Polityka, jak ktoś powiedział, to sztuka uwodzenia, to nieustanny teatr z precyzyjnie rozpisanymi rolami. Polityka z jednej strony to umiejętne okłamywanie a z drugiej jeszcze bardziej umiejętne wykpiwanie się z poczynionych deklaracji. Polityka to domena braku odpowiedzialności za cokolwiek zagwarantowana prawem, (bo odpowiedzialność polityczna to śmiech!).
Polityka w końcu to zgoda politycznego establishmentu pod pozorem niezgody i walki ideowej. Bo najważniejsze w polityce jest… życie polityka, który ma sporo większe potrzeby, jeszcze większe ambicje i nad wyraz duże ego. Do tego dodajmy często liczną rodzinę, kochankę i cały ten entourage (wynikający z poczucia elitaryzmu, odrębności elity) zapewniający status osoby wpływowej, a który sporo kosztuje. I dlatego polityka to sztuka manipulacji w służbie interesu własnego zwana dla ściemy dążeniem do skuteczności i w dodatku używająca fałszującej retoryki (język prawdy i brutalnie prawdziwy poznaliśmy chociażby z podsłuchów). Na czym polega różnica w stosunku do zwykłych ludzi, którzy w zasadzie na co dzień robią to samo? Na skali oczywiście. Co w pewnej ograniczonej skali jest dopuszczalne (bośmy nie są doskonali i warto o tym pamiętać, a egoizm jest użyteczny w dążeniu do altruistycznych celów) w skali makro trąci już zwykłym cynizmem. A w dodatku, jak bierze się za to pieniądze od tych, których się oszukuje, to już zwykłe draństwo.
Trzeba, aby towarzyszyła nam nieustannie świadomość, że za polityczną kurtyną przed którą tak często toczą się zażarte boje jeszcze częściej ściskają się wyciągnięte do szemranej zgody dłonie. W imię trwania i wspomnianego standardu życia.
Wybory w naszych dekoracjach, to jak w sztuce Szekspira ciągle – wiele hałasu o nic, bo przecież nikt, kto przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że poczynione obietnice mogą zostać spełnione. Właściwie to zastanawiamy się, jak to możliwe, biorąc pod uwagę historie z przeszłości, że dajemy się tak nabierać. Albo pokłady nadziei są niewyczerpalne, (czy też raczej wyczerpują się wraz z naszą śmiercią), albo to zwykła ucieczka przed brutalna prawdą o naszej rzeczywistości, w którą lepiej nie wierzyć i dlatego wierzymy w co nam powiedzą.
Państwo wymaga systemowych reform, których, jeśli się będzie miało odwagę je podjąć, efekty zauważymy najwcześniej za kilka lat. A ponieważ cierpliwość elektoratu karmionego od lat populistyczną papką jest wątła, to po jakimś czasie znowu wybierzemy sobie nowego bożka. W coś trzeba wierzyć (komuś zawierzyć), jak w d… wieje, w żołądku pustka, w głowie chaos a własnego rozumu nie staje.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
Jeden komentarz