Hayek zaprowadził mnie do Misesa, którego rozprawę Ludzkie działanie przeczytałem w późnych latach 70. Hayek nie podał w wątpliwość mojej pozytywistycznej koncepcji naukowych podstaw ekonomii. Natomiast Mises wstrząsnął fundamentami mojego myślenia.
Wywiad przeprowadził[1]: Ángel Martín.
Tłumaczenie: Sebastian Pilarczyk
Ángel Martín: W jaki sposób zapoznał się Pan z ekonomią austriacką?
Robert Higgs: Odkryłem ją przez przypadek i stopniowo uczyłem się o niej więcej na przestrzeni wielu następnych lat. W późnych latach 60. XX wieku, gdy dopiero zaczynałem swoją karierę jako profesor ekonomii na University of Washington, natknąłem się na artykuł The Use of Knowledge in Society z 1945 r. autorstwa Hayeka. Bardzo mi się spodobał, wykorzystywałem go w nauczaniu, cytowałem w publikacjach, chociaż początkowo nie rozumiałem w pełni, czym przytoczone argumenty różniły się od tych używanych w podstawowej mikroekonomii neoklasycznej oraz w „ekonomii informacji”, którą wcześniej chłonąłem poprzez prace George’a Stiglera i innych przedstawicieli szkoły chicagowskiej.
Niedługo potem, po docenieniu wartości pracy Hayeka, przeczytałem Konstytucję wolności, która zrobiła na mnie duże wrażenie z powodu rozległości i głębi zawartej wiedzy. W owym czasie pojąłem już dobroczynne działanie systemu cenowego, zawdzięczając to kształceniu akademickiemu na Johns Hopkins University. Nie uwolniłem się jednak od neoklasycznej ekonomii dobrobytu, z jej różnymi teoretycznymi modelami „zawodności rynku”.
Hayek zaprowadził mnie do Misesa, którego rozprawę Ludzkie działanie przeczytałem w późnych latach 70. XX wieku. Ta książka miała głęboki wpływ na moje myślenie jako ekonomisty. Hayek nie podał w wątpliwość mojej pozytywistycznej koncepcji naukowych podstaw ekonomii. Natomiast Mises wstrząsnął fundamentami mojego myślenia. Przez lata rozważałem jego epistemologiczne tezy, zanim naprawdę je zrozumiałem. Pomysł polegający na tym, że wszystko może być jednocześnie a) apodyktycznie pewne a priori i b) empirycznie znaczące i prawdziwe, był dla mnie intelektualnie trudny do przyjęcia, choć w końcu mi się to udało.
Od Ludzkiego działania Misesa przeszedłem nie tylko do czytania wielu innych jego i Hayeka publikacji, ale również do prac innych austriaków, w tym Rothbarda (który bardziej wpłynął na moje postrzeganie polityki i historii, niż ekonomii), Kirznera i Garrisona.
ÁM: A dlaczego ekonomia austriacka przyciągnęła Pana uwagę? Jakie są jej główne cechy, które wyróżniają ją w porównaniu do innych, bardziej konwencjonalnych podejść?
Robert Higgs: Natychmiast doceniłem realizm szkoły austriackiej, która ostro kontrastowała z, często mocno nierealistycznymi, założeniami neoklasycznej teorii ekonomii i czystą bezmyślnością wielu modeli i ich implikacji. Szkoła austriacka, w oparciu o aksjomat działania i logicznie wyprowadzone z niego implikacje, a także dobrze uzasadnione dodatkowe tezy, dostarcza rzetelnej „logiki wyboru”, która nie opiera się na ekonometrycznych wnioskach lub innych rodzajach „testowania empirycznego”. Logika wyboru może zostać następnie wykorzystana w interpretacji złożonych działań i wzajemnych powiązań w świecie empirycznym.
Przede wszystkim jednak zrozumienie ekonomii austriackiej uwidacznia, że ekonomia głównego nurtu jest dokładnym przeciwieństwem tego, za co sama się podaje: nie jest nauką — jest scjentyzmem. Poleganie na surowej imitacji dziewiętnastowiecznej fizyki jest jednocześnie przyjęciem założenia — wprost lub nie wprost — że ludzkie działania mogą być rozumiane w ten sam sposób, w jaki przyrodnicy pojmują ruch i wzajemne oddziaływanie materialnych cząsteczek, substancji chemicznych czy prądu elektrycznego. Nieszczęśliwie dla ekonomii głównego nurtu, istoty ludzkie — w przeciwieństwie do cząsteczek, związków chemicznych i prądu — mają cele, które wybierają i mogą zmieniać. Tak samo decydują, ile kreatywności będzie w ich wyborach i jakie wynajdą środki, by osiągnąć zamierzony cel. Tylko nauka, która dochodzi do sedna ludzkiej natury i uwzględnia sposób, w jaki człowiek różni się od materialnych cząsteczek lub prądu elektrycznego, może pojąć ludzkie działanie. Neoklasyczna ekonomia ukrywa swoją epistemologiczną nagość pod wielkim płaszczem symbolicznych wyobrażeń i matematycznych manipulacji w formalnych modelach. Gdy ktoś zrozumie, co się dzieje i co zostało z góry założone w tej szkółce uczonych głupców wówczas może zauważyć, że niemal żaden z nich nie jest w stanie wytrzymać naporu krytycznej analizy.
ÁM: Czy pojmowanie ekonomii przez Pana ewoluowało i zmieniało się w znaczący sposób w toku Pana kariery akademickiej?
Robert Higgs: Gdy obroniłem doktorat w 1968 r. byłem zupełnie konwencjonalnym ekonomistą neoklasycznym. Nic do tamtego momentu w mojej edukacji nie sprawiło, żebym stał się kimkolwiek innym. Już wówczas jednakże byłem sceptyczny wobec dużej ilości matematycznego formalizmu i konceptualnej sztuczności zawartej w teorii ekonomii, co z biegiem czasu tylko się pogłębiało. Mój sceptycyzm był jednym z powodów, dla którego czułem pociąg do historii gospodarczej, która jest bliżej rzeczywistości. Tak też czyniłem, w coraz większym i większym stopniu, kontynuując swoją pracę jako ekonomista.
W miarę upływu czasu moje poglądy mocno się zmieniały, jednak nigdy pośpiesznie, z wyjątkiem okresu tuż po przeczytaniu Ludzkiego działania Misesa, które to stanowiło poważne wyzwanie dla moich ówczesnych poglądów. Niemniej, nie porzuciłem od razu ekonomii neoklasycznej, stając się pełnoprawnym austriakiem — ta zmiana zajęła wiele lat i prawdopodobnie jeszcze się nie zakończyła.
Co więcej, gdy nauczyłem się więcej o ekonometrii — nie tylko w teorii, ale i w praktyce — stałem się bardzo sceptyczny wobec tego, jak ekonomiści z głównego nurtu używają tego zestawu technik statystycznych. Z jednego powodu: niewielu z nich zwraca uwagę na jakość danych, których używają. Większość z nich zwyczajnie stosuje dane zaczerpnięte ze standardowych źródeł — zwykle są to rządowe bazy danych. Rezultat ich ekonometrycznych gimnastyk, bez względu na pozorne wyrafinowanie użytych metod, jest zatem często zgodny z maksymą „śmieci na wejściu — śmieci na wyjściu” [ang. GIGO — przyp. tłum.]. Dowiedziałem się dodatkowo, że ekonometria opiera się w dużej mierze na fałszywych założeniach dotyczących prób leżących u podstaw otrzymanych danych. W ekonomii zazwyczaj nie mamy do czynienia z autentycznymi próbami losowymi. Analityk zwyczajnie używa danych historycznych, czyli jedynych, które są, lub mogą być, w zasięgu ręki. Następnie traktuje je, jakby były próbami losowymi. Z tego powodu właściwie cały ceremoniał związany z tzw. testami istotności statystycznej jest bez znaczenia i nie oznacza tego, co powinien. Moja dobra przyjaciółka Deirdre McCloskey od dziesięcioleci naucza tego w ramach głównego nurtu, jednak praktyka zawodowa w tym względzie nie zmienia się przez kolejne dekady.
Oczywiście powyższe obawy dotyczące ekonomii głównego nurtu zostały tylko wzmocnione przez moje samokształcenie w dziedzinie ekonomii austriackiej. W efekcie przez następne lata zajmowałem się coraz mniej ekonometrią, a coraz więcej uwagi poświęcałem konceptualnej oraz analitycznej interpretacji i krytyce przyjętych przekonań i zwyczajów. Powiedzieć, że nie pasowałem już do grupy głównego nurtu, byłoby wielkim niedomówieniem, chociaż byłem zadowolony, że kilku moich starych przyjaciół i znajomych z tej grupy pozostało przy mnie i zwracali uwagę na moje prace. Doktoranci, których szkoliłem na uczelni, są całkowicie lojalnymi przyjaciółmi na całe życie, co również daje mi niezwykłą satysfakcję. Jednakże żaden z nich nie został austriakiem.
ÁM: O ile się nie mylę, Pańskim profesorem na uniwersytecie był Douglass North — czego się Pan nauczył z jego wykładów?
Robert Higgs: Nie był moim profesorem — byliśmy kolegami na University of Washington od 1968 do 1983 r., w którym to opuściliśmy uczelnię, by zająć inne stanowiska. Jednakże jednym z powodów, dla których w 1968 r. objąłem posadę w Seattle, było to, że North już tam był. Rozkoszowałem się myślą o tym, że będę się uczyć od niego i być może zostanie moim mentorem. Na przestrzeni lat pomógł mi na wiele ważnych sposobów, za co zawsze będę mu wdzięczny —do dziś jesteśmy przyjaciółmi. (Doug napisał przedmowę do Government and the American Economy — księgi pamiątkowej na moją cześć wydanej nakładem University of Chicago w 2007 r.).
Wpływ Northa na mnie polegał bardziej na pobudzaniu mojego zainteresowania w konkretnych obszarach, niż na nauczaniu właściwych metod analizy czy historycznych wniosków. W latach 70. XX wieku Doug był uważany za prawdopodobnie największego eksperta w dziedzinie „rządu i gospodarki” spośród historyków gospodarczych. Po przepracowaniu z nim około dekady również ja się zainteresowałem tym obszarem. Oczywiście jego zainteresowanie instytucjami i tworzeniem tego, co później zostało nazwane „nową ekonomią instytucjonalną”, wpłynęło na mnie w znaczącym stopniu, jednakże teoretyczna istota jego projektu badawczego wywodziła się bardziej od innych kolegów z uczelni — Yorama Barzela i Stevena N. S. Cheunga — jak również ekonomistów z innych ośrodków, takich jak Ronald Coase z University of Chicago i Armen Alchian z UCLA.
ÁM: Czy austriacy powinni przykładać dużą wagę do prac Northa i innych nowych instytucjonalistów (na przykład Coase’a, Williamsona)?
Robert Higgs: Tak, powinni. Niezależnie czy jest się ekonomistą neoklasycznym, czy austriakiem, ta nowa dziedzina niesie za sobą dużą wartość. W rzeczywistości wszelkie zachowania społeczne są kształtowane przez otoczenie instytucjonalne, w którym znajdują się wszystkie jednostki. Przez długi czas ekonomia neoklasyczna była zasadniczo „bezinstytucyjna”. W rezultacie ekonomiści z głównego nurty popełniali znaczące błędy w interpretowaniu rozmaitych instytucji (np. firm, agencji rządowych) oraz rozwoju (np. wprowadzenie i efekty centralnego planowania w ZSRR, Chinach i innych krajach komunistycznych). Rzecz jasna pewne aspekty nowej ekonomii instytucjonalnej są nie do zaakceptowania przez austriaków, gdyż zderzają się z podstawowymi austriackimi metodami i sposobami pojmowania świata. Niemniej, każdy, kto poszukuje zrozumienia empirycznej rzeczywistości złożonych instytucji i wydarzeń, może wynieść coś wartościowego z najlepszych prac nowej ekonomii instytucjonalnej.
Niektórzy z moich doktorantów — Robert McGuire, Lee Alston, John Wallis, Yuzo Murayama, Price Fishback i Charlotte Twight — przeprowadzili świetne badania, które łączą w kreatywny i odkrywczy sposób wybór publiczny, historię gospodarczą i nową ekonomię instytucjonalną. Znacznie prześcignęli swojego nauczyciela i jestem niezmiernie dumny z ich osiągnięć.
Moja własna praca w tym obszarze zawiera kilka rozpraw dotyczących dzierżawy gruntów rolnych i podobnych umów o użytkowanie ziemi i pracy, stosunków rasowych na południu Stanów Zjednoczonych, antyjapońskich ustaw o ziemi w stanach nad Pacyfikiem, przepisów o rybołówstwie w stanach Waszyngton i Alaska, miękkich kontroli cen podczas rządów administracji Cartera, kompleksu wojskowo-przemysłowo-kongresowego, amerykańskich sankcji w handlu międzynarodowym i finansach, regulacji Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków, „zewnętrznego” zarządzania w przemyśle wydobycia metali na północnym zachodzie i innych zagadnień. Moje prace w tym zakresie mają pewne znaczenie pośród ekonomistów głównego nurtu i historyków gospodarczych, lecz pozostają w dużej mierze nieznane (lub ignorowane) przez austriaków.
ÁM: Jedną z Pana najważniejszych tez jest idea „efektu zapadki”. Wypracował Pan teoretyczne ramy dla zrozumienia wzrostu rządu w publikacji Crisis and Leviathan i odniósł je do kilku wydarzeń historycznych. Czy mógłby nam Pan powiedzieć, czym jest „efekt zapadki” i dlaczego jest on ważny dla zrozumienia historii rządów w XX wieku i obecnego przebiegu zdarzeń?
Robert Higgs: W mojej pracy „efekt zapadki” opisuje charakterystyczny sposób, w jaki rośnie rząd podczas postrzeganego stanu wyjątkowego w warunkach współczesnych ideologii. Rozmiar, zasięg i siła rządu rośnie gwałtownie, gdy próbuje „coś robić”, by oddalić zagrożenie. Gdy jest ono już wyeliminowane albo ograniczone, wówczas rząd kurczy się, lecz nie do poziomu, który by osiągnął, gdyby kryzys nie wystąpił. Zatem każdy kryzys przesuwa trajektorię wzrostu wielkości, zasięgu i siły rządu w górę.
W moim opracowaniu wymieniam kilka przyczyn tego efektu: jedną jest inercja polityczna i prawna, inną jest instytucjonalna uporczywość tych, którzy eksploatują lub korzystają z agencji rządowych lub władzy zrodzonych z kryzysu, jeszcze inną — i prawdopodobnie najważniejszą — jest instytucjonalna zmiana powiązana ze społeczeństwem przyzwyczajającym się do przejawów nowych uprawnień rządu i jednoczesnych starań, by je usprawiedliwić. Inni ekonomiści i historycy opisywali efekt zapadki, ale większość z nich ograniczała go do wzrostu fiskalnego. Żaden z nich nie scharakteryzował ideologicznego aspektu tak szczegółowo jak ja. Ideologiczna zmiana wywołana przez pozornie pomyślne przejście przez poważny kryzys usposabia rząd do tworzenia — a społeczeństwo do zaakceptowania — jeszcze większego rozrostu rządu, gdy wystąpi następny kryzys.
ÁM: Innym obszarem w którym Pański wkład jest znaczący, jest wielki kryzys i książkaDepression, War, and Cold War. Toczy się kilka interesujących debat na temat tego wydarzenia. Jedna z nich dotyczy jego przyczyn i trwania najsilniejszej fali kryzysu aż do 1933 r. Czy zgadza się Pan z Friedmanem i Schwartz, którzy uważają, że wielki kryzys był wywołany głównie przez złą politykę monetarną, w szczególności przez to, że Fed pozwolił na ogromne zmniejszenie podaży pieniądza? Czy Fed powinien działać w sposób pozwalający na uniknięcie tzw. depresji wtórnej (secondary contraction)?
Robert Higgs: Nie zgadzam się z Friedmanem i Schwartz w tym sensie, że wierzę, iż działania Fedu w latach 20. XX wieku spowodowały powszechne błędy inwestycyjne wśród długoterminowych przedsięwzięć kapitałowych, takich jak plany deweloperskie, mieszkaniowe i inwestycje dotyczące dużych budynków biurowych. Z tego powodu musiała w końcu nastąpić poważna restrukturyzacja w formie powszechnych bankructw. Friedman i Schwartz myślą, że Fed dobrze się spisywał w latach 20. XX wieku, a swoje wielkie błędy popełnił dopiero po tym, jak gospodarka zaczęła się staczać w 1929 r.
Zgadzam się jednak, że gdy gospodarka zaczęła się gwałtownie kurczyć, to Fed powinien był zrobić więcej, by zatrzymać falę upadków niemal 10 000 banków komercyjnych, która zdarzyła się pomiędzy 1929 a 1934 r. Upadki te spowodowały efekty wtórne, które zaostrzyły jeszcze kryzys gospodarczy — nie tylko przez zmniejszoną płynność i spadającą wartość aktywów — lecz także przez zdruzgotane nastroje biznesowe i podwyższony pesymizm konsumentów, który przyczynił się do zwiększonego popytu na gotówkę. Ten wzrost oznaczał, że pomimo powiększenia bazy monetarnej przez Fed mnożniki pieniężne spadły tak bardzo, że zasoby pieniężne (M2) spadły o około jedną trzecią w mniej niż cztery lata. Wynikła deflacja była zbyt nagła, by móc ją łatwo lub szybko złagodzić i dlatego zdarzyło się wiele niepotrzebnych bankructw i innych trudności, których można było uniknąć.
Nie obarczam jednak Fedu wyłączną winą za kontrakcję, tak jak zdają się to robić Friedman i Schwartz. Reakcja rządu na kryzys, czyli podtrzymywanie stawek wynagrodzeń, podniesienie ceł, wyciąganie z kłopotów uprzywilejowanych banków i przedsiębiorstw ubezpieczeniowych i wiele innych działań, wspólnie z bojaźliwością Fedu w walce z dekoniunkturą, stworzyło istny „sztorm doskonały” (angielskie określenie perfect storm pochodzi od huraganu, który powstał z połączenia dwóch sztormów i przeszedł nad Atlantykiem w dniach od 28 października do 4 listopada 1991 r., pochłaniając 13 ofiar śmiertelnych — przyp. red.) niszczący sektor prywatny i system cen w nim zawarty. W okresie od 1929 do 1933 r. władze zrobiły niemal wszystko źle. Nic dziwnego, że zmieniły recesję w katastrofę.
ÁM: Tematem innej debaty jest pytanie, dlaczego wielki kryzys trwał tak długo. Szuka Pan odpowiedzi w swojej pracy i przedstawił Pan wyjaśnienie tego zagadnienia w opracowaniu:Regime Uncertainty: Why the Great Depression Lasted So Long and Why Prosperity Resumed After the War.
Robert Higgs: „Reżimowa niepewność” jest terminem, którego używam, mówiąc o powszechnych obawach dotyczących zmiany natury porządku gospodarczego. Dotyczy to w głównej mierze obaw o to, że prawa do własności prywatnej będą zmienione na gorsze przez wyższe podatki, kosztowniejsze regulacje, bardziej wrogie nastawienie funkcjonariuszy publicznych wszelkiego typu i być może otwartą konfiskatę majątku prywatnego. Gdy inwestorzy czują reżimową niepewność, wówczas niechętnie podejmują długoterminowe inwestycje, gdyż boją się, że nie będą w stanie otrzymać z nich wypracowanego dochodu, a nawet, że mogą stracić zainwestowany kapitał. Pomiędzy 1935 i 1940 r. wielu amerykańskich inwestorów obawiało się, że rynkowa gospodarka Stanów Zjednoczonych była transformowana w faszyzm, socjalizm czy jakiś inny system zdominowany przez rząd.
Inwestycje długoterminowe pozostały ograniczone przez lata 30. XX wieku, a ogólny poziom inwestycji odzyskał pułap z późnych lat 20. XX wieku dopiero po zakończeniu wojny. W tym czasie Roosevelt już nie żył, Nowy Ład był w odwrocie, a najbardziej zagorzali fani Nowego Ładu nie mieli już posłuchu u prezydenta Harry’ego Trumana, który był jego znacznie mniej groźnym zwolennikiem niż Franklin Roosevelt.
ÁM: Jest jeszcze jedna kontrowersyjna kwestia poruszana przez naukowców dotycząca wielkiego kryzysu, z którą się Pan zmierzył — kiedy gospodarka amerykańska rzeczywiście z niego wyszła? Powszechnie, z powodu zwiększonych wydatków publicznych, za ten moment uważa się drugą wojnę światową. Pan jednak proponuje inną odpowiedź w publikacji: Wartime Prosperity? A Reassesment of the U.S. Economy in the 1940s.
Robert Higgs: Biorąc pod uwagę jakiekolwiek normalne miary, pomijając stopę bezrobocia (która była bardzo niska podczas wojny, gdyż około 20 proc. przedwojennej siły roboczej zostało wcielonej do sił zbrojnych, a dalsze 20 proc. zostało zatrudnionych w zaopatrzeniu wojska i branżach powiązanych), gospodarka nie kwitła podczas wojny. Wiele dóbr nie było w ogóle produkowanych. Wiele zwykłych dóbr było racjonowanych. Niemal wszystkie dobra cywilne były poddane kontroli cen, przeto wiele z nich było w chronicznym niedoborze. Owszem, zdawać by się mogło, że ludzie mieli wysokie zarobki, lecz nie mogli ich zamienić na preferowane dobra konsumpcyjne i dlatego oszczędzali na gigantyczną skalę (20 — 25% dochodu osobistego). Autentyczny dobrobyt nie powrócił, dopóki wojna się nie skończyła. W roku 1946 można było zaobserwować najwyższą stopę wzrostu w produkcji prywatnej w całej historii Stanów Zjednoczonych — najprawdopodobniej było to ponad 30%, gdyby dało się to zmierzyć dokładnie.
ÁM: Mógłby nam Pan opowiedzieć jedną, dwie najciekawsze anegdoty lub reakcje wobec Pana prac (dotyczących efektu zapadki lub rewizji historii wielkiego kryzysu) ze strony Pana akademickich kolegów z głównego nurtu ekonomii?
Robert Higgs: Te obszary moich badań były dobrze przyjęte przez austriaków i również przez moich kolegów historyków z głównego nurtu. Moje prace na temat wzrostu rządu są często cytowane przez analityków wyboru publicznego, politologów, historyków i innych naukowców.
Moje dzieła o wielkim kryzysie zostały natomiast niemal w całości zignorowane przez makroekonomistów głównego nurtu — bez wątpienia dlatego, że według ich przekonań: „jeśli nie masz formalnego modelu — nie masz niczego”. Wydaje się, że nie są również w większości zdolni do zrozumienia, że standardowe dane makroekonomiczne dotyczące produkcji realnej i poziomu cen podczas drugiej wojny światowej są pozbawione znaczenia.
Ostatnio ktoś zwrócił moją uwagę na roboczy dokument NBER-u autorstwa Roberta J. Gordona i Roberta Krenna dotyczący końca wielkiego kryzysu. Autorzy poświęcają kilka akapitów, by zająć się moją tezą głoszącą, że druga wojna światowa nie zakończyła kryzysu (chociaż nie umieszczają żadnej mojej publikacji w przypisach), dochodząc do wniosku, iż jest ona zupełnie błędna. Biorąc jednakże pod uwagę charakter ich komentarzy — po części atakując poglądy, które fałszywie mi przypisali, po części odrzucając moją tezę, podpierając się danymi, których bezsensowność pokazałem — mam wrażenie, że właściwie nie przeczytali mojej książkiDepression, War, and Cold War (wersja w miękkiej oprawie z 2009, bo do tej zdaje się nawiązują w swoich komentarzach).
Natomiast w rozprawie opublikowanej w lutym 2010 r. przez Dyrekcję Generalną Komisji Europejskiej ds. Gospodarczych i Finansowych makroekonomista Paul van den Noord cytuje z szacunkiem mój wywód o niepewności ustroju w drugiej połowie lat 30. XX wieku, jako godny uwagi wkład w dającą się obronić interpretację wydarzeń makroekonomicznych tamtego okresu.
[1] Wywiad został opublikowany w La Escuela Austriaca desde Adentro II: Historias e ideas de sus pensadores, red. Adrián Ravier (Madrid: Unión Editorial, 2011).