HYDE PARK
Like

Wróg, czyli kto stoi za taśmami

22/06/2014
807 Wyświetlenia
4 Komentarze
5 minut czytania
Wróg, czyli kto stoi za taśmami

Każda władza, która traci na popularności – a już zwłaszcza ta, która w sondażach leci na łeb – potrzebuje wroga, zagrożenia i wojny, w której mogłaby zagrać rolę nieulękłego wodza będącego jedyną nadzieją na zwycięstwo. Dla Platformy Obywatelskiej pierwszym takim wrogiem był PiS i mroczna IV RP, na strachu przed ich powrotem budowała kapitał polityczny i wygrała drugie z rzędu wybory. Kiedy to przestało działać jak z nieba spadł partii Donalda Tuska ukraiński Majdan i putinowska aneksja Krymu, które to wydarzenia próbowała rozegrać po swojemu wcielając się w rolę opatrznościowego męża ratującego świat przed złym carem najeżdżającym swoimi mordorskimi zastępami spokojne narody Śródziemia. Przez chwilę to działało, ale lud szybko zorientował się w bluffie i rozpędu wystarczyło jedynie do uzyskania eurowyborczego remisu. Przez chwilę próbowano jeszcze zrobić wroga i zagrożenie z eurosceptyków z gwałcącym żony i wcinającym na śniadanie inwalidów Korwinem-Mikke na czele, ale to też nie wyszło – a nawet przeciwnie, okazało się przeciwskuteczne.

0


 

Potrzebna była na gwałt wojna inna, subtelniejsza, bez wprost zdefiniowanego wroga, którą będzie można ciągnąć nie ryzykując, że ktoś się wchrzani między wódkę a zakąskę rozwalając cały misterny plan. I znalazły się nagle, dziwnym i niespodziewanym trafem, taśmy „Wrost”…

To znaczy najpierw znalazł się Mariusz Kamiński, który miał zostać złożony w ofierze wszystkim bogom demokracji jako czarnosecinny zbir nękający porządnych obywateli wizytami o szóstej rano, ale to też nie wyszło. Nie wyszło, a w dodatku groziło drążeniem wokół spraw, których za żadną cenę ruszać nie należało…

I dopiero wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyskoczyły taśmy. No dobra, wiem, nośniki. Miały one pokazać – na co od samego początku nastawiona była machina propagandowa głównych mediów – że jakiś nieznany wróg knuje, nagrywa polityków, najważniejsze osoby w państwie i usiłuje doprowadzić do jego destabilizacji. Kiedy Ruch Narodowy wyszedł na ulice zbulwersowany nie faktem nagrywania ale treścią utrwalonych rozmów policja zaatakowała z całą mocą próbując jego działaczy przedstawić jako wichrzycieli i niemalże zdrajców uderzających w osłabione struktury państwa zamiast je wspierać. Idę o zakład, że władza nasza kochana po cichu liczyła na to, że do narodowców dołączy część polityków sejmowej opozycji, których będzie można przedstawić w roli warchołów, skojarzyć w oczach opinii publicznej z „faszystami” i w ten prosty sposób pozbyć się konkurencji. To też nie wyszło, „Gazeta Wyborcza próbowała uratować sytuację artykułem, w którym powołując się na przecieki z ABW twierdzi, że za nagraniami stał jakiś polityk PiS i dwóch emerytowanych BOR-owików, ale w to już nikt nie uwierzył, bo…

…bo sprawa się rypła w środę wieczorem, kiedy nadgorliwy prokurator wraz z agentami i policją wkroczył do redakcji tygodnika „Wprost” i próbował siłą odebrać nagrania. Nagłego buntu na co dzień skłóconych ze sobą dziennikarzy, którzy murem stanęli za swoimi kumplami po fachu nie spodziewał się nikt, trzeba było ratować co się da – stąd sporządzony w ultraszybkim tempie raport Biernackiego nie zostawiający suchej nitki na prokuraturze i rządowa narracja wskazująca, że działała ona całkowicie niezależnie, bez nacisków i z własnej nieprzymuszonej woli. W to też nikt nie uwierzył.

Wszystkim tym, którzy pukają się w czoło twierdząc, że to co piszę to bzdety wyssane z brudnego palucha chciałbym zwrócić uwagę na jeden, drobny acz znaczący, szczegół. Przypomnijcie sobie drodzy moi jak wyglądał Donald Tusk na poniedziałkowej konferencji prasowej: wyluzowany, zadowolony, uśmiechnięty, świeży i kwitnący. Sprawiał wrażenie człowieka, który interes zapiął na ostatni guzik i czeka już tylko na spływające zyski. A teraz porównajcie go sobie z Donaldem Tuskiem z konferencji czwartkowej – toż przecież wyglądał on jakby niebo spadło mu na łeb albo ktoś złośliwy podłożył mu pod dupę jeża. Zachowywał się jak ktoś, komu pewny biznes szlag trafił i teraz musi robić dobrą minę do złej gry, brać na litość wierzycieli i dogadywać się z stojącym u drzwi komornikiem. Stąd to jego błaganie o jak najszybsze opublikowanie reszty nagrań, toż to przecież brzmiało jak kmicicowe „Kończ… waść… Wstydu oszczędź!”

Tyle, że waść nie bardzo chce kończyć, smażenie na wolnym ogniu bardziej mu do gustu przypadło najwyraźniej.

I tutaj muszę wrzucić kamyczek do ogródka opozycji. O ile jestem w stanie zrozumieć, że żaden z jej czołowych przedstawicieli nie przyłączył się do pierwszych, spontanicznych protestów Ruchu Narodowego w strachu przed skojarzeniem z „faszystami” i podaniem się na tacy platformianej propagandzie, o tyle absolutnie niepojętym dla mnie jest ich trwanie w tym wycofaniu po dzień dzisiejszy. Jedynym wytłumaczeniem wydaje się być obawa przed wyprowadzeniem na ulice ludzi, którzy mogą zareagować niekoniecznie zgodnie z ich wolą, albo przemożna chęć zachowania okrągłostołowego status quo. Tetrium non datur…

0

Alexander Degrejt

Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.

133 publikacje
29 komentarze
 

4 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758