Bez kategorii
Like

Dieta Dukana: Efekty i zmiany.

22/07/2011
687 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Po ponad miesięcznej przerwie wypada się odezwać, co niniejszym czynię.

0


 

Zatem – oto jestem. Wciąż na diecie, choć trudno byłoby ją nazwać ścisłą dietą Dukana. To raczej zmodyfikowana, zmiksowana wersja fazy II i III. Ktoś powie – wiedziałem, nie wytrzymasz. I miał rację. Niestety trudno w okresie wakacji, wyjazdów, urlopów dochować ściśle wszystkich zaleceń.  Póki co, od ostatniego wpisu z 19. czerwca (pięć tygodni) zszedłem z wagą do ok. 115-116 kg, czyli 4 kilogramy. W sumie od 2. czerwca ok. 14 kg. Mogłoby być więcej, gdyby nie poluzowanie rygoru dietetycznego, jednak z drugiej strony może tak będzie zdrowiej? Nadal jem dużo białek, natomiast zmiany w jadłospisie w stosunku do kanonu II fazy Dukana polegają na częściowym nałożeniu jej na fazę III – sporadycznie pozwalam sobie na jedno piwo, kromkę czy dwie chleba, kawałek zwykłej kiełbasy z grilla, plaster zwykłego żółtego sera. Fakt, spadek wagi nie jest spektakularny jak wcześniej, jednak chyba spróbuję swoje chudnięcie oprzeć o sprawdzoną w moim przypadku zasadę "żryj połowę" oraz aktywność fizyczną. Wagę kontroluję na bieżąco i raczej nie pozwolę sobie na przybieranie na wadze, przeciwnie – wciąż czuję bardzo silne parcie na zbicie wagi o kolejne 10-15 kg. Choćby miało to trwać do grudnia.

Co jem? Nadal białka głównie w postaci jaj, serków, twarogów, jogurtów  (maksymalnie odtłuszczonych, do 1,5-2% tł.). Staram się jeść raczej chude lub bardzo chude wędliny/szynki (przeciętnie 2-4%, maksimum 6-7% tłuszczu), choć czasem zjem kilka plasterów chudej (11% tł.) lub zwykłej salami czy szynki (16-20% tł.). Sery żółte sporadycznie parę plasterków tygodniowo, pleśniowe tylko na ząb i dla zapachu. Z mięs odtłuszczone mięso mielone z szynki wieprzowej (7% tł.), wołowina (do 4-5% tł.)  – w postaci smażonych bez tłuszczu kotlecików z cebulą i otrębami owsianymi. Prócz tego kurczak w ilościach chwilami sporych (uda, podudzia i filety z piersi), grzeszę zjadając również chrupiącą skórkę. Indyk – raczej w postaci wędlin, chyba że piekę dukanowski pasztet dietetyczny (przepis własny, całkowicie wymyślony, w 100% ZGODNY nawet z I fazą białkową Dukana!!!). Pyszna wychodzi też wątróbka kurza z cebulką, smażona na potartej smalczykiem patelni teflonowej. Pieczywo – w weekendy przy grillu w ilości jedna-dwie małe kromki, choć w ostatni weekend zjadłem w sumie ze sześć-siedem. Generalnie bardzo mało lub wcale. Makarony tylko tyle, co zwinę z chytrości w palce przy gotowaniu dla żony i synka. Ryż i podobne na razie w ogóle, kiedyś powrócą. Napojem są dla mnie: woda (piję jej niestety mało…), mleko 0,5% tłuszczu, dużo kefirów i maślanek (0-2% tł.), prócz tego coraz mniej kolorowych świństw bezcukrowych na słodzikach (głównie biedronkowych lub lidlowych podróbek Coli Zero). Z warzyw na talerzu pojawia się cebula, cebula, cebula, czosnek, marchew, pietruszka, pory, ogórki, pomidory, sałaty i rzadziej kapusta – omijam natomiast fasolę, kukurydzę, groszek itd. Kiedyś wrócą. No i owoce w ilościach rozsądnych, w tej chwili głównie arbuzy, melony, nektaryny, wcześniej trochę truskawek i czereśni/wiśni. Bez wariactw z przeszłości, gdy potrafiłem arbuza wciąć i półtorej kilo na jeden strzał 😉 Całkowicie usunąłem z jadłospisu masło, margaryny, oleje do smażenia i sałatek, niezbędny tłuszcz znajduje się przecież w reszcie w/w pokarmów, prawda? Również czysty cukier omijam szerokim łukiem, jeśli nie liczyć cukrów w niektórych jogurtach czy pojedyńczych łykach zwykłych napojów oraz w sporadycznych piwkach. Czekolada – czasem poliżę. To wszystko.

Z rybami się chyba nigdy nie przeproszę. Nigdy!

Jedno o co dbam, to kultywowanie przyzwyczajenia, że nie muszę jeść dużo, by czuć się sytym. To chyba warunek sukcesu w każdej z diet. Ludzie są grubi dlatego, że dużo żrą i się nie ruszają. Po prostu. Pomijam tu przypadki schorzeń genetycznych etc., bo ten problem dotyczy promila grubasów. Reszta, włączając mnie, po prostu lubi dużo żreć paskudnych rzeczy w złych porach i bandyckich ilościach.

Pizza – żałuję, że znam to słowo 😉 I tak się złamię w te wakacje, i tak. Tyle że dużo mniej niż zwykle, bez sosów majonezowych, i jako główny posiłek dnia. Zresztą, co innego tanio jeść w Chorwacji? ;-)))))

Zatem – do następnego!

* * *

Byłbym zapomniał – przepis na polski pasztet dukanowski! Idziemy do sklepu, gdzie nie bacząc na zdziwione spojrzenia rówieśników kupujemy na stoisku mięsnym po 30-40 dag:

 

filetu z piersi/uda indyka bądź kurczaka

serc indyczych

serc kurzych

żołądków indyczych

wątróbki kurzej

 

Z warzyw potrzebna będzie włoszczyzna (marchew, por, pietruszka, seler, cebula) oraz osobna naprawdę duża cebula do podsmażenia, tymianek suszony, sól, pieprz, kminek, ostra marynata do mięs (np. staropolska), 3 jajka, otręby owsiane/żytnie, mleko 0,5%, pajda czerstwego chleba. O wodzie w kranie i piekarniku nie wspominam, bo po co?

Po przyniesieniu towaru do domu myjemy podroby i mięso (dukanowcy i wieczni dietetycy wycinają tłuszcz z serc i skórę z filetów), wrzucamy bez wątróbki do lekko osolonych 2,5-3 l wody z dwiema kostkami jakiegoś rosołu drobiowego/wołowego. Na małym ogniu gotujemy wszystko ze trzy kwadranse, w międzyczasie zbieramy cedzakiem "szumowinę". Potem ja osobiście wrzucam warzywa z opaloną aromatycznie cebulką i gotuję, aż zmiękną, maksimum tyle, ile trwa odcinek „Klanu”. Następnie do miski wyławiam całe mięso i podroby, z pozostałego wywaru z warzywami odlewam pół litra do mniejszego garnka. Wywar z warzywami można wykorzystać do zrobienia pysznej pomidorówki, natomiast w mniejszym garnku z odlanym wcześniej 0,5 l wywaru dolewam drugie tyle wody i gotuję do miękkości czekającą na swą kolej wątróbkę.

W międzyczasie na teflonowej patelni dosłownie skropionej smalcem bądź olejem wykładam pokrojoną w grubą kostkę naprawdę dużą cebulę (albo dwie mniejsze), dolewam odrobinę wywaru by miała w czym się zeszklić. Wywar uzupełniam, póki cebula nie zmięknie, wtedy chwilę ją podsmażam, soląc i pieprząc wedle uznania.

Wtedy jest pora na maszynkę do mielenia mięsa. Wszystkie składniki pasztetu – mięso, podroby z wątróbką, usmażoną cebulę – przepuszczam z szacunkiem dla własnych palców przez maszynkę, na samym końcu mieląc pół grubej pajdy dowolnego, najlepiej czerstwego chleba. Zmielony farsz w dużej misie solę, znów pieprzę, wbijam 3 jajka, dodaję tymianek (sporo, garstkę), kminek (pół łyżeczki) i np. jakąś marynatę pikantną do mięs (spokojnie 2 łyżeczki).

Następnie wsypać trzeba pół paczki (150-200 g) otrębów owsianych/żytnich za 3 zł z supermarketu i wlać ok. 100 ml najzwyklejszego chudego mleka.

Papkę wyrabiamy wcześniej oszczędzonymi palcami na w miarę jednolitą masę – dosłownie 2 minuty mieszania. Dno formy na babkę zasypuję odrobiną otrębów celem zapobieżenia przyklejaniu się pasztetu do formy (pozdrawiam burżujów posiadających formy teflonowe!), lekko uciskając wkładam pasztet, formując jako taki kształt. Wierzch pasztetu lekko i bardzo oszczędnie należy posmarować pędzlem zanurzonym w oleju ew. w białku jajka.

 

Piekarnik musi być rozgrzany do 170-180 stopni, pasztet pieczemy ok. 1 h 15 min. Jak ostygnie to wiadomo – do lodówki 😉

 

Potem już tylko kłódka na drzwiczki i… smacznego 😉

 

 

 

0

Dukaneer

Blog opisujacy zmagania z tluszczem i pomyslami dr Dukana.

7 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758