(2) katastrofa smoleńska polskiego wymiaru sprawiedliwości
23/12/2011
367 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
To państwo jest fasadowe, iluzoryczne, i nie ma żadnej faktycznej siły – tak samo jak jego wymiar sprawiedliwości i przystawki do tego wymiaru.
link do części pierwszej:
Trwa rozbudowa i budowa polskich więzień. Minister sprawiedliwości pochyla się – zamiast nad Konstytucją i kodeksami, których nie zna bo „nie jest prawnikiem” i w życiu nie był o nic oskarżony w polskim sądzie – nad ciężkim losem służby więziennej.
Oto złożył wizytę i zapoznał się z ciężkimi warunkami „morowych” chłopaków i dziewcząt z Nowego Wiśnicza (oczywiście, koło Krakowa).
Zacytujmy: „ W trakcie wizyty spotkał się m.in. z kierownictwem zakładu i pracującymi tam funkcjonariuszami, z którymi rozmawiał o aktualnej sytuacji w jednostce i całej Służbie Więziennej.”
Dowiadujemy się także, że: „W Zakładzie Karnym jest 438 miejsc dla skazanych. Służbę pełni w nim 144 funkcjonariuszy oraz 27 pracowników cywilnych.”
Zagadka „wysokich kosztów utrzymania więźnia” została tym samym rozwiązana. Arytmetycznie wygląda to tak: dzielimy 438 przez sumę funkcjonariuszy i pracowników cywilnych (171). Otrzymujemy wynik: 2,55. Tyle sztuk więźniów przypada na koszt utrzymania jednego funkcjonariusza. Mówiąc inaczej, średnia pensja funkcjonariusza (wraz z dodatkami i kosztami wynagrodzenia), przeliczana przez liczbę przypadających na niego więźniów (2,55), wynosi tę kwotę, którą media bezczelnie nazywają „podatkami” na „hotel dla przestępców”.
Liczba więźniów w Polsce cały czas rośnie, bo nie po to buduje się nowe więzienia (czytaj: tworzenie nowych miejsc pracy dla weteranów z Afganistanu itp.), żeby zamykać stare, i nie po to, żeby stały one puste. Brak więźniów lub ich znaczący ubytek spowodowałby kryzys na rynku pracy – mamy jakieś – szacunkowo – 35 tysięcy osób w służbie więziennej – jeśli nie więcej (trzeba doliczyć przecież administracyjną czapę tej przestępczej organizacji).
Napisałem organizacji przestępczej, prawda? A kto zabił przez zagłodzenie obywatela Rumunii, Claudiu Crulica – oczywiście, w areszcie przy ul. Montelupich w Krakowie?
Żeby powyższe dobrze opisać, w części odpowiedzialności służby więziennej za śmierć pana C. Crulica – bo nie mniejsza wina za tę śmierć spoczywa na fabrykującym przeciwko p. Crulicu zarzuty krakowskim prokuratorze i oskarżającym go sędzi, tudzież na sędziach stosując w tej sprawie areszt – wejdźmy na chwilę do więzienia.
W więziennej celi przebywa zwykle wiele osób – zdarzają się izolatki, ale nie ma to znaczenia dla opisanego niżej standardowego rozkładu dnia życia więziennego.
Zapalanie świateł sufitowych w celach, rażenie świetlówkami po oczach – godzina 5.45 – 6.00 rano.
Potem jest „apel” – do celi wchodzi minimum trzech funkcjonariuszy: zdający zmianę, przejmujący zmianę, i ich dowódca. Więźniowie muszą stać na baczność i w pełni ubrani. Czy dałoby się zauważyć słaniającego się z głodu więźnia? Drugi taki apel odbywa się wieczorem, zwykle do godziny 20.00. Czy dałoby się zauważyć słaniającego się z głodu więźnia? Trzecia wizyta z obowiązkowym stawianiem do pionu więźniów, to wizyta administratora danego oddziału, nazywanego obłudnie „wychowawcą’. Nikogo i niczego taka osoba nie wychowuje – nadzoruje ona sprawy bieżące i korespondencję więźniów. Czy dałoby się zauważyć słaniającego się z głodu więźnia? Jest także wyjście na spacer – i powrót ze spaceru, w sumie dwie czynności. Umierający z głodu więzień raczej na spacery nie chodzi, bo jest z nim źle. To że nie chodzi, nie może ujść uwadze funkcjonariusza, gdyż żaden więzień nie może przebywać w celi sam (no, chyba że jest to karna izolatka, to wtedy jest sam). Trzy razy dziennie więzień musi samodzielnie odebrać swój posiłek – owszem, pan Crulic głodował, więc posiłków nie odbierał. Także te trzy czynności nadzoruje czujnym okiem strażnik więzienny – żeby więźniowie nie okradali się z jedzenia itp. Czy dałoby się zauważyć słaniającego się z głodu więźnia? kolejne trzy razy oczywiście. Do powyższego dochodzą jeszcze: wizyta więziennego listonosza z „korespondencją urzędową”, wzywanie więźniów do lekarza (sic!) albo do administracji…. każdego dnia wnętrze celi jest odwiedzane jakieś dwadzieścia razy przez służbę więzienną. Czy dałoby się zauważyć słaniającego się z głodu więźnia?
A tymczasem Ćwiąkalski – ówczesny prokurator generalny i minister sprawiedliwości – mówi na to tak: „zdarzają się pewne nieprawidłowości”. A ja na to, temu Ćwiąkalskiemu mówię tak: że jak coś co jest permanentne, to nie jest to nieprawidłowość – to już jest prawidłowość, panie krakowski profesorze.
W czasie kiedy Claudiu Crulic głodował i umierał pod czujnym okiem służby więziennej działającej wspólnie i w porozumieniu z prokuratorem prowadzącym sprawę do której oskarżano Crulica, byłem więźniem – „bibliotekarzem” w tamtejszym areszcie. Każdego dnia obsługiwałem wypożyczenia książek na kolejnych oddziałach – włącznie ze szpitalnym. W żadnym miejscu nie spotkałem głodującego tam pana Crulica. Dlaczego? bo nadrzędną sprawą było zatuszować fakt prowadzenia przez niego głodówki, żeby się „nie rozniosło”.
Wróćmy na chwilę do Nowego Wiśnicza. Oto fascynujące dane o tym, co niby „się dzieje” celem resocjalizacji osób tam osadzonych: (cyt.) „Na terenie jednostki działa liczący 34 miejsca Oddział Terapeutyczny dla osób uzależnionych od alkoholu. Realizowane są w niej również programy edukacyjno-terapeutyczne m.in.: dla sprawców przemocy w rodzinie oraz ułatwiające aktywizację zawodową po zakończeniu kary.” mowa tutaj o działaniach pozornych, na które ZK otrzymuje dodatkowe środki do przełajdaczenia. Fakty są bowiem nagie: jak ktoś da się nabrać na „terapię anty-uzależnieniową”, to czeka na tę terapię niemal do końca swojej kary – kiedy stara się o warunkowe zwolnienie, to sędzia penitencjarny uzależnia rozpatrzenie sprawy od „zakończenia terapii”. Wtedy więzień domaga się, prosi, nalega – weźcie mnie na tę terapię, na co słyszy: masz odległy koniec kary, pójdziesz na terapię pod jej koniec. Okazuje się, że w praktyce nie o to chodzi żeby jakiś problem (nałogu) rozwiązać, tylko o to, żeby mieć stały i rytmiczny przerób więźniów. Co z tego, że skutkuje to sprytnym omijaniem prawa więźnia do ubiegania się o warunkowe zwolnienie?
Tak samo jest z edukacją. Obejmuje ona tylko osoby z naprawdę dużymi wyrokami, chociaż same kursy zawodowe są raptem kilkumiesięczne. Zanim jednak dany więzień zostanie do kursu dopuszczony, zanim minie mu „kwarantanna” obserwacyjna (trzy do sześciu miesięcy pobytu w danej jednostce penitencjarnej), to potem są zapisy na kurs z półrocznym wyprzedzeniem, i ani się delikwent obejrzy, już byłby szedł na kurs zawodowy – a tutaj nagle przewożą go do innego zakładu. Mnie samego, w ciągu jednego roku – przewieziono jedenaście razy.
Dlatego kolejny cytat: „skazani mają możliwość podjęcia pracy na terenie zakładu karnego, oraz na rzecz firm prywatnych poza terenem zakładu karnego” – to precyzyjnie sformułowana informacja. Skazani mają możliwość. I nic więcej, na możliwościach kończy się 90% próśb o zatrudnienie.
Jaki to wszystko ma związek z katastrofą smoleńską? A jaki związek z wymiarem sprawiedliwości i jego celami propagandowymi mają faktycznie uprawiane wewnątrz tego „systemu” praktyki?
Otóż katastrofa smoleńska dowiodła niezbicie, że zginęli w niej najwyżsi przedstawiciele państwa, które jest fasadowe, iluzoryczne, i nie ma żadnej faktycznej siły – co widać doskonale po sposobach prowadzenia wszystkich postępowań wyjaśniających ową katastrofę. To państwo jest fasadowe, iluzoryczne, i nie ma żadnej faktycznej siły – tak samo jak jego wymiar sprawiedliwości i przystawki do tego wymiaru. Jedno i drugie łączy się personalnie – za jedno i drugie odpowiadają ludzie de facto rzadzący w Posce – krakowskie środowisko "rodziny prawniczej". Czyli mafia, gdyby ktoś nie wiedział dlaczego oni sami nazywają – siebie samych – "rodziną’.
tymczasowo prowadzący wpisy na profilu TRYBUNAŁ OBYWATELSKI – Dariusz R. Bojda, Poznań 23 grudnia 2011r.