POLSKA
Like

25 lat mojej „wolności” cz. I-III (czyli jak to z pieriestrojką było)

18/12/2014
2015 Wyświetlenia
5 Komentarze
57 minut czytania
25 lat mojej „wolności” cz. I-III  (czyli jak to z pieriestrojką było)

Z „Lamparta” Lampedusy: „Jeśli chcemy, by wszystko zostało, jak jest, wszystko musi się zmienić”.

Z przemówienia I Sekr. PZPR Gomułki: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy!”

0


.
Na wstępie muszę wyznać, że nie byłem w pełni świadom wszystkich procesów jakie w Polsce i na świecie w ostatnich dziesiątkach lat zachodziły, podobnie zresztą, jak zdecydowana większość Polaków ogłupianych merdialną (to od francuskiego merdé, albo polskiego merdać) propagandą aż po dzień dzisiejszy. O tym wszystkim co poniżej napisałem dowiadywałem się z czasem, stopniowo z różnych źródeł oficjalnych i mniej oficjalnych, nieraz całkowicie przypadkowo, a niektórych rzeczy mogę się tylko do dziś domyślać. Jest to zatem moja całkowicie subiektywna historia tamtych lat. Ale „wróćmy do adremu” – jak mawiał pewien towarzysz.
.
Jest koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Rosjanie pracujący w tajemnicy nad wysłaniem pierwszego obiektu w kosmos dowiadują się o amerykańskim programie Vanguard. Starają się więc za wszelką cenę umieścić jako pierwsi na świecie satelitę na ziemskiej orbicie. Udaje im się to 4 października 1957r. poprzez wystrzelenie w kosmos niedokończonego w pełni satelity Sputnik 1. W USA szok! W  Moskwie i w całym „obozie” wielka radość. Od tego momentu rozpoczął się pomiędzy oboma atomowymi mocarstwami kosmiczny wyścig, w którym ZSRR stale „o krok” wyprzedzał USA. Pierwszy pies w kosmosie, pierwszy człowiek w kosmosie, pierwsza kobieta w kosmosie itd.. W tym miejscu przytoczę popularny w Polsce kawał z tego okresu.
Synek usłyszał w radiu wiadomość i biegnie do taty.
– Tato, taaato! Ruskie w kosmos wylecieli!
– Wszystkie?
– Nie tylko jeden.
– To co mi głowę zawracasz.
.
Tak się działo aż do dnia 20 lipca 1969r. Wtedy to pierwszy człowiek, obywatel Stanów Zjednoczonych AP, Neil Alden Armstrong postawił stopę na Księżycu. Transmisja z lądowania na Srebrnym Globie była przekazywana na żywo na cały świat z wyjątkiem… ZSRR. Nawet ja z rodziną siedziałem wtedy w nocy i oglądałem pierwsze kroki człowieka na Księżycu. Rosjanie w „odpowiedzi”wysłali na Księżyc automatycznego „Łunachoda” tłumacząc, że też byliby w stanie zrobić to samo co Amerykanie, ale po co skoro to samo można zrobić przy pomocy jeszcze nowocześniejszej niż amerykańska techniki, czyli wysyłając robota. Gdy w dodatku w kolejnych latach nie udało się Rosjanom skopiować z sukcesem amerykańskiego programu wahadłowców (prom kosmiczny „Buran” poleciał w kosmos tylko raz, bo po powrocie już się do niczego nie nadawał – cud, że wrócił) stało się jasne, że w rosyjskim mechanizmie zaczęło coś poważnie zgrzytać. Nie to żeby tam coś wcześniej nie nawalało. Nawalało, normalnie, jak to w socjalizmie, ale widać było, że skala nawalania stawała się już niepokojąco duża mimo zapewnień propagandy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nadal jako obóz socjalistyczny z ZSRR na czele przodujemy w każdej dziedzinie na świecie, a zwłaszcza kosmiczno-militarnej. Co się więc zatem stało?
.
Otóż radzieckim niedomaganiom „winny” był dynamiczny rozwój elektroniki i nowych technologii na świecie, a raczej ich niedorozwój w państwach Wschodniego Bloku, co zresztą tam skrzętnie ukrywano przed zwykłymi ludźmi.
Starsi czytelnicy pamiętają zapewne takie terminy jak “Zimna Wojna”, czy “Żelazna Kurtyna”. Pierwszy dotyczył głównie blokady ekonomicznej i technologicznej stosowanej przez Zachód, a drugi prewencyjnej blokady informacyjnej stosowanej z kolei przez Blok Wschodni. W blokadzie technologicznej największą rolę odgrywał system kontroli eksportu nadzorowany przez Komitet o skrócie COCOM utworzony przez 17 państw dysponujących najbardziej rozwiniętą technologią (USA, Japonia, Australia, kraje zachodnioeuropejskie).
Nazwa i działalność COCOM stała się bardziej znana w Polsce za czasów Reagana po ogłoszeniu strategii “Gwiezdnych Wojen”. ZSRR zaczął pozostawać w tyle nie tylko jeśli chodzi o możliwości produkcyjne nowoczesnych komponentów elektronicznych, ale także jeśli chodzi o ilość, jakość i koszty produkcji podzespołów elektronicznych dotychczas produkowanych, a także koszty “pozyskania” niemożliwych do wyprodukowania w ZSRR części niezbędnych dla zaawansowanej techniki wojskowej i kosmicznej.
.
Niektórzy z czytelników jeszcze zapewne pamiętają permanentnie psujące się wielkie i ciężkie kolorowe telewizory radzieckie marki „Rubin” grożące wybuchem, lub pożarem mieszkania (autentyczne!). To był właśnie wspaniały przykład „zaawansowanej” technologii produkcji i „nowoczesnej” radzieckiej elektroniki. Z czasem ten dystans tak się powiększył (wynalazek mikroprocesora, komputera osobistego i sieci nazwanej później internetem), że dla KGB było jasne, że wyścig w dziedzinie innowacji i nowoczesnej technologii już przegrali i dotychczasowymi metodami systemowymi nic już nie da się więcej osiągnąć. Przeminęły czasy wojennego komunizmu i apelami typu „Wsie dla fronta” i „Spasaj Rodinu” oraz bagnetami już nie dało się ludzi mobilizować do wysiłku (zwłaszcza intelektualnego) zgodnie z zasadą wielkiego cwaniaka Talleyranda: „Bagnetem można zrobić wszystko, nie da się tylko na nim siedzieć”.
.
Kulejącą gospodarkę państw socjalistycznych osłabiała jeszcze negatywna polityka kadrowa zwana w Polsce „BMW” (Bierny, Mierny, ale Wierny), Wiele uczciwych osób nie chciało się zapisywać do PZPR, a także nieraz ukrywało swoje możliwości intelektualne w pracy zawodowej, aby nie być wykorzystywanym. Zresztą i tak wyższy awans zawodowy był dla tych osób, jako niepartyjnych praktycznie niemożliwy. Znam to wszystko dobrze, bo sam, jak i moja rodzina tego doświadczaliśmy.
.
Co prawda w państwach „obozu” próbowano jeszcze w tym okresie tzw. „skoku rozwojowego” poprzez masowy zakup zachodnich licencji za udzielone przez Zachód kredyty i następnie samodzielne dalsze ich rozwijanie na wzór japoński (tak się to władzy wtedy marzyło), ale niewiele to pomagało. Sprzedając licencje na kredyt, Zachód pozbywał się technologii, które przestawały być już nowoczesne i schodziły z tamtejszego rynku, natomiast w Polsce brakowało inżynierom motywacji, aby je dalej rozwijać, lub nie byli w stanie ze względu na blokadę informacyjną intelektualnie temu podołać. Próbowano jeszcze ratować sytuację przez tworzenie WOG-ów (Wielkich Organizacji Gospodarczych) – monopoli na wzór koreańskich „Czeboli”, ale prowadziło to jedynie do mnożenia ilości dyrektorów i powiększania nieproduktywnej administracji. Charakterystyczny obrazek z tego okresu, to niewielka hala produkcyjna i stojący obok wielki biurowiec pełen dyrektorów, sekretarek i urzędników różnych szczebli. Bizantyński gigantyzm w czystej formie. No cóż, socjalizm nawet w poluzowanej formie zarządzania gospodarką to nie to co kapitalizm (nawet w ograniczonej formie).
.
Myślę, że już wtedy „patrioci” z KGB myśleli o jakiejś formie zmiany systemu sprawowania władzy w ZSRR. Sprawę wcześniej najprawdopodobniej przedyskutowano w miejscowości „X” (Układ z „X”) w szerszym międzynarodowym gronie (być może także z udziałem Niemiec, jak również  „starszych i mądrzejszych” światowych bankierów), aby wybrać jak najlepszy scenariusz zmian. Być może była to cała seria spotkań, ale to nie istotne. „Widomym” dla szerszej publiki efektem takiego układu było spotkanie Reagana i Gorbaczowa w Reikjaviku w 1986 (tzw. Nowa Jałta) Porównaj: http://wiewiorvaldi.salon24.pl/308438,reykjavik1986-nowa-jalta-i-poczatki-okraglego-stolu
.
Kiedyś historycy pod ten „X” podłożą konkretną nazwę, tak jak pod układy z Jałty i Teheranu (nie należy mylić tego układu z “Okrągłym Stołem” – to nie ten poziom – tam odbył się tylko przydział stanowisk i dziedzin do pilnowania).
Coś tam pewnie w tym „X” uzgodniono i uchwalono i Zachód zaczął, jak to wcześniej wspominałem udzielać bezproblemowo Polsce (i innym państwom Wschodniego Bloku) pożyczek, mimo, że zdawał sobie sprawę z niemożliwości ich spłacenia przez Państwo Polskie, chociaż jak na dzisiejsze zadłużenie Polski szacowane na prawie bilion dolarów te marne 10mld dolarów pożyczone przez Gierka wydaje się dzisiaj kwotą śmieszną. Prawdopodobnie ustalono też, że w zamian za te pożyczki oraz pomoc w transformacji gospodarczej w ZSRS, Zachód uzyska (czasowo?) możliwość eksploatacji państw Wschodniego Bloku po zaistnieniu w nich „przemian ustrojowych”, a zwłaszcza wyciągnięcia z tych państw „świeżej krwi”, która ożywiłaby starzejącą się i zdegenerowaną moralnie Zachodnią Europę, czyli umożliwienie emigracji zarobkowej  do UE dynamicznych i dobrze wykształconych młodych ludzi. Jednym z warunków było zapewne też  pozostawienie u władzy po „pieriestrojce” w „Demoludach” komunistów, którzy będą gwarantowali ciągłość procesów transformacji, oraz dawali gwarancję wypełnienia warunków zawartych porozumień, w tym oczywiście także w Polsce
.
Można powiedzieć, że w „X” Amerykanie sprzedali nas komunistom po raz drugi! Pierwszy raz sprzedali nas w Teheranie i Jałcie Stalinowi, który wysłał następnie do Polski 100tys. specjalnie w tym celu wyszkolonych „prawdziwych Polaków” żeby zorganizowali Polakom „demokratyczno-ludowe” sądownictwo i administrację. Zaś w 1989 oddali nas ponownie pod kuratelę po raz drugi tym samym komunistom, oraz ich wykształconym na Harwardach i Oxfordach dzieciom i wnukom, które nabyły na nich już bardziej wyrafinowanych umiejętności i metod „demokratycznego” trzymania za pysk społeczeństwa niż prostackie walenie w mordę, łamanie kości i zrywanie paznokci stosowane przez ich rodziców w celu utrzymania w Polsce władzy. No, ale teraz to są już ICH ludzie zgodnie z ICH amerykańską dewizą: „To ..…syny! Ale to nasze ..…syny”!
Z uzgodnionych wtedy w „X” „warunków” dla Polski (ale także dla innych „Demoludów”) zwolniono prawdopodobnie obszar byłej NRD (Niemieckiej Republiki Demokratycznej).
˛
Przeprowadzenie, jak to nazwano, „pierestrojki” w „Demoludach” musiało być majstersztykiem dogranym w każdym szczególe. Zadanie było bardzo trudne. Z jednej strony obawiano się zapewne, że ze względu na dużą ilość wyhodowanego przez lata socjalistycznego małokumatego betonu” wojskowego, politycznego i gospodarczego na wszystkich szczeblach kierowania i zarządzania może dojść do zablokowania pieriestrojki. Z drugiej strony, że może dojść do wyzwolenia się jakichś niekontrolowanych ruchów na dużą skalę, które zniweczą przyjęty scenariusz i pozbawią komunistów władzy, a z trzeciej obawiano się przypadkowego uruchomienia broni atomowej.
˛
Podobne obawy mieli też na pewno Amerykanie i Strona Zachodnia. Najwidoczniej ustalono wraz z USA, że „Pieriestrojkę” trzeba będzie najpierw eksperymentalnie przetestować poza samym ZSRR z korzyścią dla wszystkich stron porozumienia. Wybór padł na najweselszy barak w obozie socjalistycznym nieraz wykazujący swoją niestabilność, ale i także „właściwe” postępowanie władzy podczas zachodzących wcześniej wymian kierownictwa na najwyższych szczeblach rządzenia (rok 56, 68/70).
.
Oczywiście zanim przystąpiono do konkretnego działania, wybrano wcześniej ludzi, którzy następnie mogliby stać się „autentycznymi” przywódcami ludowymi „słusznych protestów”. Podobno (sam nie czytałem) w książce „Przerwana dekada” Gierek podaje, że mieli swoich ludzi w Gdańsku Szczecinie i Jastrzębiu , czyli tam, gdzie później podpisano porozumienia w 1980r (porozumienia podpisali: Wałęsa, Jurczyk, Sienkiewicz). Jak kiedyś usłyszałem w dyskusji w programie I PR, tow. red. Rolicki (jeden z lepiej poinformowanych dziennikarzy partyjnych uczestnik wielu spotkań na „najwyższych szczeblach”) powiedział, że po rozpoczęciu strajków na Wybrzeżu jeden z ważnych funkcjonariuszy uspakajał Gierka i zebranych na posiedzeniu wystraszonych towarzyszy, żeby się nie martwili, bo (ONI) mają całkowitą kontrolę nad przywódcą strajku w Stoczni Gdańskiej (Wałęsą). Gierek nie przypuszczał być może jeszcze wtedy, że wkrótce cała PZPR zostanie odsunięta od władzy przez wojsko, a on sam stanie się głównym kozłem ofiarnym zaś cywilne służby specjalne (SB) zostaną przejęte przez wojskowe (WSW później WSI). Dzisiaj już wiadomo z teczek IPN, że Wałęsa, Jurczyk i Sienkiewicz byli agentami SB!
˛
Cofnę się teraz w narracji, aby przypomnieć wydarzenia, które się jeszcze na te wszystkie plany nałożyły. Wybór 16 października 1978 papieża Polaka, a później jego pielgrzymki do Polski (podczas których Polacy zorientowali się ilu ich jest) skomplikowało zapewne ułożony wcześniej scenariusz.
Z kolei w ZSRR starzejący się Breżniew oraz jego następcy, (Andropow, Czernienko) przestali rozumieć zmieniającą się sytuację na świecie, a nawet rozumieć co się wokół nich dzieje, co już nawet trudno było ukryć w mistrzowsko cenzurowanej telewizji. W Polsce żartowano, że są to cyborgi produkcji amerykańskiej na które naciągnięto „skóry” nie żyjących już w rzeczywistości ich poprzednich właścicieli.
˛

Żeby nie było za mało kłopotów, to na to wszystko nałożył się jeszcze wybór w 1980r. Ronalda Reagana na prezydenta Stanów Zjednoczonych Am.Płn, który ogłosił koniec uległości USA wobec ZSRR oraz program tak zwanych „Gwiezdnych Wojen”.
Sama strategia „Gwiezdnych Wojen” była mocno “dęta”, ale na tyle przestraszyła gerontokratycznych przywódców ZSRR, że zadecydowali oni o przesunięciu sporych pieniędzy na wojskową i kosmiczną rywalizację z USA. Spowodowało to taką gospodarczą „zadyszkę”, że nie było już wyjścia. “Patrioci” w KGB doskonale zdawali sobie sprawę, że jeszcze kilka lat takiej “zabawy”, a te “Gwiezdne Wojny” wpędzą w kompletną nędzę całą ludność ZSRR i postanowili dłużej nie czekać i “Matuszkę Rosiję” ratować.

Uruchomiono scenariusz „Pieriestrojki”. Nie przewidziano jednak tak dynamicznego rozwoju „Solidarności” (zapisało się do niej 10mln Polaków), co zagrażało realizacji planu i mogło wręcz go wywrócić do góry nogami. Trzeba było więc na jakiś czas odłożyć scenariusz przemian, a wcześniej zdusić „Solidarność”, która przestawała być już w pełni „sterowna” dla KGB i podległych KGB służbom w Polsce, gdyż w wielu przypadkach wyłonili się z niej autentyczni przywódcy, którzy zaczęli mieć wpływ na postępowanie członków organizacji odsuwając na dalszy plan kierujących dotychczas „Solidarnością” agentów znajdujących się na różnych jej szczeblach. O zgrozo, wysuwano nawet żądania zmiany przywódcy ruchu (Wałęsy). W celu zapobieżenia takiemu obrotowi sprawy z jednej strony na Polskę naciskał Zachód, żądając spłat odsetek i pożyczek, a z drugiej strony na sprawującego wówczas władzę w Polsce Jaruzelskiego naciskał Kreml, żeby zrobić z Solidarnością porządek, bo jak nie, to odetną dostawy surowców do Polski. Wprowadzając w udany sposób 13 grudnia 1981 roku stan wojenny Jaruzelski uratował pierwotne plany spowalniając i odsuwając kontynuację „pieriestrojki” do 89 roku i umożliwiając tym sposobem lepsze przygotowanie się stronom do kolejnego jej etapu. Po wprowadzeniu stanu wojennego osobiście miałem nikłą nadzieję, że Jaruzelski sprawując absolutną władzę wprowadzi reformy gospodarcze w stylu Deng Siao Pinga w Chinach, ale patrząc na rozwój sytuacji szybko się tych złudzeń wyzbyłem.
Koniec części pierwszej
Janusz Żurek

Część 2

W tym samym czasie, gdy w Chinach pod szyldem socjalizmu wprowadzano XIX wieczny kapitalizm Polska pogrążała się coraz bardziej w socjalistycznym marazmie. Co prawda próbowano sytuację gospodarczą ratować wprowadzając tzw komercjalizację i stosując wyprowadzanie państwowego kapitału do półprywatnych „państwowych” spółek z o.o. (później już całkowicie prywatnych) umożliwiając tym „uwłaszczenie się” komunistów, ale sytuacji ludności to nie poprawiało. Nawet faktyczne wprowadzenie w roku 1988r kapitalizmu do polskiej gospodarki (sic!) Ustawą Wilczka, choć umożliwiało powstawanie małych firm, nie ratowało wtedy jeszcze na tyle sytuacji gospodarczej (która stawała się tragiczna), aby trend spadkowy znacząco odwrócić.
.
Niezależnie od gospodarczego poluzowania nadal odbywało się w Polsce wyłapywanie niedobitków solidarnościowych działaczy.
Gdy już wszystkich działaczy “pierwszej” Solidarności „zneutralizowano” w więzieniach, śmiertelnie zastraszono, wygnano za granicę lub „przerobiono” na agentów można było dalej bez przeszkód realizować zaplanowany wcześniej i trochę skorygowany scenariusz „pieriestrojki” i zacząć rozmowy o „oddaniu władzy” i „zmianie systemu” przy “Okrągłym Stole” i innych „Podstolikach” (Magdalenka). W rozmowach tych ze strony „Ludu” uczestniczyły osoby reprezentujące siły „drugosolidarnościowe” („piastujące znamiona władzy” w Polsce, z resztą do dzisiaj). W rozmowach w „Podstoliku” w Magdalence uczestniczył także nieżyjący obecnie późniejszy prezydent Lech Kaczyński, który zostawszy prezydentem RP twierdził później, że nie było w Magdalence żadnej zmowy, tylko rozmowy!
.
Podobne sterowane przez KGB “rewolucyjne” zmiany przebiegły już gładko i bez „solidarnościowych” przeszkód w innych krajach bloku, a na końcu w samym ZSRR. Tylko w Rumunii naród był do tego stopnia zdezintegrowany, że ani rusz nie można było ludzi podburzyć i “pieriestrojkę” musieli zrobić własnymi rękami sami agenci Securitate, zabijając uprzednio prezydenta Ceaușescu i jego żonę dla uwiarygodnienia, że coś się jednak w kraju dzieje na serio, a przy okazji usuwając niewygodnych świadków, którzy mogliby zdradzić na procesie kto tej „rewolucji” w rzeczywistości w Rumunii dokonał.
.
Jeden z działaczy “pierwszej” Solidarności (druga to już w większości agenci Kiszczaka i ci co się dali nabrać oszukańczej propagandzie) podzielił się kiedyś w wywiadzie radiowym gorzką refleksją: “Trzeba nam było w 1980r. bronić socjalizmu jak niepodległości, a nie tworzyć Solidarność. Co prawda do dziś jeździlibyśmy Maluchami i Syrenkami, liczyli na komputerach Atari, ale Ruscy dogryzaliby ostatnie pędraki.” I tego właśnie najbardziej obawiali się KGBiści. Na ich szczęście (a nasze nieszczęście) Jaruzel tak przestraszył Polaków stanem wojennym, że uratował KGB-istom “pieriestrojkę”, która mogła być dalej kontynuowana bez obawy wymknięcia się jej (zwłaszcza w ZSRR) spod kontroli KGB. O faktycznej możliwości takiego „wymknięcia” świadczy przykład późniejszego nieudanego „Puczu Janajewa” zorganizowanego przez partyjny beton z KPZR w celu odbicia władzy z rąk „reformatorów”.
.
Myślę, że w 1981r. po doświadczeniach wojny w Afganistanie, ludzie w Rosji mieli już dość kolejnych wojennych awantur i z uwagi na możliwość rozpadu i destabilizacji ZSRS KGB nie zaryzykowałoby włączenia się ZSRR do nowej „polskiej awantury” w 1981r. Myślę, że gdyby nie stan wojenny wprowadzony przez gen. Jaruzelskiego Polska już dawno byłaby naprawdę wolna. I o dziwo, po tym jak 4 czerwca 1989r. „skończył się w Polsce komunizm” jakoś ZSRR nie odciął dostaw surowców do Polski, czym tak wcześniej straszono Jaruzelskiego w przypadku dopuszczenia „solidaruchów” do władzy. Co prawda „zwycięstwo” strony „solidarnościowej” było częściowe, ale i tak strona rządowa nie spodziewała się, że w Sejmie kontraktowym, zasiądzie 160 posłów „Drugiej Solidarności” na 161  możliwych miejsc do zajęcia uzgodnionych w magdalenkowym kontrakcie. Ja osobiście do tej „Drugiej Solidarności,” podobnie jak wielu innych Polaków, już się nie zapisałem. Coś mi tam śmierdziało. Teraz już wiadomo, że ta „Druga Solidarność” składała się głównie z agentów służb specjalnych i pożytecznych idiotów, którzy dali się omamić „wolnościową” propagandą.
.
Tak na marginesie nie wiadomo jak wtedy potoczyłaby się sytuacja gdyby w pierwszych numerach „Gazety Wyborczej”, która zaczęła ukazywać się na miesiąc przed wyborami od początku nie było cenzury i manipulacji. Gdyby na przykład w „Gazecie” ukazały się w owym czasie zdjęcia bruderszaftów rządowo-solidarnościowych pitych w Magdalence, to nie wiadomo czy kontraktowe wybory w ogóle by się odbyły, zwłaszcza, że wielu rodaków było w owym czasie świeżo po lekturze „Roku 1984” i „Folwarku zwierzęcego” Orwella. Niestety „Wyborcza” zrodziła się, delikatnie mówiąc, z „półprawdą” na ustach, a właściwie szpaltach i tak to już jej pozostało. W internecie można znaleźć zdjęcia bratających się w Magdalence Wałęsy i Michnika z Kiszczakiem i z Jaruzelskim. Są też zdjęcia i innych pomniejszych „działaczy”.
.
Próby stworzenia po 1989 roku rzeczywiście niezależnej prasy tłumiono na różne sposoby. Taki nowo powstały wówczas „Czas” krakowski nie dostawał przydziałów papieru, nie drukowano go na kredyt, nie dostawał intratnych ogłoszeń rządowych i samorządowych (jak inne „jedynie słuszne” gazety) i robiono mu problemy z kolportażem, aż wreszcie „jedynie słusznie” zbankrutował podobnie, jak i inne nowo powstałe niezależne tytuły. Jako wyjątek potwierdzający regułę można podać casus tygodnika „Najwyższy Czas” wydawany przez Korwin-Mikkego, który jako jedyny z jako tako niezależnej prasy przetrwał na rynku. Choć z perspektywy czasu coraz bardziej podzielam przekonanie niektórych, że został stworzony po to, aby skupiać ludzi o poglądach wolnościowo-konserwatywnych i wyprowadzać ich na manowce, aby czasem nie zagrozili władzy pochodzącej z amerykańskiego „namaszczenia”.
.
Aby z kolei zagospodarować „umysłowo” całą rzeszę sfrustrowanych i niepotrzebnych już szeregowych członków partii, głównie sierot po PZPR (wyższe szarże zgodnie z umową z „X” załapały się do rządu, administracji, zarządów i rad nadzorczych państwowych spółek, bądź miały już „własne” przedsiębiorstwa założone na uprzednio „uwłaszczonym” majątku państwowym) były minister propagandy stanu wojennego, Urban założył pismo „NIE”, które cieszyło się wielką popularnością i miało wtedy milionowe nakłady.
.
Z kolei spora część towarzyszy, zwłaszcza o korzeniach religijnych, stała się namiętnymi słuchaczami „Radia Maryja” utworzonego przez ojca Tadeusza Rydzyka, który czując koniunkturę, odpowiednio do poglądów słuchaczy serwował im w audycjach treści religijno-socjalistyczne. Działając rozumnie i roztropnie, Ojciec Dyrektor jako świetny kapitalistyczny menedżer stworzył później wiele wspaniałych dzieł łącznie z „TV Trwam”, za co należy mu się uznanie i nieustające poparcie. Jak widać w owym czasie wszystko nadal było pod kontrolą, w tym nawet (jak się to ludziom wydawało) „wolne media”.
.
Ponieważ zmieniono prawie wszystko, a zarazem wszystko zostało po staremu, to można było „całkowicie oddać” władzę i z powrotem zacząć „od nowa” reaktywować powoli socjalizm pod kapitalistycznym szyldem z tym samym, choć jakby nie tym samym ośrodkiem władzy. Zachód, który trochę stracił na pieriestrojce (umorzono nam część długów, a zwykli ludzie przysłali trochę paczek z dobrego serca) zaczął odrabiać straty wykupując za „czapkę gruszek” lub symboliczną złotówkę zakłady i ziemię w Polsce. Podobno przy wykupie zakładów „obowiązująca” stawka łapówki wynosiła 1/3 rzeczywistej wartości zakładu lub ziemi pod zakładem, co było tajemnicą Poliszynela dla nabywców. Niebagatelną sprawą była też możliwość wykupu zakładu w celu zlikwidowania konkurencji. Na przykład jedna z niemieckich firm kupując wrocławskie zakłady elektroniczne Elwro” zyskała podwójnie. Za jednym zamachem błyskawicznie zlikwidowała konkurencję zrównując „Elwro” z ziemią, a równocześnie uzyskała w ten sposób cenny grunt w środku miasta za niewielkie pieniądze. Można ze smutkiem skonstatować, że odkąd towarzysze przeszli (czasowo?) pod kuratelę Amerykanów mogą się teraz w Polsce „napaść” znacznie więcej niż za panowania wszystkich przywódców ZSRR razem wziętych.
.
Prawdopodobnie wcześniej ustalono w rozmowach w „X” jakie przedsiębiorstwa i branże mają być w Polsce w ramach „pieriestrojki” na „kapitalizm” docelowo zlikwidowane, a jakie mogą jeszcze chwilowo pozostać. Jakie? – Wiemy już dzisiaj dokładnie. Nadmienię tylko, że w czasie gdy w Polsce likwidowano w błyskawicznym tempie przemysł elektroniczny, Korea i Tajwan otrzymały z zachodnich banków nisko oprocentowane pożyczki, aby mogły pokryć lukę podażową na sprzęt elektroniczny po zlikwidowaniu tego typu przemysłu w Polsce i innych krajach Europy Środkowej.To spowodowało dynamiczny rozwój i potanienie produkcji takich firm jak Samsung, Goldstar (LG), Daewo i wielu innych. Polscy konsumenci w wyniku tego dostali tańszy, „bajerniejszy”, niepsujący się tak jak dotąd oraz nowocześniejszy sprzęt. Niestety jako producenci i obywatele zostali pozbawieni pracy w przemyśle elektronicznym, dochodów z produkcji i ciułanych przez dziesiątki lat zapasów dolarowych, które po sztucznie zaniżonym kursie, na ten sprzęt (lub na możliwość przeżycia) w tych trudnych czasach wydawali. Jedynym krajem Bloku Wschodniego (nie licząc ZSRR), w którym nie dość, że nie zniszczono przemysłu elektronicznego, a zwłaszcza jego podstawy, czyli produkcji podzespołów mikroelektronicznych, była…..NRD! Tam przemysł ten dofinansowano, a nawet znaleziono dla niego inwestorów z USA (np. producenta mikroprocesorów, firmę AMD).
.
Należałoby jeszcze przy tej okazji powiedzieć kilka słów na temat osławionego Planu Balcerowicza. „Uzdrawianie” polskiej gospodarki finansowej zgodnie z planem Sachsa, nazywanym dla zmyłki Planem Balcerowicza odbywało się mniej więcej w taki sposób:
Ustalona przez Balcerowicza niska cena dolara USA i jego sztywny kurs wymiany oraz wysokie odsetki w bankach w Polsce powodowały napływ kapitału spekulacyjnego, który dolary dosłownie wysysał z Polski. Schemat był prosty. Zamiana dolarów na złotówki. Przetrzymanie w polskich bankach przez kilka miesięcy, a następnie zamiana kilkudziesięcioprocentowej nadwyżki narosłych odsetek na dolary po tym samym kursie co wcześniej (9500zł za 1 USD), a następnie wywóz „zarobionych” dolarów z Polski. Co sprytniejsi zagraniczni „inwestorzy” mogli w ten sposób w ciągu roku „zamienić” jeden milion dolarów na trzy do pięciu milionów. Niektórzy zachodni biznesmeni z wdzięczności rozważali nawet wysunięcie z tego powodu kandydatury Balcerowicza do Nagrody Nobla. Biorąc przykład z „góry” inni „biznesmeni” na przykład spod znaku „ART-B” też „kręcili lody”, i to nie złe, z kolei na swoim bankowym „oscylatorze”. „Sprywatyzowano” (czyli sprzedano w obce ręce) także polskie banki, a zmieniając ustawę o bankowości umożliwiono transfer 15 % ich zysków za granicę.
.
Zniesienie ceł na gotowe wyroby, niska (stosunkowo – jak dla kogo) cena dolara (i sztywny kurs) spowodowała, o czym wcześniej nadmieniałem, że opłacało się masowo sprowadzać sprzęt elektroniczny (choć nie tylko), chętnie kupowany na rynku, co z kolei spowodowało gwałtowny upadek całego polskiego przemysłu. W dodatku dla „ochrony” produkcji elektronicznej i rynku elektroniki wprowadzono cło na części elektroniczne na skutek czego niemożliwa była modernizacja wyrobów krajowej produkcji (wcześniej wiele elementów było objęte embargiem COCOM). W ten sposób poprzez państwowy „protekcjonizm” załatwiono błyskawicznie polski przemysł elektroniczny. Nawet nie dano mu szansy powalczenia przed zbankrutowaniem.
.
Do upadku wielu średnich i dużych zakładów w Polsce przyczyniał się też wprowadzony ekstra podatek od wzrostu wynagrodzeń, tzw „Popiwek” w wysokości 200-500% przy wzroście płac o 0,2%. Przy tak ogromnej inflacji i parciu w związku z tym pracowników na podwyżki zarobków był on gwoździem do trumny dla wielu zakładów. W dodatku wprowadzenie jednostronnie przez Balcerowicza zmiennej stopy opodatkowania do nowych, ale i także do zawartych wcześniej, kredytów w wysokości sięgającej 40% miesięcznie zabrało ziemię wielu chłopom (nie jeden się powiesił), których wcześniej Wałęsa namawiał do brania pożyczek na rozwój swoich gospodarstw, a także przyczyniło się do upadku wielu dużych i średnich zakładów, które ze względu na sezonowość produkcji (np. przetwórni) odcięło od możliwości zakupu surowców do produkcji na kredyt. Poza tym stara komunistyczna kadra kierownicza jeśli była sprytna, to nadal „wyprowadzała” kapitał i maszyny do własnych spółek (czytaj rozkradała zakłady), albo jeśli była „ciężko” myśląca, to swoją głupotą doprowadzała je do niewypłacalności nawet nic z nich nie kradnąc. Wykorzystywały to z kolei mające stosowne kontakty osoby, które załatwiały sobie zakup takich zbankrutowanych zakładów, bywało że za „gotówkę”, która znajdowała się na kontach zbankrutowanego zakładu, lub którą efektywnie ściągano od wierzycieli. Z ramienia rządu sprawami „prywatyzacji” zajmował się wówczas minister Janusz Lewandowski zyskując sobie przydomek „Fabryka” i późniejsze stanowisko komisarza w UE.
.
W tym samym czasie gdy u nas sprzedawano zakłady bywało, że za „czapkę gruszek” (nie tylko elektroniczne i nie tylko Polakom, a zwłaszcza nie Polakom), aby je nie inwestując następnie wyeksploatować do zera, bądź od razu likwidować, a Balcerowicza ogłoszono geniuszem polskiej ekonomii, takie kraje jak Korea, Taiwan czy Chiny Ludowe rozwijały się znakomicie. U nas było dwucyfrowe bezrobocie, a tam gospodarki kręciły się dwucyfrowo na maksa!
.
Aby nie dopuścić do wybuchów społecznych wprowadzono zasiłki dla bezrobotnych, a Kuroń senior serwował swoją zupę dla ubogich i opowiadał dyrdymały w telewizji. Niewątpliwie największe spustoszenie zasiłki te spowodowały zwłaszcza w środowisku wiejskim.
Zamiast nadać ziemię pracownikom upadających PGR-ów, to dano im zasiłki, żeby mieli za co pić z rozpaczy po utracie pracy i zarobków. Jeszcze gorsze były skutki wprowadzenia zasiłków dla młodzieży wiejskiej kończącej szkoły. Nie jednej matce na prośbę o pomoc w domu czy gospodarstwie hardy osiemnastolatek odpalił: „Odczep się matka. Sama se rób, za swoje piję!”. Nikt nie pomyślał (chyba, że właśnie tak było z góry zaplanowane), żeby te zasiłki dla młodego człowieka nie wypłacać mu do ręki, ale rodzicom na każde gospodarstwo. I o to mam wielki żal do Jaruzelskiego, Mazowieckiego, Kuronia, Balcerowicza i reszty tej całej kliki.
A gdy w późniejszych latach mimo zadawanych jej stale ciosów, polska gospodarka zbytnio (7%) zaczęła się rozwijać (jak to mawiali w TV „eksperci” – „przegrzewać”), to Balcerowicz ją chłodził stając się jej głównym „hamulcowym” (A co, drugich Chin się wam zachciało?). Gdy już przestał być ministrem, to na krakowskiej AE za niezłe pieniądze miał piękne i rozsądne wykłady, które można by zatytułować: „Jak nie postępować z gospodarką.” (w domyśle na przykładzie okresu gdy ja nią zarządzałem).
.
Tych którzy chcieliby pogłębić temat „prywatyzacji” w tamtych czasach odsyłam do książek Henryka Pająka. Znajdą tam prawie kompletny opis wyprzedaży za bezcen polskiego majątku i likwidacji przemysłu, w dużej części zmodernizowanego w latach 70-tych dzięki pożyczkom Gierka. Mimo wszystko trzeba oddać Gierkowi sprawiedliwość w tym względzie. Za jego 10 pożyczonych miliardów dolarów wybudowano w Polsce kilka, jak na owe czasy, nowoczesnych zakładów (np. „Polkolor”, „Huta Katowice”), zbudowano „Gierkówkę” oraz unowocześniono wiele procesów produkcyjnych w innych fabrykach, które następnie po 1989r. sprzedano za łapówki nawet za symboliczną złotówkę. Pytanie co zrobiły za prawie bilion pożyczonych dolarów, poza zewnętrznym upiększeniem miast i miasteczek, deficytowym Stadionem Narodowym i kilkoma niedokończonymi autostradami wszystkie rządy PRL-Bis?
Koniec części drugiej.
.

Część 3

Cofnę się jeszcze raz w historii i wrócę do mojej osobistej działalności sprzed roku 1988.
Dla zrozumienia moich późniejszych losów muszę dodać jeszcze kilka słów wyjaśnienia. Gdy zaczynałem przygodę z biznesem nie miałem, ani ja, ani moja dalsza i bliższa rodzina żadnych doświadczeń biznesowych.
.
Moja skromna działalność mojej początkowo jednoosobowej firmy na kapitalistycznej niwie też zaczęła się jak przystało na kapitalizm i firmę komputerową w częściowo garażowych warunkach. Firma, jak wiele innych w owym czasie, rozwijała się dynamicznie i mogłem nawet z czasem zatrudnić jednego, a potem dwóch pracowników. Byli też zatrudnieni do pomocy uczniowie. Obciążenia ZUS-em i podatkowe jak na dzisiejsze warunki były wówczas minimalne. Wystarczy powiedzieć, że na ZUS i podatek wystarczyło popracować niecały tydzień. Nie przeszkadzały, żadne PIP-y, PIH-y, Sanepidy i tym podobne socjalistyczne „wynalazki”, które dziś zlikwidowały by taki biznes jeszcze przed jego uruchomieniem!. Koledzy “prywaciarze” opieprzali” mnie, że za dużo “dzielę się” zyskiem z pracownikami. I wiedzieli co mówią bo oni mieli rodzinne tradycje biznesowe. Ja wtedy przychylałem ucha społeczno-kościelnej propagandzie o “godziwych” zarobkach pracowników, co wkrótce okazało się zgubne dla mojej, a później już naszej rodzinnej firmy. Interes ruszył zwłaszcza po słynnej ustawie Wilczka z 1988roku – „Co nie jest zabronione – jest dozwolone”. A rynek był wówczas wygłodniały i chłonny. Nawet Urzędy Skarbowe były wtedy jakby uprzejmiejsze i specjalnie nie „tępiły” drobnych przedsiębiorców. Można powiedzieć, że w latach 1987-1993 na łóżkach polowych i „szczękach” oraz zaopatrujących je małych warsztatach i fabryczkach odbudował się w Polsce rynek. Niestety sielanka nie trwała długo.
.
. Właściwie już po obaleniu rządu premiera Olszewskiego w 1993 roku, gdy przyszły rządy UW, AWS, a później SLD zaczęło się wpuszczanie na polski, ledwo odbudowany i jeszcze słabo ukształtowany rynek, zagranicznych firm na dogodnych warunkach (zwolnienia z ZUS, podatków, ziemia za darmo, różne inne ulgi itp.) przy jednoczesnym dokręcaniu śruby i dojeniu mikro, małych i średnich polskich, dopiero co powstałych firm. Mimo to przyrost PKB wynosił wówczas ponad 7 %. Coraz więcej zabraniano krajowym przedsiębiorcom równocześnie zwalniając na przykład z VAT-u zagraniczne firmy sprowadzające komputery do Polski. Gdy większe polskie firmy próbowały ominąć płacenie VAT-u zakładając filie za granicą, to się ich właścicieli wsadzało do więzienia (Roman Kluska z firmy Optimus”) lub wykańczało firmę zajmując jej konta (firma JTT z Wrocławia). Programowe niszczenie rosnących w siłę średnich i większych polskich firm, które powstały z akumulacji własnego kapitału miało je wyeliminować z rynku zawłaszczonego wcześniej przez komusze firmy powstałe na bazie ukradzionego kapitału państwowego. Małe firmy (takie jak moja) „wykańczały” się z kolei same walcząc z rosnącymi obciążeniami (z kogoś te podatki w końcu trzeba było ściągnąć!) i wściekle konkurując na kurczącym się skrawku rynku coraz bardziej zawłaszczanego przez potentatów z przyznanymi przez Polskie Państwo przywilejami. Wzrastała też ilość przepisów i związanych z tym wymagań i ograniczeń dotyczących przedsiębiorstw, także tych mikro. Wzrosła liczba działalności koncesjonowanych z 5 (za Wilczka) do 500. W dodatku w tym okresie nasiliły się kontrole Urzędów Skarbowych, które karały polskich przedsiębiorców wysokim grzywnami za byle co, czego doświadczyła i nasza mała rodzinna firma. Kara za drobne przewinienie formalne, oraz za nie danie sugerowanej łapówki, była dotkliwa na tyle, że zniszczyła stabilność finansową naszej firmy.
.
Sytuacja stała się jeszcze gorsza, gdy na polecenie UE premier Buzek zamknął wschodnie granice Polski. W jeden dzień zamarła wymiana handlowa prowadzona przez małe firmy produkcyjne i handlowe ze Wschodem, co natychmiast wykorzystały firmy niemieckie, którym państwo niemieckie gwarantowało refundację w przypadku poniesienia strat na rynku rosyjskim. Zlikwidowano w ten sposób w krótkim czasie całą masę polskich małych firm pracujących dotąd na tą wymianę handlową. Nasza rodzinna firma też chyliła się ku upadkowi. Wtedy okazało się, że moi zapobiegliwi koledzy “wyzyskiwacze” odłożyli sobie trochę grosza na przetrwanie, zmianę profilu działalności, bądź na zwinięcie interesu i uratowanie pozostałego kapitału. A ja? Ja natomiast zbankrutowałem zwalniając pracowników i w dodatku wychodząc z interesu z długami, które ciężko mi było potem spłacić. Moi pracownicy przeklinali moją „społeczno-kościelną” głupotę, a chwalili zapobiegliwość moich kolegów “wyzyskiwaczy”, u których kilku z nich później znalazło pracę. I tak to jest słuchać „społecznej” nauki kościoła i być dobrym dla pracowników.
.

A wystarczyło czytać Pismo Święte! Nie przypominam sobie, aby Pan Jezus mówił coś o godziwej, czy sprawiedliwej płacy. Wręcz przeciwnie. Proszę przeczytać ewangelię o robotnikach w winnicy, którzy zgodzili się pracować za denara. Jedni cały dzień, a drudzy przez 2 godziny! (Denar – srebrna lub złota moneta rzymska, odpowiadająca 16 asom, przeciętne wynagrodzenie za dzień pracy). Każdy Żyd płacił denara jako osobisty roczny podatek dla Cezara. To nie jest chyba wysoki podatek patrząc na dzisiejsze czasy? Pan Jezus popierał także akumulację (pomnażanie) kapitału – patrz ewangelia o talentach. Co prawda powiedział: „Godzien jest robotnik zapłaty swojej”, ale nie dotyczyło to wysokości zapłaty, lecz obowiązku jej wypłacenia.

.

Dziwiłem się wtedy takim posunięciom rządzących Polską, ale składałem to na karb ich głupoty. Z dzisiejszej perspektywy widzę to jednak inaczej. Jako przemyślane i celowe działania mające za zadanie osłabić dynamiczny rozwój Polski przed wejściem do UE. Przyrost PKB spadł wtedy do około 1%! Chodziło o to, że Polska zbyt dynamicznie się rozwijając (7%, a może i więcej) mogłaby stworzyć młodym Polakom perspektywy i mogłaby nie zasilić UE polskimi młodymi pracownikami (z innych państw postsocjalistycznych także). W tym samym czasie ruszyła też zmasowana propaganda skierowana przede wszystkim  do młodych, jak to my Polacy jesteśmy zacofani względem Zachodu, niedouczeni, nieporadni, bez kapitału, a w ogóle to katolicki ciemnogród itp. Mieliśmy dodatkowo wyrzec się patriotyzmu i zaściankowości i roztopić w Wielkim Narodzie Europejskim (!?). Prym w dołowaniu młodego pokolenia wiodła oczywiście Gazeta Wyborcza.

.
Po bankructwie próbowałem odbudować biznes, ale szło to bardzo ciężko zwłaszcza, że zamiast kapitału posiadałem długi. Pracowałem wtedy już sam wyzyskując co najwyżej siebie i swoją rodzinę. Po wejściu do UE też nie stało się lżej. Unia przyniosła ze sobą dyrektywy, które jeśli chciałoby się przestrzegać, to wiele mikro przedsiębiorstw trzeba by było zamknąć, oraz dodatkową konkurencję w wielu dziedzinach. Pewnym oddechem były (przynajmniej dla mnie) krótkie rządy PiS-u, ale później było już niestety znowu gorzej („Zielona Wyspa” PO itp.). I tak jest do dziś.
Koniec części trzeciej, ostatniej.
Żurek Janusz
P.S.
Obawiam się, że demokratycznie trudno będzie ten stan zmienić.
Jeśli idzie o władzę, demokracja i żarty się kończą!
.
Dopisane 13 grudnia 2016r.:
Patrząc z perspektywy opisanej przeze mnie powyżej historii ubiegłych lat, to niestety cele porozumienia z „X” są z całą konsekwencją w Polsce nadal realizowane. Niektórzy czytelnicy powyższego tekstu zarzucali mi, że przecież w Polsce odbudował się (co prawda w obcych rękach, ale zawsze) przemysł elektroniczny (produkcja telewizorów), czy samochodowy, ale przyjrzyjmy się temu głębiej na podstawie dziedziny, którą znam najlepiej.
.
Kto produkuje elektronikę na świecie?
Na pewno nie tzw. renomowane firmy tylko montownie Foxconn, Flextronic, Hon Hai, Jabil i inne pomniejsze, głównie z podzespołów wyprodukowanych w Chinach składające końcowe wyroby dla firm takich jak Apple, Sony, HP, Dell, Panasonic itd. itp.. .
W Polsce nie ma już obecnie żadnego zakładu, który produkowałby elementy i podzespoły elektroniczne (a zwłaszcza mikroelektreoniczne). Cała myśl naukowo-techniczna pochodzi z Chin, USA, trochę z Niemiec i Francji. W Polsce tylko się montuje końcowy wyrób (mniejsze cła) z modułów przysłanych z montowni chińskich, ewentualnie tworzy fragmenty oprogramowania dla niektórych produktów finalnych. Polacy są w Polsce tylko robotnikami, może i wykwalifikowanymi, ale nie twórcami. Tworzyć, to mogą sobie za granicą dla innych!
.
Tak na marginesie, to nie dajmy się nabierać. Marki zbankrutowanych firm jak Grundig, Blaupunkt, AEG, Telefunken zostały dawno wykupione przez inne podmioty, które sygnują tymi nazwami wyroby różnego pochodzenia najczęściej produkcji chińskich, bądź tureckich firm (np BEKO).
.
Można powiedzieć, że mimo tego, że wszystkie dotychczasowe „polskie” rządy robiły i nadal robią wszystko aby realizować w Polsce obce plany, aby zdusić przedsiębiorczość Polaków, to dzielnie się bronimy niestety oddając stopniowo „teren”, w czym największa niestety „zasługa” „polskich” rządów i Sejmu.
Obawiam się też, że większe jednak spustoszenia zostały poczynione w umysłach Polaków niż w polskiej gospodarce!
A to o wiele gorsza sprawa.

0

Janusz Żurek http://opty.org

Z urodzenia (1949) optymista, z wykształcenia inżynier elektryk (AGH), z zawodu elektronik, z poglądów liberalny (wolnościowy) konserwatysta.

152 publikacje
740 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758