„ci, którzy chciali zabić pamięć – przegrali! (…) 10 kwietnia Polska się przebudziła!”
Jednak taki maraton jest męczący – 18 godzin na nogach i po 5 godziny jazdy wte i wewte. Od 1 w nocy 10 kwietnia do 5 rano 11 kwietnia.
Warszawa przywitała nas lodowatym wiatrem – TV jak zwykle kłamała twierdząc, że będzie 13 stopni – podług mojej oceny było koło zera. Na szczęście nauczyliśmy się już nie dowierzać mediom oficjalnym i odzialiśmy się jak na Antarktydę. Tak ubocznie – czy media nieoficjalne nie mogłyby podawać prognoz meteo? Może byśmy wreszcie i w tej dziedzinie dostapili wiarogodnych wiadomości.
Jeżeli chodzi o wkład rządu i urzędu miasta w uroczystości, to był on niemały.
Na Pałacu Prezydenckim flagi nie obniżono do połowy.
Syren o 8.41 nie pozwolono użyć.
Powołano kilkuset policjantów, parkingi na Krakowskim Przedmieściu zapchane były ich wozami.Wyglądali w tych czarnych strojach jak by się urwali z filmu sf, ewentualnie wszyscy byli bramkarzami hokejowymi, jeno z pałami w ręku. Bardzo surrealistyczni.
Poustawiali przed Pałacem Prezydenckim i kościołem seminaryjnym półtorametrowe bariery z pelnej blachy i cały Boży dzionek w zwartym szyku ich pilnowali. I mamrotali, że już oni nam „urządzą Egipt następnym razem”.
I słusznie mamrotali. Patriotycznie nastawiony, rozmodlony tłum to gorsze niż kibole i terroryści z Al-Kaidy razem wzięci.
Rano podczas mszy w kościele seminaryjnym dwóch ludzi przed Pałacem Prezydenckim ośmieliło się stanąć z transparentem po „ich” stronie bariery i natychmiast zostali aresztowani.
Tłum zaczął wołać „Gestapo”, no ale cały tłum ciężko aresztować.
Kościół seminaryjny jest oddalony od Pałacu Prezydenckiego kilkadziesiąt metrów. Ich przebycie zajęło nam w zwartym tłumie dwie godziny. Tłum rozdzielił nas – telefonicznie dogadywaliśmy się, pod którym mniej więcej transparentem kto z nas jest. Mąż był pod tym z Janem Pawłem II, ja stałam gdzieś w okolicy transparentu Gazety Polskiej, przyjaciółka pod zdjęciem ś.p.Lecha Kaczyńskiego z kotem.
Lampek ani kwiatów nikomu nie pozwolono złożyć – podawaliśmy je sznureczkiem nad głowami, a na końcu sznureczka posłowie PIS, których policja przepuściła, zapalali je i ustawiali.
Pod wieczór lampkami wysadzane już było całe Krakowskie Przedmieście: przed Pałacem i wzdłuż chodnika, pod każdym ze zdjęć upamiętniających tych, którzy zginęli i pod stojącymi transparentami. Na szczęście te można już było postawić osobiście.
Kościoły stanowiły ostoję ludzi. Jak od wieków. Idąc Krakowskim Przedmieściem co i raz wstępowaliśmy do któregoś, aby odmarzając pomodlić się za spokój duszy tych, którzy zginęli. Chociaż tak odwdzięczajac się tym, których nie broniliśmy, kiedy walczyli o naszą suwerenność.
A jak skutecznie walczyli, widać dopiero dziś – kiedy rządy PO walkowerem oddały suwerenność Polski i zostaliśmy kondominium rusko- niemieckim. Zresztą biorąc pod uwagę bezczelne żądania Izraela – niewykluczone że i trzeci okupant nam się szykuje.
W kościele seminaryjnym byliśmy na wieczornej mszy – ranną odstaliśmy z tłumami na zewnątrz, ale z braku nagłośnienia i mimo dobrych chęci, za bardzo nie dało się w niej uczestniczyć.
Piękne, dodające otuchy było kazanie o zmartwychwstałym Łazarzu . Bo któż z nas nie jest jak Łazarz, ukochany przez Chrystusa? A Polska, ukochana przez Matkę Boską, czy za Jej wstawiennictwem nie zmartwychwstanie?
W kościele św.Anny przed biednym krzyżem – aresztantem i podrzutkiem – przesuwał się tłum modlących. Do kamiennej bazy ołtarza z wykutą tam kotwicą – krzyżem Polski Podziemnej ktoś przykleił zdjęcie ś.p.Lecha Kaczyńskiego.
W kościele św.Krzyża chór ćwiczył na wieczór Stabat Mater Dolorosa.
Otwarte były też Arkady Kubickiego pod Zamkiem Królewskim, gdzie odbywały się Targi Ksiązki Katolickiej. Ponad 100 wydawnictw, między innymi wydawnictwa Rafael, gdzie nabyliśmy „Krzyż” z osobistą dedykacją Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego. Mieliśmy na rękawach biało-czerwone opaski z napisem Gdynia, co wzbudziło miłe zdumienie p.Janka Pospieszalskiego, że „taki kawał drogi nam się chciało”. Biedni prawdziwi Warszawiacy – w tzw.Warszawce muszą się czuć bardzo opuszczeni przez Boga i ludzi.
Jednak myślę, że i oni po 10 kwietnia 2011 mogą być lepszej myśli. Tak jak to ujął Jarosław Kaczyński w swym przemówieniu: „Kiedy na was patrzę – to jedno z pewnością wiem – ci, którzy chciali zabić pamięć – przegrali! (…) 10 kwietnia Polska się przebudziła. (…)Dziś w przebudzenie Polaków wierzę bardziej, niż wczoraj i jestem przekonany, że będziemy mieli nową, lepszą Polskę!”