Platformianym i peeselowskim aferzystom udało się już nawet skalać instytucję tak szacowną i przynajmniej dotychczas, godną zaufania, jak Najwyższa Izba Kontroli.
W czasie rządów PO-PSL afera goni aferę. Jeszcze nie otrząsnęliśmy się po wrażeniach, jakie zafundowały nam rozmowy nagrane w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, a już zalewani jesteśmy przez kolejne wycieki z politycznego szamba. Ciężko już nawet jednoznacznie stwierdzić, która z afer była pierwsza. Zgnilizna moralna „elit” roztacza wszechogarniający smród zepsucia we wszelkich możliwych kierunkach. Począwszy od szczytów władzy, epatujących nas wulgarnym językiem znad pożeranych łapczywie „ośmiorniczek”, poprzez afery przetargowe na sprzęt wojskowy i nadużycia finansowe szeregowych posłów, na rui i porubstwie samorządowców skończywszy.
Platformianym i peeselowskim aferzystom udało się już nawet skalać instytucję tak szacowną i przynajmniej dotychczas, godną zaufania, jak Najwyższa Izba Kontroli. Urząd ten, kontrolujący działalność organów administracji rządowej, Narodowego Banku Polskiego, państwowych osób prawnych i innych jednostek organizacyjnych z punktu widzenia legalności, gospodarności, celowości i rzetelności, dorobił się gęby pod postacią prezesa Krzysztofa Kwiatkowskiego. Ten wieloletni polityk, szerzej znany z pełnienia za rządów PO funkcji ministra sprawiedliwości oraz prokuratora generalnego, od 2013 roku zasiada w fotelu szefa NIK i jak wynika z ostatnich doniesień medialnych, najzwyczajniej w świecie swój urząd zhańbił.
Nowo wyrosłą grandę, niczym głowę koalicyjnej hydry, ochrzcić można mianem afery Kwiatkowski-Bury, z braku ambitniejszych pomysłów nawiązując do nazwisk głównych, zamieszanych w nią postaci. Prokuratura apelacyjna w Katowicach wystąpiła przed kilkoma dniami z wnioskiem o uchylenie immunitetów tym dwóm osobom, w związku z toczącym się od paru lat śledztwem, o którym pisałem we wcześniejszym felietonie. Dość wspomnieć, że sprawa dotyczy korupcji, a głównym podejrzanym jest poseł PSL – Jan Bury. Okazało się jednak, że skandal sięga dużo dalej, a wir śledztwa wciągnął w swe tryby również prezesa NIK.
Główną podstawą wniosku o uchylenie ochrony, jaką daje podejrzanym immunitet, są podsłuchane za zgodą sądu rozmowy telefoniczne Burego, Kwiatkowskiego oraz byłego wiceprezesa NIK Mariana Cichosza. To jednak nie wszystko, ponieważ prokuratura dysponuje również zeznaniami świadków w osobach m.in. pracowników NIK. Wedle ustaleń prokuratury, Kwiatkowski dopuścił się przekroczenia uprawnień, zaś Bury do tego przekroczenia podżegał. Najprościej rzecz ujmując, chodzi tu o obsadzanie stanowisk w Delegaturze NIK w Rzeszowie, pod którą podlegają urzędy na Podkarpaciu, wedle życzeń Burego, dla którego tamten rejon jest politycznym matecznikiem. Bury miał mieć podobno również wpływ na wyniki odbywających się na terenie wspomnianego województwa kontroli.
Krzysztof Kwiatkowski odżegnuje się od wszelkich oskarżeń i deklaruje chęć zrzeczenia się immunitetu. Uważa stawiane mu zarzuty za nadinterpretację, leżących u ich podłoża nagrań. Jan Bury również nie przyznaje się do zarzutów, jednak immunitetu samodzielnie się zapewne nie zrzeknie.
Aż dziw bierze, że przy tylu aferach i smrodzie roztaczającym się wokół koalicji rządzącej, nadal sprawuje ona władzę. Ciąg nieszczęść, jakim są jej rządy, predestynuje ją do zagłady w najbliższych wyborach, jednak szkody przez nią wyrządzone ciężko będzie naprawić. Powstałe przez minione osiem lat struktury quasi mafijne mają się jak na razie dobrze, a przykład Burego i jego podkarpackiej kliki, to tylko egzemplifikacja problemu dotykającego cały kraj. Konszachty samorządowo-rządowe, korupcja i nepotyzm stają się normą niebudzącą większych emocji. W normalnym kraju, to co rozgrywa się na naszej scenie politycznej nie ma racji bytu. Kim jesteśmy, jako naród, że do tego dopuszczamy? Niska świadomość polityczna rodaków wywodzi się z lat komuny i postkomuny, z tym, że ta pierwsza robiła ludziom wodę z mózgu wprost, a ta druga robi to w sposób zawoalowany. Niektórzy raczą twierdzić, że od 25 lat żyjemy w kraju wolnym, jednak jest to tylko wolność od odpowiedzialności za jego losy, spoczywające w rękach lansowanych przez sprzedajne media łajdaków. Jest to również wolność od wysiłku umysłowego, którego ciężar wzięły na siebie „resortowe dzieci”, wciskające nam ciemnotę pod pozorem rzetelnych informacji. Republika kolesiów stała się faktem. Przykre to, jednak prawdziwe. Pochylmy się nad tą trumną i módlmy, aby przyszłe wybory choć trochę zmieniły ten układ. Nie zapowiada się na to, że Polska odzyska pełen blask, jednak nawet drobna zmiana na lepsze jest korzystniejsza niż trwanie po pas unurzanym w gnoju i łudzenie się, że przybędzie jakiś zbawca.
Mam 34 lata. Mieszkam w Lęborku na pomorzu. Z wykształcenia jestem administratywistą. Ukończyłem Uniwersytet Gdański. Jestem żonaty i mam synka o imieniu Olaf. Moja małżonka ma na imię Aleksandra. Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Moja rodzina jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało :) Lubię pisać. Piszę co mi do głowy przyjdzie, począwszy od publicystyki a na poezji skończywszy. Pisanie to aktywność, która sprawia mi frajdę. Przekuwam swoje myśli w tekst, by podzielić się z Wami tym co czuję i jak widzę świat. Teksty są różne. Pomimo tego, że sprawiam wrażenie dość jednoznacznie określonego politycznie, nie radziłbym mnie szufladkować. Można się wtedy srogo pomylić.