Język współczesnych polityków czerpie ciągle ze źródeł stalinowskiej propagandy i ma wyraźnie charakter Orwellowskiego opisu tego systemu.
Zwrot „dwie prędkości” jest niczym innym jak tylko podziałem na bogatych i biednych.
Z racji strachu przed możliwością wpadnięcia do rosyjskiej strefy wpływów Niemcy zdecydowały o włączeniu do UE całej środkowej Europy nie oglądając się na kolosalne różnice w poziomie rozwoju cywilizacyjnego.
Oczywiście cała ta operacja została dokonana pod fałszywym tytułem zjednoczenia Europy i wyrównania standardów przy szczodrej pomocy ze strony „starej” UE.
W całym tym przedsięwzięciu nie było ani słowa prawdy.
Kraje nowo włączone zostały poddane dyskryminującym ograniczeniom produkcyjnym i zmuszone do masowej emigracji w poszukiwaniu pracy i miejsca zamieszkania.
Przynajmniej 4 – 5 milionów ludzi z Polski, krajów bałtyckich i bałkańskich zostało przesiedlonych do bogatych krajów Europy zachodniej. Część z nich pozostanie tam na zawsze, ale znaczna część nie ma gwarancji ani stałej pracy, ani godziwych warunków zamieszkania, a szczególnie sprowadzenia rodziny.
W wielu miastach są zmuszeni do zamieszkania w najgorszych dzielnicach opanowanych przez imigrantów z Afryki i Małej Azji.
Niezależnie od oceny całego zjawiska masowej emigracji zarobkowej zarówno z punktu widzenia socjalnego, jak i ekonomicznego, a także kulturowego, jest to przeżycie osobiste bardzo trudne ze względu na oderwanie od swojego środowiska i przebywanie w warunkach dyskryminacji zawodowej i społecznej.
Nikt w UE nie zastanowił się poważnie nad skutkami zetknięcia krajów o tak dużych różnicach rozwojowych, ale też i nie pomyślał o udzieleniu realnej pomocy w dostosowaniu się do nowej sytuacji.
Był wprawdzie jeden wyjątek, który zapewnili sobie Niemcy. Z tytułu różnic poziomów byłego NRD w stosunku do RFN uzyskali prawo udzielania państwowej pomocy finansowej przedsiębiorstwom i innym organizacjom.
Pozostałym nowo przyjętym krajom zabroniono jednak stosowania takiej pomocy, a w Polsce na skutek wprowadzenia tzw. „planu Balcerowicza” państwowe przedsiębiorstwa zostały poddane dodatkowym obciążeniom. Ponadto w biednych krajach z Polską na czele wymuszono sztuczną aprecjację rodzimej waluty, ażeby utrudnić eksport i stworzyć warunki dla importu z obszaru UE.
Cała impreza z włączeniem nowych krajów przy hałaśliwej propagandzie rzekomych dobrodziejstw z tej racji była zwykłym oszustwem.
Po upływie blisko trzech dekad dalej tego oszustwa już nie można kontynuować, wobec tego trzeba, jak zwykle odwrócić kota ogonem i stwierdzić, że wymagane jest zacieśnienie dyscypliny wewnętrznej w UE i pogłębienie „integracji”.
Wszystko to zmierza do wyraźnego wyodrębnienia uprzywilejowanej grupy krajów stanowiących najbliższe otoczenie rzeczywistego władcy UE – Niemiec.
Próby perswazji i starania o uzyskanie jakichkolwiek łaskawości ze strony decydentów są z góry skazane na niepowodzenie. Oczywiście nie będzie się szczędzić obietnic pod adresem pokornych, ale tych obietnic było równie dużo przed włączeniem krajów środkowej Europy do UE.
Jedyną postawą, która może odnieść sukces jest twarde żądanie zmian w kierunku stworzenia wolnego i równego dla wszystkich uczestników rynku, a także poszanowania suwerenności krajów członkowskich.
Na bezpośredni sukces takiej postawy nie ma co liczyć, ale mając na względzie zachodzące procesy wewnątrz UE można liczyć na sprzyjające zmiany w krajach „starej” UE w wyniku powszechnego niezadowolenia z obecnej polityki.
W jakiej formie nastąpią zmiany w europejskim układzie trudno dzisiaj orzec, gwałtowne rozpadnięcie się UE może mieć negatywne skutki, ale nie musi, jeżeli większość krajów unijnych znajdzie w krótkim czasie sposób na zorganizowanie współpracy na nowych warunkach.
Projekt takiej organizacji powinien być już gotowy do wdrożenia w przeciwnym wypadku czas stracony na prace koncepcyjne i negocjacje będzie działał na szkodę całej Europy.
Obowiązkiem rządu polskiego jest przedstawienie kompleksowego projektu nowej organizacji współdziałania w Europie, będzie to miało podwójne znaczenie zarówno, jako propozycja pozytywnego wyjścia z kryzysu, a równocześnie, jako blokada niemieckiego zamysłu stworzenia nowego „cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego”, w którym jako uprzywilejowani „obywatele rzymscy” znaleźliby się obok Niemców, Francuzi, obywatele Beneluksu, a także w pewnym stopniu Włosi, natomiast Hiszpanie, których rząd zgłosił swoją gotowość do przystąpienia będą zapewne traktowani, jako obywatele znacznie mniej równi.
Pozostali członkowie UE pozbawieni obywatelstwa rzymskiego zostaną również podzieleni na łaskawiej traktowanych, tolerowanych i dyskryminowanych.
Obecny stan rzeczy w UE jest przykładem przygotowania do następnego etapu, podziały nie są jeszcze tak ostro zarysowane, ale istnieją i są podtrzymywane.
Powtórny wybór protegowanego niemieckiej kanclerki na przewodniczącego RE jest tylko jeszcze jednym dowodem na decyzje podjęte w Berlinie w odniesieniu do przyszłej organizacji UE, bowiem nikt inny nie daje takich gwarancji posłuszeństwa.
Na tym tle może dziwić jedynie, że polski rząd, jeżeli już się zaangażował w to niezbyt poważne najłagodniej mówiąc – przedsięwzięcie, nie zadbał o stworzenie choćby pozoru poparcia.
Cała ta impreza podobnie jak i większość instytucji UE jest przecież tylko grą pozorów.
Realne jest tylko władztwo niemieckie, które jak wszystkie niemieckie hegemonie prowadzi do nieuchronnej katastrofy.
Chodzi tylko o to żeby Polska, a z nią większość krajów Europy wyszła z niej cało i znalazła pozytywne rozwiązanie dla budowania jej przyszłości.