Bez kategorii
Like

Przypowieść o bogaczu i Łazarzu

10/02/2011
903 Wyświetlenia
0 Komentarze
34 minut czytania
no-cover

 Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz […]

0


 Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16,19-31)

Przypowieść o bogaczu i Łazarzu ma nieprzemijający urok. To jedna z tych przypowieści Jezusa, które tkają tkaninę rzeczywistości  z wątków tego świata na osnowie sprawiedliwości zaświatów. Gobelin świata doczesnego ma cztery wymiary, a po dodaniu wymiaru wieczności nabiera dodatkowej głębi. To nie jest tylko jeden dodatkowy wymiar. Wymiarów dodatkowych pojawia się tu przynajmniej siedem. I wszystkie mają charakter duchowy. Wszystkie wiążą się z siecią hologramów, w których zakodowano kody naszej egzystencji. Wszystkie są pytaniami  o sens i próbami uchwycenia nitek prawdy, która wplata się w nasz indywidualny i zbiorowy los.  Zanim dopełni się nasze przeznaczenie i zapukamy do bram krolestwa Abrahama lub świętego Piotra.

W siedmiu dodanych nam wymiarach przeżywamy zresztą już nasze życie ziemskie. Czas i przestrzeń materialnego kosmosu to zaledwie  nieskończone pole skończoności jednej z platońskich brył geometrycznych, w której Przedwieczny zamknął teatr doczesności. A poza to pole  nasza dusza transmigruje – lotnie jak anioł lub upiornie jak demon  – już za życia i również po śmierci.

Za życia ma dla takich transmigracji srebrne lub złote nici: 1. kultury; 2. religii i wiary; 3. nauki i wiedzy; 4. prawa i aksjologii; 5. witalności biologicznej  i praw „matki“ natury; 6.  lekcji historii i pamięci; 7. ducha krystalizującego światło (lub mrok) w osobie. Mniejsza o klasyfikacje. Możliwości poprowadzenia linii dla sensu życia mamy o wiele więcej. Permutacje są dopuszczalne. Każdy może nakreślić dla siebie nieco inną mapę duchową. Nie to jest jednak przedmiotem rozważań.

O wiele ważniejszą kwestią jest stan naszych srebrnych i złotych nici. Są świetliste i mocne, czy słabe i poprzerywane? Jeśli słabe, jak je wzmocnić? Jeśli mocne, jak podtrzymać świetlistą witalność połączeń do końca życia?

Z przypowieści o bogaczu i Łazarzu da się wysnuć wiele pożytecznych wniosków. Są jednak dwa warunki. Po pierwsze, zaakceptujemy jej archetypiczny  charakter i nie uznamy za bajkę dla niegrzecznych dzieci, lecz co najmniej, za kipiący od mądrości mit, i po drugie, odrzucimy pokusę prostej puenty, która jakoby jest natychmiast dana i oczywista. 

Na dotarcie do duchowych lekcji tej przypowieści mamy trochę czasu. Ile? Właśnie tego nie wiemy. Horyzont śmierci wydaje się być dość odległy od pól witalnych życia osobowego. Ale to pozór. Natura śmierci jest taka, że potrafi zawinąć hologramy horyzontów umysłu, razem z całym teatrem ziemskich hagad,  w jednej, nagłej i niespodziewanej chwili. I to jest dobry powód, by nie odkładać poszukiwań sensu na potem. „Co nagle to po diable“, ale z drugiej strony „nie znacie dnia ani godziny“.

Po tym wstępie dookreślę siebie: nie zamierzam poszukiwać „ostatecznej" puenty. Ot, postawię kilka pytań, zapiszę kilka myśli. Kto chce, niech przeczyta. Kto chce, niech mnie naprowadzi na bardziej mądre ścieżki interpretacji tej przypowieści. Z radością się wsłucham w każdą dobrą radę.

Wracajmy do przypowieści. Jezus,  w opowieści o bogaczu i Łazarzu, odsłania głęboką prawdę o losach ludzkich, lecz czy tylko wówczas jest ona krynicą wskazówek, jak żyć, jeśli istnieje Królestwo Niebieskie? Dla ateistów, darwinistów, materialistów i wyznawców innych zabobonów postmodernistycznej popkultury,  ta przypowieść nie miałaby żadnego sensu. Bogacz przeżył własne życie w splendorze bogactwa i chwale zaszczytów, zaś Łazarz nędznie – jako trędowaty żebrak, owrzodzony na ciele i umyśle. Koniec, kropka. Łazarz sam jest sobie winien, bo nie nauczył się łapać rybek na wędkę. Czy aby na pewno?

Losy się splatają i rozplatają

Najpierw Łazarz i bogacz żyją na ziemi, w jednej geograficznej  przestrzeni i historycznym czasie –  razem, ale jakby osobno. Widują się codziennie, ale każdy widzi co innego. Bogacz widzi pogardę dla żebraka, bo sam żyje bogato i przyjemnie. A żebrak widzi same troski w centrum swej niedoli, bo przymiera głodem i nie odnajduje nadziei na odmianę własnego losu. Nie ma więc pomiędzy nimi żadnych wezłów wspólnoty, żadnej empatii i współczucia. Serce bogacza jest zamknięte na świat Łazarza, odgrodzone kamiennym murem obojętności.

Za tym murem żadne troski nie psują mu humoru. „Ubierał się modnie i drogo“ i „świetnie się bawił“ – ta ewangeliczna, lapidarna charakterystyka stylu życia bogacza mówi nam praktycznie wszystko na jego temat. Tak, to ten sam ideał szczęśliwego życia, którego pragniemy współcześnie. Nic  mniej, nic ponad to. Bogacz mieszkał w krainie marzenia ludzi ze wszystkich pokoleń i czasów.

Serce Łazarza jest zamknięte w beznadziejnym losie wzmacnianym potęgą władzy bogacza. Po drugiej stronie muru tej potęgi staje się niemową. Cóż z tego, że żebrze, łka i prosi o jałmużnę. Nie zostaje wysłuchany.

Niemowa i głuchy nigdy się nie spotkają. Odgradza ich kamienny mur prośby o litość – po stronie Łazarza;  i pogardy – po stronie bogacza. Duchowa alienacja tych dwóch ludzi rozrywa matrycę wspólnego świata – jakby przepaść nie do przebycia odgradzała te dwie dusze.

Łazarz nie posiadał nic poza wrzodami. Był chory, bez szans na to, że ktoś poda mu lekarstwo lub kawałek chleba i kubek źródlanej wody. Żył z jałmużny pod bramami pałacu bogacza.

Jezus jest oszczędny w słowach, nie podaje zbyt wielu detali, na podstawie których moglibyśmy sporządzić portrety psychologiczne głównych bohaterów przypowieści oraz portrety socjologiczne lokalnej społeczności. Łazarz „pragnął nasycić się odpadkami“, „zadawałał“ się towarzystwem psów i pewnie nie był jedynym Łazarzem w mieście.

A obywatele? Obojętni lub napełnieni wstrętem – najwyraźniej nie wpadli jeszcze na pomysł eksterminacji żebraka. Ten wynalazek pojawił się znacznie później, w najbliższej nam historii i we współczesności. Można powiedzieć, że Łazarz w swym podłym i upodlonym przez bliźnich życiu i tak miał szczęście. Dożył do śmierci naturalnej, zapewne bez wiary w poprawę losu i nadziei na odmianę za życia. Mogł jednak dziękować lub skarżyć się Bogu za kolejny – mniej lub bardziej nieudany – dzień.

Aż wypełnił się los i życie jednego i drugiego dobiegło do kresu. Pojawiła się kosa sprawiedliwości z tchnienia śmierci, która nieodwołalnie ścina każdą głowę ludzkiej  egzystencji. Bez wyjątku.

Cokolwiek życie niesprawiedliwie wcześnie utkało na gobelinie przeznaczenia, śmierć sprawiedliwie odetnie pępowiny tego świata od niesprawiedliwości i zakłamania, nierówności i iluzji. Umieramy wszyscy. Tak było w czasach Jezusa i tak jest obecnie.

Współczesny oligarcha, którego majątek przekracza budżet niejednego państwa średniej wielkości spotka się z tą samą kosą sprawiedliwości, co miliardy ludzkich istnień żyjących w nędzy, głodzie, opuszczeniu – na barykadach lub w zapomnianych przez obywateli ruinach współczesnego świata. Z dala od bram współczesnego bogacza, który dziś zatrudnia całe armie, by bronić własnych murów, własnego prawa do pogardy i pychy względem tych, którym się nie udało i ma się nie udać, by jemu lepiej się żyło. Tak, współczesny bogacz jest bardziej zapobiegliwy od bogacza z kart Ewangelii. Stara się świadomie zwiększać własne przywileje, bo skoro wierzy tylko w złotego cielca, to „hulaj dusza, Boga nie ma“.

Przyjemny świat oligarchów nie zatrzęsie się dziś w posadach. Bo wpradzie Jezus mówi (podobnie jak wielu nauczycieli duchowych z różnych kultur, religii i czasów), że śmierć nie jest kresem  życia ludzkiego, ale to przecież bajka dla ludu . Opium religii dla mas, w przeszłości przydatne, dziś w dobie dyktatury naukowej, stało się zbędne. Można je zastąpić skuteczniejszymi metodami opierania mózgów Łazarzy i obywateli w pralniach mediów i światowej polityki pozorującej troskę o dobro wspólne.

A Jezus mówi: Życie tu to tylko brama do wieczności, brama, przez którą wszyscy bez wyjątku powędrujemy do następnego miejsca – do kolejnego domu. Brama, za którą los się odmieni. I mówi więcej. Mówi w tej przypowieści, jak się odmieni. Raczej nie łagodnie, z całą pewnością diametralnie, radykalnie, fundamentalnie. Czy Jezus się myli i opowiada bajki dla ciemnego ludu, by w oparach opium usmierzyć  doczesny ból egzystencji?

Aniołowie „zanieśli Łazarza na łono Abrahama”.  Bogacz spotkał się raczej z demonami otchłani, które tylko czyhały na finał jego życia, by był na wieki „pogrążony w mękach”. Los ziemski rozsupłał swe węzły, uwolnił – jednego od zbytku i purpury, drugiego od cierpień i łachów żebraczych. Po drugiej stronie bram śmierci, Łazarz jest szczęśliwy, a bogacz cierpi.

W przypowieści los obu jednak znów się splata. Teraz bogacz prosi o litość, zaś Łazarz nic nie może uczynić w jego sprawie. Czy dlatego, że pomiędzy jednym i drugim stanęła wola i sprawiedliwość Najwyższego? Tron jego sądu? To ważne pytania. Potrafisz na nie odpowiedzieć?

Dlaczego bogacz nie ma imienia?

Nie jest przecież nieznanym nikomu obywatelem. Zapewne w mieście znają go wszyscy. Większość zazdrości mu bogactwa i przywilejów.  Oto prawdziwy paradoks. Jezus odwraca porządek rzeczy. W świecie cesarskim każdy bogacz ma potężne imię. To ten fragment jego ego, który otwiera drzwi do świata innych bogaczy, zaś pozostałych zniewala.

Bez nazwiska jesteś w cesarskich labiryntach nikim, ale jeśli należysz do znakomitego rodu, masz szansę stać się częścią elity. Masz przepustkę na salony. Bezimienni to Łazarze – miliony, a we współczesnym świecie miliardy Łazarzy. Nędzarze i biedacy, kto zna was z imienia i nazwiska? Towarzysze waszej niedoli?

Dlaczego Jezus mówi o bogaczu „pewien człowiek bogaty”? Dlaczego nie mówi konkretnie o kogo chodzi? Czy w ten sposób zachęca nas do delikatności w ocenach postępowania innych bogaczy? Do unikania w opisach zachowań nagannych konkretnych danych osobowych? Nie, najwyraźniej to ślepa uliczka.

To nie „pewien człowiek bogaty“ buduje mur dla swego bogactwa, by odgrodzić się od nędzy . Zawsze czyni to konkretny bogacz lub grupa bogaczy. To nie pewien polityk staje się dyktatorem albo sprzeniewierza się obietnicom wyborczym, lecz zawsze ktoś, o kim myślimy jako o konkretnym człowieku. To nie pewien psychopata  rozpętał II Wojnę Światową, lecz Hitler wspólnie z nazistami i przy wsparciu innych bogaczy; to nie pewien komunista wymordował miliony wrogów ludu, lecz Stalin wspólnie z towarzyszami wyznającymi zbrodnicze idee i przy wsparciu innych bogaczy…

W porządku historii każda zbrodnia musi być opisywana z imienia i nazwiska. W przeciwnym przypadku  nie ma sensu, a ten świat staje się bezforemny – podwójnie zły dla ofiar.

Nagroda i kara powinna pojawić się już w doczesnym porządku, a nie dopiero w niebie. System ocen, który unieważna ziemskie sądy prowadzi do bezkarności silnych, do żerowania na słabszych.

Czy słowa powyżej to poprawianie przypowieści Jezusa? Też nie. Są bowiem delikatne granice pomiędzy porządkami: ziemskim i niebieskim. Membrany pomiędzy światami, poprzez które przechodzimy w obie strony (już nawet za życia tu i teraz), są przepuszczalne dla światła zamkniętego w niektórych formach myśli, emocji i uczynków. Skarb w niebie budujemy właśnie w ten niewidzialny sposób. Poprzez modlitwę do Najwyższego, poprzez ofiarę, która jest służbą dla  bliźniego (i niewiele ma wspólnego z kapłanami), poprzez inicjacje miłości, w ktore wciąż życie chce nas wplątać, lecz my się bronimy i czynimy wszystko, by się wyplątać.

Dlaczego Jezus nie wymienia nazwiska bogacza? Bo jest delikatny? Bo nie chce go pozbawiać czci w oczach słuchaczy i uczestników misterium swego nauczania na ziemi? Bo mechanizm grzechu trzeba pokazywać, ale w taki sposób, by nie wikłać tego w struktury osobowe? Takie interpretacje przypowieści byłyby wierutną bzdurą.

Grzech jest osobowy i nie da się go wydestylować poza psychikę i duszę człowieka. To tam, w duszy,  rośnie i zniewala człowieka. To nie jest po prostu muchomor szatana w lesie cywilizacji, lecz coś zabijającego fraktalną świetlistość duszy, przerywającego ścieżki łączności człowieka z Bogiem. Drzewo wykorzenione z duchowej gleby i bez kontaktu z wodami ludzkich i boskich wartości.

Nazwisko bogacza nie jest ważne. Nigdy nie było. Ważne są nazwiska osób, z którymi dzielisz własne życie. Właściwa interpretacja nasuwa się dopiero wówczas, gdy zmadrzejemy i spojrzymy na nasze wirtualnie i realnie kreowane piekła na ziemi. Co to znaczy zmądrzeć dzisiaj?

A gdyby tak odrzucić matriks  kreowany przez media i celebrytów? Co wówczas pozostanie? Matka i ojciec, syn i córka, żona i mąż, konkretni przyjaciele i wpółpracownicy…oraz setki i tysiące osób, z którymi wchodzisz w relacje osobowe w codziennym życiu, w rodzinie, w szkole, w pracy i w swojej społeczności lokalnej. To oni istnieją realnie, a nie różne Dody Elektrody, Tuski, Obamy i Putiny, Dalaj Lamy i Benedykty XVI.

Tamci istnieją mniej niż każdy Łazarz, którego spotykasz w swoim życiu. Istnieją jako monstra uosabiające dobro lub zło, tylko dlatego, że ty nadajesz im znaczenie, żywisz ich własną energią duchową. Czy mają coś z tego, że ich żywisz? Nic, w porządku duchowym prawie nic, chyba że jesteś im wdzięczny za dobre uczynki. A w ziemskim? Tak, wiele, bardzo wiele. Więcej niż myślisz. Co, nie podoba się taka interpretacja przypowieści? Świetnie, cieszę się. Mnie też się nie podoba. (Pojawi się interpretacja pogłębiona).

Nie osądzaj bliźniego swego, współczuj mu i pomagaj. Odwróć się od Dody Eletrody i wszelkich rozlicznych mutacji tego bytu tworzonego w laboratoriach dla zabijania więzi duszy ze światem duchowym. Co jednak możesz zrobić z Tuskami, Obamami, Putinami? Oto jest pytanie.

Te byty nie mają imienia, są nikim w twoim życiu. Dlaczego więc wypełniły sobą pół nieba i pół piekła, w którym żyjesz,  a ziemię usunęły spod twoich stóp? Bo nie zrozumiałeś nauki Jezusa.

Osądzaj Tuska, Obamę i Putina. To nic osobistego. To byty bez imienia. Dostali władzę i cokolwiek  uczynią tobie bezimiennie i sobie uczynią imiennie, wymazująć własne imię z „Księgi życia“. Uczynią tobie, bo mają władzę,  a ty musisz bronić własnej godności przed złymi aspektami korzystania z władzy, która nie respektuje tego co boskie.

Tuski, Obamy, a przede wszystkim  Putiny (podobnie jak inni dyktatorzy) są bezimiennymi bogaczami. Tylko tyle. I sam wyciągaj wnioski.

W porządku ziemskim mozesz pozbawić ich  władzy w pięć minut, jeśli wspólnie z innymi Łazarzami odkryjesz porządek boski. Nie zrażaj się, że w ziemskim matriksie cesarskich nieporządków nie udało się to dotychczas żadnej wspólnocie. Kto wie, może zainicjujesz ten pierwszy raz? Ale najpierw musisz żyć we wspólnocie, a bogacze są od tego, żeby rozbijać każdą wspólnotę. Rządzić i dzielić. Nie licz na to, że ich słudzy to elity, które odkrywają coś istotnego poprzez to całe wymądrzanie się uczonych w piśmie i faryzeuszów.

Imię dla  Jezusa oznaczało osobę. Posiadać imię, to znaczyło być kimś, z kim wchodził w relacje osobowe. Kogo spotykał na drodze i wybierał do wypełnienia konkretnego zadania w porządku miłości.  Szymon otrzymał nowe imię Piotr, Szaweł stał się Pawłem. Bogacz nie zasłużył na imię. Jest nikim w porządku, który inicjuje na ziemi Jezus.

Czyżby bogactwo było marną wartością, aby nadać znaczenie osobie? Czyżby  wartości materialne  nie miały znaczenia w porządku duchowym? Tak, zdecydowanie tak. W porządku miłości, która wypełnia i splata relacje osobowe osób zasługujących na imię, są one mniej ważne. Liczy się kim jesteś wobec Boga i ludzi, których kochasz. I liczy się to, czy wejdziesz na ścieżkę, na której staniesz się Chrystusem.

Bogacz utopił  się w  bogactwie i poszukiwaniu przyjemności życiowych. Stał się nikim w magmie podobnych topielców "cwelujących" w więzieniu konsumpcji. Cwelem w złotych kratkach być to za mało, by zasłużyć na imię. Imię w porządku boskim przynależy bowiem do osoby, która ucieleśnia coś boskiego na padole ziemskim poprzez własne życie. To coś to zawsze – prawda i wolność. To coś to –  pokój i umiejętność przytomnego bycia osobą wcielającą w siebie boskie wzory i symfonie.

Bogacz trafił do piekła po śmierci, ale gdzie był za życia? W niebie? Nie, zdecydowanie nie. Przebywał również w piekle bezimiennych przyjemności i uciech. U Boga nie zasłużył sobie na imię, u ludzi kupił sobie imię, którym wzywali go słudzy i znajomi, na ktore reagowali, bo miał nad nimi władzę. Ale w gruncie rzeczy był nikim – tylko zlepkiem przyjemności, uciech i dostatku.

To imię – tak uważa Jezus – nie zostało zapisane w „Księdze życia” (Ap 20,12). Nikt nie włożył bogaczowi  kamyka do kieszeni z wypisanym imieniem (Ap 2,17), które stałoby się  biletem wstępu do wspólnoty świętych. Nikt go bowiem nie kochał. Łazarza kochały przynajmniej psy, z którymi czasami dzielił się resztkami jedzenia i którym poświęcał swój czas.

Bogacz był najbiedniejszym z ludzi w porządku duchowym. Bogatym materialnie czyniła go iluzja cesarskich hierarchii.

Ten wzór zabiegania o godności i tytuły, bez  troski  o zachowanie godności osobistej, powtarza się w historii człowieka. To jeden z podstawowych wirusów, który napędza historię upadku moralnego i duchowego człowieka. Obojętność na ubóstwo  drugiego człowieka, pogarda dla tych, którym się nie wiedzie w życiu, nienawiść, bo  inni są inni i wreszcie wojna, bo pojawił się gniew i podejrzenie, że ktoś czyha na nasze dobra. To zazwyczaj wystarczy, by stworzyć piekło na ziemi.  I aby nie dzielić się, wzmacniać własną potęgę i łupić dla większego bogactwa- gotowi będziemy do wielkich poświęceń, które wykluczają nas z porządku boskiego.

Łazarz ma imię u Jezusa. Zastanów się u kogo ty masz imię. To najważniejsze. Tylko w relacjach z osobami, dla których nie jesteś bezimienny, będziesz budował własne przeznaczenie. Oni mają twój bilet do królestwa niebieskiego w swoim sercu. Otwórz te serca i kup sobie podróż do „Księgi życia“. Trudne? Tak trudne, bo patrzysz nie tam, gdzie powinieneś. Patrz w serce osób, z którymi dzielisz ten świat.

Łazarz wpisał się w  serce Boga, a w każym razie  Jezus go zapamiętał. A kiedy nas zapamięta? Oj nie, nie miej złudzeń, że stanie się tak, bo na chrzcie otrzymałeś imię pierwsze i drugie. To za mało. Również trzecie imię na bierzmowaniu nie daje ci prawa do imienia w „Księdze życia“. Myślenie w takich kategoriach to czysta magia jednej z religii (którą najprawdopodobniej wyznajesz), która nie ma nic wspólnego z porządkiem duchowym.

Otrzymaliśmy na chrzcie imię i Bóg zna to imię.  Ale to za mało na wpis w  „Księgę życia". To nigdy nie wystarczało i nigdy nie wystarczy, żeby wpisać się w cykl słów świętego Pawła: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus” (Ef 2, 19-20).

Bo imię to nie rytuał. Ono musi wyryć się w sercu tych, których kochamy i wzmacniamy naszą obecnością, przytomnością i troską. Skończmy w końcu z rytualnymi fantazjami, które w gestach, a nie w realnych dojrzewaniach ducha do miłości, upatrują zbawienia. Nie podoba się taka interpretacja? Mnie też się nie podoba. No cóż, czy ktoś obiecywał, że będzie tak prosto wejść do królestwa niebieskiego? Jezus, może on obiecywał?

Jezus mówi: „Ceńcie sobie to. Zarabiajcie na dobre imię u Boga i bliźnich”. A ja dodam: nic do rzeczy nie ma tu bogactwo czy ubóstwo. To tylko właściwości przypisane do roli w teatrze cieni. Z drugiej strony: „ Łatwiej przejść wielbładowi przez ucho igielne niż bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego“ – to znowu Jezus. Kim więc jest bogacz i dlaczego popada w tak wielkie ubóstwo duchowe, że prawie zawsze ląduje w piekle?

Jest durniem, który nie widzi porządku serca. Co zasłania mu widok na ten porządek? Bogactwo – tak, ale raczej niezdolność do dzielenia się dobrami materialnymi z potrzebującymi pomocy. Władza? – tak, ale przede wszystkim  niezdolność do mądrego i współczującego służenia wspólnocie. Pycha? – oj, nade wszystko pycha, budowana jako forteca ego na bagnie iluzji oddzielenia własnego losu od losu bliźnich.

Nic nie jest oddzielone ani na tym, ani na tamtym świecie. I to jest kolejna lekcja płynąca z "Przypowieści o bogaczu i Łazarzu". (Ale to zostawiam na kolejny wpis.)

 

 
0

Synergie

sciezki duchowe w labiryncie zycia i smierci sa otwarte. Ten blog to ostatnie miejsce, gdzie bedziemy je zamykac kluczami doktryn i dogmatów.

196 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758