Czytelnicy, którym udzielałem prywatnych porad, uświadomili mi niesamowitą rzecz. Zwróćcie proszę uwagę na to, że każda dyskusja o rozwodach, nienawiści w związkach, szantażowaniu dziećmi i innymi formami nieszczęścia związanymi ze związkiem dwojga ludzi, zyskuje natychmiast kontrargument – „znam kogoś, kto jest szczęśliwy w związku”.
Pali i żyje sto lat
To jak w dyskusji o obżarstwie czy papierosach; nie mam racji, bo kogoś tam znają kto palił i miał nadwagę, a żył sto lat. Oczywiście, zdarzają się takie osoby, tak jak są ludzie którzy połykają szkło i metal. To teraz rozbij i zjedz swoją szklankę; śmiało, przecież jest ktoś kto to robi i nie umiera. Niech zgadnę – nie zrobisz tego, nie jesteś na tyle głupi; zadusiłbyś się własną krwią. Ot, po prostu sobie bajdurzysz, nazwijmy to elegancko mechanizmem obronnym, który odsuwa od Ciebie straszną myśl o zrezygnowaniu z nałogu. Prawda jest taka, że paląc czy się objadając statystycznie umrzesz co najmniej kilka lat wcześniej, spędzając ostatnie dwadzieścia czy trzydzieści lat w chorym, bolącym ciele. Coś o tym wiem; paliłem kilkanaście lat, a mój tata kilkadziesiąt. Bajki o życiu stu lat w formie, możesz sobie wsadzić dobrze wiesz gdzie.
„Bredzisz, chyba skrzywdziła Cię jakaś kobieta! jesteś żałosny i pusty, znam kilka par które się kochają, trzymają za ręce i żyją swoją miłością! och Boże, jak oni się kochają! nawet Pan Bóg płacze widząc ich romantyczną, nieśmiertelną miłość!”
To typowy komentarz kury domowej, która czyta moje teksty. I jak mam na to odpowiedzieć? nie znam tej pary, może udają? ano właśnie…
Perfekcyjny kamuflaż
Co takiego zdradzili mi niektórzy przyjaciele w prywatnych rozmowach (mam ich zgodę na opisanie tego)? opowiedzieli mi jak udają przed rodziną i znajomymi szczęście związkowe. Skala oszustwa jest tak głeboka, że nawet ja zaniemówiłem, a niejedno już słyszałem. Ludzie którzy się wzajemnie nienawidzą, ustalają każde, najmniejsze nawet szczegóły; wspólne wyjścia, uśmiechy, spojrzenia… co powiedzą znajomym czy rodzinie na imprezach, jakie zdjęcia pokazują na fejsie, wszystko jest zaplanowane… a po wszystkim narkotyki, alkohol, słodkości by chociaż sekunda tortowej rozkoszy stłumiła ten straszny, okropny ból w środku. Są cięcia żyletkami, nawet próby samobójstwa; ale na zewnątrz widzimy perfekcyjną, obłędnie zakochane w sobie małżeństwo.
Gra pozorów
Po co to robią? po pierwsze gra pozorów w korporacji; firma musi wiedzieć, że facet ma szczęśliwy, zgodny związek. Wpływa to na wszystko; awanse, zaproszenia na imieniny dyrektora czy nawet prezesa, znajomości. poza tym szczęśliwy żonkoś jest celem kobiet, uwielbiających zaliczać żonatych; te Panie podnoszą sobie w ten sposób chwilowo samoocenę, rujnując wszystko inne (czego jeszcze w pełni nie rozumieją).
Rodzina, znajomi; Bycie w idealnym związku, jest marzeniem i celem życia wielu ludzi, zwłaszcza Pań. Ktoś kto ten ideał osiągnął, staje się obiektem zazdrości i podziwu, ba! zostaje stawiany za przykład. Obie strony małżeństwa czują zasady gry, i prowadzą z otoczeniem tę zabawę. Gdy przestaną – zostaną uznani za nieudaczników, ludzi którym się nie udało. Skończy się zapraszanie na ważne imprezy z jeszcze ważniejszymi ludźmi, będą w rodzinie wytykani palcami, a całe bliskie otoczenie podzieli się na dwie grupy – jedna oskarży faceta o rozpad związku, druga kobietę. Dla ludzi na odpowiednim poziomie społeczno – finansowym, utrzymanie tej gry pozorów jest bardzo ważne.
Słuchałem zdumiony tego, jak reagują inni ludzie na rzekomo idealny związek; kobiety płaczą, siedzą całymi dniami na fejsie, gdzie są specjalnie pykane fotki do oglądania; zawsze razem, dzieci, pies, uśmiechy, piękne wnętrza domu, drogie auta… nabrali wszystkich i żyją w strachu, ponieważ wydanie się oszustwa zrujnuje ich towarzysko, społecznie i często także finansowo.
Wierzę w miłość, ale…
Czy nie wierzę więc w idealnie dograne, cudowne związki? powiem tak – jeśli ludzie nie zaangażują w więź między sobą czegoś więcej niż umysł, logikę, nie wierzę. Dopiero gdy pozbędą się swych lęków, ograniczeń, poczucia grzeszności seksu, strachu przed byciem samotnym i krytyki otoczenia; tylko wtedy pojawia się szansa na związek, oparty na czymś więcej. Cała reszta ludzi nie rozumiejących nawet ostatniego zdania, nie może być szczęśliwa. Oto prawda, która stoi w jaskrawej opozycji do tego, czym Cię całe życie karmiono w sensie intelektualnym. To mentalny fast food, którego pozbycie się z własnej głowy jest niezbędne, by zacząć żyć w prawdziwym szczęściu, a nie od zakochania do rozwodu, i z powrotem.
———–
Zachęcam do ściągnięcia mojej książki „Co z tymi kobietami?” jako darmowego e booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski. Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fapage KLIK, który prowadzi Janusz (dzięki) a za zdjęcie samców alfa dziękuję serdecznie Danielowi KLIK. Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK Strona jest bez reklam tylko dzięki wam.
———–
A teraz opowiadanie: „Ojcze założycielu, któryś jest chutliwy…”
Galaktyka xXvX2
Wielka wodna planeta cała falowała, grożąc wyjściem z orbity. Inteligentna woda która skolonizowała całą wschodnią krawędź kosmosu, falowała w podnieceniu, jakiego nie zaznała od trylionów lat. Oto po miliardach lat oczekiwania, dotarła do nich pozycja numer jeden inter galaktycznej listy bestsellerów wszechczasów; święta księga wszechświata, czyli pamiętnik Ojca Założyciela wszechświata. Wzruszenie wywołane poznaniem dziejów ich praojca, ogarnęło miliardy galaktyk; czarne dziury kręciły się w okół siebie, wielkie gwiazdy wybuchały nie mogąc znieść napięcia, niezliczone istnienia umierały w nuklearnych tchnieniach gasnących i ożywających z nicości słońc. Kilka miliardów pobliskich galaktyk wybuchło ze wzruszenia, nie mogąc wytrzymać napięcia; oto za chwilę poznają prawdę o sobie, swojej przeszłości i dziedzictwie. Ojcze kochany, pragniemy poznać Twe pełne mądrości oblicze!
„Ojciec założyciel, o prapoczątkach istnienia, wydanie drugie”
To stało się nagle. Wszyscy oczekiwali impulsu elektromagnetycznego, który zniszczy wszelką elektronikę; uderzenia komety w ziemię, przebiegunowania, może wojny atomowej… ale nikt nie przewidział czegoś tak niesamowitego. W jednej chwili wszyscy mężczyźni świata umarli. Tam gdzie stali, tam padali. Przyczyna? wyłączył się mózg, nieznany wcześniej wirus zmutował i w jednej chwili wyłączył wszystkie systemy nerwowe. Kilka lat rozprzestrzeniał się po całym świecie, i nagle pyk, jakby ktoś go ustawił na daną godzinę. Przetrwałem tylko ja; zdaniem mózgów elektronowych uratował mnie IBS, czyli choroba objawiająca się biegunkami z powodu stresu, a także bez powodu. U wszystkich wirus się rozsiadł wygodnie, a ja go ciągle wydalałem. Oszczędzę czytelnikom szczegółów, i skupię się na najważniejszym. Władzę nad upadłym światem przejął komputer. Przetrwały wszystkie kobiety i tylko jeden mężczyzna; komputer często żartował, że jako jedyny nie używałem mózgu, więc nie mógł się wyłączyć… pusty i płytki ten komputerek…
Kobiety poszły do pracy, odbudowy świata. Tymczasem ja miałem zadbać o przetrwanie ludzkości. Stało przede mną najważniejsze w życiu zadanie, któremu w imię najwyższych ideałów pragnąłem sprostać. Komputer przeprowadził analizę. Sperma wtedy ma najwyższą jakość, gdy jej „producent” ma świetne warunki życia, zarówno jeśli chodzi o ciało jak i umysł. Wybudowano dla mnie wielki pałac z pięknymi ogrodami, w których mogłem oddawać się rozkoszom ducha, muzyce, tańcom i poezji. Pisałem książki które z miejsca stawały się absolutnymi bestsellerami; istniał państwowy nakaz kupowania moich felietonów i książek, wszystko po to bym czując się doceniony i ważny, produkował najwyższej jakości spermę. Jadłem najsmaczniejsze frykasy, a moje potrzeby zaspokajało tysiące moich kobiecych sług. Dnie i noce spędzałem na wszelakich rozrywkach, by wieczorem oddawać się ciężkiej pracy na rzecz świata. Wykonywałem ją z poświęceniem i radością, zawsze miałem w sobie gen altruizmu. Komputer ustalił zasady Wielkiego Dzieła. Codziennie jeden wytrysk, jeden dzień w tygodniu wolny od pracy, by ciało mogło się regenerować.
Kopulowałem z najpiękniejszymi kobietami świata. Zapładniałem codziennie najzgrabniejsze, najcudowniejsze dziewczyny. Pod wielką bramą, przed rajskimi ogrodami zbudowanymi dla mojej rozkoszy, codziennie po swej pracy w fabrykach gromadziły się miliony kobiet, w nadziei że gdy wyjdę na balkon, wypatrzę którąś z nich, zaproszę do kopulacji i zapewnię przetrwanie. Często wychodziłem na balkon cały nagi, chłonąc uwielbienie i podniecone wrzaski samic. Lubiłem sobie usiąść na balustradzie, i tak podumać, pomyśleć o tym pięknym świecie… niby przypadkowo, bawiłem się swoim niesfornym przyrodzeniem co powodowało szał tłumu. Kiedyś się z niego śmieliście, że mały, że leniwy… wymruczałem złośliwie, po czym zacząłem wklepywać w spuchnięte jądra balsam rewitalizujący. Raz nawet musiałem uciekać, gdyż Panie policjantki nie tylko nie dały rady utrzymać rozszalałego tłumu samic, ale same się tak podnieciły, że biegły ku mnie całe rozpalone, z nabrzmiałymi piersiami. A kto powiedział że życie wielkiego Ojca ludzkości jest usłane różami?
Kiedyś, po prywatnym występie cyrkowym gdy leżałem w jedwabiach jedząc pysznego śledzika, pytam komputer – a Edzie Górniak żyje? elektromózg zabrzęczał – żyje, śpiewa do kotleta w Końskich. Chcę z nią kopulować – rzekłem. Ale po co? zdziwił się komputer. Już jest stara, ewentualne dziecko będzie słabsze, jeśli w ogóle urodzi. Praca, ciagle tylko praca… załamałem ręce. Chcę Edzię i tę młodą piosenkareczkę, Honey; powiedziałem tupiąc stopą w Perski dywan.
Elektromózg odpowiedział – wielki Ojcze stworzenia, przykro mi ale nie, nie możesz marnować nasienia na stare i puszczalskie. Jak to kurwa nie! wrzasnąłem, zdjąłem spodnie i przyłożyłem sprężynowiec do sterczącego z podniecenia penisa – dawaj Edzię i Honey, ale w try miga bo ciacham! komputer zaczął się jąkać ze strachu i przerażenia – nie, Marek, błagam! nie obcinaj! dostaniesz kogo zechcesz wielki i piękny Ojcze, podlizywał się elektromózg. Posuwałem Górniakową i Honey aż furczało… błagały bym nie wypędzał ich do baru, gdzie lepiły pierogi, chciały zostać ze mną w pałacu… trzeba było się podlizywać do mnie wcześniej, to byście zostały blacie; byłem bezlitosny. Zarządziłem; wszystkie sponsorki mojej twórczości, wszystkie które podlizywały mi się w komciach, przychodziły do mojej kawalerki, wszystkie co do jednej mają mieszkać w pałacu, a ja w wolny dzień, z pełnej szacunku wdzięczności honorowo oddam im osobiście spermę. A tak, jestem pamiętliwy…
Praca, ciągle tylko praca i praca… gdy chciałem przenieść błogosławiony narząd swój do pupy partnerki, wielkie elektronowe oko pojawiło się na plaźmie ściennej; nie, nie wolno! wszystko do cipki! krzyknął elektromózg, asystent odrodzenia ludzkości. Daj spokój, mówiłem. Tylko raz w pupkę i raz w buzię… uśmiechnąłem się lubieżnie. Nie! krzyknął elektroesesman. Szkoda nasienia! westchnąłem głęboko, spojrzałem zrezygnowany w górę, ku niebu gdzie za swe pełne dobra czyny miałem się znaleźć. No cóż, takie życie… jęknąłem, przyśpieszając ruchy frykcyjne. Złapałem mocno za piersi młodą Tuskową, po czym ejakulowałem w niej głośno jęcząc z rozkoszy. Upadłem na poduchy wykończony, pełen wątpliwości; wczoraj zapłodniłem Kwaśniewską, dziś Tuskową… Boże Ty mój, co z tych dzieci wyrośnie? elektrokomputer zarżał złośliwie; pójdą na przeszczepy dla Ciebie Marek 🙂 a, to fajnie; uśmiechnąłem się radośnie.
Mojemu ciału dano imię Marek. Przepchnięto je przez szkołę z tytułem ekonomisty. Teraz te ciało działa jako pisarz, ale kim tak naprawdę jestem, nie mam kurwa bladego pojęcia.