Bez kategorii
Like

Michalkiewicz: Muzykoterapia dla zatwardziałych grzeszników

12/09/2011
389 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Jak powszechnie wiadomo, w okopach nie ma ateistów. Można to rozumieć na dwa sposoby; albo ateistów nie ma w okopach dlatego, że dzięki znajomościom z Belzebubem i jego agentami, zawsze jakoś wykręcą się od frontu i zadekują na tyłach.

0


Ateiści bowiem bardzo często uważaja się za niezastąpionych i na przykład taka pani Wanda Nowicka gardłuje na rozmaitych konferencjach za swobodą eliminowania ludzi zbędnych – ale przecież nigdy nie wpadła na pomysł, by rozpoczać tę eliminację od siebie – więc najwyraźniej własną nędzną egzystencję dlaczegoś musi uznawać za niezbędną. Oczywiście jak zwykle się myli, bo wiadomo, że cmentarze pełne są ludzi niezastąpionych. Zresztą mniejsza o panią Nowicką, którą Janusz Palikot zwabił na listę swojego komitetu, żeby mu wypełniła parytety, najwyraźniej roztaczając przed nią oszałamiające perspektywy, że jak zostanie poślicą, to  będzie doić Rzeczpospolitą już permanentnie, a nie tylko od okazji do okazji – bo chodzi przecież o ateistów w okopach. Drugi sposób rozumienia tego spostrzeżenia to też, ze w okopach nie ma ateistów, ponieważ za sprawą zachodzacych tam traumatycznych przezyć, wszyscy co do jednego nawracają się na fideizm i dopiero potem, gdy im przejdzie, powracaja do sprosnych błedów Niebu  obrzydłych. Wprawdzie Janusz Palikot w okopach nigdy nie byl, ale tez ewoluował, niepomny na przestrogę wyrażoną przez Antoniego Słonimskiego w „Sądzie nad Don Kichotem”: „Niech sobie człowiek wiarę ma, czy nie ma, ale najgorzej, kiedy się nie trzyma tego, w co już raz wdepnął i próbuje, jaka się wiara lepiej dopasuje.” Kiedyś Janusz Palikot wyłożył forsę na „Ozon” w którym produkowali się publicyści szalenie pobożni i w ogóle, ale widać doszedł do wniosku, że lepszą konkietę w Salonie zrobi na gryzieniu proboszcza i obszczywaniu nogawek samemu Panu Bogu, no i w końcu stało sie to, co w tej sytuacji stać się musiało: wpadł w złe towarzystwo które w dodatku, swoim zwyczajem, pewnie naciaga go finansowo. Ale czort z Januszem Palikotem; pewnie zobaczy sie w piekle z Nergalem, który przez cały czas będzie mu wył swoje złote przeboje, co jak wiadomo, gorsze jest od śmierci, więc Belzebub stosuje tę muzykoterapię wobec wyjątkowo zatwardziałych grzeszników. O ateistach w okopach wspomniałem z okazji 10 rocznicy zamachów terrorystycznych w Ameryce 11 września. W Nowym Jorku padł rozkaz, by uroczystości zostały pozbawione wszelkich elementów religijnych. Najwyraźniej to miasto musiało paść ofiarą bigoterii laickości, którą forsują ateiści unikający okopów. W ten sposób egoistycznie robią przyjemność wyłącznie sobie – bo przecież nie ofiarom zamachów, które w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, a wreszcie – pewnej śmierci, według wszelkiego prawdopodobieństwa powierzały swój los Bogu w taki sposób, jak potrafiły. Pewien francuski ksiądz w okresie międzywojennym został przyłapany, jak na organach wygrywał piosenkę „Madelon” („Quand Madelon nous verser a boire…”), powiedzmy sobie szczerze – dość frywolną.  Zamiast sie sumitować, chwycił byka za rogi i oświadczył, że przy dźwiękach tej piosenki miliony Francuzów oddawały duszę Bogu, zatem „Madelon” jest pieśnią pobożną. No a teraz jakieś ateistyczne skurwysyny, zapamiętałe w swojej bigoterii, skutecznie narzucają całemu Nowemu Jorkowi swoje upodobania. To nie ma tam już prawdziwych mężczyzn? To nawet bardzo prawdopodobne, zważywszy na ilość publikacji w kobiecej prasie, poświęconych temu, jak udawać orgazm.

Kiedy tak peregrynuję po Ameryce, z naszego nieszczęśliwego kraju dochodzą mnie wieści skrzydlate, że prezes Jarosław Kaczyński uznał, iż Polonia powinna mieć senatora. Wielkie mecyje – jeden senator! Ja już przed czterema laty przedstawiłem w Chicago pomysł położenia kresu dykryminacji Polonii, to znaczy – obywateli polskich mieszkających za granicą. Są oni ograniczani w swoich prawach politycznych, bo muszą głosować na jakichś drapichrustów, których sztaby partyjne wystawią w okręgu wyborczym Warszawa-Śródmieście, a nie mogą wystawiać kandydatów własnych. Ta dyskryminacja bierze sie zapewne stąd, że III RP nadal uważa Polonie za element wrogi, tylko z innego powodu, niz za komuny. Za komuny – z powodu dominującego tam antykomunizmu, który Michnik pewnie nazwałby „zoologicznym”, no a teraz, to znaczy teraz również, ale zaczeło sie to za czasów „Drogiego Bronisława”, czyli prof. Geremka – z troski, by nigdzie za granicą , a już zwłaszcza w USA, gdzie istnieje lobby żydowskie – nie powstało lobby polskie. Lobby polskie mogłoby bowiem popsuć lobby żydowskiemu różne siuchty zwłaszcza w sytuacji konfliktu interesu żydowskiego z polskim interesem państwowym – co właśnie ma miejsce. Zatem proponowałem, żeby Polacy mieszkający za granicą mogli wystawiać własnych kandydatów w jednomandatowych okręgach wyborczych. No dobrze – ale gdzie mają być te okręgi?  Otóż okręgiem wyborczym powinien byc kontynent, albo kontynenty: okręg pierwszy – Ameryka Północna. Okręg drugi – Ameryka Południowa i Środkowa. Okręg trzeci – Europa i Afryka oraz okręg czwarty – Azja i Australia z Oceanią. Każdy z tych okregów wybierałby jednego posła i w ten sposób Polonia światowa byłaby reprezentowana takim czteroosobowym kołem poselskim. Czterech posłów, to niedużo, ale to właśnie dobrze, bo nie mogliby oni przeforsować żadnej ustawy, obciażającej finansowo podatników mieszkających w Polsce, natomiast byliby w stanie dopilnować, by Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie, obsadzone przez koszernych ogierów ze stajni profesora Geremka, nie traktowało Polonii instrumentalnie i nie próbowało podporządkować jej starszym i mądrzejszym, czyli mówiąc wprost – Judenratowi. To zadanie jest oczywiście bardzo ważne, ale jeszcze ważniejsze byłoby to, że konieczność wyboru posła wymuszałaby minimum politycznego współdziałania między środowiskami polonijnymi, sprzyjając w ten sposób  politycznej konsolidacji Polonii na każdym kontynencie. Jeden senator tego, ma sie rozumieć, nie załatwi, a zresztą  nie bardzo chce mi sie wierzyć, by prezes Jarosław Kaczyński mówił to wszystko szczerze – bo nie przypominam sobie, by w lutym 2007 roku, kiedy z tym pomysłem publicznie wystapiłem, jako premier rządu Rzeczypospolitej wykazał zainteresowanie tą sprawą. Pewnie miał inne zmartwienia, a teraz ma inne i stąd ten senator. Ale szczerze, czy nieszczerze – to jest krok we właściwym kierunku zwłaszcza w sytuacji, kiedy już wkrótce – kto wie? – trzeba będzie tworzyć ośrodek polskiej dyspozycji politycznej poza granicami naszego nieszczęśliwego kraju, a ściślej – tej resztówki, w którą zamienią go strategiczni partnerzy – a  którą politycznie zdominują elementy narodowo obce.

                                                          Stanisław Michalkiewicz
 

0

Persona non grata

Blog przeznaczony do publikacji materialów dziennikarzy obywatelskich przygotowanych na zlecenie Nowego Ekranu lub artykulów i listów nadeslanych do Redakcji

422 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758