane, samorządy uznawane. Mimo że wielu urzędników pozwalało sobie na publiczną krytykę rządu – nikt ich nie pociągał za to do odpowiedzialności, nie szykanował, nie niszczył, a nawet nie przenosił”.
Tymczasem żyjemy w Państwie, które chociaż mniejsze liczebnie i powierzchniowo od c. i k. Austro-Węgier (mamy wszak tylko 85% ludności monarchii) posiada prawie dwa razy więcej urzędników.
A do tego trzeba by jeszcze dodać tych zatrudnionych w Brukseli, którzy co chwilę wydają jakąś nowa dyrektywę czy tez zarządzenie Parlamentu i Rady.
Biurokracja jest zaprzeczeniem wolności.
Stanowienie prawa, które zamiast służyć usprawnieniu funkcjonowania Państwa, coraz częściej postrzegane jest jako alibi usprawiedliwiające istnienie stanowiska urzędniczego, wprowadza jedynie chaos.
Rozwiązania prawne nieboszczki Austrii przetrwały w Polsce do roku 1946. Wtedy dopiero zaczęto kodyfikować prawo cywilne (korzystając z opracowań prawników międzywojennych). W II RP bowiem istniało kilka niezależnych obszarów prawnych – na części ziem obowiązywał Kodeks Napoleona, na innej Kodeks cywilny niemiecki, na jeszcze innej austriacki. Ba, nawet prawo węgierskie na Spiszu i Orawie! No i rosyjskie.
W obszarze prawa austriackiego uchylono przepisy wywodzące się nawet z 1799 roku! Przez blisko 150 lat, a więc czas życia 6 pokoleń, obowiązywało to samo prawo.
Dzisiaj nie jesteśmy sobie nawet tego wyobrazić.
Unia Europejska potrafi wypuścić akt prawny z załącznikiem objętości… Trylogii!
A co.
Jeśli więc naddunajska monarchia jawi się z dzisiejszej perspektywy niezbyt odległym „złotym wiekiem” pytanie, dlaczego upadła, jest tym z zakresu podstawowych.
Ekonomicznie wojna zarżnęła gospodarki wszystkich europejskich krajów.
Nacjonalistycznie?
Owszem, monarchia popękała na różne kraje, w tym na twory znane jako Czechosłowacja i Jugosławia (już nie istnieją), łączące także różne Narody.
Myślę, że prawdziwym powodem zniknięcia monarchii z mapy Europy była alienacja Państwa.
Państwo odeszło od obywateli.
Tam, gdzie faktycznie istotne były stosunki międzyludzkie (sądy) postępowano jeszcze zdroworozsądkowo.
Ale sądów nikt (prawie nikt) nie utożsamiał z cesarstwem.
Symbolem cesarstwa był natomiast wachmistrz Flanderka.
Jeśli ludzie widzieli, że, delikatnie mówiąc, olewa swoje władze, odpowiadając stereotypowo na zalew niedorzecznych kwestionariuszy, tak samo traktowali Wiedeń.
Ktoś kiedyś powiedział, że upadek caratu w Rosji zaczął się wtedy, gdy w powszechnej świadomości zaistniało powiedzenie: Bóg wysoko, car daleko.
Dzisiaj podobnie postrzegana jest Bruksela.
Jako dostarczyciel pracy dla rodzimych biurokratów oraz miejsce pracy niejakiego Tuska i innej Bieńkowskiej.
Dla zwykłego Polaka-szaraka nic z tego jednak nie wynika, bo nawet powoływanie się przed sądem na przepisy unijne (a często i Konstytucję!) budzi tylko wesołość pań w togach.
Unia stała się czymś, co jest obce dla obywateli Polski.
W innych krajach również rośnie odsetek tych, którzy uważają tak samo.
Przykład Wielkiej Brytanii świadczy zaś o tym, że lada moment może okazać się większy.
Austro-Węgry przetrwały 51 lat.
Unia Europejska istnieje już 23 lata.
Józef Szwejk pytany o to, jak długo potrwa wojna odpowiedział, że 15 lat. Bo kiedyś już była trzydziestoletnia, a teraz ludzie są o połowę mądrzejsi.
Czy obywatele Unii Europejskiej okażą się mądrzejsi od obywateli monarchii Austro – Węgierskiej i o ile, czas pokaże.
30.10 2016
.
.
.
.
4 komentarz