Przypominajmy o nauczaniu Kościoła
15/05/2011
400 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Osobom „zaangażowanym kościelnie” warto przypominać nauczanie Kościoła dotyczące fundamentalnych spraw, gdyż za dużo jest „kreciej roboty” w naszym środowisku…
Nie lubię używać argumentów „religijnych” w dyskusjach światopoglądowych. Uważam, że to im szkodzi, sugeruje, że pewne poglądy i postawy wynikają z wiary w Boga a nie z uniwersalnych prawd o człowieku i świecie. I budzi zrozumiały opór wśród osób, które uważają, że nikt nie ma prawa narzucać im swoich przekonań religijnych. Tymczasem, choćby w przypadku aborcji, nie można mówić, że ona jest czymś złym tylko dlatego, że tak sobie wymyślił Kościół, tylko po prostu ona jest niewyobrażalnym złem – zabiciem niewinnego, bezbronnego człowieka.
Niemniej jest pewna grupa osób, której sądzę, że trzeba często przypominać nauczanie Kościoła w tych sprawach. Są to księża, liderzy wspólnot i stowarzyszeń katolickich, „katoliccy” publicyści, politycy odwołujący się do chrześcijański wartości i wszystkie inne osoby mocno zaangażowane „kościelnie” i kształtujące oblicze Kościoła.
Zdaje sobie sprawę, że nie każdy musi wewnętrznie rozumieć i akceptować całe nauczanie Kościoła. Jesteśmy na różnych etapach w naszej drodze wiary, jesteśmy grzesznikami. Bardzo się cieszę jeśli Boga starają się poszukiwać także i osoby wątpiące! Ale jeśli już ktoś chce pełnić odpowiedzialną funkcję w Kościele, to chyba powinien się zgadzać co do fundamentalnych zasad obowiązujących w Jego nauczaniu takich jak 10 przykazań, a już na pewno nie powinien przeciwko nim występować. Nikt przecież takiej funkcji nie każe nam pełnić!
Niestety od wielu lat obserwuję, że w kwestiach światopoglądowych wielu zaangażowanych katolików wykonuję „krecią robotę”, biernie lub aktywnie przyczyniając się choćby do gwałcenia V przykazania – „Nie zabijaj” (realizowanego w ramach aborcji, in-vitro, eutanazji). Dla wielu moich katolickich znajomych kimś dużo gorszym są twardo broniący mądrych wartości Tomasz Terlikowski, czy Joanna Najfeld niż środowisko „Gazety Wyborczej” z tymi wartościami walczące. W tej „Gazecie” i innych mediach co rusz pojawiają się wypowiedzi jakiś księży, czy świeckich, którzy rozmiękczają naukę Kościoła na tematy moralne. Na „katolickiej” uczelni UKSW potrafiono odwołać wykład na temat homoseksualizmu czy nie zgodzić się na ustawienie antyaborcyjnej wystawy „Wybierz Życie”. Takich przykładów mógłbym mnożyć.
Także i ostatnio, współorganizując akcję zbierania podpisów dla ustawy chroniącej życie, mogłem doświadczyć wielu przykrych rzeczy. Część moich katolickich znajomych było wręcz oburzonych, że podnoszę taki temat; zdecydowana większość odpowiedzialnych wspólnot z którymi się kontaktowałem zignorowała prośbę o pomoc w akcji. Dotarła do mnie wiadomość, że w jednej z diecezji na przeprowadzenie akcji przy Kościołach nie zgodził się lokalny biskup. Największym kuriozum był jednak sprzeciw głównych odpowiedzialnych jednej ze wspólnot (mających w założeniu ochronę życia), którzy na różne sposoby starali się zablokować jej udział w akcji.
Warto powiedzieć, że bardzo wiele osób zachowało się właściwie. Poparcia lub zdecydowanego poparcia udzieliła większość biskupów, w akcje zaangażowało się mnóstwo osób sumienia (najczęściej nie będących jednak liderami wspólnot, a „zwykłymi śmiertelnikami”), więc nie można tracić głowy i tylko narzekać, że jest źle! Miejscami jest pięknie!
Powinniśmy się starać żeby takie właściwe postępowanie było regułą, czymś oczywistym. Możemy się do tego przyczynić! Osobom, które prowadzą za sobą innych katolików, poprzez przewodzenie parafiom, uczelniom i szkołom katolickim, wspólnotom, stowarzyszeniom, poprzez teksty jakie piszą, czy jeszcze w inny sposób powinniśmy przypominać podstawowe nauczanie Kościoła. A jak nie chcą go realizować, sprzeciwiają się mu, to sugerować, że może powinni swoją działalność ograniczyć. Tam gdzie mamy wpływ na to kto będzie odpowiedzialnym naszej wspólnoty, prezesem naszego Stowarzyszenia, dziennikarzem naszej gazety, naszym pierwszym fundamentalnym kryterium wyboru nie powinno być to czy on jest sprawnym organizatorem, sympatycznym kolegą, ma dobry warsztat pisarski, ale czy akceptuje i stosuje się do nauczania Kościoła.
Nie chcę by ktoś odniósł wrażenie, że uważam się za kogoś lepszego od innych. Absolutnie nie. Popełniam błędy, grzeszę, upadam. Ale za każdym razem staram się pojednać z Bogiem i powrócić na drogę wiary. Trzeba odróżnić taką postawę od tego, jak ktoś z góry kwestionuje nauczanie Kościoła dotyczące najbardziej fundamentalnych kwestii.