1 sierpnia 2016 roku obchodzić będziemy 72 rocznicę bohaterskiego Powstania Warszawskiego. Pomimo, że święcimy obecnie tę rocznicę , to w dalszym ciągu współczesna opinia społeczna nie jest wystarczająco poinformowana o historii jego wybuchu. Większość ukazujących się w mediach artykułów, również wydane książki oskarżają najwyższą kadrę dowódców Armii Krajowej o wręcz zbrodnicze działanie, nieodpowiedzialne doprowadzenie do jednej z największych w naszej historii wojskowej klęski, połączonej z olbrzymimi stratami w ludności cywilnej i zniszczeniem stolicy z jej wspaniałym dorobkiem kulturowym. Są to też opinie głoszone przez niektórych zawodowych historyków. Wydaje się, że ludzie, którzy nie przeżyli okupacji w Warszawie, nie są w stanie zrozumieć atmosfery, jaka poprzedziła Powstanie Warszawskie.
GENEZA POWSTANIA WARSZAWSKIEGO – WYTĘPIĆ POLAKÓW
Pięć lat niemieckiej (a także rosyjsko-sowieckiej) okupacji Polski jest trudne do zrozumienia dla europejczyków z innych okupowanych krajów, jak również dla powojennego polskiego pokolenia. Rektor uniwersytetu w Amsterdamie powiedział kiedyś:
„Gdy rozpoczęła się niemiecka akcja antyżydowska w okupowanej Holandii, to uniwersytet w Amsterdamie zareagował strajkiem studentów, nie słyszałem, żeby taki strajk miał miejsce na Uniwersytecie Warszawskim”.
Nie wiedział zatem, iż wszystkie uniwersytety były w Polsce zamknięte, a profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, jednej z najstarszych wyższych uczelni europejskich, zesłano w „Sonderaction Krakau” w 1939 roku do niemieckich obozów koncentracyjnych.
Trzeba pamiętać, że już w „Mein Kampf” Hitler stawiał sobie za cel zdobycie większej przestrzeni życiowej na wschodzie dla narodu niemieckiego. Ujawniony tzw. Generalplan Ost Wielkogermańskiej Rzeszy Niemieckiej przewidywał po zwycięskiej wojnie wschodnią granicę Niemiec na linii na północy od jeziora Ładoga do Morza Czarnego. Zakładał też fizyczną eliminację, bądź przesiedlenie 80 – 85 proc. Polaków na Syberię i mniejszą procentowo, podobną eliminację Cyganów, Czechów, Ukraińców i Białorusinów.
Specjalną nienawiścią darzono Warszawę, która nie dość, że walczyła aż do 28 września 1939 roku, to jeszcze stała się centrum polskiego Podziemnego Państwa w czasie okupacji niemieckiej. Już w latach 1940 – 1942 r zaplanowano, że po wojnie Warszawa zostanie zburzona, a na jej miejscu zbudowane będzie niemieckie miasto Warschau (tzw. Plan Pabsta). Świadomość tej perspektywy w pełni uzasadniała budowę silnej polskiej podziemnej armii, niezależnie od istniejących armii alianckich i armii polskiej na Zachodzie.
Widząc masowy odwrót pokonanej niemieckiej armii, Polacy z niecierpliwością czekali na rozkaz rozpoczęcia powstania w Warszawie, do którego przygotowywali się przez 5 lat, marząc o odzyskaniu wolności, o tym, że sami pokonamy niemieckich bandytów, pomścimy śmierć naszych rodzin i kolegów, naszą utraconą młodość, życie w charakterze niewolników przez pięć lat. Dlaczego nie ma rozkazu do walki? Chcemy sami wyswobodzić nasze miasto, sami decydować o jego losie.
Armia Czerwona jest już podobno tuż, tuż, a my zamiast działać i z łatwością zdobyć już zdezorganizowane miasto, czekamy nie wiadomo na co.
Tymczasem sytuacja zaczynała się niekorzystnie zmieniać. Wraca niemiecki gubernator dystryktu Warszawa, Ludwig Fischer, 27 lipca wieczorem „szczekaczki”, megafony uliczne, ogłaszają jego rozkaz w formie apelu:
„Polacy! W 1920 roku za murami tego miasta odparliście atak bolszewizmu, okazując w ten sposób swoją antybolszewicką postawę. Dziś Warszawa stała się znowu zaporą dla czerwonego potopu, a jej wkładem w walkę winien stać się udział 100 000 mężczyzn i kobiet w pracach przy budowie linii obronnych.
Zbierajcie się na głównych placach na Żoliborzu, przy Marszałkowskiej, przy placu Unii Lubelskiej, etc. Winni odmowy będą ukarani.”
Dla Niemców życie mieszkańca Generalnego Gubernatorstwa nie ma żadnej wartości, przez pięć lat nas o tym przekonywano. Rozumiemy, że tu niewątpliwie chodzi jednak nie tylko o fortyfikacje, ale o zabezpieczenie się w związku z planowaną obroną miasta.
Nie można bronić Warszawy przed Armią Czerwoną, mając w mieście około 40 000 podziemnej wrogiej armii z jakby nie było tysiącami różnego rodzaju broni, mając całą podziemną wrogą administrację i wrogą ludność. To jest przecież stolica podziemnego państwa.
100 000 ludzi zdolnych do pracy fizycznej pod kierownictwem Niemców niewątpliwie zdezorganizuje struktury państwa podziemnego.
Rozkaz Fischera nie jest zrealizowany, warszawiacy nie zgłosili się. Kierownictwo Armii Krajowej rozumie to niebezpieczeństwo i wydaje rozkaz:
28 lipca o godzinie 8.00 wieczorem – koncentracja podziemnych oddziałów z bronią na zaplanowanych miejscach zbiórki.
Jaka była dyskusja przed wydaniem tego rozkazu? Kto co powiedział?
Nie wiemy. Nie wszyscy poważni historycy podają, kto wydał rozkaz tej mobilizacji.
Niektórzy piszą, że osobiście generał Antoni Chruściel „Monter”, inni że w porozumieniu z dowódcą Armii Krajowej generałem „Borem” Tadeuszem Komorowskim.
RADIO MOSKWA PO POLSKU
„Wezwanie do Warszawy. Walczcie przeciwko Niemcom. Warszawa bez wątpienia słyszy już huk armat w bitwie, która już wkrótce przyniesie jej wyzwolenie dla Warszawy, która nigdy się nie poddała i ciągle nie ustaje w walce, godzina czynu wybiła. Nie wolno zapomnieć, że w potopie zagłady hitlerowskiej przepadnie wszystko, co nie będzie ocalone czynem, że bezpośrednio czynną walką na ulicach Warszawy, po domach, fabrykach, magazynach, nie tylko przyśpieszymy chwilę ostatecznego wyzwolenia, lecz ocalimy także majątek narodowy i życie naszych braci”.
Jednocześnie sowiecki samolot zrzucił tego dnia ulotki komunistycznego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina wzywającego również do broni, tegoż dnia pojawiły się rozlepiane afisze Polskiej Armii Ludowej, że przedstawicielstwo emigracyjnego rządu polskiego uciekło z Warszawy, a komendant Polskiej Armii Ludowej przejmuje dowództwo nad wszystkimi siłami podziemnymi.
Jednocześnie także w tym samym dniu, 29 lipca, jedna z najlepszych pancernych dywizji niemieckich „Hermann Göring” w pełnym szyku bojowym przemaszerowała przez warszawskie mosty, zdążając na front walki. Oznaczało to, że planuje się realizację stałej polityki w całym okresie odwrotu z frontu wschodniego.
Norman Davies, angielski historyk („Powstanie ´44”, s. 312) pisze: „Polegała ona na tym, żeby ogłaszać, że silne punkty takie jak Warszawa – są „fortecami”, ewakuować całą ludność cywilną, okopywać się na własnych pozycjach, a potem obserwować, jak miasto zamienia się w stos ruin w wyniku bombardowań i ognia artyleryjskiego. Z punktu widzenia warszawiaków nie robić nic oznaczało tyle, co dopraszać się jakiegoś innego nieszczęścia. Oznaczało prosić o powtórkę tego, co niedawno zrobiono z Mińskiem Litewskim”.
MIKOŁAJCZYK W MOSKWIE
30 lipca znowu apel sowieckiego radia w języku polskim, stacji „Kościuszko”:
„Warszawa drży od ryku dział. Wojska sowieckie napierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi. Nadchodzą, by przynieść wam wolność. Niemcy wyparci z Pragi będą usiłować bronić się w Warszawie.
Ludu Warszawy! Do broni! Uderzcie na Niemców!
Milion ludności Warszawy niechaj się stanie milionem żołnierzy, który wypędzi niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność”.
Tego dnia przybywa do Moskwy premier Stanisław Mikołajczyk, jego wizyta jest zorganizowana przez Winstona Churchilla i ma na celu uzgodnienie form jakiejś współpracy. Mikołajczyk nie wie o umowie naszych aliantów w Teheranie, Poczdamie, Jałcie w 1943 roku.
3 sierpnia spotyka się ze Stalinem, który odsyła go do kierownictwa Związku Patriotów Polskich grupujących polskich komunistów.
5 sierpnia ma z nimi spotkanie Wanda Wasilewska, grająca podstawową rolę w tym zespole ze względu na sympatię jaką otaczał ją Stalin. Jest „twarda”, nie dochodzi do żadnej formy współpracy, początkowo nawet Wasilewska twierdzi, że Powstanie nie wybuchło w Warszawie.
Na prośbę Mikołajczyka o pomoc już walczącej Warszawie, w formie interwencji u Stalina, z założeniem, że w wyzwolonej z okupacji niemieckiej Polsce utworzy się koalicyjny rząd, nie ma odpowiedzi.
Zwycięża więc komunistyczny partyjny interes. W świetle tych faktów i wobec bliżej nieomówionych innych przykładów zdrady interesów Polski przez aliantów zachodnich ukształtowała się sytuacja typowa dla tragedii greckiej: każde rozwiązanie jest niekorzystne, a w naszym przypadku tragiczne.
Po raz pierwszy w historii wszystkich państw okupowanych przez Niemców w czasie II wojny światowej tylko warszawiacy nie wykonali rozkazu dla olbrzymiej grupy 100 000 mieszkańców zgłoszenia się do budowy fortyfikacji.
Tym samym stanęli na ścieżce wojennej z niemieckim okupantem. Warszawa byłaby zniszczona, a straty ludzkie byłyby równie dotkliwie, gdyby Powstanie nie wybuchło.
Winę ponoszą sowieccy sojusznicy naszych zachodnich aliantów, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, ale oczywiście pierwszym szalbierzem sprytnie i obłudnie działającym był Związek Sowiecki i jego polscy komunistyczni współpracownicy, również wzywający do Powstania.
Tę tezę stawia też Norman Davies w swoim dziele „Powstanie ´44”, przedstawiając cały szereg faktów zdradzieckiej polityki naszych zachodnich aliantów, m.in. brak wystarczającej interwencji w sprawie lądowania samolotów alianckich z dostawami do Warszawy na lotniskach sowieckich. Dopiero 18 września 104 samoloty amerykańskie dokonały olbrzymich zrzutów, niestety już głównie na pozycje niemieckie.
Amerykanie i Anglicy dopiero pod koniec Powstania ogłosili obowiązek traktowania powstańców, jako żołnierzy alianckich z prawem rewanżu na jeńcach niemieckich w przypadku nieuznawania zasad Konwencji Genewskiej. Ta deklaracja powinna pojawić się 2-3 sierpnia, ilu naszym żołnierzom ocaliłaby życie?
Premier brytyjski Herbert Asquith mówił krótko przed wojną wybitnemu pianiście i orędownikowi sprawy polskiej na Zachodzie Ignacemu Paderewskiemu: „nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana”. Oznaczało to, że w chwili wybuchu wojny sprawę polską uważano w Europie za wewnętrzny problem zaborców Rosji, która z Francją i Wielką Brytanią znalazła się w obozie ententy, oraz walczących z tym sojuszem państw centralnych – Niemiec i Austro-Węgier. Niezależnie od tego, dowództwa wojujących ze sobą na ziemiach polskich armii państw zaborczych chciały zapewnić sobie przychylność Polaków.
Rosjanie wydali odezwę, w której odwołali się do odwiecznej, rzekomo wspólnej walki Słowian z agresją germańską i obiecywali zjednoczenie ziem polskich „swobodnych w wierze, języku i samorządzie”. Deklaracja nie miała najmniejszej wartości, a wydał ją stryj cara Mikołaja II – Mikołaj Mikołajewicz – wódz naczelny armii rosyjskiej.
Polska należy do najbardziej bohaterskich krajów Europy, która przez lata ciemiężona potrafiła wielokrotnie walczyć o swoją suwerenność, niepodległość, wolność.
My Polacy mieliśmy od poczęcia wpajane hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Przeglądając karty naszej historii wielokrotnie usiłowaliśmy odzyskać zabraną przez najeźdźców wolność, czego dowodem są nasze powstania narodowe.
W poczcie tych zrywów narodowych należy przypomnieć, iż moc naszego ducha powstania narodowe utożsamiały Narodowi, iż tylko w taki bohaterski sposób przetrwamy jako naród niezłomny.
Nieszczęsne geopolityczne położenie naszej ojczyzny przez wieki zakładało nam kajdany niewoli. Przy utracie niepodległości Polacy byli jeszcze przez najeźdźców zewnętrznych i wewnętrznych mordowani i wywożeni na Sybir, czy do Kazachstanu. Rosja, Ukraina, dawniej chanowie tatarscy, okrutny watażka Bohdan Zenobi Chmielnicki – hetman zaporoski, przywódca powstania kozackiego przeciwko Rzeczypospolitej w latach 1648-1654, bohater narodowy Ukrainy, to zaborcy i mordercy wschodni.
Z zachodu Polsce zagrażali Niemcy, a w ostatniej II wojnie światowej państwa Osi. Nazwani najeźdźcami wewnętrznymi to w okresie międzywojennym nielegalna Komunistyczna Partia Polski. Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińska Powstańcza Armia oraz Komintern – bolszewicka agentura w Polsce.
Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy i Komunistyczna Partia Polski żądali przyłączenia Polski do ZSRS. OUN – UPA organizowały napady mordercze na Polaków.
Kurator okręgu lwowskiego Stanisław Sobiński został zastrzelony przez zamachowców z Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO) Bohdana Pidhajnego i Romana Szuchewycza („Tarasa Czuprynkę”) na ulicy Królewskiej we Lwowie w obecności żony.
Zamordowany został m.in. poseł Tadeusz Hołówko, minister Bronisław Pieracki i szereg policjantów. Banderowcy wymordowali w sposób okrutny ok. 200 tysięcy Polaków na Kresach II RP na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
Dzisiaj w 2016 roku siły swoje zbiera do odbudowy imperium radzieckiego putinowska Rosja. Jej pierwszym krokiem do tego celu jest zabór Krymu i „nowoczesna” wojna przeciwko Ukrainie mająca na celu wchłonięcie całego jej terytorium.
Powstaje nowe wojsko rosyjskie – separatyści – którzy oczywiście po Ukrainie będą mieli na celowniku Polskę.
Istniejący – nieistniejący rząd ukraiński to zwolennicy Stepana Bandery i jego władczych haseł zagarnięcia terytorium Polski po Krynicę.
Polska po 123 latach niewoli odzyskała niepodległość dzięki Pierwszemu Marszałkowi Polski Józefowi Piłsudskiemu. Do tego celu zmierzały właśnie narodowe powstania, kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, konfederacja barska, Powstanie Warszawskie.
Chyba trafnie Maurycy Mochnacki rodowód naszych powstań narodowych wiązał z konfederacją barską. Przypisywał jej bardzo szlachetne, narodowe cele, ale podkreślał także źródło jej niepowodzeń.
AKCJA ” BURZA” A POWSTANIE WARSZAWSKIE
We wrześniu 1943 roku Komenda Główna Armii Krajowej przesłała do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie Raport Operacyjny nr 154, czyli zmodyfikowaną wersję powstania powszechnego. Podstawowym założeniem operacyjnym było, że armia niemiecka ulegnie demoralizacji i wewnętrznemu rozkładowi w końcowej fazie wojny, jak to miało miejsce w czasie I Wojny Światowej. Stąd też przyjęto , że podstawowym warunkiem podjęcia działań powstańczych będą wyraźne objawy klęski niemieckiej armii wschodniej.
O rozpoczęciu powstania miał zadecydować Naczelny Wódz, zaś sam moment rozpoczęcia walk ustalić miał dowódca Armii Krajowej w porozumieniu z Delegatami Rządu na Kraj.
Gdy Raport Operacyjny nr 154 dotarł do sztabu Naczelnego Wodza w Londynie i został rozszyfrowany – był już rok 1943. W styczniu 1943 roku oddziały sowieckie rozbiły w Stalingradzie 6 Armię von Paulusa.
Lato 1943 roku przynosi kolejne sukcesy militarne Sowietów i staje się jasne, że na froncie wschodnim ofensywa operacyjna przeszła do rąk Stalina.
28 października 1943 roku gen. Tadeusz Bór – Komorowski zameldował, że według jego oceny należy spodziewać się rychłego wkroczenia Armii Czerwonej na obszar państwowy II Rzeczypospolitej.
27 października 1943 roku została zatwierdzona przez Radę Ministrów nowa instrukcja dla Kraju, która przewidywała dwie formy wystąpienia AK: powstanie powszechne oraz wzmożoną akcję sabotażowo – dywersyjną. Wybór zależeć miał od wydarzeń na froncie wschodnim.
Instrukcja rządu nie zyskała uznania Kraju i została odrzucona.
Zarzucano jej ogólnikowość, potraktowanie sprawy najważniejszej, tzn. stosunku AK do wojsk sowieckich, drugoplanowo, jako ewentualność, a nie rzeczywistość.
21 lipca 1944 roku Komenda Główna Armii Krajowej zadecydowała, aby objąć akcją „Burza” również Warszawę w wyniku czego 1 sierpnia 1944 roku o godz. 17:00 oddziały Okręgu Warszawskiego AK dowodzone przez płk Antoniego Chruściela „Montera”, rozpoczęły działania, które przeszły do historii jako Powstanie Warszawske.
CZYM BYŁO POWSTANIE WARSZAWSKIE?
Tego dzisiejsi, niektórzy, młodego pokolenia historycy nie rozumieją, pisząc niekiedy „mitologiczne” prace o barwie beletrystyczne j fikcji literackiej, jak np. „Obłęd 44” Piotra Zychowicza, czy też kompletną grafomańską bzdurę „Pakt Ribbentrop – Beck”, który zaistniał w zwichrzonym fata – morganą umyśle historyka Piotra Zychowicza.
Wrakiem naukowym nazwać można założenie Polskiej Akademii Nauk – I Kongres komunistycznej polskiej nauki, kontrolę polskiego środowiska naukowego dokonaną przez władze komunistyczne z likwidacja Polskiej Akademii Umiejętności oraz Warszawskiego Towarzystwa Naukowego.
Powstanie Polskiej Akademii Nauk było wynikiem postanowień zorganizowanego przez komunistyczne władze I Kongresu Polskiej Nauki (29.06 – 2.07.1951) i połączone było z likwidacją Polskiej Akademii Umiejętności oraz Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. PAN została powołana ustawą o Polskiej Akademii Nauk z 30 października 1951, a jej celem politycznym była kontrola środowiska naukowego. Początkowo była tylko korporacją uczonych, jednak w 1960 roku została przekształcona w rządową instytucję centralną, sprawującą ogólną pieczę nad nauką w Polsce i zarządzającą siecią instytutów. W 1990 roku PAN straciła status instytucji rządowej, stając się ponownie. zarówno korporacją uczonych, jak i siecią instytutów. Funkcję sprawowania kontroli nad nauką na poziomie rządu przejął Komitet Badań Naukowych.
ELŻBIETA JANICKA Z PAN HAŃBĄ POLSKIEJ NAUKI HISTORYCZNEJ
Po wypowiedzi Elżbiety Janickiej z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk Polacy mogą być zdezorientowani. Zasugerowała ona bowiem, że „Rudego” i „Zośkę” łączyła… homoseksualna miłość”. Ile w tym prawdy? – „Gdybyśmy w ten sposób na siłę doszukiwali się podtekstów, szybko doszlibyśmy do wniosku, że Ania z Zielonego Wzgórza była lesbijką” – odpowiada przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów.
„Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii” – twierdzi Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk, autorka książki „Festung Warschau”. Proponuje, byśmy krytycznym okiem spojrzeli na to, jakie postawy promuje książka, jak przedstawiana jest w niej śmierć, a jak relacje poszczególnych bohaterów: „Alka”, „Rudego” i „Zośki”. W tej ostatniej kwestii dochodzi do „rewolucyjnych” wręcz wniosków…
COŚ WIĘCEJ NIŻ PRZYJAŹŃ, TWIERDZI JANICKA
„Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym Zośkę i
Rudego do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników – mówi Janicka, wyraźnie sugerując, że „bohaterów „Kamieni na szaniec” łączyło coś więcej niż męska przyjaźń”.
Goryczy dolewa historyk Piotr Zychowicz z TV Republika, w bezczelnych antypolskich tytułach „Obłęd 44″(Powstanie Warszawskie) z rozdziałem „Władysław Sikorski, nieszczęście dla Polski” etc. czy też mityczny pseudohistoryczny „Pakt Ribbentrop – Beck” w rodzaju „co by było, gdyby było”, uwłaczający bohaterskiej pamięci Józefa Becka ministra spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej.
„KAMIENIE NA SZANIEC” TO SCHAMIENIE NA SZANIEC
Elżbieta Janicka, dekonstruktorka powstańczych mitów, pisała, że oddychamy powietrzem, w którym czuje się nienawiść. Paradoksalnie – największa chmura nienawiści wisi jednak nad jej „naukowym” własnym biurkiem.
Znany publicysta Jan Pospieszalski jeżdżąc po kraju pokusił się kiedyś o eksperyment – z czego zdał niedawno relację w tygodniku „Wsieci” i na portalu wpolityce.pl. Zadawał studentom i licealistom pytania o wydarzenia grudniowe. „Niemal w stu procentach przypadków odpowiedzią było wzruszenie ramion” – wskazuje Pospieszalski, dodając przy tym, że dla odmiany ponad połowa pytanych wiedziała, co to zbrodnia w Jedwabnem. Poznański czerwiec też większości nic nie mówił, w przeciwieństwie do pogromu kieleckiego, bo o nim wielu słyszało.
I wtedy publicysta zaproponował: „Zróbmy zamianę. Powiedzmy: masakra gdańska i jedwabnieński lipiec. Powiedzmy: zbrodnia poznańska i kielecki lipiec”. – To robiło na ludziach wrażenie – skwitował, wskazując, jak za pomocą języka można manipulować pamięcią.
Pospieszalski nie ma wątpliwości, że to pokazuje, „jak w pewnych przypadkach ktoś zadbał, żeby ocena moralna wydarzeń była podkreślana takimi słowami jak zbrodnia czy pogrom, a w innych – żeby tragiczne wydarzenia eufemistycznie powiązać z nazwami miesięcy”.
Ów proceder jest twórczo rozwijany przez postępowe środowiska naukowe, bo najwyraźniej nie ma takiej granicy, której nie mogłyby przekroczyć, żeby tylko rozprawić się z polskimi„antysemitami”. Albo „homofobami”. Albo katolikami. Albo patriotami i ich narodowymi mitami. A najlepiej ze wszystkimi naraz.
WOJSKIEGO FALLICZNA GRA NA ROGU
Chyba żadna z postępowych prowokacji nie wywołała takiej burzy, jak niedawna, do dziś gorąco komentowana, „genderowa” analiza postaw bohaterów „Kamieni na szaniec”. Elżbieta Janicka, rocznik 70., doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Slawistyki PAN, za pośrednictwem depeszy PAP postanowiła zdemaskować obraz młodych powstańców warszawskich, bohaterów kilku pokoleń czytelników książki Aleksandra Kamińskiego, czyli „Alka”, „Rudego” i „Zośki”. Językoznawczyni z PAN wskazała, że przyjaźń „Rudego” i „Zośki”, uznać trzeba za więź homoseksualną. Zasugerowała przy tym, że prawdziwym motywem, dla której oddział Szarych Szeregów zorganizował brawurową akcję odbicia 25 więźniów z rąk gestapo, w tym „Rudego”, było owo homoseksualne uczucie.
„Naukowy dowód” Janickiej wywołał – prócz głosów wielkiego oburzenia – także lawinę kpin z naukowego warsztatu pani adiunkt z PAN. Publicysta „Do Rzeczy” Marek Magierowski zaproponował badaczce z PAN listę bohaterów literackich do analizy. „Aż się prosi, by Elżbieta Janicka zinterpretowała także na nowo koncert Wojskiego na rogu tym razem w kontekście fallicznym”. „Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty / Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty / Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął«. Mój Boże, jakżeż mogliśmy być tak ślepi!”.
– „To jest bardzo niepojący trend” – martwi się prof. Ryszard Legutko, polityk PiS i były minister oświaty. – „Bo namnożyły się te różne programy genderowe na uczelniach, na to płyną pieniądze państwowe i unijne. Sam Legutko już ze dwie dekady temu prorokował, że w „Dziadach” w końcu doczekamy się ks. Piotra w homoparze z Konradem: – Padło na „Kamienie na szaniec”… „Cóż. To jest taka zaraza, która niszczy humanistykę, tymczasem to nie jest żadna rewolucja. To kalki światopoglądowe. Ciekawe, że literaturoznawstwo jest szczególnie zdegenerowane, bo spolityzowane strasznie i to w wersji neomarksistowskiej. Literatura, jak kiedyś, ma być słuszna. Spełniać wymogi politycznej poprawności. Klucz marksistowski zawierał w sobie jeden element, czyli klasę, neomarksizm ma klasę, rasę i płeć, i tylko tym się różni. I u nas się to tym kluczem wyklucza – bo antysemityzm, patriarchat, homofobia. Kiedyś były masówki, dziś są akcje medialne – mówi dziś.
I wskazuje na charakterystyczny rys warsztatu neomarksistów. – To się u nich przejawia poprzez żargon – język jest pokrętny, hermetyczny, a w gruncie rzeczy niesie prymitywny przekaz, a zasada jest taka, że im bardziej struktura mętna, tym myśl bardziej toporna.
Na szyderstwach jednak nie mogło się skończyć. Struny szarpnięte przez Janicką zagrały dla wielu zbyt perfidnie i zbyt boleśnie”. – „Zaświadczam, że byli to normalni, zdrowi, młodzi chłopcy z żelaznymi zasadami. I wielcy patrioci” – zareagowała na rewelacje Janickiej Katarzyna Nowakowska pseud. „Kasia”, odznaczona Krzyżem Walecznych, powstaniec warszawski z 3 batalionu pancernego „Golski”. Nowakowska uznała „rewelacje Janickiej za krzywdzące, niesmaczne i insynuujące rzeczy nieprawdopodobne”.
Odezwali się też inni koledzy z AK i Szarych Szeregów, zaapelowali: „My, żyjący jeszcze harcerze Szarych Szeregów i Armii Krajowej, zwracamy się do dziennikarzy, publicystów, historyków – także z PAN – o opieranie się w swoich wypowiedziach o nas na faktach, nie na piarowskich fantazjach”.
Apel tym bardziej zasadny, że na homoetykietowaniu powstańców warszawskich Janicka nie kończy. „Autorowi „Kamieni na szaniec” zarzuca antysemityzm, bo gloryfikując powstańców warszawskich – pominął milczeniem powstanie w getcie, choć był łącznikiem AK z gettem (otrzymał medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata). Tych zarzutów Janicka rzecz jasna też nie poparła dowodami”.
POWIETRZE PEŁNE ANTYSEMITYZMU
Elżbieta Janicka to nie tylko językoznawca z PAN i Collegium Civitas. Także fotografik i wykładowca ASP w Łodzi. I może właśnie tam trzeba szukać źródeł jej nietuzinkowych metod badawczych. Tu siedem lat temu pierwszy raz udało się jej skupić na sobie uwagę – za sprawą wystawy pt. „Miejsca nieparzyste”. Wśród prac puste kadry obramowane jedynie „ząbkami” kliszy fotograficznej z logo firmy AGFA (część IG Farben, firmy, która w czasie wojny wykorzystywała do pracy więźniów – w tym więźniów Aushwitz-Birkenau) i która produkowała cyklon B.
Miały one być artystyczną „rejestracją powietrza nad obozami zagłady” i zarazem symbolem „paradoksu niewyrażalności Shoah”(Zagłady). Zaś powietrzna metafora – odkrywać ukryte związki między antysemityzmem a Holokaustem. Ukryte, bo sedno metody sprowadza się do rozróżnienia pojęć „widzianego” i „widzialnego” – widzialne to jest to, co może zostać zobaczone, bo to jej wizualny przejaw, zaś widziane – już od możliwości i ograniczeń postrzegającego. Jakiż potencjał interpretacyjny!
W przypadku artystycznego wyrazu trudno odmówić takiej metodzie sensu, choć już opis autorski wystawy wskazuje, że na innych polach dostrzeganie ukrytych „w powietrzu” związków między antysemityzmem a Zagładą, może kusić niczym nieskrępowaną – nawet histeryczną – dowolnością. – W powietrzu krążą popioły, my tym powietrzem oddychamy – mówiła Janicka w wywiadzie publikowanym w katalogu. – A wiatr, chmury, deszcz? Popioły są w ziemi, w rzekach, na łąkach i w lasach, poddawane nieprzerwanemu recyklingowi, w którym uczestniczymy nie ruszając się z miejsca zamieszkania, kupując w osiedlowym spożywczym żółty ser ze spółdzielni mleczarskiej w Kosowie Lackim, miód z tamtych terenów czy sos tatarski z Wizny. Bo tam się pasą zwierzęta. W Treblince stoją przy drodze żółte, trójkątne znaki drogowe z krową. Znak z krową obok znaku „Treblinka”.
Sprawa się komplikuje, a może należałoby powiedzieć, gdy przełożyć taką metodę postrzegania rzeczywistości na język nauki. Tymczasem już w eseju komentującym „Miejsca nieparzyste” pt. „Hortus Judeorum. Refleksje oddechowe i pokarmowo-trawienne na marginesie pracy „Miejsce nieparzyste” Janicka idzie na całość. Powietrze to nie tylko przestrzeń, w której krążą popioły z krematoriów, lecz przestrzeń „przesycona niewidzialnym antysemityzmem, nienawiścią wchłanianą tak łatwo, jakby się nią oddychało”. I ukryta groźba ubrana w bezradność: nie da się zasymilować przemocy, jaką była Zagłada, gdyż jest ona obecna w stanie potencjalnym.
Metodę wyczuwania nienawiści w powietrzu wykpiła właśnie na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Mariola Dopartowa, kulturoznawca z UJ i Akademii Ignatianum: „Od pamiętnej wystawy autorka na rozmaite sposoby miele, przesiewa i pompuje czyste powietrze. Ponieważ sianie sztucznego wiatru przyniosło jej prawdziwą medialną burzę, nastąpiła eksplozja tfffu-rczych pomysłów” – wytykała Janickiej Dopartowa. I dodawała: „To, broń Boże, nie obraźliwa kpina, tylko metafora odpowiednio wyczuwanego wiatru w nauce i sztuce”.
To marna współczesność.
POWSTANIE WARSZAWSKIE – BITWA O NIEPODLEGŁOŚĆ
Wróćmy do historii. Powstanie Warszawskie było nie tylko kulminacją działań Armii Krajowej, było ono też ostatnią Bitwą o Niepodległość w tej wojnie.
W 1939 roku zgodnie z tradycją najechali nas barbarzyńcy ze Wschodu i Zachodu – Sowieci i Niemcy.
Wobec nie dotrzymania umów sojuszniczych Francji i Wielkiej Brytanii ulegliśmy, ale nie zrezygnowaliśmy z dalszej walki. Powstało Polskie Państwo Podziemne z rządem na emigracji. Kulminacją wszystkich bitew II Wojny Światowej było Powstanie Warszawskie, Bitwa stoczona o Niepodległość naszego Kraju.
Niepowodzenie „Burzy”, represje sowieckie wobec żołnierzy AK oraz zbliżanie się Armii Czerwonej do Warszawy zmuszały władze Polski Podziemnej do podjęcia nowych decyzji. Generał Tadeusz Komorowski „Bór” naciskany przez szefa sztabu Tadeusza Pełczyńskiego i płk. Leopolda Okulickiego, uznał, że w obliczu bezpośredniego zagrożenia niepodległości Polski przez ZSRS, tworzący już komunistyczne ośrodki władzy z siedzibą w Lublinie, ostatnią szansą obrony polskich praw jest samodzielne uwolnienie Warszawy z rak Niemców i objęcie władzy w mieście przez kierownictwo cywilne Polski Podziemnej.
Pomimo obawy przed sowieckimi represjami uważano, że w imię obrony niepodległości Polski należy być gotowym na ofiary i ponieść ryzyko. Wierzono jednak, że aresztowania w samej Warszawie, odbywające się – w odróżnieniu od polskich Kresów – na oczach świata, muszą spowodować reakcję rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Przekonanie to było nieuzasadnione, z czego jednak władze Polski Podziemnej nieinformowane przez rząd Mikołajczyka o rzeczywistym stosunku zachodnich sojuszników do sprawy niepodległości Polski, nie zdawały sobie sprawy.
Na decyzję o rozpoczęciu powstania wpłynęły również prowokacyjne apele nadawane w końcu lipca 1944 roku z Moskwy przez rozgłośnię Związku Patriotów Polskich z przewodniczącą Wandą Wasilewską ,wzywające mieszkańców stolicy do rozpoczęcia spontanicznej walki z Niemcami. Dowodziły one, że komuniści, mimo braku większych sił i wpływów, w chwili wkroczenia do miasta Armii Czerwonej której jednostki znajdowały się w pobliżu warszawskiej Pragi, wystąpią zbrojnie, by narzucić swoją władzę.
Podjętą decyzję uzasadniano po wojnie również nastrojem żołnierzy AK i mieszkańców stolicy, którzy domagali się odwetu za powszechny, trwający blisko pięć lat terror niemiecki, oraz wolę podjęcia walki w chwili widocznej przegranej III Rzeszy.
Mieszkańcy stolicy z pogardą obserwowali butnych dotąd żołnierzy armii „narodu panów”, w popłochu wycofujących się na zachód; w ostatnich dniach lipca zlekceważyli również żądanie okupanta, aby 100 tysięcy mężczyzn zgłosiło się do budowy fortyfikacji w mieście. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby podjęli walkę z Niemcami bez broni.
Dowódca AK wydał rozkaz rozpoczęcia walki o Warszawę 1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17 00 ( tzw. godzina „W”). Generał „Bór” działał za zgodą rządu, ale bez rozkazu Naczelnego Wodza. Zlekceważył również negatywne opinie większości oficerów Komendy Głównej AK, wskazujących na bardzo słabe uzbrojenie ( tylko co dziewiąty żołnierz brał broń palną, pozostali byli wyposażeni jedynie w granaty i butelki z benzyną, a zapasy amunicji obliczono na kilka dni) i groźbę zniszczenia miasta w wyniku walk.
Kierownictwo AK zostało również poinformowane, że nie otrzyma od zachodnich sojuszników spodziewanej pomocy w postaci zrzutów broni.
Wśród zwolenników powstania dominowało jednak przekonanie, że braki w broni zostaną zrekompensowane męstwem żołnierzy Polskiego Podziemia, którzy zdobędą je na wrogu.
W pierwszych dniach walki żołnierze AK pod dowództwem płk. Antoniego Chruściela „Montera” opanowali Śródmieście, Stare Miasto, Wolę, Powiśle, gdzie zdobyto elektrownię, część Ochoty, Mokotowa i Żoliborza. W atakach przeprowadzonych w biały dzień ponieśli ciężkie straty.
Na Pradze po dwóch dniach walk, wobec braku powodzenia, powstańcy ponownie przeszli do konspiracji. W zajętych przez AK dzielnicach miasta w rękach Niemców pozostało wiele umocnionych punktów obronnych, z których część powstańcy zdobyli w następnych dniach.
Warszawiacy przyjęli wybuch powstania z wielkim entuzjazmem.
P o w s z e c h n i e z a p a n o w a ł o u c z u c i e o d z y s k a n i a n i e p o d l e g ł o ś c i. Na budynkach wywieszano flagi biało – czerwone, a powstańcy na każdym kroku otrzymywali wyrazy poparcia. Mieszkańcy stolicy dostarczali im żywność, pomagali w opiece nad rannymi, wznosili barykady – pomimo, iż Warszawa prowadziła walkę samotnie, jej żołnierze nie byli osamotnieni.
5 sierpnia Niemcy przystąpili do natarcia na Wolę. Podczas zdobywania powstańczych barykad wykorzystywali cywilów jak „żywe tarcze”. Na Woli Niemcy i współdziałające z nimi formacje kolaboracyjne złożone z obywateli sowieckich dopuścili się masowych zbrodni na ludności cywilnej.
Zamordowano blisko 38 tysięcy ludzi bez względu na wiek i płeć, w tym dzieci i ciężarne kobiety, wymordowano personel i pacjentów Szpitala Wojskowego.
Po zdobyciu Woli i Ochoty 11 sierpnia oddziały niemieckie, wspierane przez ciężką artylerię i lotnictwo oraz pociski rakietowe, nazywane przez powstańców „krowami” uderzyły na Stare Miasto. Na skutek systematycznego ostrzału i bombardowań zabytkowa dzielnica została obrócona w gruzy.
W tej sytuacji 1 i 2 września powstańcy przerwali tam walkę i przeszli kanałami do Śródmieścia i na Żoliborz. Twarda obrona Starówki pozwoliła powstańcom ze Śródmieścia na podjęcie działań zaczepnych m.in. po kilku atakach opanowali budynek centrali telefonicznej – PAST-ę przy ul Zielnej.
Po upadku Starego Miasta, w zaciętych walkach toczonych przez cały wrzesień, Niemcy zdobyli pomimo heroicznej obrony powstańców Powiśle, Czerniaków i Mokotów.
14 września Armia Czerwona dotąd wstrzymująca swoje działania zajęła Pragę.
Alianci, wbrew oczekiwaniom przyjęli wybuch powstania obojętnie. Rząd Wielkiej Brytanii zarzucił władzom polskim, że nie uzgodnili terminu jego rozpoczęcia i przez cały sierpień zwlekał z uznaniem AK za armię sojuszniczą, co posłużyło Niemcom za pretekst do mordowania wziętych do niewoli powstańców, w tym sanitariuszek.
Niemcy zamordowali kilkanaście harcerek w większości w wieku 15 – 17 lat w Szpitalu Wojskowym i wiele sanitariuszek, które pozostały z rannymi żołnierzami AK po upadku Starego Miasta.
Prasa brytyjska początkowo milczała o powstaniu w Warszawie, później znaczna część pism bagatelizowało jego znaczenie, gorliwie natomiast tłumaczyła działania Stalina, który w pierwszych dniach sierpnia nakazał przerwanie ofensywy Armii Czerwonej na linii Wisły.
Po dramatycznych zabiegach władz polskich na uchodźstwie, głównie gen. Kazimierza Sosnkowskiego, lotnictwo polskie, brytyjskie i południowo-afrykańskie podjęło loty do Warszawy, aby zaopatrzyć powstańców w broń, co w pewnym stopniu poprawiło ich sytuację.
Operacje lotnicze utrudniała jednak długość trasy przemierzanej z Włoch nad obszarami znajdującymi się w rękach niemieckich. Po dokonaniu zrzutu samoloty musiały wracać do baz włoskich, ponieważ Stalin nazywający dowódców powstania „garstką przestępców, którzy wszczęli awanturę warszawską w celu uchwycenia władzy”, do 10 września zabraniał sojuszniczym lotnikom lądowania na terenach zajętych przez Armię Czerwoną.
W drugiej połowie września sporadycznej pomocy powstańcom udzielało również lotnictwo amerykańskie , jednak znaczna część zrzutów dostała się w ręce Niemców, którzy panowali już nad większością obszaru miasta.
Kiedy pod koniec września oddziały niemieckie zdobyły Żoliborz, dalsze prowadzenie walki stało się niemożliwe. Wobec braku żywności i leków dla rannych, tragicznych warunków życia ludności cywilnej oraz utraty nadziei na pomoc, gen. Komorowski podjął decyzję o kapitulacji.
Dwa dni później w Ożarowie podpisano układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Zgodnie z jego postanowieniami powstańcy złożyli broń i wyszli z miasta zwartymi formacjami, a następnie zostali wywiezieni do obozów jenieckich w Niemczech.
Warszawę musiała opuścić również ludność cywilna. W powstaniu zginęło lub zaginęło ponad 18 tysięcy żołnierzy AK i 150 tysięcy cywilów. Straty niemieckie były nieproporcjonalnie niższe i wyniosły ok. 16 tysięcy zabitych i zaginionych żołnierzy.
Po kapitulacji Warszawy Niemcy przystąpili do systematycznego niszczenia miasta. Wysadzono w powietrze wiele zabytków m.in. Zamek Królewski, część pałacu w Łazienkach, Pałac Saski, kolumnę Zygmunta, liczne kościoły. Spalono największe polskie biblioteki: Narodową, Publiczną i Uniwersytecką oraz archiwa, z Archiwum Głównym Akt Dawnych na czele.
Spośród 987 zabytkowych budowli ocalało 64.
Łącznie Niemcy zburzyli 42 proc. domów i gmachów użyteczności publicznej.
UKRAIŃSCY MORDERCY POLAKÓW W POWSTANIU WARSZAWSKIM
Ukraiński Legion Samoobrony (Legion Wołyński) – ukraińska kolaboracyjna ochotnicza formacja zbrojna podczas II Wojny Światowej.
We wrześniu 1943 r. władze odłamu melnykowców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów kierowanego przez Andrija Melnyka, współpracujące blisko z Niemcami, utworzyły ochotniczą jednostkę pod nazwą Legion Wołyński (Niemcy nadali mu oficjalną nazwę 31. Schutzmannschafts – Bataillon der SD). Do Legionu Wołyńskiego wstąpiła ocalała część Frontu Ukraińskiej Rewolucji.
Na jego czele stanął płk Petro Diaczenko, a cała kadra oficerska składała się z Ukraińców.
Niemcy przydzielili jedynie do jego sztabu swoich oficerów łącznikowych – SS-Hauptsturmführera Siegfrieda Assmussa i SS-Oberscharführera Raulinga. Legion miał stanowić przeciwwagę wobec banderowskiej Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Początkowo działał na obszarze Wołynia i okolic, walcząc z komunistyczną partyzantką sowiecką oraz pacyfikując polskie wsie. Legion był bardzo dobrze uzbrojony i wyposażony, miał nawet pododdział artylerii, saperów i szpital polowy. Kadry dla niego kształciły się w stworzonej specjalnie w tym celu szkole oficerskiej w Łucku. Wydawał własną gazetę „Ukraińskij Legioner”.
Po dotarciu Armii Czerwonej na obszar jego działalności został wycofany na zachód. Na początku 1944 r. na Lubelszczyźnie walczył z polską partyzantką, głównie z 1. batalionem B.Ch. Stanisława Basaja Rysia. Wziął on również udział w mordach na Polakach – 23 lipca 1944 r. w odwecie za zabicie oficera SS, Legion spacyfikował wsie Chłaniów i Władysławin zabijając 44 osoby, rozstrzelał też co najmniej kilku przypadkowo spotkanych Polaków. Według relacji polskich świadków Legion specjalizował się w wyłapywaniu cywilnych Polaków i ich wyrafinowanym torturowaniu.
Od 15 do 23 września 1944 r. Legion w sile ok. 400 ludzi brał udział w walkach z powstańcami warszawskimi na Czerniakowie, działając przeciwko Zgrupowaniu „Radosław” i Zgrupowaniu „Kryska” oraz desantowanym oddziałom 9 Pułku Piechoty 3 Dywizji Piechoty z 1 Armii WP.
Następnie przerzucono go do Puszczy Kampinoskiej, gdzie 27-30 września 1944 r. uczestniczył w działaniach przeciwko zgrupowaniu Grupy „Kampinos” AK (operacja „Sternschnuppe”). Po tych walkach wycofano go dalej na południowy zachód; uczestniczył w kolejnych walkach pod Bykowem i Krakowem. Stamtąd transportem kolejowym przeniesiono Ukraińców przez Austrię do Słowenii, gdzie walczyli z komunistycznymi partyzantami.
Ostatecznie na początku 1945 r. przydzielono ich do 14 Dywizji Grenadierów SS (1 ukraińskiej). Po zakończeniu wojny nie zostali oni wydani Sowietom, którzy o to zabiegali, ale z uwagi na potwierdzone przez Władysława Andersa polskie obywatelstwo mogli zamieszkać na Zachodzie. Był to poważny błąd polityczny Andersa który uchronił tych zbrodniarzy od kary i pozwolił im później na antypolską działalność na Zachodzie.
Ukraiński Legion Samoobrony (31 baon SD), faktycznie powstał na ziemi wołyńskiej. Z początku działał na Lubelszczyźnie, później w Kieleckiem i Krakowskiem, do Powstania Warszawskiego skierowano dwie kompanie liczące 219 ludzi na przełomie sierpnia i września 1044 r. ULS brał udział w ataku na Powiśle. W dniach 4-13 września stracili 10 zabitych i 34 rannych.
O „wyczynach” żołnierzy innych narodowości niż niemiecka, w tym przypadku ukraińska można przeczytać w raporcie ówczesnej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich pt. „Zbrodnie Niemieckie w czasie Powstania Warszawskiego”. Jest to praca zbiorowa. Wszak to ci sami Ukraińcy, nacjonaliści, mordercy, hajdamaki, piłami rżnęli, żywcem palili, pacyfikowali Powstanie Warszawskie.
UKRAIŃSCY MORDERCY Z WOLI
Komunikat, w którym 2 sierpnia 1946 roku propaganda sowiecka obwieściły światu:
„W ostatnich dniach Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego rozpatrywało akt oskarżenia przeciwko A. A. Własowowi, W. F. Małyszkinowi, G. N. Żylenkowowi, F. I. Truchinowi, D. E. Zakutnemu, I. A. Błagowieszczenskiemu, M. A. Meandrowowi, W. I. Malcewowi, S. K. Buniaczence, G. A. Zwierjewowi, W. D. Korbukowowi, N. S. Szatowowi. (…)
Wszyscy oskarżeni przyznali się do winy i zostali skazani na karę śmierci z artykułu 1. Rozporządzenia Prezydium Rady Najwyższej ZSRR z 19 sierpnia 1943 r. (…). Wyrok wykonano.
Już następnego dnia „Polska Zbrojna”, przekazując treść komunikatu, opatrzyła go tytułem „Kaci Warszawy zawiśli na szubienicy”.
Znakomitym uzupełnieniem utrwalającym skromną wiedzę o nieznanym polskiemu społeczeństwu Własowie był ten sam komunikat z „Głosu Ludu” (poprzednika „Trybuny Ludu”), pt.:
„Własow zawisł na szubienicy. Słuszna kara spotkała zdrajcę i mordercę”.
Największą taką jednostką użytą w stolicy była część brygady „RONA”, dowodzona przez Bronisława Kamińskiego. 2 sierpnia wybrano z niej 1.700 nieżonatych mężczyzn. Utworzono z nich dwubatalionowy pułk szturmowy wzmocniony artylerią.
Bezpośrednie dowodzenie nad pułkiem objął zastępca szefa sztabu brygady major Jurij Frołowiv. Pułk „RONA” przez pierwsze 10 dni walk z powstańcami (4-14 sierpnia) znajdował się na Ochocie, gdzie zajmował się przede wszystkim rabunkami i gwałtami, a także mordowaniem ludności.
14 sierpnia ludzie Bronisława Kamińskiego zajęli szpital Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej i w tym rejonie pozostawali do 23 sierpnia. Wtedy przeniesiono ich w okolice ulicy Inflanckiej.
Już po trzech dniach zostali jednak zluzowani przez Niemców. Przerzucono ich do zewnętrznego pierścienia wojsk w Puszczy Kampinoskiej. Ich zadaniem było nie dopuszczenie do połączenia się partyzantów spoza Warszawy z powstańcami.
W nocy 2/3 września oddział Armii Krajowej por. Adolfa Pilcha „Doliny” rozbił w Truskawiu batalion „RONA”, zdobywając wiele broni, amunicji oraz umundurowania i żywności.
BATALION KOZACKI
Inną jednostką policyjną był 209. kozacki batalion Schutzmannschaften (policja pomocnicza). Batalion kozacki sformowano w Warszawie z samodzielnych kompanii na trzy miesiące przed Powstaniem Warszawskim. Zresztą jednostki kozackie stanowiły najliczniejszą grupę narodowościową spośród cudzoziemców walczących z powstańcami. Oprócz wspomnianego 209. batalionu był to 3. pułk Kozaków (pułkownik Bondarenko), a także IV/57 i 69. dywizjony kawalerii oraz 572. batalion piechoty (pułkownik Zinowiew). Ten ostatni walczył w Warszawie, a dwa pozostałe dywizjony kozackie odgradzały partyzantów z Puszczy Kampinoskiej od Żoliborza. Był też rosyjski 580. dywizjon kawalerii Osttruppen, działający w składzie grupy osłonowej na Żoliborzu.
BANDEROWSKA UKRAINA
Kierowana z zagranicy działalność OUN w okresie międzywojennym polegała na aktach terrorystycznych , dywersyjnych i sabotażowych skierowanych przeciwko polskiej władzy. Zamordowany został m.in. poseł Tadeusz Hołówko, minister Bronisław Pieracki i szereg policjantów. Z rąk Romana Szuchewycza / „Tarasa Czuprynki” / zginął kurator szkolny Stanisław Sobiński. OUN posiadała na terenie Polski swoje laboratoria chemiczne w których produkowano bomby i posiadała składy broni, prowadziła na szeroką skalę akcje sabotażowe – jej członkowie podpalali folwarki, niszczyli zboże, linie telefoniczne i telegraficzne. Celem zdobycia pieniędzy dokonywali napadów rabunkowych na urzędy i ambulanse pocztowe, a nawet na pojedynczych listonoszy. Obok tego dokonywane były zabójstwa również Ukraińców, którzy lojalnie wykonywali obowiązki wobec państwa polskiego. Z rąk ukraińskich zginął poeta ukraiński Sydir Twerdochlib, dyrektor gimnazjum ukraińskiego we Lwowie – Iwan Babij, dyrektor seminarium nauczycielskiego w Przemyślu – Sofron Matwijas, ginęli wójtowie ukraińscy.
„Celem strategicznym maksimum nacjonalizmu ukraińskiego jest zbudowanie imperium ukraińskiego i ekspansja w nieskończoność. Sprowadza się to do zbudowania jednonarodowego / sobornego / państwa ukraińskiego na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych. Przy czym przynależność do ukraińskiego terytorium etnograficznego OUN określa w sposób arbitralny:
Chodzi o państwo obszarze 1.200.000 km kwadratowych, sięgające od Krynicy w krakowskiem na zachodzie do granic Czeczenii na wschodzie. Według ocen OUN – UPA w skład obecnie istniejącego państwa ukraińskiego mają być włączone terytoria należące obecnie do Polski (Podlasie, Chełmszczyzna, Łemkowszczyzna, Nadsanie) (wg. Wiktora Poliszczuka „Ludobójstwo nagrodzone”-Toronto 2003 – Oakville, ON, Canada, L6J 6S7).
Dla porównania według stanu na dzień 31 grudnia 2010 r. geograficzna powierzchnia terytorium Polski wynosi 312.600 km kwadratowych.
Lwów leży na terytorium t.zw. Czerwieńskich Grodów, które według najstarszej kroniki, kronikarza ruskiego NESTORA z 981 roku – Włodzimierz Wielki zawojował na Polakach. W owej kronice znajduje się pierwsza wzmianka o terenach na których założono Lwów :
„…poszedł Włodzimierz na Lachów i zajął im grody ich Przemyśl, Czerwień i inne grody mnogie, które do dziś są pod Rusią…”
Odtąd ziemia ta należała przez dłuższy czas do książąt ruskich, aczkolwiek często przechodziła pod polskie panowanie, bądź to bezpośrednio za Bolesława Chrobrego i Bolesława Śmiałego, bądź też pośrednio, jako lenno Polski, jak za Leszka Białego.
Czasem popadała w zależność od Węgier ( Bela i Koloman ), a od roku 1239 stała się państwem – lennem chanów tatarskich, od której to zależności uwolnił ją dopiero Kazimierz Wielki.
Niewątpliwie Lwów, to matecznik kompleksu ukraińskiego nacjonalizmu. Im bardziej nacjonaliści ukraińscy próbują podkreślić jego „odwieczną” ukraińskość, tym bardziej sobie zaprzeczają. Zamienianie historycznych polskich nagrobków na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie na ukraińskie, poprzez niszczenie polskojęzycznych napisów, czy też niszczenie litografii doprowadza jedynie do dewastowania i bezczeszczenia Cmentarza Łyczakowskiego jako zabytku, zagraża skreśleniu Lwowa z listy światowego dziedzictwa Unesco, a na pewno nie służy podkreśleniu jego „wiekowej ukraińskości”.
To samo dotyczy wmurowywania żeliwnych tablic na elewacjach starych lwowskich kościołów, jako ukraińskich cerkwi, czy lwowskich zabytkowych ciągów monumentalnych budynków, informujących, iż jest to obiekt ukraiński, wybudowany w wiekach minionych.
Ukraińskości nie dopomoże również „chrzest na Ukraińca” św. Jana Pawła II.
„Najbardziej znanym społecznie problemem związanym z „zaznaczeniem terenu” jest kwestia Cmentarza Obrońców Lwowa, zwanym Cmentarzem Orląt. Pierwsza nazwa jest „znielubiona” przez władze Lwowa.
Spory o nekropolię ocierają się o kwestię czy stanowi ona pomnik chwały oręża polskiego, czy cmentarz wojenny. To miejsce jako unikalny zabytek lwowski boleśnie obala „wyssane z palca” tezy o odwiecznie „ukraińskim” Lwowie.
Jest zwieńczeniem symboliki przez setki lat polskiej historii miasta, oraz tożsamości autochtonicznych mieszkańców, na którą nacjonaliści ukraińscy mieli i mają jedną odpowiedź:
„Lwów został założony przez księcia Daniela (Daniłę) na cześć syna Lwa. Ma to być jedyny, słuszny i uznawany dowód ukraińskości – powstały zresztą, gdy ona jeszcze nie istniała. Cokolwiek by nie robić , nikt nie zmieni historii Polski przez zwalczanie polskich zabytków we Lwowie, czy zamieniając lwowskie kościoły na cerkwie.
Jednak jakichkolwiek argumentów by nie używać, znów usłyszymy o księciu Danielu, który założył Lwów, opisywanym niemal w ten sposób, jakby już na wiele wieków przed powstaniem hymnu Ukrainy podśpiewywał go sobie zarówno w czasie łowów jak i w innym czasie.
Argument ten ignorujący kilkaset lat historii, zakrawa na to samo oszołomstwo, którym wykazują się na szczęście śladowe ilości Polaków, mówiących o słowiańskim (polskim) Berlinie.
Niezmieniona w dalszym ciągu jest postawa Ukraińców w Polsce, którzy w ślad za Światowym Kongresem Ukraińców wysuwają bezczelne roszczenia wobec władz polskich, domagając się odszkodowań za operację „Wisła”.
Związek Ukraińców w Polsce nigdy nie potępił ludobójstwa OUN-UPA na Polakach. Histerię wzniecają koła banderowskie w Polsce, które zdają sobie sprawę z tego, że pomniki ludobójców będą stanowiły duży dyskomfort dla ich polityki wybielania zbrodniarzy typu Bandera, Szuchewycz i im podobnych barbarzyńców.
Będzie też trudną do zniesienia przeciwwagą dla pomników tych barbarzyńców na Ukrainie. Smutne przy tym jest, że polscy apologeci Stepana Bandery i im podobnych uzyskują świadome poparcie dla swych niecnych zamierzeń honorowania katów polskiej ludności.
Policzkiem dla Polski, Polaków i polskości są polscy politycy wygłaszający antypolskie hasła „sława Ukrainie” w czasie niezrozumiałej swojej obecności na banderowskim kijowskim Majdanie.
Policzkiem wymierzonym w zamordowanych przez bandy OUN – UPSA 200 tysięcy Polaków na Kresach II RP jest nieuznanie przez polski Sejm koalicji PO – PSL „11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian”, oraz uchwała o „czystce etnicznej o znamionach ludobójstwa”. Te zachowania to wstyd i hańba dla wówczas rządzących Polską i bezczeszczenie pamięci bestialsko pomordowanych na Wołyniu, czy w Małopolsce Wschodniej.
A tymczasem?
Na lwowskich ulicach manifestacje „Swobody” Oleha Tiahnyboka odbywają się z wrzaskami haseł:
„Żydy, Lachy to twoi worohi, nyszcz ich”
„Smert Lachom – Sława Ukrainie”
„Lachy za San”
„Riazy Lachiw”
„Ukraina bez Lacha”
„Lachiw budut rizaty i wiszaty”
„My ne budemo mały Ukrainy, ale i Lachy tu ne bude”
„Dosyć już Lachy paśli się na ukraińskiej ziemi, wyrywajcie każdego Polaka z korzeniami”
„Naj czort tu prijde, szczoby tylko ne proklati Lachy”
„Ameryka wyhraje wijnu, to tut bude plebiscyt i budeno hołosowały, dla toho musymo wyrizaty wsich Lachiw i tody budemo miały Ukrainu”.
Maszerując ulicami Lwowa oddziały SS-Galizien niosły rozwinięty transparent z hasłem: „Smert Lachom”.
„Lachy za San”
„Riazy Lachiw”
„Lachow budut rizaty i wiszaty”
„Dosyć już Lachy paśli się na ukraińskiej ziemi, wyrywajcie każdego Polaka z korzeniami”.
Każdego roku na centralnych ulicach Lwowa jesteśmy z moją żoną świadkami owych faszystowskich i antysemickich manifestacji.
Mój ojciec nie zginął na Wołyniu, został zamordowany we Lwowie w akcji „Nachtigall”, ale nasza rodzinna pamięć o bestialsko pomordowanych Polakach w czasie II Wojny Światowej tkwi głęboko w naszej pamięci.
Zapewne więc już niedługo Lviv tłumaczony będzie jako Banderstadt, wpływając nieodwracalnie na ukraińskość tego miasta”, a Oleh Tiahnybok i jego Swoboda urządzą sobakom (psom) Polakom drugi Katyń.
Źródła:
Adam Dziurok, Marek Gałęzowski, Łukasz Kamiński, Filip Musiał -„Od niepodległości do niepodległości” – Instytut Pamięci Narodowej – Warszawa 2011
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ukrai%C5%84ski_Legion_Samoobrony
http://jaron.salon24.pl/60552,zbrodnie-ukrainskie-w-powstaniu-warszawskim-i-ich-antypolski-pie
http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=ukrainski-legion-samoobrony
http://naszdziennik.pl/mysl/6202,powstanie-warszawskie-tragedia-grecka.html Prof. Witold Kieżun, żołnierz Powstania Warszawskiego ps. „Wypad”