Pojawiła się nam „Dobra Zmiana” z obietnicami. Część z nich zaczęła już spełniać. Obiecała podwyżkę zarobków i jak widać spełnia ją. W roku 2017 płaca minimalna wzrośnie do dwóch tysięcy złotych brutto, czyli netto obywatel otrzyma 1459 zł. Równocześnie rządzący dali sobie konkretniejsze podwyżki. Jak podaje portal wprost.pl:
„Zgodnie z jej założeniami, wzrosnąć mają zarobki m.in. premier Beaty Szydło. Obecnie szefowa rządu ma pensję rzędu 16,7 tys. złotych brutto miesięcznie. Jeżeli ustawa zostanie przyjęta, jej zarobki wzrosną doi 24,1 tys. złotych brutto.
Wśród planowanych zmian pojawiło się m.in. przyznanie pensji pierwszej damie, która ma wynosić 55 proc. wysokości wynagrodzenia przysługującego Prezydentowi RP. Byłemu prezydentowi i jego małżonce będzie przysługiwać 75 proc. kwoty wynagrodzenia ustalonego w przepisach. Wzrosnąć mają zarobki m.in. prezydenta, wicepremierów, ministrów, wiceministrów i wojewodów. Będzie to podwyżka rzędu 4-5 tys. złotych. W przypadku przyjęcia ustawy, wynagrodzenia posłów i senatorów wzrosną o około 2,7 tys. miesięcznie.”
Widać PiS dotrzymuje obietnic. Podwyżki zarobków są. Innym sztandarowym pomysłem „Dobrej Zmiany” było 500+. Też zostało wprowadzone, mimo protestów pracodawców. Jak informuje Radio ZET:
„Pracodawcy na Pomorzu mają problem ze znalezieniem chętnych do pracy. Uważają, że to skutki programu „Rodzina 500 plus”.”
Ci pracodawcy wstydziliby się coś takiego mówić. Ile oni ludziom płacą, że 500 złotych z programu rządowego jest konkurencyjne do zapłaty za miesięczną pracę? Oni nie potrzebują pracowników tylko niewolników. Jak ich nie stać na pracowników, to niech się sami wezmą za robotę. Zatrudnią siebie i swoje rodziny i biznes jakoś będzie się kręcił.
Jakie są dalsze konsekwencje tego programu? Portal poranny.pl donosi:
„Takiego efektu programu Rodzina 500+ nikt się nie spodziewał! Wzrosła liczba rejestrowanych aut. W porównaniu z okresem kwiecień-czerwiec ub.r., w tych samych miesiącach tego roku tylko w Białymstoku i Łomży przybyło ich – odpowiednio – o 17 proc. i 24 proc.”
I bardzo dobrze. Są to z reguły stare auta, które będą wymagać napraw. Wzrośnie liczba małych warsztatów samochodowych dzięki czemu więcej ludzi znajdzie zatrudnienie. Ludzie wreszcie zaczną trochę lepiej zarabiać. Ale nie tylko mechanicy samochodowi na tym skorzystają. Przedsiębiorcy zdobywający części do starych samochodów też będą mieli większe zarobki. Poza tym nawet największy wrak, ale samodzielnie jeżdżący daje jego posiadaczowi i jego rodzinie niewspółmiernie większe możliwości zarobkowania niż w przypadku, gdy takiego pojazdu się nie ma. Wiem co piszę, bo znam to z autopsji. Na przykład ktoś, kto ma smykałkę do napraw sprzętu AGD, malowania mieszkań czy prac hydraulicznych, dzięki samochodowi może rozpocząć swoją własną działalność zarobkową uniezależniając się od niskopłatnej pracy na umowie śmieciowej. Teoretycznie bez samochodu mógłby to też robić jeżdżąc na rowerze, ale wożenie narzędzi i materiałów tym sposobem nie jest co prawda niemożliwe, ale jest co najmniej trudne. Oczywiście na początku taki człowiek zacznie w tzw. szarej strefie, bo nie stać go będzie na opłaty ZUS, podatków itp., ale potem, gdy biznes będzie hulał, być może założy oficjalną działalność gospodarczą. To jest prosty przykład, ale są tysiące innych możliwości zarobkowych do których potrzebny jest samochód, np. sprzedaż obwoźna itp. Wicepremier Morawiecki chcąc ulżyć doli przedsiębiorcy i zlikwidować szarą strefę zabrał się za reformowanie systemu danin wymuszanych na drobnym przedsiębiorcy. Jak podaje portal money.pl opłaty byłyby następujące:
„Ostatecznie zdecydowano, że ryczałt w wysokości 1120 zł zastąpi podatek na ZUS w wysokości 22,5 proc. Co to zmieni? Przy 5 tys. zł wyniesie on dokładnie 1125 zł – niemal tyle co obecnie.
Do tego ktoś, kto prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą odprowadzi jeszcze ryczałtowy podatek ewidencjonowany. Ten waha się w zależności od 3 do 20 proc.”
Widać wicepremier idzie w kierunku rozwiązań kenijskich:
„W Kenii nie ma ZUS-u dzięki Bogu. Ubezpieczeniem zdrowotnym i emerytalnym zajmuje się National Social Security Fund. Składka wynosi kilka do kilkunastu dolarów, a świadczenia zbliżone są do tych, które są oferowane przez ZUS w Polsce.”
„Podatek dochodowy jest wyższy, wynosi 35% ale nie ma już innych ukrytych podatków.”
Widać nie tylko w dziedzinie podboju kosmosu (Nigeria i RPA mają swoje sztuczne satelity) jesteśmy sto lat za murzynami, ale i w sferze podatkowej również.
Powracając do samochodów i 500+, można by zachwycić się nad dalekowzrocznością rządu i szansami rodzącymi się przed ludźmi praktycznie pozbawionymi perspektyw. Ale jednak nie ma co się nad rządem zachwycać. Widać kogoś mierzi możliwość posiadania samochodu przez biedniejsze warstwy społeczne i ich możliwość ekonomicznego wyzwolenia się. Oto co podaje portal onet.pl:
„Masz 10-letni samochód? Zapłacisz podatek! MF ma taki projekt”
„Według nieoficjalnych informacji, do których dotarliśmy, wysokość nowego podatku może wynieść około 200 do 500 zł rocznie, a graniczną normą będzie Euro 4.”
Czyli znowu biedni ludzie dostaną po głowie. Wiadomo, że z programu 500+ nikt nie będzie kupował nowego samochodu, czyli to posuniecie podatkowe nie jest nawet w interesie producentów samochodów. Ktoś, kogo nie stać nawet najtańszy samochód jest praktycznie niewolnikiem swojego pracodawcy. Władzy nie zależy, żeby ludzie się wzbogacili, bo człowiek zamożny staje się niezależny. Pieniądze dają wolność, a pieniądze zarobione własna pracę – i dumę. Wygląda na to, że „Dobra Zmiana” dąży do tego, by zachodnie koncerny miały jak najwięcej niewolników do prawie darmowej pracy i żeby ci niewolnicy, jak pieski na tylnych łapkach, prosili rządzących o jałmużnę. Widać, że kolejna władza dąży do całkowitego zeszmacenia narodu. Ludzie u władzy się zmieniają, ale kurs polityki gospodarczej pozostaje stały.