Bez kategorii
Like

/6/ Via Gradoli 96

19/08/2011
429 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Szósty i przedostatni odcinek kryminalnego serialu PYTANIE O PRODIEGO. Czy Romano Prodi miał związek z zabójstwem Aldo Moro?

0


 

Zajmijmy się teraz treścią drugiej książki. Jej autorem jest b. senator Sergio Flamigni, a tytuł brzmi „Il Covo di Stato Via Gradoli 96 e il Delitto Moro” (Tajny lokal państwowy na Via Gradoli 96, a zabójstwo Aldo Moro).
            Akcja zaczyna się 16 marca 1978 roku, kiedy to bojówka Czerwonych Brygad zaatakowała i uprowadziła w Rzymie dwukrotnego premiera Włoch i lidera chadecji Aldo Moro, zabijając w zasadzce jego pięcioosobową eskortę. Włochy są w szoku. Di Pietro jest jeszcze nieznanym pracownikiem mediolańskiej firmy wytwarzającej elektroniczne elementy uzbrojenia. Prodi to już znany profesor z Londyńskiej Szkoły Ekonomicznej, który prowadzi firmę doradczą w rodzinnej Bolonii. Jest blisko lewego skrzydła chadecji, chociaż do niej formalnie nie należy. 2 kwietnia 1978 wyjeżdża nagle do Rzymu. Spotyka się tam ze swym znajomym Benigno Zaccagninim, sekretarzem chadecji i przekazuje mu bardzo ważną wiadomość. Twierdzi, że miejsce, w którym przetrzymywany jest porwany Aldo Moro nazywa się GRADOLI. Wiadomość natychmiast dociera do szefa policji, którym jest przyszły prezydent Włoch Francesco Cossiga. Duże oddziały policji i wojska, wraz z ekipami kamerzystów TV i dziennikarzami otaczają i przeczesują dom po domu małą wioskę Gradoli położoną w Lacjum, nad jeziorem Bolsena koło Viterbo, 130 km od Rzymu. Po kilku dniach wiadomość okazuje się fałszywa i ślad ten zostaje porzucony.  
           Tymczasem rzymska policja zna dobrze nazwę uliczki Via Gradoli (w bok od Via Cassia) w Rzymie, a także adres domu nr 96. Kilka dni przedtem wskazał go zresztą miejscowy informator policyjny kiedy lokatorka spod nr 9, pani Lucia Mokbel zeznała, że zza drzwi lokalu 11 słyszała „ticchettii simili a segnali Morse” (stukanie podobne do sygnałów Morse’a).W tym samym budynku włoskie służby specjalne miały wtedy zresztą także swoje tajne lokale.W nich spotykali się m.in. członkowie słynnej loży masońskiej Propaganda-2, do której należało wielu wyższych oficerów służb specjalnych, policji i wojska. Wysłany patrol był więc na tyle delikatny, że tylko zapukał, a kiedy za drzwiami nikt im nie odpowiedział, grzecznie odszedł. To o ten adres chodziło i tam właśnie przetrzymywano porwanego! Terroryści mieli kilka dni na ewakuację i zatarcie śladów po tym jak patrol ich spłoszył i lokal uznano za spalony. Opuścili go na tyle śpiesznie, że zapomnieli zakręcić wodę i 18 kwietnia do lokalu musiała wejść interwencyjnie straż pożarna, dzięki czemu wykryto w nim ślady pobytu więźnia. W kilka tygodni później, 55 dni po porwaniu, Moro zostaje zawinięty w koc, włożony do bagażnika samochodu i zabity 10 strzałami oddanymi z bliskiej odległości. Samochód zostaje podrzucony na tyłach Pałacu Weneckiego, w połowie drogi między siedzibą partii komunistycznej a siedzibą chadecji. To te dwie partie Moro zamierzał połączyć w historyczną koalicję na krótko przed swoim porwaniem, które właśnie temu miało zapobiec. Gdyby Prodi od razu wskazał precyzyjnie, czyli dodał Via przed nazwą Gradoli, Aldo Moro byłby może uratowany. Ale Prodi nie chciał ujawnić źródła tej informacji, twierdząc, że uzyskał ją w widzeniu spirytystycznym.
           Senator Flamigni tak pisze o tym w swojej książce: “Jeśli chodzi o ten fantastyczny ‘seans’ w którym pojawiła się nazwa ‘Gradoli’ Giulio Andreotti, który był wtedy premierem, a potem także oskarżonym o związki z mafią, powiedział później: „Nigdy nie wierzyłem w tę historyjkę. Musiał być ktoś z ruchu autonomistów (radykałów lewackich) w Bolonii, kto puścił farbę… Ale Cossiga tak temu zaufał, że nawet wysłał komisarza Augusto Belisario do Holandii, po konsultacje u słynnego jasnowidza Gerarda Croiseta”.
             Do całkiem innych wniosków doszedł Rosario Priore, jeden z prokuratorów badających tę sprawę, którego cytuje autor książki, senator Flamigni: “To jest bodaj najbardziej spektakularny epizod tej sprawy. Gdybyśmy od razu dotarli na Via Gradoli, być może historia Aldo Moro i Czerwonych Brygad potoczyłaby się inaczej. W jakimś sensie inna byłaby historia Włoch…Cała sprawa zakończyła się klęską, mimo że na pewno od początku ktoś wiedział, że chodzi o Via Gradoli. To było centrum operacyjne Czerwonych Brygad i sztab tego porwania”.
         Dopiero po przeszło 20 latach od tamtych dni komisja antymafijna parlamentu włoskiego zainteresowała się tym wątkiem i zaprosiła Prodiego do złożenia głębszych zeznań. Profesor był jednak bardzo zajęty swymi nowymi obowiązkami w Brukseli i miał ochronę potężnych przyjaciół. Do przesłuchania nie doszło i po dwóch nieśmiałych próbach dalszych zaniechano. Sprawa odezwała się ponownie w roku 2006 kiedy Prodi stanął przeciw Berlusconiemu jako przywódca centrolewicy w wyborach. I choć to kocioł garnkowi przyganiał, Berlusconi zręcznie wypomniał wtedy Prodiemu ów nieszczęsny seans spirytystyczny w wywiadzie TV: „Pan Prodi 28 lat temu powiedział, że otrzymał te informacje w trakcie seansu.Stajemy wobec dwóch możliwości: albo kłamał – a człowiek, który kłamie, nie może kierować krajem – albo wziął udział w seansie.Pozostawiam Włochom, aby zdecydowali, czy chcą powierzyć kraj komuś, kto gdy ma problem do rozwiązania, siada przy stoliku o trzech nogach, przy talerzyku, i prosi duchy z zaświatów o pomoc”. Do ataku przystąpił też Paolo Guzzanti, groteskowy kapciowy Berlusconiego, z powodu rudej brody zwany Barbarossą, który powołując się na tzw. archiwum Mitrochina, wysunął nawet twierdzenie, że Prodi był agentem KGB.
         Prodi nie mógł dłużej milczeć. Opowiedział więc jak to w deszczową niedzielę 2 kwietnia w Bolonii w domu jego znajomego profesora Alberto Clo, spotkało się kilku profesorów, przeważnie ekonomistów (Prodi, Clo, Gobbo, Baldassari itp.) z żonami i wstrząśnięci losem Aldo Moro, którego pokazano z kasety jak błaga o pomoc, postanowili zasięgnąć pomocy nadprzyrodzonej organizując „seduta spiritica” czyli seans. Okazało się, że gospodarz spotkania ma odpowiedni blat z topolowego drewna z literami, tzw. ouija oraz potrzebne do niej talerzyki, a na dodatek interesuje się tematem, choć jak zapewniał Prodi nie tzw. energią subtelną („si interessa di energia, ma di petrolio, non di fluidi”). Wywołano ducha legendarnego przywodcy chadeków Giorgio La Pira, który zmarł wlistopadzie 1977 roku i tenże duch wystukał nazwę Gradoli. Prodi zapewniał, że był to pierwszy i jedyny raz kiedy uczestniczył w takim seansie i że gdyby nie to, że nazwa była nikomu nieznana a dziwnie precyzyjna, sprawa zaś dramatycznie ważna i pilna, nigdy by się nie naraził na śmieszność jej ujawnienia Zaccagniniemu, co narażało jego reputację jako profesora i katolika.
           Tłumaczenie wyglądało na tyle wiarygodnie, że w obronie Prodiego wysunięto dwie hipotezy: (1) To prof. Clo poznał nazwę Gradoli, ale nie chcąc zdradzić siebie i źródła tej informacji zaaranżował ‘gioco di piatine’ (zabawę w talerzyki), którą umiał pokierować tak, że nazwa ta wypłynęła w sposób „psychotroniczny”, po czym wrobił w nią Prodiego.Manipulacja wskazaniami tablicy ouija jest dość znanym oszustwem w takich seansach.To, że policja nie umiała potem zrobić z tej informacji właściwego użytku nie jest winą Prodiego, który gorliwie i rzetelnie przekazał to, co wiedział. (2) Ktoś z uczestników spotkania, wiedząc że policja namierza lokal na Via Gradoli, chciał ostrzec stosowne komando Czerwonych Brygad, do którego nie miał bezpośredniego dotarcia, prowokując masową akcję wojska i policji w wiosce Gradoli, co obszernie pokazywała włoska TV. Przyjrzymy się tej sprawie jeszcze w następnym odcinku.
(cdn.)
                       Bogusław Jeznach
0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758