Był taki król, dzielny nawet, ale trawiony od środka nieuleczalną chorobą. Gdy przyszła pora wojny, on był zbyt słaby, aby dowodzić w decydującej bitwie. Baldwin IV Trędowaty, dwunastowieczny król Jerozolimy. Nosił maskę, aby poddani nie oglądali jego, zjedzonej przez chorobę, twarzy.
Nie wiem czemu przyszedł mi do głowy właśnie ten nieszczęśliwy król krzyżowców, ale gdy oglądałem ostatnio transmisję z kolejnej wyborczej nasiadówki PO i spoglądałem na trzymającego się mównicy Donalda Tuska, miałem wrażenie jakbym widział właśnie maskę nieszczęsnego króla Baldwina.
Jeśli ktoś raz straci twarz, to potem może przywdziać każdą maskę. W każdej będzie równie wiarygodny.
Donald Tusk własną twarz stracił już w czasie słynnej „nocy teczek”, gdy – jako dość antypatyczny młodzian z kręconymi loczkami – knuł wraz z LechemWałęsą jak najszybciej obalić rząd Jana Olszewskiego i zabetonować archiwa SB.
Gdy rozmawiam z jego znajomymi, to jednak – między Bogiem a prawdą – trudno znaleźć w jego biografii moment, gdy w ogóle własną twarz posiadał.
Gadał więc ten Tusk, a ja prawie go nie słyszałem. Miałem wrażenie, jakby z jego ust wylewał się potok gładkich, nic nie znaczących dźwięków, które – mimo iż składały się w słowa – nic nie znaczyły i to także dla tego, który je wypowiadał. Ot nieszczęsny król Baldwin w złotej masce, zza której cuchnie już zgnilizną, albo dziewczynka z opowiadania Rolanda Topora, która – niepomna ostrzeżeń matki – w fontannie zmyła sobie rysy twarzy. Nawiasem mówiąc wtedy inne dziatki ją zatłukły. Kukła nieszczęsna.
Jeżeli Wałęsa bywał „za, a nawet przeciw”, to Tusk nie bywa w ogóle. Tusk jest taki jaki jest obecnie trend. Pszenno – buraczany Zelig.
Cechuje się idealnym mimetyzmem. Jest narodowcem wśród narodowców, piłsudczykiem pomiędzy piłsudczykami, postkomuchem w otoczeniu postkomuchów, niemieckiem kundelkiem u boku Anieli Merkel, prawie rosyjskim Kaszubem w „braterskiej” rozmowie z Władimirem Putinem na molo.
Właściwie to najtrudniej przychodzi mu… bycie Polakiem, tu ciągle zgrzyta mu w zębach „ta polskość, nienormalność”. Kiedy mówi o polskości, to zwiększa się jego karykaturalna wada wymowy – rera jak… najęty.
Tusk, z lekkością próżniaka i nieuka, zakłada kolejne maski. Wypowiada napomadowane piarem zdania, tylko po to, aby za chwilę – równie lekko i wdzięcznie – powiedzieć coś zupełnie przeciwnego.
To, co mówi dziś człowiek udający premiera Polski, nie ma najmniejszego znaczenia. Tusk zdaje się zapominać o swoich deklaracjach natychmiast po ich wypowiedzeniu.
Kiedy więc spoglądałem na nowe wydanie „piłkarzyka z okręgówki”, mimowolnie śmiałem się w kułak. Oto wewnętrzne sondaże PO pokazały, że Polacy czekają teraz na polityków silnych, przejętych polską niepodległością i bezpieczeństwem obywateli. Rechotałem zatem widząc jak platformiana czerń usiłuje odśpiewać – na początku swojej nasiadówy – „Mazurka Dąbrowskiego”, chichotałem, gdy widać było jak bardzo do tego nie przywykli, jak ich to uwiera i wewnętrznie skręca.
Co jednak zrobić – sondaże takie. Najnowsze wydanie Platformy i jej lidera jako żywo przypominało mi sceny z „Króla Ubu”. Oto platformiarze, naraz, stali się sceptyczni wobec Rosji, bajdurzą o armii i obronności, zapewniają o gotowości do zmierzenia się z galopującą historią…
To oczywiście tylko puste, piarowe sztuczki, austriackie gadanie.
Ci, którzy jeszcze kilka tygodni temu gotowi byli przegryźć gardło każdemu, kto poważyłby się godzić w historyczny sojusz z Putinem i jego „trędowatą Rosją”, nagle – jak za przyczyną magicznego zaklęcia – zaczęli zaprzeczać wszystkiemu, co robili i mówili przez ostatnie lata. Jakby nigdy nic, otrzepali się i zaczęli udowadniać jak to walczą z ruskim imperializmem.
Liczą na krótką pamięć społeczną i pewnie się nie przeliczą, bowiem nasi rodacy – w odniesieniu do spraw publicznych – cechują się, niespotykaną gdzie indziej, polityczną amnezją.
Opinia publiczna karmiona, przez główne media, kłamstwem, zachowuje się tak, jakby rzeczywistość społeczna w Polsce, to był wyłącznie czas teraźniejszy – żadnej przeszłości, żadnej próby szerszej analizy zdarzeń.
Na to przynajmniej liczą propagandyści rządzącego dziś układu. Bezczelna drwina z pamięci stała się dziś specjalnością ludzi z obozu rządowego.
Skoro poważne traktowanie narodowych symboli może przynieść poprawę sondażowych notowań, no to Tuski, Klichy i Komorowskie natychmiast stroją się w patriotyczne piórka. Nie ma to oczywiście żadnych poważniejszych konsekwencji, ale skoro pogardzane przez PO „masy” sobie tego życzą, to zaciskamy zęby i – przez kilka chwil – udajemy, że II Rzeczpospolita była ukochanym przez nas okresem w historii Polski.
Baldwin Trędowaty miał głupszego od siebie szwagra Gwidona, Tusk występuje w charakterze „władz Polski”, do społu z obywatelem Komorowskim Bronislawem i kuzynkiem Żorżem z Oksfordu.
I gdzie tu Panie szukać pociechy, jak wymigać się od żarcia tej rządzącej breji?
Czekać jeno na wysłannika z Lechistanu przyszło…
Witold Gadowski
Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl