Widać już wyraźnie, że premier, rząd i media, gonią w piętkę. Donald Tusk biega po Polsce jak z pęcherzem a może bardziej adekwatne będzie powiedzenie, że biega jak pies lub kot po nowym domu, starając się zaznaczyć teren swoich wpływów. Aby wszyscy się dowiedzieli: Tu JA rządzę! … Tylko, że Donald Tusk już „rządzi” siedem lat! … I jeszcze nie zdążył zapoznać się z terenem, którego miał strzec??? Dopiero teraz, nagle zauważył, że Polska to nie tylko Warszawa i Trójmiasto? Ruszył więc, w tym swoim chocholim tańcu, po kraju, wożąc ze sobą cały bagaż kłamstw – także tych wciskających, że on coś dobrego zrobił dla „ściany wschodniej”!
Mainstreamowe media też zgłupiały, śledząc wyniki sondaży – mimo że dobrze wiedzą, jak większość z nich jest drukowana, dzięki wiernym rządowi służbom. Przejawem tej paniki było – tuż po relacji z jednej z gospodarskich wizyt premiera – zaproszenie do tv człowieka z tytułem profesorskim, który już od wielu lat wiernie służy postkomunie a ostatnio bolszewii skupionej w Platformie Obywatelskiej. Z bzdur i kłamstw, które wygaduje ten „profesor” śmiał się już nie raz tzw. Internet, ale to nie przeszkodziło, by w kręgach rządzących służył za mobilny autorytet, za eksperta, który zawsze chętnie wesprze, swoimi propagandowymi bon motami, jakąś akcję deprecjonowania, czy to wszystkich Polaków czy tylko tych z opozycji.
Najczęściej, nic wierniej nie oddaje robienia z siebie idioty, jak czyjeś własne wypowiedzi, więc za argument niech na razie posłużą tylko dwa fragmenty z czasu już po wyborach prezydenckich 2010 roku – które dowodzą, że jeśli Wojciech Łukowski miałby nosić tytuł profesora, to przede wszystkim w dziedzinie: podlizywania się władzy, zaklinania rzeczywistości, głoszenia kretynizmów i oszczerstw … a wszystko to zgodnie z oczekiwaniami pracodawcy/płatnika:
„… Kampania wyborcza to było chwilowe uspokojenie. To była próba oszukania części wyborców, że warto zagłosować na PiS, bo ono jest już inne … „
A za poniższe słowa, to powinien dostać co najmniej wilczy bilet zakazujący wstępu do wszelkich instytucji, urzędów i uczelni państwowych (ale próżno by czekać na to w tym (nie) naszym PRL-u Bis!):
„… Jak długo można rozgrywać tę kwestię, traktując ją jako główny problem do rozstrzygnięcia w najbliższych latach w Polsce …”
Jak to! On, człowiek podobno wykształcony a nie widział – choć już wtedy w kręgach ludzi myślących aż huczało – tego ogromu manipulacji związanych ze śledztwem smoleńskim, z niszczeniem dowodów i z innymi manipulacjami i tak lekko godził się na przejście nad tym do porządku dziennego a właściwie na zapomnienie o tamtym „incydencie”? Gdzie nauczył się takiego podejścia? Bo na pewno nie na studiach! Może niech poda nazwiska – i stopnie – swoich promotorów!
Generalnie można powiedzieć, że poglądy, takich jak on ludzi, są nie do opowiedzenia. Najłatwiej, po prostu zobaczyć/przeczytać – by rozszyfrować „głębię” przemyśleń i zawiłości „merytorycznych” argumentów, którymi popisał się „profesor” Wojciech Łukowski po przybyciu do studia zaprzyjaźnionej stacji, by dzielnie bronić pana premiera i jego Partię, odpowiadając na „podchwytliwe” pytania redaktora. Już na początku musiał zmierzyć się z problemem, jak traktować wyjątkową aktywność premiera Tuska (te dzisiejsze 6 miejsc w Polsce)? Czy to desperacja czy nabieranie wiatru w żagle:
WŁ: „Znaczy, ja myślę, że jednak chyba wiatru w żagle … Znaczy tak obserwuję te ostatnie notowania sondażowe, ale może jakaś intuicja też się włancza, chociaż nie powinna się włanczać, bo powinniśmy to na chłodno analizować. I myślę że jednak jest taki moment kluczowy, który pokazuje, że prawdopodobnie istnieje taka szansa na to, że no te partie polityczne, które konstruktywnie myślą o jakimś swoim udziale w Parlamencie Europejskim prawdopodobnie mają szansę na to aby liczyć na zdecydowanie większe poparcie niż to jeszcze jakiś czas temu się nam wydawało. I tutaj myślę oczywiście o Platformie Obywatelskiej z jednej strony, z drugiej strony o SLD. O SLD, bo w zasadzie to są dwie partie, które zdecydowanie wybijają się w takim no w miarę konstruktywnym, sensownym podejściu do też kontekstu rosyjskiego, ukraińskiego, tych wyborów. I sądzę, że to się przełoży na korzystny dla tych partii wynik tych wyborów europejskich i być może ta aktywność premiera też się w to wpisuje. No, pewnie tak. Dlaczego nie, prawda? Wykorzystuje te ostatnie dni, żeby zmobilizować sympatyków Platformy Obywatelskiej, swoich sympatyków. Jak najbardziej, jest to chyba w tej tej sytuacji uprawnione i też jakoś tam pożyteczne.
Red: Zapytam pana teraz o udane i nieudane zagrania. A to dlatego, że jedna i druga partia, Platforma i PiS, próbują sobie wzajemnie wklepać, przykleić Janusza Korwin Mikkego. Mieliśmy okazję słuchać jednego z pytań dziennikarzy do premiera Donalda Tuska przed chwilą o to, ile tego eurosceptycyzmu łączy PiS i Kongres Nowej Prawicy, a Adam Hofman mówił w rozmowie „Jeden na jeden” z Bogdanem Rymanowskim … tak o potencjalnym sojuszu Donalda Tuska z Korwin Mikkem:
Adam Hofman: „Korwin Mikke Tuskowi bliski, bo te prorosyjskie poglądy Korwina, przez ostatnie ostatnie 6 lat, z modyfikacjami głosił Tusk. Więc niech uważa co mówi. Fun club Putina w Polsce, to był Korwin Mikke i Tusk. Obydwaj są bardzo prorosyjscy
Bogdan Rymanowski: Ale Donald Tusk, wie pan co mówił. Nikt nie poda mu ręki!
AH: No to za rok podpiszą koalicję bez podawania rąk. Co za problem. Jak razem przez 7 lat wspierali Putina, to się jakoś dogadają
BR: No dobrze. Ale czy Jarosław Kaczyński rozważa możliwość zawarcia koalicji z Korwinem Mikke? Tak, czy nie!
AH: Ale bez żartów. To jest pomysł, taki spin, Michała Kamińskiego. Przy czym to jest spin, który wraca bumerangiem. No Michał Kamiński mocno, jak to bumerang, rzucił, popatrzył jak leci, odwrócił się, dostał nim w tył głowy.
Red (do Wojciecha Łukowskiego): Którą z tych partii może bardziej pogrążyć przyklejenie Korwina Mikkego?
WŁ: Znaczy tak. Ja, w ogóle słuchając tego, to mam wrażenie, że to jest jakiś polityczny kretynizm w zasadzie. To coś, to co Hofman wygaduje. To jest w ogóle. To się w ogóle nie mieści w jakimś standardzie dyskusji o polityce w Polsce i w Europie. To jest w ogóle jakiś, jakiś dramat, że rzecznik prasowy głównej partii takie poglądy wygłasza. Natomiast ja myślę, że to się chyba nie uda. Nie widzę takiej możliwości, aby wyborcy w ten sposób postrzegali tą sytuację. Raczej, raczej Korwin Mikke jest interesującym, interesującym kandydatem dla jakiejś części, bardzo silnie sfrustrowanej opinii publicznej w Polsce i takich powodów, takiego buntu przeciwko temu, co się w Polsce dzieje i takiemu pewnemu braku poczucia zakorzenienia, pewnego sensu tego wszystkiego co się dzieje. Tacy wyborcy być może za Korwinem Mikke pójdą, ale nie sądzę żeby to dokonywało się w taki sposób, że jakiś sfrustrowany wyborca Platformy Obywatelskiej będzie teraz przyjacielem Korwina Mikke. No aż takich, takich ewolucji, takiej akro, takiej akrobatyki wśród polskich wyborców nie przewiduję. Oczywiście, jest to wszystko taka gra, obliczona na pewne zniechęcenie do, do głosowania właśnie na, na te partie, które są największymi konkurentami, eee, konkurentami Prawa i Sprawiedliwości.
Red: Panie profesorze. Kto pana zawiódł w tej kampanii? Pytam o aktywność, o pomysł na to żeby przykuć uwagę wyborców, przebić się do mediów?
WŁ: Znaczy, ja myślę, że troszeczkę wszyscy tu zawodzą. Ale pamiętajmy o tym, że jest taka współzależność, że nawet dziś widzieliśmy w tej konferencji prasowej premiera. No próbuje, myślę że konstruktywnie odnieść się do tego co w tej chwili jest najważniejsze, czyli akurat, bo w Policach mówi o bezpieczeństwie energetycznym
Red: Chociaż to tło bardziej przynosi szkodę niż plusy. Bo tło stojących pracowników Azotów Police i to z takimi mało entuzjastycznymi minami, nie przysparza.
WŁ: No tak. To już tak może też. To już jest oczywiście kwestia takiego. Bo tło takie jest jakie jest, prawda? W Policach innego pewnie być, być nie może. Eee. Natomiast myślę, że problem polega na tym, że jakby ta kampania się nam cały czas obsuwa, obsuwała w taki folkrol, folklor polityczny, w taką właściwie, w taką grę, która się nie rozgrywa tak naprawdę o Parlament Europejski, tylko rozgrywa się cały czas o jakieś zajęcie dobrych pozycji w kolejnych rozgrywkach krajowych. No i to oczywiście jest wielkie nieporozumienie, ale mogę tylko powiedzieć, że obserwując na przykład (tu bezradnie macha rękami) sytuację w Niemczech także, czy we Francji, w tych czołowych krajach unijnych, no w Wielkiej Brytanii również, ee i tam sytuacja jest, bym powiedział, nawet jeszcze z pewnego punktu widzenia gorsza, niż to, niż to ma miejsce w naszym, w naszym kraju.
Red: I na koniec chciałbym zapytać: Jeśli ktokolwiek czyha na błąd przeciwnika, czy Platforma na błąd PiS-u, czy PiS na błąd Platformy albo SLD na błąd Ruchu Palikota, to kto nie wytrzyma i kto się doczeka?
WŁ: Ja myślę, że już chyba nie będzie takiej, takiej możliwości, tak, że jeszcze, jeszcze zostało nam właściwie, właściwie jeden dzień. Jutro tak, takiej intensywnej, intensywnej kampanii. Myślę że raczej już pozostajemy w tym sosie, tej zupie, którą nam ugotowali ci politycy. Już ta zupa nie będzie miala innego, innego smaku.
Red: I tym oto kulinarnym zakończeniem, profesor Wojciech Łukowski, Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Państwa gość w TVN24 w „Dniu na żywo”. Dziękuję bardzo, panie profesorze.
WŁ: Dziękuję bardzo.
Z powyższego bełkotu jasno wynika, że gdy Wojciech Łukowski był jeszcze małym Wojtusiem, mama – zamiast jego głaskać – dość często trzepała mu głowę. Pewnie przez to ma takie odchylenia, nie tylko w logicznym myśleniu, ale w ogóle w przyswajaniu faktów. Potrafi jedynie reagować jak ten pies Pawłowa, szczekający w taki sposób aby zadowolić swego Pana: nagrodę dostaje po skutecznym obszczekaniu, opluciu wskazanych wrogów a elektrowstrząsy, gdy się pomyli lub gdy nawet przez przypadek wypsnie mu się ziarnko prawdy … bo przecież nawet z ziarnka może wykiełkować spore drzewo, które przysłoni i Pana i chwasty, z których czerpie karmę i kłamstwa, którymi się odżywia. To niewyobrażalne, jakie katusze musiał przeżywać ten Redaktor, słuchając bredni, których wstydziłby się nawet najgorszy uczeń szkoły zawodowej.
Już w pierwszej części swoich wypowiedzi Wojciech Łukawski ujawnił, nie tylko swoje aktualne preferencje polityczne i lizusostwo wobec władzy, sprzeczne nawet ze zdrowym rozsądkiem, ale także otworzył się, pokazując duszę prawdziwego komunisty, któremu na sercu leży los dawnych PZPR-owskich aparatczyków z Sojuszu Lewicy Demokratycznej … i oczywiście również z Platformy Obywatelskiej, którą nieudolnie usiłował postawić po przeciwnej stronie niż SLD. Ale, co można było wyczuć z tonu wypowiedzi, najbardziej martwił się o los (swojej Ojczyzny?) Rossiji. „Profesor” wyznał, że liczy „na zdecydowanie większe poparcie, niż to jeszcze jakiś czas temu się nam wydawało” dla konstruktywnego podejścia „do kontekstu rosyjskiego, ukraińskiego …”. Ten „kontekst ukraiński” Putina, od razu skojarzyłem z konstruktywnym podejściem Hitlera, zarówno do „kontekstu żydowskiego”, jak i do poszukiwania „przestrzeni życiowej” – tyle że Hitler mówił o rozwiązywaniu kwestii a nie kontekstu … – choć plany miał bardzo podobne.
I tak głęboko zadumał się „profesor” nad losem „Maci Rossiji” i „Baćki Putina”, że „zapomniał” wytłumaczyć dlaczego tak wyjątkowa nad aktywność premiera – który na Eurodeputowanego nie kandyduje! – jest … „w tej tej sytuacji uprawniona i też jakoś tam pożyteczna”. Poprzestał więc na zaklinaniu rzeczywistości. Należałoby tu zapytać, czy „profesor” nie wie, że o swój elektorat, to powinni zabiegać kandydaci, prezentując swój program, z którym chcą pójść do PE a nie premier opowiadający bzdury, bon moty i kłamstwa swoim sympatykom? Jednak to nie ośmieszanie się takimi wypowiedziami jest istotne – takie poglądy ma nie kto inny, jak jakiś Wojciech Łukawski, więc to jego problem, że nadal się męczy – razem ze swoim premierem – żyjąc w kraju, w którym z każdego kąta straszy ich polskość, czyli według nich – nienormalność. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że jakiś – wynajęty do oplucia rzecznika prasowego partii opozycyjnej – „profesor”, zrobił z siebie kompletnego pajaca, najpierw gromiąc Adama Hofmana – sugerując, że jest kretynem!!! – rzucając na niego wyssane z palca kłamstwa i oszczerstwa a następnie samemu – zamiast przedstawić choć jakiś JEDEN merytoryczny argument – zanudzając wszystkich potokiem pustych słów, zwykłych kretynizmów, kończąc do tego, „ni z gruszki ni z pietruszki” – „kulinarnie”, co w porównaniu z „bumerangiem Hofmana”, można uznać już nie za dno hipokryzji, ale za pukanie od spodu.
Ciekawe, czy sympatycy Platformy Obywatelskiej i samego premiera Donalda Tuska są aż tak infantylni, że uwierzyli w choć jedno słowo takiego spuszczanego ze smyczy, przedstawiciela salonowej „elity”. Z pewnością, jednak spora grupa tych, którzy zobaczyli ten seans wzniecanej bez powodu nienawiści oraz prezentację własnej głupoty, połączoną z niewyobrażalnym wprost lizusostwem, przejrzy na oczy i zrozumie, przez jakich ludzi byli dotąd manipulowani.
Za to, dla tych wszystkich, którzy wcześniej spotykali się z nazwiskiem „profesora”, poziom a raczej zupełny brak poziomu zaprezentowany dzisiaj w telewizji, nie był żadnym zaskoczeniem. Dowodzą tego niektóre – wybrane z wielu podobnych – opinie, komentarze pojawiające się w internecie przy różnych okazjach a które ujawniają o wiele więcej rzeczy, za które pan Wojciech Łukawski powinien nie tylko się wstydzić – on powinien zapaść się ze wstydu pod ziemię – niestety, wstyd, honor, to słowa obce dla ludzi jego pokroju:
„Czy redakcja Rzeczpospolitej takim wywiadem z takim kolejnym produktem polskiej „elity” chce obrazić inteligencję racjonalnie myślących i spostrzegających źródło obecnej sytuacji czytelników Rzeczpospolitej, którzy draństwa PO potrafią odróżnić od obrony PiS-u przed nimi. Mając w kraju takie zaczadzone „elity” nic dziwnego, że nas mało gdzie szanują.”
„Nie wysilił się profesorek. Czy Państwo nie uważacie, że polska socjologia stacza się coraz niżej, coraz słabszych intelektualnie ma przedstawicieli? No a pan Łukomski, pomijając banalność wypowiedzi, wypowiadał się jak propagandysta. Właściwie nie wiadomo, po co się w ogóle wypowiadał, skoro nie miał nic do powiedzenia.”
„Profesor Łukowski porównuje Jarosława Kaczyńskiego do Eriki Steinbach. To oczywiście wynika z badań profesora, które przeprowadza dla władz, i które plasują Frau Steinbach wśród osób szczególnie nielubianych przez Polaków. Trzeba Kaczyńskiego do niej porównać – to mu przysporzy wrogów. Przypuszczam, że profesor Łukowski jest jednym z ekspertów wypracowujących wladzom linię propagandową – testuje hasła, porównania, sugestie”
„Nauczyli nas wyśmiewać się z Prezydenta i Premiera Polski a teraz wymagają by nowych tych z PO chwalić i wielbić.To jakaś polska paranoja.Profesorowie i doktorzy milczeli gdy naśmiewano się z ich kolegów i wielokrotnie robiono z nich ciemniaków i nieudaczników.Tak przecież robiono z braćmi Kaczyńskimi pomimo ich doktoratów i naukowych osiągnięć.
Żadne więc tytuły wypowiadających się obecnie profesorów nie robią na mnie wrażenia .To wszystko to gra słów a czyny ohydne.”
„Jakie uczelnie taki profesor. Biedna Polsko,gdzie oni Cię pchają?!”
„Stereotyp miałki i wyświechtany. „Byt określa świadomość” – stare, ale pasuje. Tylko a rebours. Może jednak istotniejszą przyczyną poparcia udzielanego Jarosławowi Kaczyńskiemu przez tych „odrzuconych” jest aksjologia? Po profesorze UW można oczekiwać więcej, a tu prawie kalka z poprawnej politycznie GW. Rzepę czytają jednak nieco inni odbiorcy. I chwała Bogu, że Rzepa jeszcze jest. Nie odmawiam Panu profesorowi prawa takiego postrzegania rzeczywistości, mam jednak wrażenie, że mówi o innym kraju i całkowicie innej rzeczywistości.”
„Czyżby kolejny profesor na UW który który boi się lustracji? Polskę można zmienić tylko przez budowanie nowych fundamentów – wyrugowanie korupcji, stworzenie państwa prawa w którym każde grupy społeczne (nawet te niezamożne i z małych miast) mają prawo głosu – a którym Pan Łukowski odmawia głosu i wysyła na wygnanie. Tylko PIS jest w stanie zrobić tego typu zmiany, reszta partii jest umotana w szare interesy z postkomuną i byłymi agentami SB. Ostatnie 20 lat pokazały to wyraźnie.„
http://blog.rp.pl/blog/2010/10/21/wojciech-lukowski-pis-na-wygnaniu/
By poznać meandry bolszewickiego myślenia „profesora” Wojciecha Łukowskiego, także warto zaglądnąć do dawnego wywiadu, którego udzielił on lewackiemu „Przeglądowi”, gdzie widać jak na dłoni jego pogardę dla prawdy a podziw, pochwałę dla zaklinania rzeczywistości, relatywizacji: postępków „możnych tego świata”, m.in.z Niemiec, z Rosji, cech narodowych, wartości ponadczasowych, śledztwa smoleńskiego … Za taki wymowny przykład płytkiego myślenia „profesora” można uznać fragment dotyczący Orlików:
„ludzie chcą czegoś innego. Że nie chcą być w klinczu między partią, która buduje Orliki i mówi: „wybiegajcie się”, a partią, która celebruje Smoleńsk. Nawet zaryzykowałbym tezę, że symbolem koncepcji świata PO jest Orlik, a symbolem koncepcji PiS jest Smoleńsk. Tu jest Polska i tu jest Polska.
– Obrazowo pan to nakreślił.
– Orliki to fantastyczny wentyl bezpieczeństwa dla lokalnych społeczności, bo męska część populacji może się do woli wybiegać, nawet wieczorem. W warunkach europejskich.
– Sztuczna trawa, sztuczne oświetlenie.
– Ci gracze mają poczucie, że biorą udział w jakimś spektaklu. Mają poczucie nowoczesności, tego, że są w lepszym świecie. Wokół ich miasteczka niewiele się dzieje, burmistrz pije wódkę z komendantem, proboszcz co tydzień podczas kazania mówi swoje, że Żydzi, że ojczyzna itd., a Orlik jest oazą nowoczesności. A po drugiej stronie jest oaza tradycji, patriotyzmu, której symbolem jest Smoleńsk.”
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/zatapialni-politycy-niezatapialne-podzialy
„Profesor” nie ma zupełnie racji, stawiając znak równości pomiędzy – praktycznie – Polską A i Polską B. A już samo porównywanie PR-owskiej akcji politycznych oszustów, z tragedią smoleńską, świadczy o wyjątkowym prymitywizmie myślenia i o pustce moralno – etycznej pana Wojciecha Łukowskiego. Do tego, mówiąc w kontekście Orlików, o „wybieganiu się męskiej części populacji”, „o poczuciu nowoczesności” i o satysfakcji z „bycia w lepszym świecie”, Wojciech Łukawski pokazał również swoją indolencję, nieznajomość tego, co się naprawdę dzieje w tzw. szarej rzeczywistości. Niech choć raz zaglądnie na te Orliki, a przekona się, że raczej zobaczy tam tych samych osobników, z krótkimi szyjami, znanych wcześniej ze spędzania czasu w siłowni, którzy zapragnęli teraz zażywać świeżego powietrza. I raczej nie spotka tam grupy „wybieganych” sprzątaczek, pielęgniarek, kasjerek z hipermarketów albo hutników, górników czy rolników, których jest przecież o wiele więcej niż prezesów i prezesek oraz członków władz spółek, korporacji etc.. Jeśli będzie inaczej, to na kolanach przyjdę do jego domu, by go przeprosić. Ale póki co, mam pełne prawo, by uważać jego, za tzw. pożytecznego idiotę (i jak w tytule)!
Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.