Bez kategorii
Like

O wolności Internetu, platformach i blogerach

25/06/2011
441 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Ja tu nie chcę powiedzieć, że salon odetchnął z ulgą, bo jest ktoś inny kto dźwiga ciężkie brzemię oskarżenia o agenturalność.

0


 Nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta zarzuty stawiane Radosławowi Krawczykowi mniej więcej dwa lata temu. Dotyczyły one jego pracy w Onecie oraz rzekomej agenturalności, bo jak pamiętamy Onet został założony przez dzieci agentów peerelowskich służb specjalnych – powtarzam to co mówią na mieście. W salonie odbyło się z tej okazji kilka tak zwanych poważnych dyskusji, stoczono kilka widowiskowych bitew na joby i hucpy po czym wszystko ucichło. Po trosze z tego powodu, że po 10 kwietnia podnoszenie takich tematów było nieco kabotyńskie, bo trosze dlatego, że pojawił się Nowy Ekran. Przy tej zaś platformie i panujących tam stosuneczkach agenturalność Radosława Krawczyka jest po prostu śmieszna.

 

Uwaga. Ja tu nie chcę powiedzieć, że salon odetchnął z ulgą, bo jest ktoś inny kto dźwiga ciężkie brzemię oskarżenia o agenturalność. Ja tylko chcę powiedzieć, że takie oskarżenie wisi sobie na ścianie jak toporek w remizie przed zabawą na pożegnanie lata i każdy może go użyć w celu niezgodnym z przeznaczeniem. Toporka bynajmniej nie do tego, by odrąbywać płonące belki stropu remizy, a oskarżenia bynajmniej nie po to, by dojść prawdy i coś wyjaśnić.

 

Do czego przydaje się toporek strażacki na zabawie i dlaczego zawsze przez rozpoczęciem tejże wszystkie narzędzia pracowicie usuwa się ze ścian, wie każdy. Z oskarżeniem o agenturalność jest trochę inaczej. Oskarżenie o agenturalność w zależności od tego jak i przez kogo użyte może zmniejszyć lub zwiększyć klikalność na tej czy innej platformie hostingowej. Klikalność jak wiadomo jest istotna ma wpływ na wszystko właściwie. Przede wszystkim zaś na reklamodawców. Jeśli zmniejsza się klikalność właściciele blogowiska i redakcja próbują robić wszystko by trend ten odwrócić. W zależności od tego kto w jakich okolicznościach rzucił odium agenturalności próbują je podtrzymać lub zdementować.

 

Nie wiem jak to się działo, ale w czasie kiedy w salonie padały oskarżenia o agenturalność nikt jakoś nie dementował ich z energią, która wskazywać mogłaby na ich fałsz. Być może działo się tak, bo właściciele mieli świadomość, że salon24 jest jeden, działa w miarę sprawnie, ludzie do niego przywiązani to maniacy i nigdy odeń nie odejdą. Tak było w czasach kiedy salon nie miał ani tej siły co dziś, ani nie budził takiego zainteresowania polityków, w czasach kiedy nie było dwóch ważnych czynników – lubczasopism i PJN. W tamtych czasach oskarżenia i sugestie dotyczące agenturalności salon znosił mężnie z kłopotliwym czasem milczeniem. Kiedy zaś pojawiły się lubczasopisma i PJN, administracja zdecydowała się wprowadzić cenzurę. I doprawdy trudno tutaj cokolwiek dodać. Mieliśmy salon pełen żywych, aktywnych ludzi, którzy zgodnie nienawidzili wpisów Leskiego, kłócili się o jakieś drobiazgi i snuli przypuszczenia na temat przeszłości jednego z właścicieli. Mamy zaś dziś miejsce gdzie Migalski, Libicki, i reszta okupują pudło, gdzie redaktor prowadzący Janke zachowuje się jak kierownik kolonii dla dzieci pracowników wojska, gdzieś w mocno nieatrakcyjnej okolicy – każdego dnia poddaje pod rozwagę temat do dyskusji i sugeruje, podkreślam – sugeruje jedynie, że trzeba o tym właśnie rozmawiać. Raz są to pedały, raz NATO, raz coś innego, Grecja na przykład. Bo to są według redaktora tematy robiące klikalność.

 

Przy tym wszystkim inicjuje ten sam redaktor dyskusję na temat; Interent – wolność czy ułuda. No i co tu rzec? Można chyba tylko przypomnieć pointę tego starego kawału: kto jest twoim ulubionym bohaterem i dlaczego Lenin. Kiedy bowiem już pan redaktor poda temat na dziś od razu zlatuje się całe stado mistrzów pióra gotowych dyskutować do upadłego o sprawach, na temat których nie mają oni żadnej pewnej informacji, poza tymi podanymi przez prasę i telewizję, instytucje znane z prawdomówności i rzetelności.

 

Po zakończonej dyskusji nie wręcza redaktor póki co opasek z napisem – pilny kolonista, ale i do tego dojdziemy z czasem. Jeszcze jedna dotacja unijna i tak będzie, zobaczycie. Na pytanie zaś – Internet wolność czy ułuda? – odpowiadam – w zadanych warunkach, w salonie, niestety ułuda. Nie może być bowiem mowy o wolności w warunkach agresywnego promowania ludzi takich jak Migalski i dyskusji na tematy, o których żadne z dyskutantów nie wie nic pewnego, a każdy uważa się za eksperta. To nie wolność, to magiel.

 

Jest jednak ów magiel wyrazem triumfu jaki salon24 odniósł nad Nowym Ekranem. Być może triumfu chwilowego, ale jednak triumfu. Sposób w jaki administracja salonu postępuje z blogerami jest bowiem dużo bardziej stanowczy i zdecydowany niż to jak reagują administratorzy NE na rozmaite wybryki i erupcje w wydaniu różnych kolegów reaguje spokojniej lub nie reaguje wcale. Wiąże się to ściśle z założeniem programowym, które miało przynieść NE sukces. Chodzi mianowicie o to, że podstawowa zaleta NE, która miała tę platformę ustawić daleko w przodzie przed salonem czyli brak cenzury, została póki co skutecznie zneutralizowana poprzez oskarżenia dotyczące współpracy z WSI czy czymś tam innym. Oskarżenia te rozbudzające wyobraźnie i dające podstawy do przemyśleń już choćby przez fakt wynajmowania lokalu w budynku gdzie jakieś interesy prowadzi generał Wilecki, bardzo pomogły salonowi24. Sprawę NE pogrążyła dodatkowo tak zwana „trzecia droga”.

 

Administracja NE postąpiła tak, jakby nie wiedziała, kogo ściąga na swoją platformę, jakby nie miała świadomości jakiego rodzaju elektorat i czym się kierujący przy politycznych wyborach zajął kluczowe miejsca w NE. Ludzie ci przyszli tam, bo mieli dosyć Migalskiego, Libickiego, cenzury i dyskusji na tematy dyżurne, brane z pierwszy stron tak zwanych opiniotwórczych tygodników. Przez kilka pierwszych miesięcy. Okazało się jednak, że ta – niemała przecież – grupa ludzi piszących, którzy chcieli się odnaleźć na NE miast blogowiska w starym stylu otrzymała jedynie złagodzoną nieco wersję salonu. Zamiast zwijania notek i upomnień jest po prostu milczenie. Wiadomo, że blogerom chodzi o to, by ich notki były popularne i czytane, czytane i popularne są zaś te notki, które mają w sobie coś ciekawego. Nie sposób tego w żadnym razie powiedzieć o notkach autorów, którzy zajmują w NE stałe miejsce na pudle. Miast bowiem Migalskiego i Libickiego, miast Kowala mamy w NE posła Czarneckiego, Fiatowca, Ciri i Alefa. Ludzie ci są oczywiście oskarżani o współpracę z WSI, ponieważ tak sobie inni blogerzy interpretują obecność ich słabych wpisów na eksponowanych miejscach. Interpretują i mają do tego prawo. Co innego jednak prawo do interpretacji, a co innego klikalność w NE.

 

Kiedy mamy otrąbiony triumf salonu nad ekranem, triumf wynikający z niekonsekwentnej polityki administracji tej ostatniej platformy, trzeba by pomyśleć o tym jak tu tendencję odwrócić. Wczoraj pomyślał o tym Caracjou i wrzucił na ekran notkę pełną niezrozumiałych cytatów, której celem był wyszydzenie oskarżeń pod adresem wymienionych przeze mnie wyżej blogerów z pudła. To jest, powiem ci drogi Carcajou wprost, pomysł generalnie i całościowo bardzo idiotyczny.

 

Nie musisz tego jednak traktować serio w sposób wiążący, bo to ja tutaj uchodzę za człowieka z przerośniętym ego, który uważa się za Bóg wi co. Reszta jest w porządku, reszta ma w głowie poukładane i wie co pisze.

 

Powtórzę jeszcze raz; jeśli spada klikalność to odpowiedzialni są za to administratorzy umieszczający tych a nie innych autorów na pudle. Jeśli zaś administratorzy uporczywie tych autorów lansują mimo spadającej klikalności, to znaczy, że klikalność nie jest priorytetem, albo że administratorzy mają jakieś nie rozpoznane powikłania natury psychiczno emocjonalnej.

 

Tak się jednak składa, że Internet jest medium, które weryfikuje wszelkie głupie pomysły bez litości. Klikalność bowiem okazuje się priorytetem zawsze. Bez klikaności bowiem żadne, nawet najbardziej genialne pomysły na poprawę sytuacji w kraju czy wręcz na świecie można sobie powiesić na ścianie w toalecie i odczytywać w czasie dłuższych tam posiadówek. Ku pokrzepieniu serc. Tak to właśnie jest.

 

Nie możesz więc traktować drogi Carcajou oskarżeń rzucanych na twoich ulubionych blogerów jak bełkotu idiotów, bo to się obraca przeciwko NE i jeszcze bardziej go pogrąża czyniąc triumf salonu jeszcze wyraźniejszym.

 

Żeby to zilustrować dokładnie opowiem dowcip. Jest to dowcip wulgarny, tak więc wrażliwi niech go nie czytają: w wariatkowie siedzi sobie pan Tadek, schizofrenik. Od 10 lat nie powiedział ani słowa. Siedzi tylko i gapi się w okno. Pewnego dnia za tym oknem ogrodnik przekopuje rabatę i zaczyna na niej sadzić truskawki. Potem przywozi taczkę z nawozem o obsypuje z osobna każdy krzaczek. Czyni to bardzo pieczołowicie nie zwracając uwagi na wpatrzonego weń pana Tadka. Wreszcie, ku zaskoczeniu lekarzy, pielęgniarzy i innych pacjentów pan Tadek otwiera okno i pyta ogrodnika

 

– proszę pana co pa robi?

  • Posypuję truskawki nawozem, żeby lepiej rosły

  • Co?

  • No, posypuję truskawki nawozem, żeby były potem smaczniejsze

  • Co takiego?

  • Posypuję te krzaczki gównem, rozumie pan? Gównem, żeby potem lepiej smakowały !

 

Pan Tadek zamyka okno i wraca na swoją pryczę. Myśli przez dłuższy czas, w końcu podnosi się wolno z łóżka, podchodzi do okna, otwiera je i mówi do ogrodnika:

 

  • Ja, wie pan posypuję truskawki cukrem, żeby lepiej smakowały, ale to podobno ja jestem pojebany.

     

I taką mamy mniej więcej obecnie sytuację na platformie blogerskiej NE. Administracja ma swój plan na poprawienie smaku truskawek, ale on wcale nie jest kompatybilny z planem blogerów, którzy w większości uważani są za niegroźnych świrów.

 

Tradycyjnie już zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie można nabyć moje nowe książki „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” oraz „Dzieci peerelu”. Ta pierwsza książka to zbiór przemilczanych, zapomnianych i niezwykłych opowieści z naszej niedawnej przeszłości. Druga zaś to bliskie sercu każdego 30 i 40 latka historie z lat dziecinnych, opowieści o strzelaniu z saletry, pisaniu listów do firm zachodnich z prośbą o prospekty, nadmuchiwaniu żab i szkolnym życiu za środkowego Gierka. Można tam także kupić ostatnie już egzemplarze „Pitavala prowincjonalnego”, zbioru opowiadań z czasów kiedy prowadziłem kronikę kryminalną w lokalnej gazecie. Zapraszam.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758