Tylko u nas! Podsumowanie 100 dni urzędowania nowego prezesa PKP. Bez propagandy sukcesu!
Niedawno minęło 100 dni urzędowania nowego prezesa PKP Jakuba Karnowskiego. Niestety zgodnie z przewidywaniem kolejarskich malkontentów trudno zauważyć nawet maluczkie pozytywne zmiany. Poza kilkoma sporadycznymi „skutecznymi odwołaniami” dyrektorów – malwersantów, których można policzyć na palcach jednej ręki wszystko kręci się jak dotychczas. Nowi dyrektorzy są bardzo spolegliwi wobec dotychczasowej zasiedziałej kadry menadżerskiej, łatwo też przechodzą na per ty. Przez to ci dotychczasowi poczuli się bardziej pewniej niż dotychczas i wyżywają się na podwładnych stosując wobec nich mobbing aż do zdyskredytowania i zmuszenia do odejścia w celu zrobienia miejsca dla młodych aparatczyków. Wychodzą z założenia, że takie są oczekiwania nowej ekipy i od ich spełnienia zależeć będzie utrzymanie posady. Nowi oficjele nie mają pojęcia jakie szykany są stosowane wobec podwładnych pracowników w celu zastraszenia aby tylko nikt nie pisnął ani słowa o nieuczciwościach zasiedziałych dyrektorów względem firmy i oszukiwanych podatnikach. Tego typu kacykowie kolejowi nękają najbardziej tych, którzy mają dobre kwalifikacje i stanowią potencjalne zagrożenie dla ich posady. Oczywiście nikt z nowych „wykształciuchów” nie wpadł dotychczas na pomysł aby zniżyć się do poziomu pracownika szeregowego i zwyczajnie porozmawiać ze zwykłymi ludźmi w terenie. To by było dla nich urągające. Właśnie taką kulturę korporacyjną jako wartość dodaną chcą do PKP wnieść odgrodzeni od zwykłych specjalistów, murem dyrektorów i asystentek/ów/ uczeni finansiści.
Używając wcześniej sformułowania „skutecznymi odwołaniami” miałem na myśli takie odwołania, że delikwent rzeczywiście przestał być dyrektorem i wreszcie nie pobiera pensji w dotychczasowej wysokości. Niestety takich odwołań w dalszym ciągu nie ma. Do takich odwołań nie zaliczam odwołania np. zastępcy dyrektora biura zarządu do spraw pracowniczych Andrzeja S., który podobnie jak kilkunastu innych „nieskutecznie” odwołanych stał się dyrektorem projektu. W PKP S.A. po powołaniu przez prezesa nowych dyrektorów (ale nie po wypowiedzeniu umów o pracę po dzień dzisiejszy z dotychczasowymi), panuje chaos. Wykonywanie tych samych zadań dubluje się. Brakuje miejsca na „przechowywanie” tak dużej ilości zbędnych dyrektorów. Ten marazm trwa kilka miesięcy. Zarząd nie ma pomysłu a może i celowo nie wykazuje chęci na ogarnięcie tego wszystkiego. Zgodnie z dużo wcześniejszym przewidywaniem następuje powolna ekspansja smarkaczy rodem z Sosnowca i Trójmiasta, których wysokopartyjni krewni współfinansowali i udzielali się w kampanii PO. Zatrudnia ich się na zbędnych i kosztownych stanowiskach głównie dyrektorsko-doradczych. Ten kto nie ma tak mocnej rekomendacji politycznej musi zadowolić się umową zleceniem lub o dzieło. Myli się ten kto może, że są to typowe małowartościowe umowy śmieciowe. Taka umowa wbrew pozorom jest bardziej korzystna finansowo niż kolejarska umowa o pracę. Sympatyzująca z PO młodzież nie chce pracować na umowę o pracę ograniczającą ich wysokość zarobków tabelą płac. Jest jednak nadzieja, że chociaż część z nich zakończy pozorowanie wykonywania pracy i wróci w październiku do szkoły.
Miało być taniej a jest drożej. Minister deklarował likwidację płatności dla etatowych pracowników PKP za członkostwo w radzie nadzorczej. Nic z tego, nadal osoby będące na co dzień dyrektorami w PKP S.A. są członkami w radach nadzorczych spółek Grupy PKP otrzymując za to dodatkowe wynagrodzenie. Także, i związkowcy z tego samego powodu pobierają pieniądze. Co niektórzy bardziej zachłanni zazdroszcząc wzrostu zarobków zarządowi rozważają wystąpienie o podwyżkę proporcjonalną do wzrostu płac zarządu PKP. Poza zarządem, który zarabia 2 razy więcej niż poprzedni, wszyscy pozostali dotychczasowi odwoływani dyrektorzy utrzymują płacę w wysokości otrzymywanej tuż przed ich odwołaniem i nadal są w ewidencji pracowników bez obaw o utratę pracy. Dla zabicia czasu poleca się im do wykonania różne przedziwne zajęcia w roli np. dyrektora projektu, pełnomocnika, doradcy itd. itp. Na odzyskane wakaty lokowani są młodzi aktywiści PO i niekiedy PSL lub krewni wysokopartyjnych o poglądach destrukcyjno-balcerowiczowskich. Konkursów na stanowiska menadżerskie jak nie było tak nie ma. Może i dobrze po co opinia publiczna ma się bulwersować dowiadując się o następnych „ustawionych” konkursach.
Mieli być fachowcy a są dyletanci. Zarząd nie pozbywa się łatwo dotychczasowych dyrektorów i z jednej strony uważamy to za słuszne działanie pod warunkiem, że nie będzie się to odwlekało w nieskończoność jak to ma aktualnie miejsce. Z drugiej strony źle to świadczy o nowej ekipie. Ile jeszcze czasu będą potrzebować nowi dyrektorzy i pełnomocnicy aby wdrożyć się? A może taki stan nie jest przejściowy, może tak już ma być. Czyżby dotychczasowi (-nie zwolnieni) dyrektorzy mieli pracować efektywnie a nowopowołani figuranci mają zająć się wyprowadzaniem pieniędzy do prywatnej kabzy. Przykładem „wybitnego fachowca” jest Małgorzata D. (lat 26), która objęła funkcję zastępcy dyrektora zarządu po przeniesieniu Andrzeja S. na stanowisko dyrektora projektu. Zarabia od samego początku 20,4 tys. zł brutto a jej poprzednik otrzymywał „zaledwie” niespełna 11 tys. zł. Małgorzata robi postępy i po kilkunastu tygodniach nauczyła się już odpowiednio dekretować korespondencję nadsyłaną do PKP S.A. Minister powołując nowy zarząd publicznie wyraził nadzieję, że zmiana zarządu spowoduje zatrudnienie następnych fachowców na pozazarządowych stanowiskach dyrektorskich. Zasugerował, że będą musieli zarabiać więcej niż dotychczasowi rzekomo nieefektywni. I zarabiają. Tylko, że wypada nam w stylu ministra publicznie za pośrednictwem mediów zapytać, który z tych nowozatrudnionych w PKP jest fachowcem.
Podsumowując te 100 dni trudno nie zauważyć, że bilans nowej ekipy jest ujemny a czas i pieniądze zostały zmarnowane (wyprowadzone). Jedynie czego dokonali to utworzyli jeszcze jedno Biuro, które pasuje do specyfiki działalności PKP jak pięść do oka. Dotychczas nie zlikwidowano ani jednej tego typu komórki organizacyjnej i ani jednego stanowiska dyrektorskiego bądź innego menadżerskiego. Nikt nie zauważył ogłoszenia o konkursie na stanowisko dyrektorskie lub na inne menadżerskie. Jedynie co dało się zauważyć to zakup telewizora 50 calowego do gabinetu prezesa tuż przed EURO 2012. Po 3 miesiącach działalności nowego prezesa zatrudnienie tzw. pracowników administracyjno-biurowych wzrosło o przeszło 100 osób. Są to nowi dyrektorzy oraz w przeważającej większości osoby (o poglądach neoliberalnych) zatrudnione na umowy cywilno-prawne wykonujące prace zbędne, negatywnie wpływające na rentowność spółki. To nic innego jak bicie piany za forsę podatników. Po pewnym czasie te umowy „śmieciówki – złodziejówki” zostaną zamienione na etaty po mobbingowanych kolejarzach wywalonych z PKP S.A. w ramach restrukturyzacji. Nic dziwnego, że Platforma Obywatelska proponuje zmianę w prawie pracy aby sąd nie przywracał do pracy a jedynie orzekał niewielkie odszkodowanie.
Polowanie na czarownice uważamy za rozpoczęte. By żyło się lepiej (teraz wiadomo komu).
źródło: infokolej.pl
Czytaj także: Kolejarze od Balcerowicza
Nie boimy się kontrowersyjnych tematów! Piszemy jak jest. Niezależne forum kolejowe - www.infokolej.pl