Człowiek żyje póki nie umrze. To nie jest idiotyczny slogan a fakt. Łatwo orzeka się śmierć mózgową, nie mając pewności czy aparaty jakich się używa podają prawdę, skazując żyjących ludzi na śmierć natychmiastową. To nieludzkie.
31 lat temu Paul Cortez wszedł do szpitalnej sali gdzie zobaczył że jego 7-letni syn leży spowity w bandaże od stóp do głowy, ledwie utrzymując się przy życiu. Podtrzymywały je podłączone do niego urządzenia.
Lekarze powiedzieli ojcu, że jego syn Mikey może nie przeżyć. Pijany kierowca rozbił samochod w którym jechał chłopiec i jego krewni. Cztery osoby, w tym jego matkę, brat i siostrę, przewieziono do innych szpitali. Niestety czterech inne osoby z rodziny, w tym najstarszy brat Mikeya, były martwe.
Nie wiedząc, co robić, Paul Cortez upadł na kolana , wziął w swoje ręce dłoń syna i obiecał Bogu: jeśli jego syn jakoś przeżyje, niezależnie od stanu w jakim pozostanie, on i jego rodzina zawsze będą dla niego pomocą.
Z początku czułem się dziwnie, bo mimo, że jestem człowiekiem bardzo religijnym, nigdy wcześniej nie poprosiłem o jakiekolwiek łaski z nieba. „Ale to był nasz syn,”- wspomina. Prosiłem Boga aby pomógł naszej Rodzinie przejść to wszystko i wytrwać i Bóg nas wysłuchał -mówi.
Przez następne 31 lat wychowywano go w domu, gdzie uczestniczył w każdej aktywności w jakiej tylko mógł. Święta, wakacje,mecze piłki nożnej drużyny jego szkoły i rodzeństwa.
Mikey, najbardziej ciężko ranny z tych co przeżyli, doznał poważnych obrażeń mózgu. Pozostał w wegetatywnym stanie, który jest podobny do śpiączki, ale trwa znacznie dłużej. Ludzie są w stanie wykonać kilka podstawowych funkcji, ale tylko w ograniczonym, jeśli to w ogóle możliwe, zakresie i ograniczonej świadomości otoczenia.Mimo, że było wiadomo że Mikey nigdy nie wyjdzie z tego stanu, jego ojciec był zdeterminowany, by dać mu pełnię życia – na ile to możliwe. Prosiłem Boga aby pomógł naszej Rodzinie przejść to wszystko i wytrwać i Bóg nas wysłuchał -mówi. Zawsze byli u jego boku aż do śmierci w ubiegłym miesiącu.
Gdy Paul Cortez trener piłki nożnej prowadził w meczu córkę Angelikę czy syna Tony 'go , Mikey siedział w wózku przy ławce rezerwowych i dopingował rodzeństwo. Mikey jeździł na wszystkie mecze rodzeństwa w piłce nożnej i koszykówce. Jednego roku wyjechał z rodziną do Lone Pine, górskiej miejscowości gdzie grał jego brat, siedział w wózku inwalidzkim, otulony od stóp do głów (podczas mroźnej zimy).
Były też rzeczy których Mikey nigdy nie mógł robić. Nie mógł sam się kąpać, ubrać się czy odżywiać. W międzyczasie jednak rozwijał się z chłopca w nastolatka, później w dorosłego 60 kilogramowego mężczyznę.
Nie mógł uczęszczać do szkoły jako uczeń ale towarzyszył ojcu który wygłaszał w szkołach pogadanki na temat zagrożeń związanych z pijanymi kierowcami. kierowca który spowodował jego nieszczęście miał we krwi poziom alkoholu trzykrotnie wyższy od dopuszczalnego. W wypadku zginął on sam oraz jego córka.
Po latach lekarze którzy wątpili po wypadku czy on przeżyje, po kilku latach zrezygnowali z prognozowania terminu kiedy umrze.
Gdy rok temu minęły 38 urodziny stan zdrowia Mikey zaczął się pogarszać. Osiem miesięcy temu zdiagnozowano krańcową niewydolności nerek. Lekarze powiedzieli rodzinie, że nadszedł czas by oddać go zakładu gdzie może przechodzić dializę nerek. Rodzina poprosiła lekarzy aby przeszkolili ich w dializowaniu i zostawili syna w domu.
Podczas ostatniego Bożego Narodzenia wszyscy zebrali się do rodzinnego zdjęcia. Jednak nie było już uśmiechu. Trzy dni później zmarł w otoczeniu swoich najbliższych , dzień przed 39 urodzinami.
2 komentarz