Komentarze dnia
Like

Zarówno Sanocki-Kukiz, jak i Gut-Ciesielczyk mieli rację

08/12/2014
884 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Zarówno Sanocki-Kukiz, jak i Gut-Ciesielczyk mieli rację

Co powinni zrobić wszyscy oburzeni…. Abstrahując na chwilę od oszustw wyborczych, zauważyć należy, iż ostatnie wybory samorządowe były niezłym testem na skuteczność tych oburzonych na rządzący po 1989 roku układ, którzy w ciągu ostatnich dwóch lat wymachują szabelką przed nosem panującemu establishmentowi, zapowiadając ciągle jego obalenie. Ostatnie wybory pokazały, iż zdecydowana większość tych oburzonych macha szabelką niestety tylko przed komputerem…

0


 

 

Jeśli zgodzimy się, iż demonstracje, petycje i inne formy tego typu protestów nie doprowadzą do obalenia układu pomagdalenkowego, ale można to osiągnąć, biorąc udział w wyborach parlamentarnych (załóżmy, iż sfałszowanych jedynie do takiego stopnia, który umożliwi na początku przynajmniej dokonanie rysy na wyżej wspomnianym układzie zamkniętym), musimy wypracować jak najszybciej skuteczną strategię działania. Skuteczna znaczy realizowana przez sprawnych organizacyjnie ludzi.

W tej chwili, po wyborach (jakie by one nie były) wiemy, kto cieszy się autorytetem w swoim środowisku czy też kto jest w stanie prowadzić w miarę skuteczną kampanię wyborczą. Tylko tacy ludzie powinni się znaleźć w pierwszym szeregu. Wszyscy ci, którzy dotychczas wykrzykiwali, że to oni noszą przysłowiową buławę marszałkowską w plecaku, a przepadli z kretesem w wyborach, osiągając kompromitujące wyniki – jeśli będą chcieli – mogą najwyżej pomagać ruchowi oburzonych zbierać podpisy, roznosić ulotki czy też rozlepiać plakaty.

 

Uzyskując 20 głosów, nie można pretendować do roli lidera…

 

Kompletnym fiaskiem zakończył się udział w wyborach koalicji rzekomo 77 różnych organizacji, stowarzyszeń, ruchów etc. pod nazwą „Wspólnota, Patriotyzm, Solidarność”, której przewodzili z jednej strony Tadeusz Bartold i Zbigniew Wrzesiński, a z drugiej wyrzuceni swego czasu ze stowarzyszenia Oburzeni działacze.

Klęskę tej „koalicji”, która tak naprawdę była zbiorem kilkudziesięciu osób, a nie organizacji, można było z łatwością przewidzieć, wiedząc, jak małym zaufaniem społecznym cieszą się jej liderzy. Bartold startując w roku 2011 do Sejmu z pierwszego miejsca na liście lewackiej Polskiej Partii Pracy, uzyskał zaledwie 372 głosy, to jest mniej niż przeciętny kandydat do rady miejskiej w jednej dzielnicy w wyborach samorządowych. Jeszcze większą kompromitację polityczną na swym koncie ma Wrzesiński, który jako prezes kanapowego Stronnictwa Pracy startując z pierwszego miejsca na liście komitetu „Dom Ojczysty”, uzyskał w wyborach do Sejmu RP zaledwie 64 głosy, to jest mniej niż przeciętny kandydat do rady osiedlowej! patrz:
http://niepoprawni.pl/blog/7514/cena-za-glowe-wiceszefa-oburzonych

 

Obydwaj przepadli także z kretesem i w tych wyborach – pierwszy jako kandydat do Rady Miejskiej w Warszawie, drugi – jako kandydat na prezydenta Warszawy.

Wybory te pokazały także, iż eksoburzony Andrzej Bugajski cieszy się w swoim rodzinnym Goleniowie zaufaniem zaledwie 20 mieszkańców, którzy zagłosowali na niego w wyborach do rady miejskiej. Był to najsłabszy wynik w jego okręgu wyborczym! O niejakim Janie Sposobie spod Lublina czy też Piotrze Rybaku z Wrocławia, którzy także swego czasu pretendowali do roli liderów ruchu Oburzonych, słuch w ogóle zaginął – patrz:
http://oburzeni.salon24.pl/594792,jan-sposob-i-andrzej-bugajski-wykluczeni-ze-stow-oburzeni
oraz:
http://oburzeni.salon24.pl/560686,piotr-rybak-oburzony-kon-trojanski-albo-czlowiek-bez-zyciorysu

 

Stowarzyszenie Oburzeni, w rozbijaniu którego przed wyborami dużą rolę odegrał właśnie ww/ Bugajski, zamiast wystawiać swe listy wyborcze we wszystkich okręgach, postanowiło przeprowadzić swego rodzaju test w niektórych z nich. W województwie śląskim Oburzeni bez jakiejkolwiek kampanii uzyskali znacząco lepsze wyniki od w/w komitetu „Wspólnota, Patriotyzm, Solidarność” w 4 z 5 okręgów, w których w ogóle startowali.

Oczywiście nie świadczy to o jakiejś sile politycznej stowarzyszenia Oburzeni, lecz jedynie o tym, iż nazwa „Oburzeni” jest znacznie lepszą od WPS i opłaca się jej trzymać w przyszłości. W jednym z okręgów w województwie podkarpackim Oburzeni uzyskali prawie taki sam wynik jak parlamentarny Twój Ruch.

 

Nie tylko Kukiz miał rację

 

W pewnym stopniu (z akcentem na: pewnym) Paweł Kukiz i Janusz Sanocki mieli rację, gdy propagowali swego czasu budowę „struktury bez struktury”, uzasadniając to tym, iż utworzoną organizację zniszczą konflikty wewnętrzne oraz celowe działania różnych służb specjalnych – patrz: http://oburzeni.pl/historia-ruchu-oburzonych/

 

Tak się stało wcześniej z „Kongresem Protestu” Sanockiego czy „Zmielonymi” Kukiza. Kiełkująca w Stoczni Gdańskiej „Platforma Oburzonych” podzieliła się w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy na wrocławski „Ruch Oburzonych” (Piotra Rybaka), stowarzyszenie „Oburzeni” (Antoniego Guta) oraz Ruch Oburzonych (Jana Sposoba i Andrzeja Bugajskiego). Sposób skonfliktował się dodatkowo z Wrzesińskim-Bartoldem i mamy typowe polskie piekiełko.

Jednak nie tylko Kukiz-Sanocki mają rację. Leży ona także po stronie Guta-Ciesielczyka, którzy stworzyli (i nadal tworzą) struktury stowarzyszenia „Oburzeni” – patrz: http://www.oburzeni.pl

Stowarzyszenie to – jak wspomniałem wyżej – także padło ofiarą wewnętrznych sporów i agenturalnych działań, ale trzeba powiedzieć, iż bez struktur niemożliwa będzie jakakolwiek działalność, zmierzająca do skutecznego startu w wyborach parlamentarnych (kiedy to trzeba zebrać ok. 200.000 podpisów).

Nawet „anarchista” Kukiz już kilka miesięcy temu chyba to zrozumiał, stając się rzecznikiem prasowym w/w koalicji „Wspólnota, Patriotyzm. Solidarność”, a następnie startując do dolnośląskiego sejmiku z innej listy „Bezpartyjni Samorządowcy”. Tak więc i dla niego stało się chyba jasne, że jakaś forma organizacji musi funkcjonować, by brać udział w wyborach.

 

Co teraz robić?

 

Jak najszybciej trzeba znaleźć 920 inteligentnych, uczciwych, odważnych i cieszących się zaufaniem w swoim środowisku kandydatów do Sejmu RP w 41 okręgach wyborczych, z których każdy musi gwarantować uzyskanie przynajmniej 1.000 głosów. Zdobyty w ten sposób 1 milion głosów przełoży się na 30-40 mandatów w Sejmie, co da możliwość złapania za gardło potencjalnego, większego koalicjanta i realizacji naszych trzech podstawowych postulatów, tj. wprowadzenia ordynacji większościowej z jednomandatowymi okręgami wyborczymi, przeprowadzenia gruntownej reformy obecnego wymiaru niesprawiedliwości i wprowadzenia obligatoryjności referendum.

Bez dużych pieniędzy i dostępu do głównych mediów człowiek, który jest popularny w swojej gminie, powiecie czy regionie, jest w stanie bez specjalnego trudu uzyskać 1000 głosów lub więcej. Nie można sobie przy tym pozwolić na ryzyko umieszczania na listach wyborczych nie sprawdzonych (np. w ostatnich wyborach) kandydatów lub tym bardziej takich, o których już wiemy, że nie cieszą się zaufaniem w lokalnej społeczności (jak choćby w/w osoby, które przepadły z kretesem w wyborach).

 

Jak szukać popularnych, niezależnych kandydatów na nasze listy wyborcze? Wbrew pozorom, jest ich mnóstwo. Trzeba tylko dobrze się rozglądnąć wokoło.

Janusz Sanocki startował w ostatnich wyborach samorządowych na burmistrza Nysy (woj. opolskie). Burmistrzem co prawda nie został, ale poparło go aż 22,9% nyskich wyborców. Jego niezależny komitet wyborczy uzyskał w wyborach do rady powiatu nyskiego 9,58% głosów.

Paweł Kukiz brał zaś udział w wyborach do sejmiku województwa dolnośląskiego we Wrocławiu z listy niezależnej „Bezpartyjni Samorządowcy”. Uzyskała ona w całym województwie poparcie 11,93% wyborców. Sam Kukiz uzyskał poparcie 8,59% mieszkańców Wrocławia. Piszący te słowa, kandydując na Prezydenta 100-tysięcznego Tarnowa, otrzymał poparcie 6,5% wyborców (w przeszłości było to nawet 15%).

 

Te pierwsze z brzegu trzy przykłady pokazują, iż możliwe jest przekroczenie 5-procentowego progu na jakimś określonym terenie. Co więcej, każda z tych 3 wymienionych osób (a są na to liczne dowody) byłaby w stanie skonstruować na tym właśnie swoim terenie listy wyborcze, na których z całą pewnością mogliby znaleźć się kandydaci do Sejmu, cieszący się poparciem co najmniej 1000 wyborców.

Teraz wszyscy OBURZENI (także ci, tutaj krytykowani) najpierw powinni się pogodzić, porozumieć, a następnie wyselekcjonować 41 osób (w każdym okręgu wyborczym do Sejmu), które będą na tyle sprawne organizacyjnie, iż w ciągu 3-5 następnych miesięcy skonstruują w swoim okręgu listę wyborczą, będącą w stanie bez problemu przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy.

Jeśli nie dojdzie do takiego porozumienia, stowarzyszenie OBURZENI powinno – moim zdaniem – spróbować zrealizować przedstawiony tutaj plan samodzielnie. Będzie to wówczas zadanie znacznie trudniejsze, ale możliwe do wykonania w ciągu najbliższego roku.

Marek Ciesielczyk
www.marekciesielczyk.com
6 grudnia 2014

Plakat_oburzeni_po_zm.-2-page-002

0

Marek Ciesielczyk http://www.marekciesielczyk.com

dr politologii Uniwersytetu w Monachium, wykładowca sowietologii w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Dyrektor Centrum Polonii w Brniu (Małopolska), obecnie Redaktor naczelny pisma "Prawdę mówiąc" oraz portalu www.prawdemowiac.pl, więcej patrz: www.marekciesielczyk.com

183 publikacje
8 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758