/7/ Palazzo Caetani
20/08/2011
379 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Siódmy i ostatni odcinek kryminalnego serialu PYTANIE O PRODIEGO. Kto osłania b. premiera Włoch i szefa UE przed śledztwem?
Czerwona nitka łącząca porwanie Moro z 1978 roku i operację Czyste Ręce z 1992-93 na której pojawia się nazwisko Prodi, to nitka oligarchii globalistów. Przez eliminację Moro, ukręcili oni łeb jego planom wielkiej narodowej koalicji we Włoszech dla przeciwstawienia się ich nowej strategii. Opowiada o tym wydana już w październiku 1978 roku inna książka senatora Flamigniego pt. “Chi ha ucciso Aldo Moro” (kto zabił Aldo Moro), stanowiąca dossier dokumentów zebranych i skomentowanych przez zespół Europejskiej Partii Pracy (POE), gdzie czytamy: “7 października 1978 roku POE zaprezentowała to dossier na konferencji prasowej w Mediolanie. Wynika z niego, że Moro padł ofiarą międzynarodowego spisku, którym m.in. kierował Henry Kissinger. Jest tam m.in. mowa o tym, że Renault R4, w którym podrzucono ciało Moro, był przedtem garażowany w pobliskim Palazzo Caetani, też na Via Gradoli. Jest bardziej niż prawdopodobne, że należał on do księcia Johannesa Schwarzenberga. Pikantnym szczegółem jest jednak to, że ponieważ ks. Schwarzenberg jest mistrzem Zakonu Maltańskiego, jego pałac korzystał z immunitetu eksterytorialności. Sam książę w rozmowie telefonicznej wyraził zdziwienie, że policja nawet z nim nie próbowała rozmawiać. Książę Schwarzenberg zginął zresztą wraz z żoną w tajemniczym wypadku samochodowym w maju 1978 roku, w kilka tygodni po śmierci Aldo Moro.”
Te sensacyjne szczegóły zaczęły wychodzić od razu przy śledztwie 1978 roku. Informator SISMI (wywiadu wojskowego Włoch) zeznał, że członek wpływowej arystokratycznej rodziny Caetani przesłuchiwał porwanego Aldo Moro. Chodziło o niejakiego Igora Markiewicza (Markevitch), znanego żydowskiego muzyka i dyrygenta urodzonego w Kijowie, którego żoną była księżna Topazia Caetani, właścicielka Palazzo Caetani i kilku innych nieruchomości przy Via Caetani. Ten Markevitch to bardzo ciekawa postać, ponieważ w czasie II wojny światowej współpracował z brytyjskim wywiadem jako łącznik Leo Valianiego, a po wojnie utrzymywał ścisłe kontakty z brytyjskim wydziałem walki psychologicznej (Psychological Warfare Branch, PWB). Jeden z oficerów PWB został zresztą mężem innej księżniczki z rodu Caetani.
Dotykamy tu spraw szczególnie ciekawych. Wspomniany Leo Valiani (prawdziwe nazwisko Weiczen), Żyd urodzony w Rijece w 1909 roku, był za młodu trockistowskim łącznikiem Kominternu w czasie wojny domowej w Hiszpanii, a jednocześnie zaufanym agentem zarówno wywiadu brytyjskiego (SOE) jak i Allena Dullesa (CIA, OSS), z którym spotykał się osobiście w Szwajcarii. To on pojmał i wykonał wyrok śmierci na Mussolinim, a następnie rozkazał zbezcześcić jego ciało wieszając je za nogi na Piazzale Loreto w Mediolanie. Został obwołany bohaterem narodowym Włoch i dożywotnim senatorem, pełniąc rolę niezwykle wpływowej szarej eminencji zwłaszcza w stosunkach z Waszyngtonem, Londynem i Tel Awiwem. Przed dziesiątki lat decydował nieformalnie o kluczowych nominacjach i roszadach kadrowych we Włoszech. Był obywatelem pięciu państw. Zmarł w 1999 roku i odtąd w wielu źródłach jest wymieniany jako wysokiej rangi mason.
Ciekawych śladów i powiązań jest jednak więcej. Po wykryciu lokalu Czerwonych Brygad na Via Gradoli 96 w dniu 18 marca 1978 znaleziono tam również ślad, łączący przywódcę terrorystów Mario Morettiego (ucznia i bliskiego współpracownika słynnego ideologa tej grupy Renato Curzio) z markizą Rossi di Montelera, damą mieszkającą w Genewie, właścicielką pałacu Savelia. Nawet administrator Savelii okazał się księgowym, który pracował także dla włoskich służb specjalnych wynajmujących aż 24 lokale przy Via Gradoli. Markizy nie udało się o to spytać, bo zamieszkała gdzieś za granicą i słuch o niej podobno zaginął. Kuzynem tej damy był jednak poseł Luigi Rossi di Montelera, członek prawego skrzydła chadecji i jeden z najzawziętszych wówczas wrogów Aldo Moro. Co ciekawe, był on także wysokim funkcjonariuszem Zakonu Maltańskiego, gdzie podobnie jak w loży P-2, zbiegały się kontakty wielu wysokich funkcjonariuszy włoskiej policji i służb specjalnych.
Nazwa Zakonu Maltańskiego powtarza się w tym dochodzeniu wiele razy. Trzeba więc krótko odnieść się i do tej instytucji. Jest to kontynuacja zakonu szpitalników (joannitów) z 1099 roku, jednego z trzech wielkich zakonów powstałych w okresie wojen krzyżowych (joannici, templariusze, krzyżacy). Ma siedzibę w Rzymie i cieszy się zaufaniem Watykanu. Dziś stanowi suwerenny podmiot prawa międzynarodowego z własnymi uregulowaniami prawnymi, paszportami, znaczkami, monetami i instytucjami publicznymi. Ma nawet własną rejestrację samochodów i wiele placówek o statusie eksterytorialności. Utrzymuje stosunki dyplomatyczne ze 104 rządami. Reguła Zakonu (Św. Jana Jerozolimskiego) ustanowiona przez brata Rajmunda z Puy, zatwierdzona została przez Innocentego II, a w 1185 r. potwierdzona przez Lucjusza III. Znakiem zakonu jest ośmiokończasty krzyż zatwierdzony przez Sykstusa V w 1589 r. Motto zakonu brzmi: „Tuitio Fidei et Obsequium Pauperum” (Obrona Wiary oraz Służba Ubogim i Cierpiącym). Prowadzi m.in. działalność charytatywną, pomoc medyczną, pielgrzymki i obozy dla dzieci i młodzieży, działalność formacyjną, itp. Reaguje w przypadkach katastrof naturalnych klęsk żywiołowych, konfliktow i nagłych potrzeb. Ma około 13.000 członków (rycerzy i dam), zatrudnia ok. 20.000 personelu medycznego i ratowniczego oraz 80.000 wolontariuszy w 110 krajach, w tym w Polsce. Członkostwo w tym zakonie, podobnie jak w masonerii, dostępne jest tylko dla wybranych i zaproszonych, dawniej przeważnie dla szlachetnie urodzonych, dziś także z różnych innych względów (np. członkiem zakonu był Borys Jelcyn). Wewnątrz zakonu obowiązuje dyskretna struktura klas i wtajemniczeń. Ze względu na szlachetne cele i ogromne zasługi oraz na powiązania z Kościołem, wiele osób nie chce słyszeć o jakichkolwiek zarzutach czy podejrzeniach pod adresem tego zakonu lub jego członków. Również we włoskim dochodzeniu ten ślad szybko zarzucono.
Co innego słynna loża masońska P2, o której wiadomo, że programowo walczyła z pomysłem ‘wielkiej koalicji z komunistami’ jaki wysunął Aldo Moro. Napisano o tej loży bardzo wiele i z pewnością zasługuje ona na obszerne rozważania przy innej okazji. Tu wspomnę tylko, że należał do niej m.in. obecny premier Silvio Berlusconi, szefowie wszystkich włoskich formacji mundurowych i służb specjalnych, oraz następca tronu Wiktor Emanuel. Najbardziej tajemnicze były powiązania tej loży z Watykanem a zwłaszcza z kościelnym Banco Ambrosiano i niewyjaśnione do końca morderstwa bankiera Roberto Calvi w Londynie oraz dziennkarza Mino Pecorelli w Rzymie.
O ile jednak związki Prodiego i jego partnera Antonio di Pietro z mafią są dość czytelne, to ich związki z bardziej subtelnymi strukturami metawładzy, np. z P2 i z Londynem, są niejasne. Mimo to, trzeba zadać najważniejsze pytanie. Prodi nie miał w sobie żadnych cech przywódczych ani charyzmy, jako profesor miał opinię intelektualnej miernoty, niczego wartościowego nie napisał i nie wygłosił, mówił słabo po angielsku i uchodził za cwanego wujaszka o kompetencjach wykonawczych. Kto więc i po co patronował jego tak niezwykłej karierze stawiając go od początku w wybitnie eksponowanych miejscach, gdzie się zaczęło jego wtajemniczenie, jakie były jego prawdziwe zadania wobec mocodawców i jakie były cele wszczynanych później także w Niemczech i Francji czystek politycznych łudząco podobnych do operacji Czyste Ręce, przećwiczonej we Włoszech w latach 1992-93? Kto nadal chroni Prodiego (i di Pietro) przed rzetelnym śledztwem już choćby w sprawach ich związków z mafią, mimo tylu dowodów i poszlak? Prawdziwe i wielkie afery mają zawsze to do siebie, że kiedy się je próbuje zgłębić albo opisać, zawsze otwiera się więcej pytań niż zamyka odpowiedzi.
Bogusław Jeznach