Nocny „sabat na Wiejskiej”, jak coraz powszechniej nazywane jest posiedzenie Sejmu w ubiegłą środę, pokazał wyjątkową odporność posłów koalicji na nawet najbardziej racjonalne wystąpienia opozycji.
Przypomnę.
Poseł Jerzy Polaczek:
Raz jeszcze powtarzam, panie marszałku, iż zgłaszam wniosek formalny o ogłoszenie przerwy, zwołanie Konwentu Seniorów (Poruszenie na sali) oraz po tej przerwie udzielenie przez rząd dwóch odpowiedzi na dwa kluczowe pytania. Po pierwsze: Czy rząd zamierza czekać na uzyskanie pozytywnej opinii Komisji Europejskiej, czy natychmiast wykorzystać narzędzie, którym jest ta nowelizacja, i przystąpić niezwłocznie do likwidacji kopalń, o których mowa w programie Rady Ministrów? Co będzie wtedy, kiedy ta decyzja będzie negatywna? To jest pytanie do pani premier.
Drugie pytanie kieruję do pana marszałka, panie marszałku Sikorski. (Poruszenie na sali)
(Poseł Stefan Niesiołowski: Pytania już były.)
Czy prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wyraził opinię na temat tego projektu ustawy zgodnie z art. 16a ust. 1 pkt 1? Jest to obligatoryjny wymóg po przyjęciu przez Radę Ministrów (Dzwonek) programu pomocowego. O ile mi wiadomo, do chwili obecnej takiej zgody i opinii nie ma.
Ostatnia uwaga dotyczy tego, czy pan marszałek (Poruszenie na sali) zgodnie z ustawą o pomocy publicznej już wysłał…
(Poseł Stefan Niesiołowski: Przecież już były pytania, panie marszałku.)
…ten projekt ustawy w celu notyfikacji do Komisji Europejskiej – również zgodnie z art. 16a ustawy o pomocy publicznej. Dziękuję. (Oklaski)
Niestety, ten najbardziej chyba merytoryczny głos umknął uwadze nie tylko innych posłów, ale przede wszystkim dziennikarzy zajmujących się na co dzień tematyką gospodarczą. Jedyne, co w kontekście humorystycznym było poruszane w prawicowych mediach, to zachowanie posła Niesiołowskiego, którego zachowanie coraz bardziej przypomina wiejskiego burka, przez cały dzień ujadającego na „obcych”.
Okazuje się jednak, że pan Jerzy Polaczek prawdopodobnie okazał się sejmową Kasandrą.
Poniżej tekst, jaki ukazał się na portalu wysokienapiecie.pl:
Oficjalnie Komisja Europejska nie zabiera głosu, bo sprawa jest zbyt drażliwa.
Ale Bruksela pilnie śledzi to co dzieje się w Polsce z górnictwem. Według naszych informacji Komisja nieoficjalnie rozmawia z polskim rządem.
Przypomnijmy – pod naciskiem związków zawodowych rząd zrezygnował z bezwarunkowego zamykanie nierentownych kopalń.
Część z nich trafi wprawdzie do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. SRK dostanie na to z budżetu co najmniej 2,3 mld zł.ale e nie po to by zostać wygaszona. Mają być zrestrukturyzowane, a później sprzedane ewentualnym inwestorom.
Los kopalni „Brzeszcze“ zapisano nawet konkretnie: jeśli nikt jej nie kupi (Tauron zgłosił wstępne zainteresowanie), to kopalnia trafi z powrotem do Nowej Kompanii Węglowej czyli spółki – córki Węglokoksu.
W porozumieniu związków i rządu zapisano, że wszystko odbędzie się w zgodzie z Decyzją Rady UE 787. Mówi ona, że pomoc państwa dla kopalń może być przyznawana wyłącznie na ich zamykanie. I tylko do końca 2018 r.
Rząd uważa, że problemu nie ma, bo gdy SRK będzie sprzedawać kopalnie, to po prostu zwróci pomoc – będzie to wliczone w cenę kopalń. Nawet jeśli trudno uwierzyć, że znajdzie się inwestor, to rząd sądzi, że kosztem 2,3 mld zł przynajmniej zyskał rok lub dwa lata spokoju.
Może się przeliczyć. Komisja Europejska interpretuje Decyzję 787 zupełnie inaczej niż polski rząd.
– Jednym z kluczowych warunków przyznania pomocy publicznej dla górnictwa jest nieodwołalne zamknięcie kopalń – twierdzi nasze źródło zbliżone do Komisji Europejskiej. – Więc Komisja nie może dać zgody na pomoc publiczną, której celem nie jest ułatwienie zamknięcia kopalń. Inwestycje i restrukturyzacja w takich kopalniach nie są dozwolone.
Wedle interpretacji Komisji straty operacyjne w kopalniach mogą być pokrywane w kopalniach „nieodwołalnie przeznaczonych do zamknięcia do końca 2018 r.”
Jedynie koszty nadzwyczajne powstałe już po zamknięciu (np. odpompowanie wody) mogą być pokrywane dłużej – do 2027 r.
W dodatku wedle naszych źródeł w Komisji Polska notyfikując Brukseli plan pomocy dla kopalń musi równocześnie przedstawić plan ich zamknięcia.
To nie koniec złych wiadomości dla polskiego rządu. Decyzja 787 mówi także ile pieniędzy państwo może przeznaczyć na zamykanie kopalń.
Art 3 punkt g powiada, że rocznie nie może to być więcej niż pomoc dla górnictwa przyznana w danym państwie w 2010 r.
I tu zaczynają się rozbieżności w interpretacjach. Nasze źródła w Brukseli twierdzą, że kwota nie może przekroczyć 400 mln zł rocznie. Tymczasem rząd już w tym roku zamierza przeznaczyć na pomoc dla kopalń 1 mld zł, w przyszłym 900 mln.
Dlaczego Komisja może stwierdzić przekroczenie limitu pomocy? W 2010 r. roku Polska po raz pierwszy i ostatni udzieliła kopalniom wsparcia na inwestycje, o którym mówiły ówczesne unijne przepisy.
Z budżetu poszło na to właśnie 400 mln zł, z czego 125 mln zgarnęła Kompania Węglowa.
Polski Urząd Konkurencji i Konsumentów w przekazanym nam stanowisku uważa jednak, że przepisy dotyczące owych 400 mln zł nie mają w tym przypadku zastosowania.
Co na to strona polska? – Będziemy negocjować z Komisją – powiedział nam jeden z urzędników odpowiedzialnych za program.
Sęk w tym, że pole do negocjacji jest niewielkie, bo przepisy Decyzji 787 są dość jasne. Czy nie skończy się tak jak w przypadku stoczni, gdzie Bruksela wytknęła Polsce wielokrotne złamanie reguł pomocy publicznej? – Teraz Polska ma inną pozycję w UE – odpowiada krótko urzędnik.
Ale rząd nigdy nie przekazał opinii publicznej żadnej dogłębnej analizy kwestii pomocy publicznej dla górnictwa, choć np. Kompania takową zamówiła w renomowanej kancelarii Dentons.
Jest wprawdzie opinia MSZ, ale to raczej formalność. Opinii tej również nie ujawniono, ale według naszych informacji MSZ mówi tylko, że pomoc wymaga notyfikowania Komisji Europejskiej, nie przesądzając czy pomoc jest zgodna z prawem UE.
Poza tym opinia MSZ powstała gdy rząd chciał zamykać kopalnie. Teraz już nie chce.
Wciąż czekamy na opinię głównego organu odpowiedzialnego za pomoc publiczną – Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ale ustawa o programie wsparcia dla górnictwa ma być ostatecznie uchwalona już w czwartek, 22 stycznia.
UOKiK może nie zdążyć z jej sporządzeniem, bo wniosek marszałek Sejmu przysłał 15 stycznia, a urząd na opinię ma 14 dni.
Według naszych informacji szef Urzędu Adam Jasser zapewnia jednak odpowiedzialnego za restrukturyzację górnictwa wiceministra gospodarki Wojciecha Kowalczyka, że sprawy z Brukselą da się załatwić.
Wydaje się, że prezes Jasser, który do UOKiK trafił z Kancelarii Premiera i nigdy wcześniej nie miał do czynienia z kwestiami pomocy publicznej jest nadmiernym optymistą.
Pozostaje bowiem do rozstrzygnięcia jeszcze jeden fundamentalny problem – Polska wciąż nie notyfikowała żadnej pomocy dla kopalń. UOKiK odpisał nam, że trwają wciąż prace nad notyfikacją programu pomocy dla kopalni „Kazimierz – Juliusz“ mimo iż ponad 200 mln zł z budżetu przekazano jej miesiąc temu.
Zgodnie z art 108 Traktatu o Funkcjonowaniu UE dopóki Komisja nie zatwierdzi planu pomocy publicznej państwo nie może jej przekazać.
To oznacza, że teoretycznie rząd nie ma prawa wypłacić SRK na przekazane jej kopalnie ani złotówki. Zaś oczekiwanie na zgodę Brukseli oznaczałoby, że górnicy z „Brzeszcz“, „Bobrka -Centrum“ czy „Piekar“ nie dostaną przez ten czas pensji, bo SRK przecież nie ma tych pieniędzy.
Chyba, że przekazane do SRK kopalnie przestaną sprzedawać węgiel do czasu decyzji Komisji.
Wydaje się, choć to tylko nasza supozycja, że SRK nie będzie wówczas traktowana jak podmiot komercyjny i reguły pomocy publicznej nie będą jej dotyczyć. Oczywiście na taką interpretację trzeba by uzyskać zgodę Brukseli.
Wstrzymanie wydobycia w tych kopalniach pomogłoby też ustabilizować rynek – węgla jest wciąż za dużo.
Górnicy powinni być zadowoleni – dostaną pensje, a w pracy będą musieli zajmować się tylko konserwacją chodników i maszyn.
Sprzedaż węgla z tych kopalń można by wznowić, oczywiście tylko do końca 2018 r. po zatwierdzeniu planu przez Komisję.
Jest jeszcze jeden, radykalny wariant. Próba uzyskania zgody wszystkich państw UE na przyznanie pomocy ze względu na „szczególne okoliczności”. Zważywszy, że sprawa dotyczy węgla, szanse na to są niewielkie. No i jest jeszcze kwestia, co nasz rząd musiałby za to obiecać Niemcom czy Duńczykom…
Być może polski rząd ma nadzieję, że cała sprawa z Komisją potrwa przynajmniej dwa lata, a do wyborów „będziemy negocjować“.
Ale zgodnie z prawem Komisja może wydać Polsce nakaz zawieszenia pomocy publicznej. Może również, choć tylko w najpilniejszych przypadkach, nakazać tymczasową windykację już wypłaconej pomocy.
Bruksela może jednym ruchem przewrócić stolik, przy którym tak długo negocjował rząd i górnicze związki.
I, paradoksalnie, dla rządu nie jest to najgorsze rozwiązanie. Trudne decyzje, których boi się premier Ewa Kopacz podejmą za nią „bezosobowi biurokraci” w Brukseli…
Autor: Rafał Zasuń
http://wysokienapiecie.pl/energetyka-konwencjonalna/586-polska-idzie-na-ostre-zwarcie-z-bruksela
……………………………………………..
Co to oznacza?
Ano to, że albo rząd jest niekompetentny, i nie ma pojęcia, jak powinien funkcjonować w ramach Unii, albo, co Rafał Zasuń wyraźnie podkreśla, rząd ma nadzieję przetrwać do wyborów, może nawet znowu je wygrać, cały czas utrzymując fikcję dialogu społecznego, choć wie, że do porozumienia nie dojdzie.
Jeśli dziennikarz ma rację (przypominam, że opozycja zgłosiła te same wątpliwości tydzień temu!) będzie to pierwszy przypadek strajku w nowoprzyjętym do Unii kraju, wymierzonym przeciw jej rozporządzeniom.
21.01 2015
2 komentarz